Radio Wolna Azja

2-08-2005

wersja do druku

Share

Rabunek skarbów Tybetu

Starożytna himalajska kultura Tybetu – od lat dławiona ścisłą kontrolą Pekinu – ponosi , jak twierdzą uczeni i mieszkańcy regionu, niepowetowane straty, spowodowane coraz większą liczbą włamań i kradzieży oraz nielegalnym handlem zabytkami z grobowców, klasztorów i świątyń. Handel kradzionymi antykami potęguje, często z pomocą skorumpowanych urzędników lokalnych, komercjalizacja tradycyjnej kultury tybetańskiej.

„Pierwszy zaczął kopać szef okręgu – twierdzi mieszkaniec tybetańskiej prefektury Dulan (tyb. Tulan) prowincji Qinghai, w której znajduje się wielki kompleks często rabowanych tybetańskich grobowców. – Aresztowano i skazano wtedy wiele osób, ale nie poprawiło to sytuacji. W zeszłym roku złapali ponad 200 chłopów, w większości Hui [chińskich muzułmanów], ale byli wśród nich również Hanowie [etniczni Chińczycy]”.

Rabunek grobowców

Grobowce te leżą na terenie Tybetańsko-Mongolskiej Prefektury Autonomicznej Haixi (tyb. Conub), dawnego centrum Jedwabnego Szlaku, w którym narodziła się kultura Nuomuhong. Podczas wykopalisk odkryto tu złote monety z Imperium Rzymskiego, srebrne monety perskie i wiele tybetańskich skarbów. Centralne Biuro ds. Zabytków umieściło Haixi na liście dziesięciu najważniejszych odkryć archeologicznych 1996 roku, nie ochroniło to jednak grobowców przed rabusiami.

Robotnicy napływowi często dorabiają do dniówek bardzo opłacalnym okradaniem grobów, a uzbrojeni strażnicy strzegący niektórych grobowców nie powstrzymają ich wszystkich. „Przed kilku laty podjęto pewne kroki, żeby walczyć ze złodziejstwem – powiedział RFA Tybetańczyk z Dulanu – okazały się one jednak nieskuteczne, ponieważ grobowce leżą dość daleko od siebie na górskich zboczach. W większości nie zostało już dosłownie nic”.

Oficer z okręgowego komisariatu policji twierdzi, że władze próbują położyć kres temu procederowi. „Mamy specjalny oddział od zabytków – powiedział RFA – który z pewnością aresztuje każdego złodzieja”. Muzealnikom brakuje jednak środków na ochronę zabytków, które rozpływają się w powietrzu na ich oczach.

Brak funduszy

„Nie mogą nic zrobić – powiedział RFA Daba z Muzeum Prefektury Haixi. – Droga jest w strasznym stanie. Wszystko rozbija się o pieniądze i problemy finansowe. Załóżmy, że pracujecie w służbie bezpieczeństwa i dowiadujecie się, że ktoś okrada grobowiec. Jedziecie tam i nikogo nie znajdujecie. Co możecie zrobić? Dla nas to przede wszystkim problem finansowy. Nie mamy środków na ochronę zabytków”.

Problemem są nie tylko grupy przestępcze. Według tybetańskich uczonych i przywódców buddyjskich swój udział w trwającej od kilku dziesięcioleci grabieży mają również agendy rządu, instytucje naukowe oraz osoby prywatne z Chin i zagranicy.

Wang Lixiong, chiński uczony z Pekinu, który wiele pisze o Tybecie, mówi, że dramat kultury tybetańskiej zaczął się od zniszczeń epoki rewolucji kulturalnej, za którymi stały władze państwowe: „W czasach Mao uważali zabytki za śmiecie i kazali je niszczyć. Dziś widzą w nich towar i nimi handlują. To, co robili wtedy, i to, co robią teraz, jest po prostu przestępstwem”.

Wielu zagranicznych uczonych obawia się, że kultura Tybetu powoli ginie.

