Centralna Administracja Tybetańska

30-07-2000

wersja do druku

Share

Nowa kultura socjalistyczna a kultura Tybetu

Departament Informacji i Stosunków Zagranicznych (DIIR), Dharamsala

22 czerwca 2000 Rada Państwa ChRL opublikowała białą księgę, poświęconą rozwojowi kultury, religii i edukacji w Tybecie. Łatwo dostrzec, że w istocie jest ona kolejną próbą ukrycia polityki represji i zbrodni na kulturze Tybetu. Centralny Rząd Tybetański w Dharamsali zwraca uwagę na następujące fakty:

1. Wprowadzenie

Tybet jest odrębnym krajem o bogatym dziedzictwie kulturowym i udokumentowanej ponaddwutysiącletniej historii. Z badań archeologów wynika, że cywilizacja tybetańska ma ponad sześć tysięcy lat. Od stuleci, a zwłaszcza po wprowadzeniu buddyzmu w VII wieku, Tybet był skarbcem niezwykłej kultury.

Niemniej „demokratyczne reformy”, wprowadzane przez komunistyczne Chiny od 1958 roku, oraz niszczycielskie kampanie maoistów obróciły Tybet w kulturową pustynię. Zagrożony jest już nawet język tybetański. „Wstyd mi, że muszę mówić, iż w Tybecie trzeba nauczać i używać języka tybetańskiego. Kraj, który świetnie sobie radził, posługując się swoim własnym językiem przez ponad tysiąc trzysta lat, utracił ów język po ledwie dwóch dekadach, jakie upłynęły od wyzwolenia przez partię komunistyczną. Dlatego właśnie trzeba apelować o promowanie języka tybetańskiego w Tybecie”, mówił poprzedni Panczenlama na forum Chińskiego Instytutu Tybetologii w 1988 roku.

W latach 80., dzięki wysiłkom Panczenlamy i innych patriotów, ożyła tybetańska sztuka i literatura. Niemniej to, co dotrwało do dzisiaj, jest zaledwie ułamkiem kulturowego bogactwa regionu, który nazywano kiedyś „ołtarzem świata”.

Tradycyjne struktury społeczne Tybetu niewątpliwie nie zaspokajały oczekiwań i dążeń całej populacji. W kraju o powierzchni ponad dwóch i pół miliona kilometrów kwadratowych rozkwitała jednak kultura, na straży której stali głęboko religijni Tybetańczycy. Chiny ponoszą całkowitą odpowiedzialność za zniszczenie owego dziedzictwa. A zagłada trwa nadal. Od 45 lat Chiny podają się za politycznego przedstawiciela Tybetańczyków. U progu XXI wieku ogłosiły się również strażnikiem tybetańskiej kultury.

2. Propaganda „ochrony” starożytnych manuskryptów i zabytków tybetańskiej kultury

Ogłosiwszy „reformy demokratyczne” w 1958 roku, Chiny rozpoczęły serię ideologicznych kampanii, które obróciły w gruzy niemal wszystkie klasztory i świątynie Tybetu. Komunistyczne Chiny zniszczyły ponad sześć tysięcy klasztorów wraz z ich bezcennymi posągami, wiekowymi rękopisami, księgami, relikwiami, malowidłami itd. Tybetańska religia i kultura – oraz propagowane przez nie wartości – zaliczono w poczet „czterech starych”; ich kultywowanie oznaczało prześladowania, więzienie, tortury, egzekucję. Dwadzieścia lat później tybetańska kultura właściwie nie istniała.

W 1978 roku Chiny ogłosiły „liberalizację” i przekazały symboliczne kwoty na odbudowę kilku najsłynniejszych zabytków, takich jak Potala - pałac dalajlamów, lhaska katedra Dżokhang, klasztory Sera, Drepung, Taszilhunpo, Sakja, Kumbum, Labrang Taszikjil, Derge Gonczen, Czamdo Gon itp. Inne świątynie odbudowywano z inicjatywy Tybetańczyków – ich rękoma i za ich pieniądze.

W Tybecie, jak i w całych Chinach, nie ma wolności religii. Władze pozwalają na praktyki dewocyjne, takie jak składanie pokłonów, palenie maślanych lampek czy okrążanie świętych miejsc. Jeśli jednak ludzie chcą odbudować zniszczoną przez chińskich ideologów świątynię, muszą prosić o zgodę władz, którą trudno uzyskać. Tybetańczycy, którzy nie ukończyli osiemnastego roku życia, nie mogą wstępować do klasztorów.

