International Campaign for Tibet

14-03-2008

wersja do druku

Share

Zamknięcie lhaskich klasztorów

 

Po trzech dniach pokojowych demonstracji setek mnichów z Drepungu, Sera i Gandenu największe klasztory Tybetu zostały zamknięte i odcięte od świata kordonami wojska. 12 marca, w trzecim dniu najpoważniejszych od lat lhaskich protestów, manifestowali duchowni z Gandenu. Tybetańskie źródła informują o podobnych niepokojach w co najmniej dwóch innych świątyniach w centralnym i wschodnim Tybecie.

 

Biura podróży potwierdzają zamknięcie trzech największych stołecznych klasztorów. Według tybetańskich źródeł dwóch mnichów Drepungu próbowało odebrać sobie życie, a w Sera rozpoczęto protestacyjny strajk głodowy.

 

Ustalenie liczby zatrzymanych jest w tej chwili niemożliwe. Choć pierwsze reakcje władz na protesty były stosunkowo powściągliwe, wiele wskazuje na to, że rozpoczęła się rutynowa operacja służb bezpieczeństwa, która może doprowadzić do następnych aresztowań - z towarzyszącymi im nieodmiennie torturami - represji i kolejnej kampanii reedukacji politycznej. W stolicy Tybetu panuje atmosfera strachu i napięcia.

 

Władze chińskie zwyczajowo obwiniły o wywołanie protestów - które rozpoczęły się 10 marca, w 49. rocznicę narodowego powstania - Dalajlamę. Qin Gang, rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych, nazwał demonstracje „ukartowanym spiskiem politycznym kliki Dalaja, której celem jest wywoływanie niepokojów społecznych, oderwanie Tybetu od Chin i zrujnowanie stabilnego, harmonijnego, normalnego życia Tybetańczyków" (Xinhua, 13 marca).

 

„W ostatnich latach władze chińskie prowadziły politykę bardzo twardej ręki wobec tybetańskiej religii i kultury - powiedział ICT pochodzący z Lhasy uczony. - Nakłada się na to postępująca marginalizacja większości Tybetańczyków. Mam wrażenie, że mieszkańcy Lhasy są na progu załamania. Boję się reakcji władz. Wydaje się, że będzie ona standardowa: zbierają teraz informacje, co zawsze było preludium represji".

 

Według Radia Wolna Azja (RFA) dwaj mnisi Drepungu - Damczo i Kelsang z Kirti w Sichuanie - próbowali odebrać sobie życie. Obaj są w stanie krytycznym, istnieje obawa, że nie uda się ich uratować. Ponieważ nie zgodzili się na przewiezienie do szpitala, przebywają w klasztornej izbie chorych.

 

10 marca demonstrowało ponad 100 mnichów Drepungu, domagających się uwolnienia współbraci aresztowanych w październiku zeszłego roku za świętowanie przyznania Dalajlamie Złotego Medalu Kongresu. Duchowni tego klasztoru zapoczątkowali falę protestów, które rozpoczęły się w październiku 1987 i zakończyły ogłoszeniem stanu wojennego w marcu 1989 roku (po rządami ówczesnego sekretarza partii w regionie, a dziś prezydenta Chin, Hu Jintao). I wtedy w ich ślady poszli natychmiast mnisi z Gandenu i Sera.

 

Bezprecedensowe w ostatnich latach protesty trwają również w Sera, gdzie mnisi ogłosili strajk głodowy, domagając się wycofania z terenu świątyni oddziałów paramilitarnej Ludowej Policji Zbrojnej (chiń. wujing). 11 marca rozpędzono granatami z gazem łzawiącym demonstrację skandujących niepodległościowe hasła setek duchownych tego klasztoru. Dzień wcześniej 15 innych zostało zatrzymanych podczas protestu na Barkhorze (najprawdopodobniej dołączyły do nich dwie kobiety).

 

Dziampa Phuncog, szef rządu Tybetańskiego Regionu Autonomicznego, 11 marca powiedział w Pekinie zagranicznym dziennikarzom, że podczas protestów nikogo nie zatrzymano. Kolejne demonstracje mnichów z Sera dowodzą jednak, że ich koledzy zostali uwięzieni.

 

Tybetańskie źródła informują również o protestach w klasztorze Dica w okręgu Bajan (chiń. Hualong) prefektury Coszar (chiń. Haidong) prowincji Qinghai, do których doszło podczas „reedukacyjnej" wizyty grupy roboczej. Mieli w nich uczestniczyć niemal wszyscy duchowni i nie zostały one brutalnie spacyfikowane. Być może dlatego, że urzędników było zbyt mało i nie mogli otrzymać natychmiastowego wsparcia. Teraz klasztor otacza już wojskowy kordon i prowadzone jest dochodzenie, co zwiastuje falę represji, a następnie kampanię reedukacji patriotycznej.

 

Według innego źródła w jednej z wiosek w okolicach Lhasy urzędnikom kazano sprawdzić wszystkie meldunki (chiń. hukou) - najwyraźniej w celu zidentyfikowania „nieobecnych", czyli takich, którzy w ostatnim czasie mogli być w Indiach, co nieodmiennie oznacza trafianie na listę podejrzanych o związki z „separatystyczną kliką Dalaja". Fala protestów może też pociągnąć za sobą zaostrzenie kontroli granic, by zapobiec przekazywaniu „drażliwych" informacji przez uchodźców. W Tybecie grożą za to bardzo surowe kary.


Home Aktualności Raporty Teksty Archiwum Linki Pomoc Galeria
 
NOWA STRONA (od 2014 r.)