Teksty. Z perspektywy Chińczyków

wersja do druku

Share

W dziesiątą rocznicę 4 czerwca

Xu Liangying

Tragiczny finał studenckich demonstracji w Chinach z 1989 roku – protestów przeciwko korupcji i apeli o demokrację – wstrząsnął światem. W tym samy czasie padały totalitarne reżimy w Związku Radzieckim i Europie Wschodniej. Kończyła się czterdziestoletnia zimna wojna, zmieniał bieg historii dwudziestego wieku. Wydarzenia te zmienią również historię Chin.

Ruch 1989 narodził się podczas uroczystości żałobnych ku czci Hu Yaobanga, byłego pierwszego sekretarza Komunistycznej Partii Chin, niesprawiedliwie potępionego (...) i odsuniętego przez Deng Xiaopinga (...) za zbytnią miękkość przy prowadzeniu kampanii przeciwko burżuazyjnej liberalizacji w 1987 roku. Studenci widzieli w Hu “ducha Chin”, co wywołało wściekłość Denga. 25 kwietnia 1989 roku Deng nazwał ruch studencki “zaplanowaną rebelią”, oskarżając go o wywoływanie “niepokojów”. Powiedział też, że rząd “nie powinien być zbyt wyrozumiały”: choć należy unikać rozlewu krwi, należy być nań “przygotowanym”. “Mając poparcie armii – powiadał Deng – rząd nie powinien bać się o swój wizerunek, dopóki odnotowuje sukcesy na polu gospodarczym”. Deng dodał, że błędy Hu Yaobanga (...) otworzyły drzwi przed zamieszaniem w 1989 roku. Uważał, że trzeba aresztować “niektórych ludzi” i zidentyfikować “czarne ręce”.

To wystąpienie stało się podstawą wstępniaka, który opublikował następnego dnia Dziennik Ludowy – nie ulegało wątpliwości, że władze szykują się do ciosu. Otwarta wrogość nie wywołała jednak gwałtownych reakcji studentów. Odpowiedzieli pokojowym, zdyscyplinowanym marszem. Żądali, by władze zrewidowały swoje stanowisko. Rząd zdobył się na odrobinę tolerancji i nie utopił tej demonstracji we krwi. Umiarkowana, opanowana postawa obu stron dawała nadzieję, że Chiny mogą pójść w stronę demokracji. Niestety, władze nie wycofały się jednak z błędnej oceny. Co więcej, studenci nie chcieli wrócić do szkół bez gwarancji bezpieczeństwa. Doprowadziło to do przeciągającej się sytuacji patowej. I w końcu trzy tysiące studentów rozpoczęło strajk głodowy na Tiananmen. Obraz tylu młodych ludzi, składających ofiarę na ołtarzu Chin i demokracji, wywołał ogromne poruszenie i sympatię w całym kraju. Na ulice Pekinu codziennie wychodził milionowy tłum; wiadomości docierały też do innych regionów kraju. W jednej chwili znikła frustracja, wywołana pogarszającą się od lat atmosferą społeczną. Ludzie znaleźli cel. Dawały o sobie znać najlepsze cechy narodu chińskiego.

A mimo to ten wzniosły, powszechny ruch (...) utopiono we krwi na pekińskiej (...) Alei Niebiańskiego Spokoju. Był to szok dla każdego, w którym było coś z człowieka. Czterdzieści dni wcześniej wszystko to zaplanował z zimną krwią Deng Xiaoping. Najpierw odsunął Zhao Ziyanga, a potem ściągnął do miasta tysiące żołnierzy.

