International Campaign for Tibet

5-10-2006

wersja do druku

Share

Zastrzelenie mniszki, obawy o los innych uciekinierów

 

Według naocznych świadków przed pięcioma dniami chińska straż graniczna zastrzeliła pod przełęczą Nangpa-la dwudziestokilkuletnią tybetańską mniszkę. Towarzysze ucieczki nie zanieśli do Nepalu jej zwłok, ponieważ bali się, że mogą zostać zatrzymani przed przekroczeniem granicy. Na razie nie udało się potwierdzić informacji o zabiciu do sześciu innych uchodźców. Do wypadku doszło na zlodowaciałej przełęczy położonej na wysokości 5716 m n.p.m. o sześć kilometrów na zachód od Czo Oju. Wielu zagranicznych himalaistów z obozu bazowego pod szczytem widziało na własne oczy, jak chińscy żołnierze klękają, mierzą i strzelają do Tybetańczyków, wśród których były dziesięcioletnie dzieci.

 

 

ucieczkagrupa
 

 

 

Jeden ze wspinaczy, atakujących ośmiotysięcznik oddalony o jakieś dwadzieścia kilometrów od granicy z Nepalem, napisał, że do strzelaniny doszło rankiem 30 września: „Zobaczyłem sznur Tybetańczyków podchodzących do przełęczy - normalny widok. A potem, bez żadnego ostrzeżenia, padły strzały. Kanonada. Ludzie zaczęli biec w górę. Patrzyliśmy, jak ostrzeliwany ludzki wąż brnie przez śnieg i jak padają na ziemię dwa cienie. Sprawdziliśmy przez lornetkę - dwie osoby leżały i nie dawały znaku życia".

 

Drugi himalaista, brytyjski przewodnik, powiedział ICT, iż inni wspinacze widzieli, że jedna z tych osób później wstała, nie wiadomo jednak, czy nie zmarła na skutek odniesionych ran. Wszyscy himalaiści chcieli pozostać anonimowi, dopóki nie opuszczą terytorium Chin.

 

Grupa uciekinierów - w wieku od dziesięciu do trzydziestu kilku lat, w większości z Khamu - liczyła ponad siedemdziesiąt osób. Czterdzieści trzy przeżyły strzelaninę i zdołały przekroczyć granicę Nepalu; w tej chwili wędrują do ośrodka tranzytowego w Katmandu. Lokalne źródła informują, iż uchodźcy obawiają się, że ofiar było więcej. Nie wiadomo, co stało się z ponad trzydziestoma uciekinierami. Mogli zostać schwytani przez chińskie służby bezpieczeństwa, ponieważ tego samego dnia na pobliskiej drodze widziano wojskowe samochody i ambulanse. Inne źródło utrzymuje, że uchodźcy zostawili na przełęczy podziurawione kulami ciało mniszki, ponieważ bali się, że zostaną aresztowani.

 

„W bazie mogło być nawet sześćdziesięciu wspinaczy - powiedział ICT brytyjski przewodnik. - Widzieli, jak chińscy żołnierze klękają, celują i raz po raz strzelają do zupełnie bezbronnych ludzi. Nie mieliśmy pojęcia do kogo, ale widzieliśmy, że to ludzie. Kilka godzin później na przełęczy pojawiła się karawana jaków z Nepalu i wtedy nie padły żadne strzały. Najwyraźniej nie strzelają na ślepo. Przeżyliśmy szok".

 

Nangpa-la jest głównym szlakiem handlowym między Tybetem a Nepalem i najpopularniejszą trasą uchodźców. Uciekinierzy z Tybetu byli wcześniej ostrzeliwani po obu stronach granicy, lecz ten wypadek należy do najpoważniejszych w ostatnich latach. Strzelali prawdopodobnie funkcjonariusze Ludowej Policji Zbrojnej, paramilitarnej formacji wyodrębnionej z Armii Ludowo-Wyzwoleńczej na początku lat osiemdziesiątych. LPZ odpowiada za bezpieczeństwo wewnętrzne, kontrolę granic i ochronę rozmaitych instytucji, w tym więzień. Jej funkcjonariusze patrolują górskie przełęcze, przez które Tybetańczycy - od dwóch do trzech tysięcy osób rocznie - próbują przedostać się do Nepalu, by dotrzeć do Indii, żeby znaleźć tam schronienie przed prześladowaniami lub po prostu zobaczyć Dalajlamę. Trzecią część uciekinierów stanowią dzieci, wysyłane do szkół prowadzonych przez tybetańską diasporę. Wśród uchodźców jest wielu mnichów i mniszek, pragnących zdobyć wykształcenie monastyczne, którego uzyskanie uniemożliwiają restrykcje nakładane na klasztory w Tybecie.

