CHINY
Chińska Republika Ludowa (ChRL) jest państwem autorytarnym, w którym władzę sprawuje Komunistyczna Partia Chin (KPCh). Członkowie partii zajmują niemal wszystkie wysokie stanowiska w administracji cywilnej, wojskowej i policyjnej na szczeblu krajowym i regionalnym. Władza najwyższa należy do członków Politbiura (...)
TYBET
(Tę część raportu o Chinach opracowano zgodnie z Ustępem 536(b) Ustawy 103-236. Stany Zjednoczone uznają Tybetański Region Autonomiczny - dalej: Tybet - za część Chińskiej Republiki Ludowej. Zachowanie i rozwój unikalnego dziedzictwa religijnego, kulturalnego i językowego oraz ochrona podstawowych praw jego narodu nadal budzi niepokój).
Poszanowanie praw indywidualnych
Trudno dokładnie określić stopień pogwałceń praw człowieka w Tybecie, ponieważ rząd ChRL ściśle kontroluje tak dostęp do samego Tybetu, jak do informacji o nim. Niemniej z wiarygodnych raportów wynika, że władze chińskie nadal dopuszczały się poważnych naruszeń praw człowieka w Tybecie – w tym stosowania tortur, arbitralnych aresztowań, uwięzień bez publicznego procesu oraz długotrwałego więzienia tybetańskich działaczy za pokojowe wyrażanie poglądów politycznych. Wciąż trwa, a w ciągu minionego roku wręcz zwiększała się, ścisła kontrola religii i podstawowych wolności. Według Tibet Information Network (TIN) rośnie liczba protestów i aresztowań Tybetańczyków we wszystkich etnicznie tybetańskich regionach. TIN donosi, że liczba tybetańskich więźniów politycznych spoza Lhasy i jej siedmiu okręgów wzrosła ze 104 w latach 1987-92 do 367 w latach 1993-98; jest to wzrost o 350 proc. Jeśli zaś idzie o Lhasę i jej okolice, liczba więźniów wzrosła o 14 proc. Choć Chiny godzą się na rozmowy na temat praw człowieka z przedstawicielami innych państw i organizacji międzynarodowych oraz zezwoliły na wizyty oficjalnych delegacji w Tybecie, w żaden sposób nie poprawiło to sytuacji. W lutym rząd opublikował białą księgę, w której opisał to, co uznaje za postępy w dziedzinie praw człowieka w Tybecie.
Choć władze zezwalają na wiele tradycyjnych praktyk religijnych i publiczne manifestowanie wiary, działania uznawane za medium politycznych protestów nie są tolerowane; tłumi się je natychmiast przy użyciu siły. Prowadzona w całych Chinach kampania [sił] bezpieczeństwa objęła również Tybet. Przedmiotem ataku była “Wielka Tradycja” buddyzmu. Osoby podejrzewane o działalność polityczną poddawano przez cały rok brutalnym prześladowaniom. Pod koniec 1998 roku rząd podjął na nowo kampanię dyskredytowania Dalajlamy oraz ograniczania wpływów sympatyzujących z nim duchownych i świeckich przywódców. Jesienią organ partii w Tybecie wznowił propagandowy atak na Dalajlamę, publikując serię artykułów, potępiających jego “działalność separatystyczną”. Ważną częścią kampanii była “edukacja patriotyczna” mnichów i mniszek – [w 1998 roku] objęto nią klasztory w całym Tybecie. Edukacja patriotyczna zakłócała normalne życie religijne klasztorów; wielu mnichów uciekało przed nią do Indii. Rząd nadal poddawał klasztory ścisłej kontroli. Obowiązywał zakaz wystawiania na widok publiczny zdjęć Dalajlamy; nadal są one jednak dostępne w całym Tybecie, widziano je również w niektórych klasztorach i mieszkaniach prywatnych. Otrzymywano raporty o więzieniu, prześladowaniu i torturowaniu mnichów i mniszek podejrzewanych o działalność polityczną, o zgonach więźniów i zamykaniu licznych klasztorów.
W ciągu roku doszło do kilku zaledwie aktów przemocy na tle politycznym. 24 czerwca wybuchła bomba przed budynkiem [biura] bezpieczeństwa publicznego w Lhasie. Choć źródła oficjalne twierdziły, że nie było żadnych ofiar, najprawdopodobniej obrażenia odniosło pięć osób. Nie wykryto winnych, niemniej rząd przypisuje [ten atak] separatystom. Cudzoziemcy, a zwłaszcza działacze międzynarodowych organizacji pozarządowych, mieli łatwiejszy dostęp do Tybetu niż w 1997 roku; Tybet odwiedziło też kilka delegacji zagranicznych, które prowadziły rozmowy na temat praw człowieka, m.in. Wysoki Komisarz ONZ ds. Praw Człowieka, parlamentarzyści, ambasadorowie państw Unii Europejskiej oraz przywódcy religijni. Rząd poddawał delegatów ścisłej kontroli; nie mogli oni spotykać się z Tybetańczykami bez uprzedniej zgody władz lokalnych.