W całym Tybecie zmusza się dziś mnichów i mniszki do krytykowania Jego Świątobliwości Dalajlamy. Posiadanie jego zdjęcia jest przestępstwem. Wszyscy duchowni muszą też uznać Gjalcena Norbu, mianowanego przez Chiny Panczenlamą, i wyrzec się Genduna Czokji Nimy, którego wskazał Jego Świątobliwość Dalajlama, a o którego losie nic nie wiadomo. Odmowa oznacza wydalenie z klasztoru, uwięzienie i tortury. Do końca 1999 roku z klasztorów usunięto 11.409 mnichów i mniszek; zamknięto około dwudziestu świątyń.

Władze kontrolują klasztory poprzez „komitety demokratycznego zarządzania”. W świątyniach stacjonują chińscy policjanci. We wszystkich klasztorach obowiązują limity liczbowe. Duchowni mają pełnić rolę atrakcji turystycznej i dozorców – nie mogą podjąć poważnych studiów ani praktykować religii w tradycyjny sposób, zmusza się ich za to do udziału w nie kończących się wiecach „edukacji patriotycznej”. Święta religijne zmienia się w jarmarki, odbierając im duchowy wymiar.

W imię nowoczesności, Pekin promuje w Tybecie współczesną chińską kulturę i normy społeczne. W tybetańskich miastach wyrastają, jak grzyby po deszczu, domy publiczne, dyskoteki, kasyna i piwiarnie. W epoce wandalizmu, przed ogłoszeniem liberalizacji, zniszczono większość religijnych posągów i klasztornych dzieł sztuki. To, co udało się ukryć i ocalić, Tybetańczycy oddawali później odbudowanym klasztorom. Rząd Chin, który zawłaszcza dziś te przedmioty i mieni się obrońcą kultury Tybetu, przypomina lisa pilnującego kurnika.

3. Promowanie „nowej socjalistycznej kultury tybetańskiej” – tradycyjny Tybet mroczny, barbarzyński, zacofany

„Sztuka musi służyć sprawie socjalizmu”, powiedział Mao na pierwszym zjeździe, poświeconym sztuce i kulturze, który odbył się jeszcze w Yananie. Maksyma ta wydaje się przyświecać także jego następcom. Chińscy intelektualiści posługują się sloganem o „pięciu tysiącach lat kultury Hanów”, mającym dowodzić kulturalnego zacofania Tybetańczyków i innych mniejszości narodowych. Kierując się taką logiką, uznają, że ich misja polega na „reformowaniu” kultury tybetańskiej. Pierwszym etapem tego procesu jest obnażanie „ciemnoty” i „barbarzyństwa” kulturowego dziedzictwa Tybetu. Połączenie poczucia intelektualnej wyższości z polityką rządu znalazło wyraz w rozmaitych kampaniach. Doprowadziły one do tego, że obok tradycyjnej tybetańskiej kultury duchowej pojawiła się komunistyczna „kultura akademicka”, która nie jest ani tybetańska, ani chińska.

Kulturę tradycyjną piętnuje się jako „feudalną”; w nowym, socjalistycznym Tybecie obowiązywać ma „kultura akademicka”. Choć próbuje się ją zaszczepiać od szkoły podstawowej po uniwersytet, nie ma nic wspólnego z rzeczywistością społeczeństwa tybetańskiego.

Znajomość pustej „kultury akademickiej” pomaga w karierze poetom, pisarzom, tłumaczom i urzędnikom chińskiej administracji, niemniej nie wnosi niczego w tybetańską kulturę.

To, co Chińczycy nazywają „rozwojem kultury tybetańskiej”, sprowadza się do produkowania i rozpowszechniania literatury, filmów, pieśni itd., które sławią Tybet nowy, socjalistyczny i piętnują Tybet dawny – ciemny, barbarzyński, brutalny i zacofany.

4. Studia tybetańskie a interesy narodu tybetańskiego

Autorzy chińskiej białej księgi twierdzą, że dokonano ogromnych postępów w dziedzinie studiów tybetańskich, a zwłaszcza medycyny. Faktycznie jednak nowoczesne studia tybetologiczne zapoczątkowali w 1973 roku Europejczycy i Amerykanie, przy aktywnej pomocy Library of Tibetan Works and Archives z Dharamsali. Ogromne zainteresowanie tybetologią zachodnich uniwersytetów i studentów zmusiło chiński rząd do rozpoczęcia własnego programu badań. Jednak sponsorowane przez Chiny studia nie służą ani nauce ani interesom narodu tybetańskiego.