 

Himalaiści z bazy pod Czo Oju często widują karawany jaków i tybetańskich uchodźców. Dokładnie przed trzema laty (październik jest sezonem wspinaczkowym) ICT informowało o podobnym incydencie, gdy chińska straż graniczna otworzyła ogień do grupy uciekinierów. Jeden z nich oświadczył później, że przełęcz udało się przekroczyć zaledwie siedemnastu z trzydziestu czterech osób. Resztę zatrzymały służby bezpieczeństwa; nie wiadomo, czy któraś z nich została postrzelona. W 2002 roku zachodni wspinacze byli również świadkami strzelania do uchodźców, a nawet ścigania ich na terytorium Nepalu. Funkcjonariusze lokalnej policji, którzy prowadzili w tej sprawie dochodzenie, powiedzieli ICT, że znaleźli co najmniej tuzin karabinowych łusek po nepalskiej stronie granicy, niemniej rząd w Katmandu nie wystosował żadnego oficjalnego protestu.

 

„Szerpowie i tybetańscy kupcy z przygranicznych wiosek mogą swobodnie przekraczać przełęcz w celach handlowych - powiedział ICT Amerykanin, który mieszkał i pracował w tym regionie. - Ci, którzy robią to regularnie, twierdzą, że LPZ często ściga uciekinierów po nepalskiej stronie granicy, choć nigdy nie zapuszcza się aż do szerpańskich osad". W ostatnich latach chińska straż graniczna co najmniej dwukrotnie otwierała też ogień do zachodnich wspinaczy.

 

Sobotnią strzelaninę mogło widzieć na własne oczy nawet stu himalaistów z dziesięciu dużych wypraw na Oczu Oju, większość nie chce jednak o niej mówić, dopóki nie opuszczą Chin i nie dotrą do Nepalu. „W obozie bazowym wywiera się na wspinaczy presję, żeby zamknąć im usta - powiedział ICT Tom Sjorgen z portalu Explorweb, który kontaktował się z kilkoma himalaistami. - Komercyjni organizatorzy wypraw chcą tę sprawę wyciszyć. Rozpuszczono nawet plotkę, że strzelano do »przemytników«. Uważamy, że zachodni wspinacze nie mają się czego obawiać ze strony chińskiego rządu. Ewentualne konsekwencje, finansowe, mogą ponieść jedynie agencje, ale i to wydaje mi się mało prawdopodobne".

 

W ostatnich latach położenie tybetańskich uchodźców uległo pogorszeniu z uwagi na rosnące wpływy Pekinu w Katmandu. W 2005 roku nepalski rząd kazał zamknąć biuro przedstawiciela Dalajlamy i ośrodek udzielający pomocy uciekinierom z Tybetu. Niepewna sytuacja polityczna sprawia, że uchodźcy nie mogą być pewni przysługującego im prawa do ochrony. Tybetańczycy nie są bezpieczni po obu stronach granicy. W Nepalu coraz częściej grozi im refoulment, czyli bezprawne wydalenie do kraju, w którym mogą być prześladowani. Pod koniec zeszłego roku mnożyły się przypadki zatrzymywania i więzienia Tybetańczyków, usiłujących przedostać się do Katmandu. W 2000 roku w drodze do szpitala zmarł postrzelony przez nepalską policję mnich, któremu udało się przedostać do tego kraju.

 

„Trzeba zagwarantować bezpieczeństwo Tybetańczykom, którym udało się przeżyć strzelaninę i dotrzeć do Nepalu - apeluje Mary Beth Markey z ICT. - Czekamy na zapewnienie biura Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców, że otoczy ich skuteczną ochroną, tym bardziej że Chinom wydawano już ludzi, którzy zwrócili się o pomoc tej instytucji".

 

Wedle prawa międzynarodowego straż graniczna może używać broni palnej tylko w ostateczności i w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia. Z relacji naocznych świadków wynika, że w tym przypadku chińscy funkcjonariusze otworzyli ogień bez powodu i bezprawnie. ICT wzywa Stany Zjednoczone i inne rządy do wystosowania oficjalnych protestów oraz potępienia Chin za rażące naruszenie praw człowieka i zabicie co najmniej jednego człowieka.

 

 

 


Home Aktualności Raporty Teksty Archiwum Linki Pomoc Galeria
 
NOWA STRONA (od 2014 r.)