Środki ochrony prawnej zatrzymanych lub uwięzionych Tybetańczyków są takie same jak w całych Chinach – niewystarczające i w teorii, i w praktyce. Z danych zgromadzonych przez TIN wynika, że obecnie średni wyrok sądowy opiewa na 7,5 roku więzienia (w porównaniu z 5,8 roku w latach 1987-1997). Procesy są krótkie i niejawne. Brak niezależnego dostępu do więźniów i więzień sprawia, że trudno ocenić zasięg i brutalność pogwałceń praw człowieka [w instytucjach izolacyjnych] oraz faktyczną liczbę tybetańskich więźniów. Autorzy jednego z raportów szacują liczbę więźniów politycznych w Tybecie na 1.083, w tym 246 kobiet (grudzień 1998). Strażnik z więzienia Drapczi powiedział zagranicznej delegacji, że w placówce tej przebywa 100 mnichów i mniszek, z których 90 proc. skazano za “przestępstwa przeciwko bezpieczeństwu państwa”. Z raportów TIN wynika, że rośnie liczba więźniów politycznych umierających w więzieniach lub – na skutek pobytu w więzieniu –zaraz po opuszczeniu ich murów. Międzynarodowa organizacja pozarządowa twierdzi, że dwudziestodwuletni mnich Jesze Samten, skazany w 1996 roku na dwa lata więzienia za manifestowanie poparcia dla Dalajlamy, zmarł na skutek tortur w sześć dni po zwolnieniu z więzienia. Według TIN najbardziej zagrożone są więźniarki, zwłaszcza te z lhaskiego Drapczi. Raporty TIN potwierdzają sześć ofiar śmiertelnych w 1998 w porównaniu z dwoma zgonami w latach 1987-97. Jeśli idzie o więźniów-mężczyzn, w latach 1987-98 umierał jeden na czterdziestu. TIN donosił również o brutalnym biciu wielu mniszek odbywających długoletnie wyroki: m.in. Ngałang Sangdrol, Ngałang Czoezom i Phuncog Nidrol. Z wiarygodnych raportów wynika, że Czadrel Rinpocze, oskarżony przez rząd o ujawnienie tajemnicy państwowej i pomaganie Dalajlamie w poszukiwaniu XI Panczenlamy, przetrzymywany jest na tajnym oddziale więzienia w Sichuanie. Odseparowany od innych więźniów, całkowicie izolowany, nie opuszcza celi od chwili skazania go na sześć lat więzienia po niejawnym procesie w 1997 roku.
Międzynarodowa organizacja pozarządowa informowała, że Ngałang Czoephel, tybetański etnomuzykolog, skazany w 1996 roku na osiemnaście lat więzienia za szpiegostwo, oczekiwał na wynik swojej apelacji w areszcie w okolicach Szigace. Apele jego matki o zgodę na odwiedzenie syna nie przyniosły jak dotąd żadnego skutku.
Wiele wiarygodnych raportów mówi o torturowaniu, biciu i znęcaniu się nad więźniami. Władze stosują bicie, rażenie prądem, krępowanie i inne techniki zadawania bólu.
Zachodnie media informowały o wielu demonstracjach w więzieniach Tybetu i o tłumieniu ich siłą przez władze. Wiele z owych demonstracji miało zbiegać się z planowanymi wizytami zagranicznych delegacji. Z licznych, wiarygodnych raportów wynika, że w maju doszło do demonstracji w lhaskim więzieniu Drapczi. Strażnicy mieli otworzyć ogień do protestujących więźniów. Wiarygodne raporty mówią, że zginęło wówczas od 10 do 11 więźniów, w tym mniszki. Rząd zaprzecza informacjom o ofiarach. Z innych doniesień, których nie udało się jeszcze potwierdzić, wynika, że władze stosowały represje wobec uczestników protestu.
Wiarygodne źródła informują o aresztowaniu dwóch mnichów, którzy przygotowywali list do [pani] Robinson, Wysokiego Komisarza ONZ ds. Praw Człowieka (złożyła ona wizytę w Chinach i Tybecie we wrześniu). Jeden z nich, Ngałang Kjonmed, miał zostać brutalnie pobity. Nie wiadomo, gdzie są obecnie przetrzymywani obaj duchowni.
We wspomnianym liście dawali wyraz zaniepokojeniu losem uwięzionego [przez władze] chłopca, w którym Dalajlama rozpoznał nowe wcielenie Panczenlamy, oraz informowali o zgonach w więzieniu Drapczi.
Więźniowie polityczni opierają się reedukacji politycznej. Władze chcą, by wyrzekli się Dalajlamy i zaakceptowali mianowanego przez rząd Panczenlamę. Według TIN, kary wymierzane niepokornym więźniom doprowadziły do co najmniej dwóch strajków głodowych więźniarek z Drapczi. TIN utrzymuje, że władze izolują demonstrantów, zamykając ich na długi czas w karcerach. Dwie mniszki, które wtrącono do karcerów za udział w demonstracji w lutym 1997, przebywał w izolatkach jeszcze w połowie 1998 roku.