Uczonym postawiono jasne zadanie – wyniki ich badań mają dowodzić słuszności chińskich pretensji do panowania nad Tybetem. W pierwszym numerze naukowego periodyku Bod-jong Shib-jung (1982) opublikowano artykuł Dordże Ceringa, zastępcy sekretarza partii i przewodniczącego rządu TRA, który wykładał zasady owych badań: „Marksizm-leninizm i myśl Mao są kompasem, którym mają kierować się wszyscy uczeni; to także jedyne wytyczne dla naszej Tybetańskiej Akademii Studiów Społecznych”. Na koniec stwierdził też, że praca tybetologów musi służyć sprawie „jedności macierzy”.

W 1985 roku Dungkar Lobsang Trinlej pisał na łamach tego samego periodyku, że „uczony, który bada Tybetańczyków lub inną mniejszość pod kątem jej odmienności, narażony jest na oskarżenia o promowanie lokalnych nacjonalizmów”.

Nie ulega więc wątpliwości, że celem chińskiej tybetologii jest podkopywanie tybetańskiej tożsamości narodowej i dowodzenie, iż Tybet stanowi integralną część Chin.

W białej księdze czytamy, że „udało się uratować życie tradycyjnej medycynie tybetańskiej”. Dziwnym trafem nie wyjaśniono przy tym, że wyrok śmierci wydała na nią wcześniej Komunistyczna Partia Chin. Przed chińską inwazją w Tybecie działało wiele prywatnych i klasztornych klinik oraz uczelni, kształcących lekarzy i farmaceutów. Medycyna tybetańska rozwinęła się pod rządami królów, którzy opiekowali się Dharmą. W VIII wieku Juthok Jonten Gonpo wykształcił tysiące lekarzy. W XI wieku wielki tłumacz Locała Rinczen Zangpo założył szkołę medyczną w klasztorze Thoding w Ngari (zachodni Tybet). W 1643 roku V Dalajlama powołała szkołę medyczną Drophel Ling w klasztorze Drepung. W 1695 roku [jego minister] Desi Sangje Gjaco rozpoczął budowę szkoły Czakri Bedre Drophen Tana Ngocar Rigdzie Ling. W 1916 roku XIII Dalajlama utworzył Instytut Studiów Medycznych i Astrologicznych dla mnichów z różnych regionów Tybetu. Większość absolwentów wracała do swoich klasztorów i wiosek. Uczelnie medyczne działały przy wielu klasztorach w Khamie i Amdo.

Rozwojowi medycyny tybetańskiej przez całe wieki patronował rząd i instytucje klasztorne. W 1959 roku Chińczycy zbombardowali lhaski Czakri Bedre Drophen Tana Ngocar Rigdzie Ling, który do dziś leży w gruzach.

W czasach rewolucji kulturalnej (1966-76) medycyna tybetańska była „reliktem ciemnoty i zacofania”. Wielu słynnym lekarzom zgotowano „sesje walki klasowej”, po których trafiali do obozów pracy. Słynny Amczi Dziampa Thinlej został później zrehabilitowany i uznany za jednego z najwybitniejszych specjalistów w Chinach.

Prawda jest więc taka, że chiński rząd niszczył i zaniedbywał medycynę tybetańską aż do wczesnych lat 80. Z drugiej strony, Jego Świątobliwość Dalajlama starał się ratować medycynę tybetańską i wspierać jej rozwój, powołując w 1960 roku Tybetański Instytut Studiów Medycznych i Astrologicznych w Dharamsali. Dzięki lekarzom i farmaceutom z Instytutu o medycynie tybetańskiej zrobiło się głośno najpierw w Indiach, potem na całym świecie. Kiedy zagraniczni lekarze zaczęli doceniać rolę i wartość medycyny tybetańskiej, rząd Chin zmienił politykę i zgodził się na otwarcie Instytutu w Lhasie, „ratując w ten sposób życie” medycynie i farmakologii tybetańskiej.