Ale Deng (...) nie żyje od dwóch lat. Nowi przywódcy powinni znaleźć w sobie odwagę i zerwać kajdany posłuszeństwa wobec Denga. Muszą dokonać nowej oceny demonstracji studenckich z 1989 roku, zrehabilitować zabitych i rannych podczas masakry, zrehabilitować wszystkich prześladowanych i wprowadzić w życie podpisany niedawno Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych. Władze chińskie muszą zerwać z tradycją karania za krytykę i słowo, znieść cenzurę (...) zagwarantować wolność słowa, myślenia, wyznania, wyrazu, mediów i publikacji. Jeżeli rząd chce rzeczywiście zrobić coś dobrego i trwałego dla ludu Chin, (...) powinien wziąć przykład z Jianga Jingguo. Jiang odziedziczył autorytarną władzę, ale z czasem zaczął słuchać głosu ludu i dostosował się do nowych czasów. Zniósł cenzurę i pozwolił na pierwsze w dziejach Chin wolne, wielopartyjne wybory. Warto zauważyć, że od niemal dwudziestu lat guomindang wciąż rządzi na Tajwanie i że Tajwańczycy nadal wspominają Jianga Jingguo. Władze powinny pójść tą właśnie drogą, gdyż jest ona dobra i godna szacunku. Jeżeli tego nie zrobią, niemal na pewno czeka je los filipińskiego Marcosa i indonezyjskiego Suharto.

Kontekst globalny

Trudno jednak liczyć na łaskawość władców i czekać, aż wprowadzą rządy demokratyczne. Historia uczy, że od szesnastowiecznej Holandii, przez siedemnastowieczną Anglię, po osiemnastowieczną Amerykę demokracja rodziła się ze zbrojnych rewolucji. Po zwycięstwie aliantów w drugiej wojnie światowej stała się nieodwracalnym światowym trendem. Walka zbrojna nie jest już jedyną drogą do demokracji – zwłaszcza w Chinach. Po dwunastu latach wojen i dziewiętnastu latach samozniszczenia Chin nie stać już na kolejne zawirowania. Co więcej, z historii Chin przed 1940 rokiem wynika, że zdobycie władzy siłą prowadzi wyłącznie do nowej dyktatury i kolejnej feudalnej zmiany dynastii. (...)

Idea demokracji jest obca Chińczykom, którzy od pięćdziesięciu lat żyją i kształtują się w zamkniętym, ksenofobicznym systemie. Dotyczy to zwłaszcza ludzi młodych, którzy uczestniczyli w kampaniach rewolucji kulturalnej. Rewolucję kulturalną pozornie potępiono (...) niemniej maoistowska idea rebelii jest nadal bardzo popularna. Wielu demokratycznych działaczy z Chin i zagranicy na tę przerażającą maoistowską mentalność: szalony głód władzy i wzniecania walk frakcyjnych, obsesję konspiracyjnych spisków i walki o władzę. Ta mentalność nie była tak powszechna wśród działaczy studenckich z 1989 roku – być może dlatego, że kształtowali się w latach 80., przesyconych duchem myśli liberalno-demokratycznej i polityki otwarcia.

Budowanie demokracji

Demokracja potrzebuje czasu. Demokracje zachodnie zbudowano na fundamencie Renesansu i Oświecenia. Korzenie feudalnej tradycji Chin sięgają tysięcy lat. Idee liberalizmu i demokracji zaczęły oddziaływać na Chiny pod koniec dziewiętnastego wieku. Punktem szczytowym ich popularności był Ruch Czwartego Maja [1919 roku]. W 1915 roku Chen Duxiu stwierdził: “Aby zerwać ze swoją ignorancją (...) Chińczycy muszą skoncentrować się na nauce i prawach człowieka”. W styczniu 1919 roku powiedział: “Tylko Pan Demokracja i Pan Nauka mogą ocalić Chiny przed politycznym, moralnym, naukowym i teoretycznym mrokiem”. Chen ślubował “walczyć do śmierci” o swoją sprawę. Jego śmiała myśl nie tylko zainspirowała całe pokolenie młodych ludzi, ale i wskazała jasny kierunek modernizacji Chin. Ruch Czwartego Maja stał się symbolem i zapoczątkował nową erę.

Niemniej później, pod wpływem zmian w polityce światowej i Rewolucji Październikowej w Rosji, Chen zainteresował się marksizmem. Był jednym z założycieli Komunistycznej Partii Chin. Marksizm i teoria walki klasowej kazały mu porzucić idee demokratyczne. We wrześniu 1920 roku powiedział: “Demokracja należy wyłącznie do burżuazji; jest narzędziem, którym posługuje się burżuazja, by rządzić na wieki proletariatem”. (...) I tak przywódca Czwartego Maja zniszczył ideę demokracji. (...)

