Teksty. Z perspektywy Tybetańczyków

wersja do druku

Share

O przyszłości Tybetu

Dalajlama

 

Do tej pory szliśmy ustaloną ścieżką. W marcu Tybetańczycy z każdego zakątka naszego kraju odważnie i jednoznacznie zamanifestowali swoje głębokie oburzenie i żal. Nie tylko prości ludzie, ale także członkowie partii, urzędnicy, studenci - nawet z Uniwersytetu Narodowości w Pekinie. Bez różnicy - mężczyźni i kobiety, świeccy i duchowni - wszyscy dali wyraz swemu oburzeniu.

 

Pokładałem wtedy wielkie nadzieje w rządzie Chin. Wydawało mi się, że ujawnienie prawdy o sytuacji w Tybecie da mu do myślenia i skłoni do poszukiwania rozwiązań. Jednak władze okrzyknęły tybetańskich demonstrantów „politycznymi buntownikami" i uruchomiły machinę represji. Nie możemy dalej robić swojego, jakbyśmy nie wiedzieli, że to się wydarza.

 

Do tej pory szliśmy ścieżką poszukiwania rozwiązania, które byłoby korzystne dla obu stron, co cieszyło się poparciem świata, również Indii, oraz coraz większej liczby chińskich intelektualistów. Jeśli jednak idzie o nasz cel główny, poprawę losu Tybetańczyków w Tybecie, nie przyniosło żadnych rezultatów.

 

Zawsze powtarzałem, choćby w ogłoszonej w Parlamencie Europejskim propozycji strasburskiej, że ostateczna decyzja należy do narodu tybetańskiego. W latach dziewięćdziesiątych, w 1993 roku, straciliśmy kontakt z rządem Chin i na specjalnym spotkaniu podjęliśmy decyzję o dalszym kroczeniu tą drogą.

 

W tej chwili nie ma po temu powodu innego niż to, że na niej jesteśmy. O przyszłości Tybetu mają zdecydować Tybetańczycy, a nie ja sam. Po wtóre, głęboko wierzę w żywą demokrację; nie jestem jak komunistyczne Chiny, które mówią - na przykład: demokracja - a robią coś innego.

 

Mamy jedyną w swoim rodzaju kulturę dobroci i współczucia, która może służyć całemu światu. Walka Tybetu o prawdę nie leży tylko w interesie Tybetańczyków, ale całego świata, i niesie potencjał polepszenia życia Chińczyków. Zniszczenie religii i kultury Tybetu będzie ogromną stratą dla wszystkich. Nasza walka służyć ma więc ludziom po obu stronach. Musimy wszystko to omówić i znaleźć metody jej kontynuowania.

 

Rząd Chin oskarżył mnie o wywołanie marcowych protestów w Tybecie. Natychmiast zaprosiłem ich tutaj, żeby przeszukali moje biuro, przejrzeli papiery, a nawet przesłuchali nagrania ze spotkań z nowo przybyłymi z Tybetu. Nikt się jednak nie pojawił i niczego nie sprawdzał. Wydaje się więc, że jestem przeszkodą dla znalezienia rozwiązania dla Tybetu. Problem Tybetu jest problemem Tybetańczyków, więc to oni muszą podjąć decyzję. W tych okolicznościach 14 września oświadczyłem, że ta odpowiedzialność staje się zbyt ciężka i niczemu nie służy. Gdybym miał do czynienia z ludźmi uczciwymi, poradziłbym sobie, gdyż potrafię mówić rozsądnie i przyjmować argumenty. Tu jednak nie ma mowy o prawości.

 

Wyjaśniałem więc jasno - również dziennikarzom i tak dalej - że nie straciłem wiary w naród chiński, ale moja wiara w chiński rząd znika i staje się to bardzo trudne.

 

Zwołujemy zatem zgromadzenie, które ogłosiły kaszag i parlament tybetański. Prawdopodobnie nie podejmiemy od razu żadnych decyzji, musimy jednak wyciągać wnioski, analizować i wspólnie szukać długoterminowego rozwiązania w oparciu o prawdziwą, obecną sytuację. Taki jest cel tego spotkania.



Wystąpienie w Dharamsali, 26 października 2008 roku


Home Aktualności Raporty Teksty Archiwum Linki Pomoc Galeria
 
NOWA STRONA (od 2014 r.)