5. Marginalizacja języka tybetańskiego

Chiny twierdzą, że w „życiu społecznym Tybetu powszechnie używa się języka tybetańskiego, który podlega ochronie prawnej”. Nie ma to jednak nic wspólnego z rzeczywistością. W Tybecie panuje dziś przekonanie, że dla ludzi, którzy studiują język tybetański, nie ma żadnej przyszłości. W książce zatytułowanej Monumentalne tajemnice dla ludu Krainy Śniegów na wiek XXI (opublikowanej przez klasztor Serthang Thekczen Czoeling w Golog w 1996 roku) Khenczen Dzigme Phuncog pisze: „W rzeczy samej język tybetański jest we współczesnym Tybecie bezwartościowy. Jeśli, na przykład, zaadresujemy list po tybetańsku, nie zostanie on doręczony nawet w Tybecie, o innych krajach nie wspominając. Nawet profesor języka tybetańskiego, jeśli przyjdzie mu podróżować, nie zgłębi rozkładu jazdy ani nie odczyta numeru swojego miejsca na bilecie. Kiedy trzeba znaleźć szpital albo sklep w mieście, znajomość tybetańskiego nie zda się na nic. Człowiek, który mówi tylko po tybetańsku, będzie miał problemy z załatwieniem najprostszych, codziennych spraw. Skoro nasz język jest bezużyteczny w naszym własnym kraju, gdzie mielibyśmy z niego korzystać? Jeżeli nic się zmieni, pewnego dnia język tybetański po prostu umrze. (...) Długo szukać w Tybecie szkoły, w której można by studiować nasz język i kulturę. (...) Co więcej, rodzice nauczyli się nie posyłać dzieci do szkół. Robią tak dlatego, że uczy się w nich chińskiego, a nie tybetańskiego. Nawet jeśli opanuje się chiński i ukończy szkołę średnią, w Tybecie nie ma szans na zdobycie dobrej pracy. Wszyscy i tak kończą na wypasie bydła i pracy w polu. Jest co prawda cień szansy na naukę w języku tybetańskim. Tyle że rodzice wiedzę, iż język ten jest bezużyteczny. Po co więc mieliby posyłać dzieci do szkoły?”.

W 1987 roku Zgromadzenie Tybetańskiego Regionu Autonomicznego (TRA) uchwaliło, że do 1993 roku tybetański będzie językiem wykładowym we wszystkich gimnazjach. W 1997 roku licea i uniwersytety miały nauczać większości przedmiotów po tybetańsku. Nigdy jednak nie przystąpiono do realizacji owych planów. Co gorsza, w kwietniu 1997 roku oficjalnie ogłoszono zmianę polityki językowej. Tenzin, zastępca sekretarza partii TRA, powiedział: „W 1987 roku podjęto decyzję o nauczaniu wszystkich chłopców i dziewcząt w języku tybetańskim – nie pomoże to jednak w ich rozwoju”. Tenzin wyjaśnił przy tym, że polityka ta „była niepraktyczna i nie miała nic wspólnego z rzeczywistością Tybetu”.

W 1989 roku, z inicjatywy poprzedniego Panczenlamy, powołano cztery eksperymentalne „klasy tybetańskie” w szkołach średnich. W 1995 roku Komitet ds. Edukacji TRA ogłosił, że okazały się one sukcesem i wezwał do objęcia tym programem również szkół wiejskich. Niemniej w 1996 roku władze chińskie utrąciły cały projekt, widząc w nim „wylęgarnię postaw nacjonalistycznych”.

Nieżyjący już Dungkar Lobsang Trinlej – wieki tybetański intelektualista, uznawany przez samych Chińczyków za „skarb narodowy” – niezmordowanie zabiegał o promowanie i rozwój języka tybetańskiego. W 1992 roku, tuż przed śmiercią, mówił: „Znaleźliśmy się w niebezpiecznej sytuacji. Mimo deklarowanej przez władze polityki, spada liczba osób, znających biegle język tybetański. (...) Choć formalnie język tybetański jest pierwszym językiem urzędowym we wszystkich instytucjach, w każdej komórce administracyjnej, czy to na zebraniach, czy w korespondencji, językiem roboczym jest chiński”. „W miastach i urzędach – zauważa Khenczen Dzigme Phuncog – ludzie nie potrafią już mówić po tybetańsku, choć ich rodzice są Tybetańczykami. Wielu straciło tożsamość. Co więcej, nawet jeśli posługują się językiem tybetańskim, nie jest on czysty. Co piąte, co trzecie słowo jest chińskie. Zwykli Tybetańczycy w ogóle ich nie rozumieją”.

