Teksty. Z perspektywy Tybetańczyków

wersja do druku

Share

Narzucanie wizji cepem

Oser

 

W pięćdziesiąt lat po 1959 roku rząd Chin obudził się nagle i wpadł na pomysł proklamowania Dnia Wyzwolenia Niewolników. W bęben wali z zapałem cały kraj, od wielkich po maluczkich, orkiestrą dyrygują wszechobecni najwyżsi przywódcy. W telewizji co godzinę zderzenie tybetańskiego nowego ze starym, w pekińskich taksówkach wszystkie stacje trzeszczą o wiekopomnym przeobrażeniu, huczy o nim internet, w kraju i za granicą wystawy z tym samym przesłaniem. Nawet szacowne periodyki wydają numery specjalne poświęcone półwieczu „rewolucji demokratycznej" na Dachu Świata.

 

„Nie ma w tym wszystkim żadnej subtelności - zauważył amerykański tybetolog Elliot Sperling. - Chiny bezwzględnie dążą do zdominowania wizji historii Tybetu. Wszelkimi środkami, z przemocą i przymusem włącznie". W zgiełku pisania na nowo historii - nie bacząc na koszty, na linię frontu rzucono potężne oddziały - międli się stare i wykuwa nowe frazesy z przebojem sezonu na czele: „opacznym odczytaniem". Pełno go we wszystkich tubach lansujących chińską miękką siłę, a Du Yongbin z pekińskiego Centrum Tybetologii doliczył się jego pięciu aspektów w „społeczeństwach zachodnich".

 

Jeden z nich, napisał w wynoszonym pod niebiosa artykule, dotyczy „błędnego odczytania rozwoju i modernizacji" Tybetu. „Każda grupa etniczna, w tym naturalnie Tybetańczycy - pracowicie wyplata z politycznie poprawnej tezy swojego chochoła - ma prawo uczestniczyć w zdobyczach rozwoju społecznego, technologicznego i modernizacji", lecz „na Zachodzie są tacy, którzy nie chcą ewolucji tybetańskiej kultury i dostosowania jej do nowoczesności". Na pierwszy rzut oka słuszne to i sprawiedliwe. Jasna sprawa, nie należy odrzucać modernizacji, a już na pewno nie mogą odmawiać jej innym ci, którzy sami obficie z niej czerpią, niemniej trudno oprzeć się wrażeniu, że aplikowana, jak u pana Du, mechanicznie i materialistycznie, służy ona przede wszystkim maskowaniu ukrytych pobudek. Pewien tybetański weteran podsumował to zwięźle w petycji do władz: „Tybetańczycy potrzebują modernizacji, ale nie jest to równoznaczne z koniecznością zostania Hanami".

 

O „opacznym odczytywaniu" Tybetu pisał też wydawany w Stanach Zjednoczonych klon Dziennika Ludowego, rodzimego organu partii. Gadzinówki z tej półki nie potrzebują akademickiego makijażu i walą prosto z mostu: „Jak skutecznie walczyć z tym problemem na Zachodzie? Jest tylko jedna droga. Chiny muszą stać się tak potężne, by kontrolować dyskurs w głównym nurcie społeczności międzynarodowej. Aby nasz głos był naprawdę słyszalny, trzeba stać się graczem, który może narzucać swoje reguły. Dopiero to położy kres błędnemu czytaniu Tybetu na Zachodzie".

 

Choć brzmi to nieprawdopodobnie arogancko, mają za co próbować. Niedawno ujawniono, że na walkę o huayu quan, „przewagę w dyskursie", rząd sypnął swoim trzem głównym tubom - agencji Xinhua, Dziennikowi Ludowemu i CCTV - po okrągłe piętnaście miliardów yuanów. Naprzód, w świat, na papierze i w eterze ziścić tak pięknie wyartykułowane słodkie marzenie. Tyle że pieniądze brzęczą inaczej niż prawda. Bardzo wpływowy zagraniczny dziennikarz opowiadał mi niedawno, że został zagadnięty, prywatnie, przez machera z agencji Xinhua, który chciał wiedzieć, jak skutecznie kształtować opinię na Zachodzie. „Pozycją - odpalił bez wahania. - Wy pełnicie rolę tuby propagandowej, w której z definicji nie ma miejsca na zastanawianie się, czy podawane przez was informacje mają cokolwiek wspólnego z prawdą, więc jesteście bez szans na zdobycie takiego autorytetu. Z kolei nasze zadanie polega na zarabianiu pieniędzy, co wymaga pisania prawdy i jest warunkiem koniecznym zyskania opiniotwórczej reputacji". Ponoć aparatczyk miał bardzo niewyraźną minę.

 

Nie musimy się więc martwić o rezultaty kampanii, w którą rząd Chin inwestuje tyle energii i środków. „Tak prymitywna propaganda - uważa Sperling - raczej nie zyska powszechnego aplauzu za granicą, trafiając co najwyżej do już przekonanych lub za tym tęskniących". Świat się kręci i zmienia, a ostateczny werdykt wydaje opinia publiczna. Sowieci byli kiedyś znacznie potężniejsi od ChRL i zdołali zamydlić oczy milionom, dziś jednak każde dziecko wie, że ich ustrój przypominał jedynie faszyzm, nazywany „zbrodnią XX wieku".

 

 

Pekin, 7 kwietnia 2009


Home Aktualności Raporty Teksty Archiwum Linki Pomoc Galeria
 
NOWA STRONA (od 2014 r.)