Po kilku krótkich latach fala rewolucyjnej walki klasowej zdusiła ducha Czwartego Maja. Niektórzy intelektualiści, tacy jak Hu Shi i Luo Longji, nadal skłaniali się ku zachodniej myśli demokratycznej, byli jednak słabi i osamotnieni. Często stawali się przedmiotem ataków obu stron konfliktu. Kiedy marzenia Chena Duxiu o dyktaturze proletariatu stały się rzeczywistością w 1949 roku, demokrację, wolność i prawa człowieka uznano za “niebezpieczne zagrożenia”. W Chinach nie było już dla nich miejsca.

Polityka izolacjonizmu skończyła się w 1978 roku. Wolność i demokracja pozostawały jednak tabu dla Denga (...) i “trzeciej generacji przywódców”. Co dwa lata Deng obwieszczał kampanię walki z “burżuazyjnym liberalizmem” albo “duchowymi zanieczyszczeniami”. Teoretyczne rozważania o demokracji były nadal ryzykowne i pozwalali sobie na nie tylko nieliczni. W 1987 roku zbadano 130 tysięcy artykułów dotyczących nauk społecznych, które opublikowano w tysiąc ośmiuset dziennikach i periodykach w latach 1984-85. Okazało się, że tylko jeden dotyczył demokracji. Z tego, co wiem, ukazał się on w Przeglądzie Nauk Politycznych i traktował o teorii równowagi ogólnej amerykańskiego ekonomisty Kennetha Arrowa, która miała stanowić wyzwanie dla tradycyjnej liberalnej demokracji. W 1988 roku wielokrotnie krytykowałem ten artykuł jako bałamutny. Po 1988 roku w oficjalnych mediach pojawiło się wiele artykułów na temat demokracji, z reguły posługiwano się w nich jednak fałszywymi argumentami. Niektóre były jawnie antydemokratyczne, neoautorytarne czy wręcz rasistowskie. Polemika z nimi była niemal niemożliwa. Po masakrze 4 czerwca wprowadzono ścisłą cenzurę polityczną i w ogóle nie można już było pisać o demokracji.

Potrzeba oświecenia

Niektórzy wierzą, że demokracja pojawi się naturalnie wraz z postępem gospodarczym. To pogląd błędny i bezpodstawny. Czy gospodarka chińska jest obecnie na niższym poziomie niż grecka sprzed dwóch i pół tysiąca lat czy amerykańska sprzed lat dwustu? Jaki system polityczny mają wysoko rozwinięte państwa Bliskiego Wschodu? Jaki system polityczny obowiązuje w Singapurze lub Malezji, które głoszą “wartości azjatyckie”, czyli, precyzyjniej, tradycyjny feudalizm?

Inni twierdzą, że nadzieją dla chińskiej demokracji jest rozwój klasy średniej. To prawda tylko po części. Klasa średnia, która rodzi się w procesie transformacji gospodarczej, jest bardzo złożona: jedni bogacą się z dnia na dzień, przekuwając władzę na pieniądze, inni pasożytują na biurokracji. Nawet ci, którzy weszli na rynek dzięki ciężkiej pracy, interesują się wyłącznie sprawami gospodarczymi, mającymi wpływ na ich życie. Tylko nieliczni dbają o politykę.

Chińskiej demokracji trzeba niezależnych, uczciwych intelektualistów, którym będzie wolno myśleć i krytykować. Nie powinni być powiązani z żadną grupą władzy. Ich wiara w demokrację, poczucie odpowiedzialności społecznej, idee i działania powinny konstruktywnie oddziaływać na całe społeczeństwo (...)

Najpierw muszą się “oświecić” sami intelektualiści: zerwać z ciasną, arogancką mentalnością, stworzoną przez oficjalną propagandę. (...) Wstydzę się tego, że choć poświęciłem się walce o demokrację i jako młody człowiek domagałem się i jej, i praw człowieka od guomindangu, padłem później ofiarą błędnej wiary w marksistowski dogmat, nie mając większego pojęcia o prawdziwym znaczeniu demokracji i praw człowieka. Ja też wierzyłem, że demokracja przyjdzie sama, jeśli tylko władzę przejmie KPCh, prawdziwy rzecznik interesów większości. (...) Dopiero w połowie lat 70. zacząłem widzieć wszystko we właściwej perspektywie. Ponieważ starałem się uczyć, zrozumiałem wreszcie, na czym polega demokracja. Przepaść między ideałami demokracji a oficjalną doktryną marksistowską sprawia, że intelektualiści naszego pokolenia mają ogromne trudności ze zrozumieniem prawdziwego znaczenia demokracji. Trzeba do tego wysiłku, nauki i wielu przemyśleń – to jedyna droga do autentycznego oświecenia.