6. System edukacyjny jako promotor kultury chińskiej

Władze chińskie mają rację, gdy mówią, że przed 1959 rokiem w Tybecie było bardzo mało nowoczesnych instytucji edukacyjnych. Niemniej istniały tysiące klasztorów, które były dostępnymi dla wszystkich ośrodkami wiedzy i tradycyjnej mądrości.

Pekin twierdzi, że od dziesięcioleci buduje „system edukacji powszechnej”, choć faktycznie przystąpiono do tego znacznie później. „Reformy demokratyczne”, a zwłaszcza chaos i szaleństwo rewolucji kulturalnej sprawiły, że system edukacyjny w Tybecie zaczął powstawać dopiero na początku lat 80.

W 1980 roku Chiny zaczęły prowadzić nową politykę gospodarczą i społeczną, uwzględniającą etniczną odrębność Tybetańczyków, której celem było „doprowadzenie do powrotu do Chin Jego Świątobliwości Dalajlamy”. W ramach tej strategii poczyniono autentyczne postępy w dziedzinie edukacji, niemniej już wkrótce zaczęło na to brakować funduszy. Wszystkie środki inwestowano w rozwój gospodarki rynkowej – ukochanego dziecka Deng Xiaopinga. W rezultacie w latach 1980-89 zamknięto 62 proc. tybetańskich szkół podstawowych; liczba uczniów spadła o 43 proc. [Rocznik statystyczny TRA, 1995].

W maju 1980 roku szef Centralnej Komisji ds. Mniejszości Narodowych, Yang Jingren mówił, że „we wszystkim, co robimy, musimy uwzględniać specyfikę etniczną i regionalną; nie ma miejsca na uogólnienia i arbitralne ujednolicanie”. Niemniej w programach nauczania nie znaleziono miejsca dla kultury tybetańskiej – zastąpiła ją kultura chińska.

W 1994 roku Chiny ogłosiły, że nauczanie w Tybecie będzie miało charakter obowiązkowy. Tybetańczycy nie skorzystają na tym, gdyż nie zmieniono przepisów z 1984 roku, które stanowią, że mieszkańcy regionów wiejskich muszą sami pokrywać koszty kształcenia na poziomie podstawowym (budynki, pensje nauczycieli itd.) przy symbolicznym wsparciu władz lokalnych. Większość Tybetańczyków mieszka właśnie w regionach wiejskich, co sprawia, że kształcenie obowiązkowe nie jest dla nich błogosławieństwem.

Większości Tybetańczyków nie stać na posyłanie dzieci do szkół. 4 czerwca 1994 roku Gjalcen Norbu, przewodniczący rządu TRA, przyznał, że „co trzeciego dziecka w TRA nie stać na chodzenie do szkoły”. Polityka, jaką prowadzą Chiny od 1984 roku, pogłębia przepaść między regionami wiejskimi i miastami, w których większość szkół finansują władze, gdyż tu większość stanowią chińscy osadnicy.

Dlatego też wielu Tybetańczyków decyduje się na wysyłanie dzieci do Indii, gdzie mogą kształcić się w szkołach, prowadzonych przez społeczność emigracyjną. Tybetańskie Centrum Praw Człowieka i Demokracji szacuje, że po 1984 roku z Tybetu uciekło od sześciu do dziewięciu tysięcy tybetańskich dzieci, które podjęły naukę w Indiach lub Nepalu.

Biała księga podaje, że w latach 1990-95 rząd ChRL zainwestował 1,3 miliarda yuanów w system edukacyjny w Tybecie. Lwią część tych funduszy przeznaczono jednak na kształcenie Tybetańczyków w Chinach, by wyhodować nowe pokolenie kadr, które zostaną poddane ideologicznemu praniu mózgów.

