Teksty. Z perspektywy Chińczyków

wersja do druku

Share

Niechciani przez partię

Wang Lixiong

 

W czwartek, ósmego listopada Komunistyczna Partia Chin rozpocznie swój XVIII Zjazd, który nazywa pieszczotliwie „dużą osiemnastką". Nie należę do żadnej partii politycznej i nigdy nie czułem najmniejszego zainteresowania posiedzeniami akurat tej. Tyle tylko, że mieszkam w Pekinie. Jestem pisarzem, Hanem. Żona, Oser, również pisarka, jest Tybetanką. Mieszka z nami jeszcze moja dziewięćdziesięcioletnia mama.

 

Przed kilkoma tygodniami chińska policja polityczna poprosiła moją żonę o opuszczenie Pekinu z powodu zbliżającej się „osiemnastki" i celebrowanej co dziesięć lat koronacji nowych przywódców. Partia komunistyczna uważa Tybetańczyków i muzułmańskich Ujgurów z zachodnich Chin za szkodniki i widzi w nich wichrzycieli, o ile nie terrorystów. Tak się jednak składa, że moja żona jest drobna, przejrzysta jak szyba w oknie, a terroryzm ją mierzi.

 

Niemniej zdarzyło się jej protestować na piśmie przeciwko losowi, jaki zgotowano jej tybetańskim rodakom. Partia umieściła ją za to na czarnej liście, zakazała publikować, odebrała pracę i odmówiła paszportu. Kiedy żona zastosowała się do ostatniego polecenia i ruszyła do domu, była co rusz zatrzymywana i rewidowana przez policję. Podczas gdy tysiące Chińczyków wlewają się do Tybetu samolotami, pociągami, autobusami, samochodami i motocyklami, Tybetańczycy stają się we własnym kraju obcymi, zawracanymi na wszystkich rogatkach.

 

Mojej żonie udało się wreszcie dotrzeć do Lhasy tylko dlatego, że stołeczna bezpieka kazała policji ją przepuścić ze względu na „osiemnastkę". W końcu to teraz absolutny numer jeden.

 

A potem znowu przyszli do mojego domu, dwudziestego czwartego października. Tym razem chcieli, żebym to ja wyniósł się z Pekinu. Sam miałem się domyślić, dlaczego partia uznała mnie za zagrożenie. Uprawiam literaturę, fikcję, choć napisałem też dwie książki o mniejszościach narodowych w Chinach, chcąc zrobić coś dla wzajemnego zrozumienia różnych grup etnicznych. Czy nie podoba się to partii? Tak sądzę. Wykładający w Pekinie ujgurski profesor zaprosił mnie do siebie na Kurban Bajram, najważniejsze święto muzułmańskie, ale Biuro Bezpieczeństwa Państwa zabroniło mi przyjęcia zaproszenia i żeby się upewnić, że tego nie zrobię, wystawiło za moimi drzwiami całodobowy posterunek.

 

Wszystko to obywa się bez jakichkolwiek procedur prawnych. Kiedy zapytałem strażników, z jakiego tytułu stoją na moim progu, bez słowa wskazali palcem sufit. Wszyscy wiemy, co to znaczy - polecenie przyszło „z góry", „od partii". W międzyczasie ujgurskiemu uczonemu zabroniono obchodzenia święta w towarzystwie przyjaciół. Powód? „Osiemnastka".

 

W interesie swego zebrania partia kazała żonie opuścić mnie, a mnie matkę, która jest w takim wieku, że wymaga ciągłej opieki. Traf chce, że wstąpiła do partii komunistycznej w tysiąc dziewięćset czterdziestym siódmym roku - kiedy to wciąż wymagało odwagi, na dwa lata przed proklamowaniem Republiki Ludowej. Zrobiła to, bo chciała dać odpór nacjonalistom, których rządy uważała za „nieludzkie".

 

Chętnie bym ją zapytał, co sądzi dziś o „ludzkości" Komunistycznej Partii Chin, ale nie chcę jej sprawiać bólu, jaki wywołałoby to pytanie.

 

Odpowiedziałem esbecji, że partyjne konklawe nie jest powodem do rozdzielania rodzin. Na to oni zagrozili, że jeśli nie wyjadę, zrobi się „nieprzyjemnie". Nie rozwinęli tego. Postanowiłem więc zaczekać w domu. Jaką przykrość może mi szykować partia, która obwieszcza całemu światu, że jest wierna rządom prawa?

 

Pekin, 6 listopada 2012

 

 

 


Home Aktualności Raporty Teksty Archiwum Linki Pomoc Galeria
 
NOWA STRONA (od 2014 r.)