Intelektualista oddany chińskiej demokracji potrzebuje nie tylko ogromnego poczucia odpowiedzialności społecznej, ale i jasnego umysłu i samokrytycyzmu. Owej krytyce powinni przede wszystkim podlegać dyktatorzy, naruszenia praw człowieka oraz inne negatywne zjawiska społeczne, ale również niepożądane skłonności i niemoralne postępki działaczy demokratycznych. Tylko duch obiektywizmu i czystej moralnie krytyki może pomóc w zdrowym rozwoju sił demokratycznych.

Realizm

Chińska droga do demokracji powinna być drogą pokojową. Powinna być racjonalna i nie powielać starych schematów zbrojnych powstań i rewolucji. Demokracja sprzeciwia się wszelkim formom dyktatury, a więc środki, jakimi posługuje się ruch demokratyczny, muszą być zgodne z zasadami demokracji. Nie powinien on zatem działać potajemnie, w podziemiu, jak wiele ruchów powstańczych przeszłości. (...)

Chińska droga do demokracji będzie długa; trzeba na niej rozwagi i wizji (...) Należy wyciągać wnioski z historii i uważnie analizować sytuację. Hasła ruchu społecznego muszą być realistyczne. Jeżeli wiadomo, że czegoś nie da się osiągnąć, nie należy przy tym obstawać. Wzywając ludzi po podjęcia działań, trzeba przede wszystkim myśleć o ich bezpieczeństwie. (...)

Na kilka dni przed 4 czerwca 1989 roku dało się słyszeć głosy osób, które uznały, że “rozlew krwi” wywoła protesty w całym kraju. Tyle że ludzie ci nie zamierzali umierać z innymi. Taka postawa szokuje, przywodząc na myśl metody Mao Zedonga i Jiang Qing. Nawet po 4 czerwca ci sami ludzie, oglądający już ogień z drugiego brzegu rzeki, powiadali, że studenci nie powinni byli opuszczać Placu Tiananmen, lecz “bronić go swoim życiem”, gdyż “lepiej walczyć i przegrać, niż nie walczyć w ogóle”. Grali podobnych Mao “wielkich strategów”, przypisując sobie przy tym stworzenie ruchu demokratycznego. “Do przodu, tracąc” (...) to strategia hazardzistów i spekulantów giełdowych. Jeżeli stosuje się w ruchu demokratycznym, gra się ludzkim życiem. Prawdziwi działacze demokratyczni wiedzą, że najwyższą wartością demokracji jest człowiek, jego godność i jego prawa. Owych praw jest wiele, a jedno z najważniejszych stanowi prawo do życia. Jak ktoś, kto tak mało ceni ludzkie życie, cudze życie, może mienić się działaczem demokratycznym?

W zeszłym roku Chiny ogarnęła gorączka tworzenia nowych partii politycznych. Tacy działacze pojawili się najpierw w Hangzhou i Shandongu. Wielu ogłosiło powołanie Demokratycznej Partii Chin (DPCh). Zagraniczne media przyklasnęły tym działaniom i udzieliły im poparcia. Wydawało się, że do Chin zawitała wiosna demokracji. Pochodzę z Zhejiangu i, oczywiście, interesuję się rodzinnym miastem. Kiedy Wang Youcai [założyciel DPCh] wezwał działaczy z Zhejiangu do podjęcia próby zarejestrowania partii podczas wizyty prezydenta Clintona, powiedziałem, że jestem temu przeciwny. Skoro nie ma wolności słowa, mówiłem, jak można myśleć poważnie o powołaniu partii opozycyjnej? Próba jej utworzenia musi skończyć się represjami, a to, moim zdaniem, oddala, a nie zbliża do celu. Później dowiedziałem się, że ludzie, którzy próbowali zarejestrować partię w Shandongu, obiecali władzom, że nie będą kwestionować przewodniej roli KPCh i obecnych przywódców. W ten sposób DPCh nie różniłaby się niczym od istniejących już “patriotycznych partii demokratycznych”, które pełnią rolę dekoracji, zajmując dziewiąte miejsce na wystawie. To, w gruncie rzeczy, zniewaga dla demokracji. (...) Mimo to Wang Youcai został skazany na 11 lat więzienia, co dowodzi tylko słabości i poczucia zagrożenia władz.

