Teksty. Z perspektywy Tybetańczyków

wersja do druku

Share

O czym tu rozmawiać?

Oser

 

Po zaprowadzonych w 2008 roku rządach terroru znów ruszył maraton rozmów chińsko-tybetańskich. Najbardziej chyba żałosne jest to, że wysłannicy Dalajlamy zaczęli wizytę od odwiedzenia prowincji Hunan, co jak sądzę, nie było spełnieniem ich marzeń. Dlaczego tam? Z uwagi na ostre lokalne potrawy czy może „świętą kolebkę rewolucji" w Shaoshanie? Tak, właśnie tam przyszedł na świat Mao Zedong, który przed półwieczem ślubował wyzwolić Tybet z kajdan imperializmu, przykrywając go w tym celu wojskowymi hełmami. Najwyraźniej wysłannikom urządzono klasyczną „czerwoną wycieczkę", żeby mogli „oddać hołd męczennikom sprawy i ich wielkim osiągnięciom" oraz odebrać lekcję „patriotyzmu".

 

Media jak zwykle rzuciły się na tym razem mocno opóźnioną rundę rozmów, spekulując, czy przyniosą one jakieś rezultaty. Jasne, że tak. Tyle że tu rezultatem jest jego brak. To już rytuał: zaczyna się i kończy na mówieniu. Szkoda tylko, że Tybetańczycy znów dali się obsadzić w roli „partnera" w jałowym spektaklu. Ci, którzy twierdzą, że wiążą z rozmowami jakieś nadzieje, są hipokrytami albo nie mają żadnego pojęcia o realiach i zamiłowaniu Chińczyków do „trzydziestu sześciu forteli" czy „sztuki wojny". Większość, jak sądzę, okazuje zadowolenie z dialogu wyłącznie pro forma, w głębi serca doskonale wiedząc, o co w tym naprawdę chodzi. Wielu przekonuje jednak, że rozmawiać jest lepiej niż nie utrzymywać żadnych kontaktów. Skoro gadają, coś ich musi łączyć. Zgoda, niezależnie od czasu i okoliczności dialog jest wartością samą w sobie.

 

Niemniej jednak jego fundamentami muszą być równość i szczerość. O czym rozmawiać, kiedy ich nie ma? Obie strony winny też okazywać sobie choćby minimum grzeczności, świadczącej o szacunku dla partnera i samego siebie. W uszach ciągle dzwonią mi słowa przedstawiciela Pekinu, wiceprzewodniczącego Departamentu Pracy Frontu Jedności, Zhu Weiquna, który w rządowej telewizji pogardliwie cedził o „ludziach pokroju Gjariego", czyli specjalnego wysłannika Dalajlamy. Trudno sobie wyobrazić, że gdy następnym razem ten nadęty sekretarzyna spotka człowieka, którego ma w takiej pogardzie, uda mu się zmusić do uprzejmego uśmiechu. Jeśli to ma być polityka, jest po prostu brudna i zakłamana. Przygnębia nas to, że najwyraźniej nie mamy wyboru. Ale czy na pewno? „Dopiero gdy zaczniemy się naprawdę szanować - pisał w kontekście palestyńskim Edward Said - kiedy pojmiemy głębię godności i słuszności naszej sprawy, zrozumiemy dlaczego niezależnie od tego, jak postrzegamy siebie, tylu ludzi na całym świecie jest gotowych udzielać nam wsparcia".

 

Przypomnijmy więc światu i sobie, że tuż przed powrotem do rozmów były szef departamentu wyznań, partyjny aparatczyk Ye Xiaowen odpowiedzialny za pranie mózgu „personelowi religijnemu", opublikował artykuł, w którym pisze, że wraz z szybkim rozwojem gospodarczym zaczęła się też „rozrastać tkanka" - fizycznie i metaforycznie - pewnych tybetańskich świątyń, „dających schronienie ludziom złym i leniwym" oraz czczącym „jak boga" Dalajlamę, który bezwstydnie miesza wiarę z polityką. „Pozytywne dostosowanie" tradycji buddyjskiej do wymogów nowych czasów wymaga „ograniczenia tkanki", „zredukowania boga" i „zreformowania wierzeń".

 

„Ograniczenia tkanki"? Czyżby pan Ye miał Tybetańczyków za narośl lub złośliwego guza? I jak wyobraża sobie taką operację? Pewien pekiński adwokat zajmujący się prawami człowieka powiedział mi, że zauważył, iż ilekroć władze chcą się policzyć z tybetańskimi intelektualistami, zaczynają od przeszukiwania internetu. A potem aresztują. Nie ma to nic wspólnego z walką z przestępczością - idzie wyłącznie o dławienie narodowej kultury i ducha. Od Amdo przez U-Cang po Kham poluje się na religijną i świecką elitę Tybetu. Jedni dostają wilcze bilety, inni trafiają do więzień za zbrodnię mówienia prawdy. Bezlitosne wycinanie intelektualnej „tkanki" odsłania intencje władz. Choć tyrania dławi jak ciężkie chmury smogu nad Pekinem, musimy wyraźnie widzieć własną drogę, bo czasami tracimy ją z oczu.

 

 

Pekin, 31 stycznia 2010

 

 


Home Aktualności Raporty Teksty Archiwum Linki Pomoc Galeria
 
NOWA STRONA (od 2014 r.)