Autorzy białej księgi przytaczają imponujące dane statystyczne, nie wspominając jednak, że TRA oraz tybetańskie regiony prowincji Qinghai (Amdo) i Khamu mają najgorsze wskaźniki edukacyjne w całych Chinach – gorsze niż najbardziej zacofana prowincja Guizhou [Oficjalny raport o rozwoju Chin, 1997]. Innymi słowy, niezależnie od tego, ile nowych instytucji powołano w Tybecie po 1959 roku, najważniejszym celem systemu edukacyjnego pozostawało podporządkowanie Tybetańczyków Chinom. „Sukcesu naszej edukacji nie mierzy się liczbą dyplomów ani absolwentów liceów i gimnazjów – mówił Chen Kuiyan, sekretarz partii TRA, na konferencji poświęconej edukacji, która odbyła się w 1994 roku. – Ostateczną miarą sukcesu jest to, czy nasi absolwenci dają odpór czy też skłaniają się ku klice Dalaja, czy są lojalni wobec macierzy i sprawy socjalizmu, czy też mają je za nic”.

7. Media: narzędzie propagandy komunistycznych Chin

Autorzy białej księgi chwalą się „52 nowymi tytułami prasowymi”, programami telewizyjnymi, radiowymi itd. Należy jednak spytać, czy mogą one jednak publikować obiektywne, bezstronne informacje?

Jak każde państwo totalitarne, Chiny mają monopol na informację w Tybecie i czynią z niej narzędzie propagandy KPCh, której celem jest całkowite podporządkowanie Tybetańczyków Pekinowi. W okupowanym przez Chiny Tybecie nie ma mowy o prywatnych mediach i wolności słowa. Trudno też oczekiwać wolnych mediów w kraju, którego rząd wtrąca do więzień i torturuje ludzi za to, że nalepili na ścianie plakat lub wznieśli okrzyk, który nie podobał się władzy.

Aby ich propaganda mogła być skuteczna, Chiny robią wszystko, by uniemożliwić swoim obywatelom dostęp do niezależnych źródeł informacji. Nie wolno posiadać żadnych materiałów – publikacji, kaset magnetofonowych itd. – dotyczących Jego Świątobliwości Dalajlamy. Wielu Tybetańczyków trafiło za to do więzień na wiele lat. Chiński rząd przeznacza wiele pieniędzy na zagłuszanie tybetańskojęzycznych rozgłośni radiowych – Głosu Tybetu z Norwegii, Głosu Ameryki, i amerykańskiego Radia Wolna Azja.

Co więcej, głównym językiem mediów w Tybecie jest język chiński – choć pisany tybetański należy do najstarszych i najlepiej rozwiniętych języków na świecie. Tybetańskie Radio Ludowe i Telewizja Lhasa nadają przede wszystkim po chińsku. Tylko „14 magazynów i 10 dzienników” ze wspomnianych już 52 to pisma tybeńskojęzyczne. Co więcej - i tego nie dowiemy się już z białej księgi - większość artykułów najważniejszej gazety, Dziennika Tybetańskiego, stanowią przekłady z „wczorajszej” wersji chińskojęcznej.

Co się tyczy „sześciu tysięcy tytułów książek”, warto zauważyć, że żadna publikacja nie może kłócić się z oficjalną linią partii komunistycznej. Każdy autor, który ośmieliłby się rzucić wyzwanie oficjalnej propagandzie, straciłby pracę lub trafił do więzienia za „szerzenie kontrrewolucyjnych poglądów”. Większość publikowanych w Tybecie książek lekceważy uczucia Tybetańczyków, ich wizję historii, kultury i tradycyjnej mądrości. Niektóre otwarcie je wyśmiewają. Książki, podobnie jak media, nie służą kulturze Tybetu. Ich głównym celem jest podporządkowanie narodu tybetańskiego jego nowym, komunistycznym panom.

8. Podsumowanie

Żadne statystyki nie zmienią rzeczywistości – zagłady tybetańskiej religii i kultury. W ciągu pięćdziesięciu lat Chiny zniszczyły ponad sześć tysięcy tybetańskich klasztorów i świątyń, plądrując i sprzedając bezcenne posągi i inne dzieła sztuki sakralnej. Chińska okupacja kosztowała życie ponad miliona dwustu tysięcy Tybetańczyków.

Ostatnio głośna była sprawa planu „Walki z ubóstwem w Chinach Zachodnich”, którego celem jest grabież bogactw naturalnych Tybetu i promowanie chińskiego osadnictwa. To kolejne, śmiertelne zagrożenie dla unikalnego dziedzictwa kulturowego i narodowej tożsamości Tybetańczyków.


Home Aktualności Raporty Teksty Archiwum Linki Pomoc Galeria
 
NOWA STRONA (od 2014 r.)