Skompromitowane teorie

W ostatnich latach coraz częściej słyszy się apele o wolność akademicką. To dobre zjawisko. Choć abstrakcyjne teorie nie rozwiążą problemów politycznych, ten trend musi zachwiać fundamentami filozofii marksistowskiej i oficjalnej ideologii. (...) Ponieważ uczeni o liberalnych poglądach mówią tylko o historii i teorii, unikając drażliwych kwestii politycznych, mają znacznie więcej swobody niż ci, którzy rzucają władzom wyzwania. Jeżeli rzeczywiście wykorzystamy ten trend, możemy zyskać bardzo wiele.

Niestety, są też złe wieści. Niektórzy, na przykład, widzą w liberalizmie przeciwieństwo demokracji. Próbują budować tak zwaną “demokrację antyliberalną”, która w istocie jest narzędziem walki z demokracją. Uczony, który napisał cenną pracę o podstawach liberalizmu i konstytucjonalizmu, kończy swój wywód słowami: “Czysta demokracja bezpośrednia może przynieść tylko demokrację totalitarną lub zdegenerować się w dyktaturę. Nie może prowadzić do konstytucjonalizmu”. Może dla kogoś brzmi to przekonująco, niemniej kłóci się z historycznymi faktami i jest przeciwieństwem powszechnie uznawanych zasad demokracji.

Wiadomo, że system demokratyczny narodził się dwa i pół tysiąca lat temu w Atenach (...) O wszystkich sprawach politycznych decydowali wszyscy obywatele podczas wieców, które zwoływano trzy, cztery razy w miesiącu. “Nasz ustrój polityczny nazywamy demokracją – powiada Perykles – ponieważ władza polityczna należy do wszystkich obywateli, a nie do jakiejś grupki. Kiedy jednostki toczą spór, są równe wobec prawa. (...) W życiu prywatnym jesteśmy wolni i tolerancyjni. W życiu publicznym przestrzegamy prawa”. Arystoteles wierzył, że “duchem demokracji jest wolność. (...) Sądy zbiorowości są często lepsze od sądów jednostek. (...) Duża grupa jest mniej podatna na korupcję niż mała”. Demokracja ateńska przetrwała dwieście pięćdziesiąt lat. Władzę kilkakrotnie przejmowali tyrani, ale rządzili bardzo krótko. Prawo ateńskie stanowiło, że zabójca tyrana nie będzie skarżony. Demokrację ateńską zdławiła militarna inwazja. Cytowane wyżej konkluzje o “degeneracji w dyktaturę” są więc zupełnie bezpodstawne.

Określenie “demokracja totalitarna” musi dotyczyć demokracji pozornej albo faszyzmu. Słowo totalitaryzm weszło do użytku w latach 20., po utworzeniu faszystowskiej dyktatury we Włoszech. Odnosi się do rządów jednej partii (...) i ścisłej kontroli nad społeczeństwem w sferze polityki, gospodarki, kultury, myśli i informacji. Prawa i swobody obywatelskie nie istnieją. Podobnie wyglądała sytuacja w hitlerowskich Niemczech i w Rosji. W 1937 roku Mussolini ogłosił z dumą, że “Włochy i Niemcy są największymi i najdoskonalszymi demokracjami na świecie”. Na cześć tych rządów – za sprawą represji i propagandy – wiwatowały na ulicach setki tysięcy obywateli. Jeśli uznać to za demokrację, to jeszcze bardziej spektakularnym sukcesem była z pewnością demokracja chińskiej rewolucji kulturalnej, która specjalizowała się w gwałcie, zniszczeniu i rabunku. Tylko gdzie tu demokracja? To w rzeczy samej zaprzeczenie demokracji. Od starożytnych Aten do dziś wolność jest warunkiem sine qua non demokracji. Rządy mas, które odbierają jednostce wolność – na przykład dyktatura jakobińska czy rewolucja kulturalna – nie mają nic wspólnego z demokracją. Jak więc można twierdzić, że czysta demokracja musi przerodzić się w totalitaryzm?