Pomocnicy złodziei

Pema Łangjal, profesor wykładający buddyzm tybetański na Western University w Los Angeles, twierdzi, że urzędnicy państwowi często są w zmowie ze złodziejami i przemytnikami, handlującymi dziełami sztuki kradzionymi z tybetańskich klasztorów i świątyń. „Kradzieże są na porządku dziennym w wielkich klasztorach Tybetu, ale władze nie prowadzą poważnych dochodzeń ani nie informują o tym procederze – powiedział RFA. – W latach osiemdziesiątych z klasztoru Taer (tyb. Kumbum) skradziono na przykład siedem drogocennych złotych lamp ofiarnych. Uważam, że pochodziły z czasów dynastii Ming. Sprawa trafiła ad acta. To samo dzieje się w wielu innych świątyniach”.

W amerykańskich muzeach, uczelniach i prywatnych kolekcjach jest wiele bezcennych dzieł sztuki tybetańskiej, dodaje Łangjal: „Wspaniałe przedmioty ma choćby Muzeum Azji w Los Angeles. Część pochodzi ze zbiorów prywatnych, ale o proweniencji innych nie wiadomo nic. Są wśród nich rzeczy bezcenne z czasów dynastii Ming i Yuan”.

Niedawno na aukcji w Nowym Jorku ktoś kupił kociołek do gotowania ryżu z czasów dynastii Tang i posąg buddyjskiego bóstwa opiekuńczego z epoki Ming.

Skarby trafiają za granicę

„Widziałem ten posąg na własne oczy. Kosztował trzy miliony osiemset tysięcy dolarów amerykańskich”, mówi Łangjal.

Żywy Budda (chiń. huo fo, tyb. tulku) Agja Rinpocze, były opat Kumbumu, prowadzi obecnie Tybetański Ośrodek Współczucia i Mądrości w Kalifornii. Jego zdaniem problem narastał w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. „Do najpoważniejszej sprawy doszło, kiedy byłem tam opatem – powiedział RFA. – Wydaje mi się, że wydarzyło się 25 sierpnia 1987 roku. Skradziono słynne lamy Wudan z czystego złota. Potem przedmioty znikały jeden po drugim. Pamiętam, że kiedy raz wyjechałem w sprawach świątyni, skradziono osiem bezcennych zabytków z naszego muzeum, w tym kulę z kości słoniowej”.

Według Kedrupa (chiń. Qirap), mnicha z Kumbumu, który pracował w klasztornym biurze odpowiedzialnym za sprawy bezpieczeństwa, działają zorganizowane siatki, zajmujące się nielegalnym handlem tybetańskimi antykami: „Przemycają skradzione przedmioty. Z reguły przewożą je do Chin samochodami, a potem przerzucają za granicę z Guangzhou lub Guangdongu”.

Coraz więcej kradzieży

Kedrup potwierdza, że skala nielegalnego handlu ciągle rośnie. „Kradną przede wszystkim posągi Buddy i stare przedmioty, które dziś mają ogromną wartość, na przykład figurki z sulfonianów lub jadeitu”. Inni obserwatorzy wskazują na sytuację polityczną Tybetu, zajętego przez wojska chińskie w latach 1949-51. Dziś zalewa go fala chińskich osadników, którzy są głównymi beneficjentami boomu gospodarczego z ostatnich lat.

Rinczen Taszi, tybetański uczony ze Stanów Zjednoczonych, uważa, że rząd ChRL chce jedynie kontrolować Tybet i nie przywiązuje większej wagi do próśb Tybetańczyków, domagających się zwrotu zabytków narodowych czy własności prywatnej. „Nawet na najwyższych szczeblach nikt specjalnie nie interesuje się sprawami takimi jak własność prywatna, prawa człowieka czy prawa indywidualne. Trzeba przepisów i woli politycznej, żeby wzmocnić ochronę tego, co należy do Tybetańczyków. Tyle że Tybetański Region Autonomiczny nie ma właściwie żadnej autonomii. Jeżeli przyznają Tybetańczykom pewną autonomię i zaprowadzą w całym kraju rządy prawa, Chiny staną się demokratycznym państwem prawa, a wtedy wszyscy mieszkańcy ChRL, Tybetańczycy czy Hanowie, będą mogli strzec swojego dobytku”.

Materiał serwisu mandaryńskiego, opracowany przez Bai Fana.


Home Aktualności Raporty Teksty Archiwum Linki Pomoc Galeria
 
NOWA STRONA (od 2014 r.)