Teksty. Z perspektywy Tybetańczyków

wersja do druku

Share

Komunikat dla 14. Tybetańskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych

Dalajlama

 

Jak wszystkim wiadomo, dawnym Tybetem złożonym z trzech prowincji (czolka sum) władała linia czterdziestu dwóch królów - od Njatriego Cenpo (127 p.n.e.) po Tri Ralpaczena (828 n.e.). Panowali oni niemal tysiąc lat. W tym okresie Tybet był środkowoazjatyckim mocarstwem, porównywalnym - pod względem siły militarnej i wpływów politycznych - z Mongolią i Chinami; pod względem literatury, bogactwa i rozmachu religii oraz kultury cywilizacja tybetańska ustępowała jedynie indyjskiej.

 

Po rozpadzie administracji centralnej w wieku IX rozpoczęły się rządy wielu władców, którzy panowali jedynie w swoich dzielnicach. Czas nie służył dobrze jedności Tybetu. Na początku XIII wieku i Tybet, i Chiny znalazły się pod kontrolą Czyngis-chana. Choć Drogon Czogjal Pagpa przywrócił Tybetowi suwerenność i rządził trzema prowincjami w latach sześćdziesiątych tamtego stulecia, częste zmiany panujących Phamo Drugpów, Rinpungpów i Cangpów utrudniały zachowanie jedności kraju przez następne trzysta osiemdziesiąt lat. Brak rządu centralnego i nierzadkie konflikty wewnętrzne osłabiały polityczne znaczenie państwa.

 

W 1642 roku V Dalajlama powołał gabinet, Ganden Phodrang, i od tego czasu politycznymi oraz duchowymi przywódcami Tybetu zostawali jego kolejni następcy. Pod rządami V Dalajlamy trzynaście dzielnic zachowywało polityczną stabilizację, rozwijał się buddyzm, a Tybetańczycy cieszyli się szczęściem i pokojem.

 

Na przełomie XIX i XX wieku Tybet nie miał silnej władzy wewnętrznej i nie wykorzystał szansy nawiązania konstruktywnych stosunków ze światem. XIII Dalajlama objął władzę polityczną w roku 1895, lecz z powodu brytyjskiej inwazji musiał uciekać do Mongolii i Chin w 1904 roku, a sześć lat później, po najeździe rządzonych przez mandżurską dynastię Chin, do Indii. Kiedy okoliczności pozwoliły na powrót, w 1913 roku ponownie proklamował suwerenność Tybetu. Dzięki nauce z wygnania wprowadził nowoczesną oświatę oraz reformy, mające wzmocnić rząd. Przyniosło to pewne pozytywne rezultaty, lecz nie oznaczało wypełnienia jego wizji, o czym najlepiej świadczy polityczny testament, który ogłosił na rok przed śmiercią, w 1932 roku. Mimo bezbarwnego przywództwa i ułomności regentów oraz ich administracji, Ganden Phodrang był gwarantem stabilnej władzy przez cztery stulecia.

 

Już jako młody człowiek byłem świadomy palącej potrzeby modernizowania tybetańskiego systemu politycznego. Kiedy miałem szesnaście lat, zostałem zmuszony do objęcia władzy politycznej. W owym czasie brakowało mi pełnego zrozumienia realiów wewnętrznych, o sprawach zagranicznych nie wspominając.

 

Niemniej jednak bardzo pragnąłem zgodnych z duchem czasu reform i udało mi się doprowadzić do pewnych fundamentalnych zmian - niestety nie mogłem ich kontynuować z powodu okoliczności, na które nie miałem żadnego wpływu.

 

Wkrótce po przybyciu do Indii, w kwietniu 1959 roku powołaliśmy departamenty, na których czele stali kalonowie (ministrowie) odpowiedzialni za edukację, zachowanie kultury oraz byt naszej społeczności. Rok później, świadomi wagi demokratyzacji, wybraliśmy pierwsze Zgromadzenie Przedstawicieli Ludowych, a w 1963 roku przyjęliśmy projekt konstytucji przyszłego Tybetu.

 

Stabilizacji i postępu nie zagwarantuje system oparty na jednym człowieku - trzeba do tego poparcia ludzi i ich uczestnictwa w procesie politycznym. Samowładztwo jest tak anachroniczne, jak niepożądane. Zrobiliśmy bardzo wiele, by wzmocnić nasze demokratyczne instytucje, mające służyć długoterminowym interesom Tybetańczyków nie za sprawą pragnienia naśladowania innych, lecz przez to, że demokracja jest najbardziej reprezentatywną formą rządów. W 1990 roku powołano komitet, któremu powierzono zadanie przygotowania Karty Tybetańczyków na wychodźstwie, a rok później zwiększono liczbę deputowanych do (jedenastego) Zgromadzenia (będącego najwyższą tybetańską władzą ustawodawczą na wychodźstwie), które wkrótce potem formalnie przyjęło Kartę, obejmując wszystkie wspomniane prerogatywy. Biorąc pod uwagę ograniczenia, jakie narzuca wygnanie, są to osiągnięcia, z których możemy być dumni.

 

W 2001 roku Tybetańczycy po raz pierwszy wybrali bezpośrednio politycznego przywódcę, kalona tipę. Od tego czasu byłem na połowicznej emeryturze, nie musząc już zajmować się codziennymi sprawami administracyjnymi i mogąc poświęcać więcej czasu sprawie rozumianej szerzej kondycji ludzkiej.