Nie ma demokracji bez wolności

Niewiarygodne bzdury tego rodzaju oraz apele o “nowe spojrzenie na Ruch Czwartego Maja”, połączone z krytyką jego “wybujałych” ideałów, wprawiają ludzi w pomieszanie. Niektórzy z dawnych działaczy demokratycznych nie chcą dziś nawet rozmawiać o demokracji. Ilekroć porusza się ten temat, okazuje się, że rozmawiamy o “demokratycznym centralizmie”, “demokracji mas” w stylu rewolucji kulturalnej czy “demokracji konstytucyjnej”.

Jak gdyby nie wiedzieli, że demokracja wiąże się z wolnością, równością, prawami człowieka i rządami prawa. Nie sprowadza się do “decyzji większości”, “wolnych wyborów” czy “rozliczania rządu”. Demokracja powinna promować ducha wolności, równości, rządów prawa oraz zapewniać wszelkie niezbywalne prawa obywateli. Wszystkie prawdziwe demokracje w historii opierały się na rządach prawa. Nawet jeśli nie miały konstytucji, prawa zwyczajowe ograniczały władzę rządzących. Tak było w Anglii od chwili przyjęcia Wielkiej Karty Swobód w 1688 roku. Choć kraj był monarchią, faktyczną władzę sprawował parlament. Dla odróżnienia od monarchii tradycyjnych, system ten nazwano monarchią konstytucyjną. W tym sensie nawet bezpośrednia demokracja ateńska ma charakter konstytucyjny. Nic więc nie przemawia za stawianiem “konstytucjonalizmu” przed “demokracją”.

Oczywiście, w porównaniu ze współczesnymi demokracjami, Ateńczykom daleko było do ideału. Przede wszystkim brakowało im pojęcia praw człowieka. Większość obywateli mogła więc deptać prawa mniejszości. Zabiła nawet wielkiego Sokratesa. Czternaście lat później wrócono jednak do tego wyroku i tym razem stracono oskarżyciela. Ta demokracja nie stała się “tyranią większości”. W nowoczesne systemy demokratyczne wbudowana jest ochrona praw człowieka, nie może być więc w nich mowy o żadnej “tyranii”. (...)

Przed dziesięciu laty marzył się nam oświecony ruch praw człowieka, który wpisałby się w 70. rocznicę Czwartego Maja i 200. rocznicę francuskiej Deklaracji Praw Człowieka. W ciągu tych dziesięciu lat, między innymi na skutek masakry z 4 czerwca, wielu ludzi uświadomiło sobie wagę praw człowieka. Niemniej pogarszająca się sytuacja polityczna i pewne problemy w łonie chińskiego ruchu demokratycznego sprawiły, że nie dokonaliśmy wielkich postępów na drodze do demokracji. Wiele było pomieszania, często musieliśmy się cofać. Kiedy spoglądam za siebie, uświadamiam sobie palącą potrzebę i ogrom trudności, jakie wiążą się z przyniesieniem Chinom demokratycznego oświeceniem. Musimy ożywić ducha Czwartego Maja, musimy wierzyć, że tylko demokracja i nauka mogą ocalić Chiny przed mrokiem. Musimy trwać przy idei demokratycznego oświecenia, choć czeka nas długa droga.

Siedemdziesięciodziewięcioletni Xu Liangying pracował w Indtytucie Historii Nauki Chińskiej Akademii Nauk. Weteran ruchu praw człowieka, wydalony z partii w 1957 roku podczas kampanii “antyprawicowej”. Jego przekłady dzieł Einsteina, dotyczących między innymi filozofii i praw człowieka, wywarły ogromny wpływ na wielu młodych chińskich intelektualistów.

Copyright © China Rights Forum

(wszystkie skróty od CRF)


Home Aktualności Raporty Teksty Archiwum Linki Pomoc Galeria
 
NOWA STRONA (od 2014 r.)