 

Istotą systemu demokratycznego jest, najzwięźlej, przyjmowanie zobowiązań politycznych w drodze wyboru i dla dobra powszechnego. Nadszedł czas, bym przekazał moje formalne uprawnienia takiemu przywódcy, aby nasz proces demokratyzacji mógł zostać doprowadzony do końca. Brak doświadczeń i politycznej dojrzałości naszych instytucji demokratycznych uniemożliwiał nam zrobienie tego wcześniej.

 

Dalajlamowie sprawowali władzę polityczną niemal cztery stulecia, więc wielu Tybetańczyków, zwłaszcza w kraju, może mieć kłopot z wyobrażeniem sobie i zaakceptowaniem ustroju, w którym przywódcą nie jest Dalajlama, dlatego też od pięćdziesięciu lat nie szczędziłem wysiłków na propagowanie świadomości politycznej i zachęcanie do udziału w procesie politycznym.

 

W orędziu z 10 marca 1969 roku mówiłem na przykład: „Kiedy nadejdzie dzień, że Tybetem znów władać będą jego własne dzieci, to one same wybiorą sobie model rządów. Może, ale nie musi znaleźć się w nim miejsce dla linii Dalajlamów. Czynnikiem szczególnie ważnym będzie zdanie patrzącego w przyszłość, młodszego pokolenia".

 

W tym samym duchu, 10 marca 1988 roku oświadczyłem: „To ludzie zdecydują nawet o dalszym trwaniu instytucji Dalajlamy". Już w latach osiemdziesiątych zacząłem systematycznie przypominać kaszagowi, Zgromadzeniu i społeczeństwu tybetańskiemu, że mają wziąć na siebie pełną odpowiedzialność za administrację i sprawy narodu tak, jakby nie było pośród nich Dalajlamy.

 

Poinformowałem przewodniczących trzynastego Zgromadzenia i Sądu Najwyższego, że należy zwolnić mnie z czynności wynikających ze statusu politycznego i administracyjnego, takich jak składanie ceremonialnych kontrasygnat pod decyzjami legislatury. Propozycji tej nie wzięto nawet pod rozwagę. Swoje racje wyłuszczyłem ponownie 31 sierpnia 2010 roku (zwołanemu przez parlament) pierwszemu „powszechnemu zgromadzeniu Tybetańczyków". Nie ma już czasu na dalsze odkładanie decyzji w tak ważkiej sprawie. Wszystkie niezbędne poprawki do Karty i właściwych ustaw należy wprowadzić podczas tej sesji, całkowicie uwalniając mnie w ten sposób od władzy formalnej.

 

Muszę tu przyznać, że wielu rodaków w kraju i poza jego granicami żarliwie prosiło mnie, bym w tej krytycznej chwili nadal sprawował polityczne przywództwo. Moja decyzja nie jest spowodowana pragnieniem pozbycia się odpowiedzialności czy też zniechęceniem. Wręcz przeciwnie - pragnę delegować uprawnienia z jednego tylko powodu: długofalowego interesu Tybetańczyków. Zapewnienie ciągłości tybetańskiej administracji na wychodźstwie oraz naszej walki są sprawami wagi najwyższej, póki sprawa Tybetu nie znajdzie pomyślnego rozwiązania.

 

Jeżeli zostaniemy zmuszeni do pozostania na wygnaniu przez kolejne dziesięciolecia, nieuchronnie nadejdzie czas, gdy nie będę mógł już pełnić roli przywódcy. Musimy zatem wypracować stabilny system rządów, kiedy jestem jeszcze sprawny i zdrowy, by emigracyjna administracja mogła zdać się na siebie, nie zaś na Dalajlamę. Jeżeli uda nam się budować odtąd taką strukturę, wciąż będę mógł pomóc rozwiązywać problemy, o ile zostanę o to poproszony. Jeśli jednak proces ten będzie opóźniany i moje przewodnictwo okaże się niedostępne nagle, wynikające stąd niezdecydowanie okazać się może wyzwaniem przytłaczającym. Obowiązkiem wszystkich Tybetańczyków jest więc podjęcie wszelkich niezbędnych kroków w celu zapobieżenia takiej ewentualności.

 

Jako jeden z sześciu milionów Tybetańczyków, świadomy przy tym, że Dalajlamów łączy z rodakami szczególna więź karmiczna i historyczna, zamierzam służyć sprawie Tybetu, póki będę darzony zaufaniem i wiarą.

 

Choć artykuł 31 mówi o radzie regentów, z założenia - odpowiadając tradycji - miał charakter przejściowy. Brak w nim projektu modelu politycznego przywództwa bez Dalajlamy, zatem znowelizowana Karta musi być dostosowana do demokratycznego systemu wyboru liderów na określone kadencje. Trzeba więc podjąć wszelkie niezbędne kroki - z powołaniem odrębnych komisji włącznie - by uzgodnić i wprowadzić poprawki do Karty oraz właściwych ustaw jeszcze podczas tego posiedzenia.

 

Na skutek tego procesu część moich publicznych inicjatyw - takich jak projekt konstytucji Tybetu (1963) czy wytyczne przyszłej polityki (1992) - stracą moc. Zmiany wymaga również obecna nazwa instytucji Ganden Phodrangu z Dalajlamą na czele.

 

Z modlitwami o owocne posiedzenie,

 

 

Tenzin Gjaco, XIV Dalajlama

11 marca 2011

 

 

 

 

 

 


Home Aktualności Raporty Teksty Archiwum Linki Pomoc Galeria
 
NOWA STRONA (od 2014 r.)