Promowanie polityki kontroli urodzeń pozostaje ważnym celem władz w Tybecie, niemniej zezwalają one Tybetańczykom i innym mniejszościom narodowym na posiadanie większej ilości dzieci, niż Hanom. Tybetańscy mieszkańcy miast mogą mieć dwoje dzieci, a regionów wiejskich – troje. W praktyce jednak Tybetańczycy, którzy pracują w administracji państwowej, a zwłaszcza członkowie KPCh, zachęcani są do ograniczenia się do jednego potomka.
Wolność religii
Rząd poddaje praktyki religijne ścisłej kontroli. Choć zezwala na wiele obrządków, nie toleruje niczego, co mogłoby się wiązać z niepodległością lub stanowić wyraz separatyzmu. Rząd ostro krytykuje polityczną działalność Dalajlamy i rząd emigracyjny. Oficjalne media piętnują “klikę Dalaja” i, starając się podkopać jego autorytet duchowy, nazywają Dalajlamę “przestępcą”, który usiłuje podzielić Chiny. Tak rząd centralny, jak władze lokalne często powtarzają, że dialog z Dalajlamą jest niemożliwy, i twierdzą, że jego czyny zadają kłam publicznym zapewnieniom, iż nie opowiada się za niepodległością Tybetu. Niemniej jednak rząd wielokrotnie zapewniał, że ma kanały komunikacyjne z Dalajlamą. W czerwcu i prezydent Jiang Zemin, i Dalajlama wyrażali gotowość do nawiązania dialogu, później Chiny odrzuciły jednak zabiegi Dalajlamy o podjęcie takich rozmów.
Większość Tybetańczyków praktykuje buddyzm. Dotyczy to również wielu urzędników państwowych i członków partii. Około tysiąca duchownych piastuje różne funkcje w lokalnych zgromadzeniach ludowych i komitetach Ogólnochińskiej Ludowej Politycznej Konferencji Konsultacyjnej. Władze wymagają jednak, by członkowie partii i osoby pracujące dla rządu przestrzegali partyjnej zasady ateizmu. Informowano, że władze chińskie groziły zwolnieniem urzędnikom państwowym, którzy, posławszy dzieci do szkół w Indiach, nie przywieźli ich z powrotem do Tybetu.
W Tybecie istnieje ścisły związek między klasztorami buddyjskimi i działalnością niepodległościową. Przez cały rok rząd prowadził na coraz szerszą skalę kampanię edukacji patriotycznej, którą rozpoczął w 1996 roku w trzech lhaskich klasztorach (Ganden, Sera, Drepung). Kampanią objęto już wszystkie świątynie Tybetańskiego Regionu Autonomicznego, a obecnie prowadzi się ją również w tybetańskich regionach innych prowincji. W tybetańskim regionie prowincji Sichuan aresztowano pięciu mnichów, którzy odmówili uczestniczenia w kampanii i wystawili na widok publiczny zdjęcia Dalajlamy. Kampania, która okazała się nieskuteczna, jeśli idzie o zmianę postaw Tybetańczyków, ma pomóc władzom w kontrolowaniu klasztorów oraz usunąć z nich zwolenników niepodległości i Dalajlamy. Według Dalajlamy, mnisi muszą być “patriotyczni” – tzn. podpisać deklarację, w której odrzucają niepodległość Tybetu i chłopca uznanego przez Dalajlamę za jedenaste wcielenie Panczenlamy, wyrzec się Dalajlamy i poddać go krytyce, opowiedzieć się za jednością Chin i Tybetu oraz zobowiązać do niesłuchania “Głosu Ameryki”. Z wielu raportów wynika, że mnisi, którzy odmawiają podpisania takiego dokumentu, są wydalani z klasztorów; nie mogą też wrócić do rodzinnych domów i podjąć pracy. Portrety chłopca mianowanego przez rząd Panczenlamą wiszą na ścianach niektórych klasztorów (obok przepisów regulujących działalność religijną). Kampania wzbudziła ogromny opór i głęboką niechęć tak mnichów, jak świeckich buddystów. Niektórzy zdecydowali się nawet na ucieczkę z Tybetu. Według Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców, rokrocznie ucieka z Tybetu do Nepalu około trzech tys. osób.
Jedna z organizacji pozarządowych informowała, że w klasztorze Rongpo Rabten aresztowano 15 mnichów za zorganizowanie demonstracji niepodległościowej na znak protestu przeciwko rządowej kampanii edukacji patriotycznej. Zachodnie media donosiły o zamknięciu klasztoru Dzonang Kumbum po przeprowadzeniu w nim wspomnianej kampanii. Klasztor Jouning w prowincji Qinghai musiało opuścić – przechodząc na przymusową “emeryturę” – 49 mnichów, którzy ukończyli sześćdziesiąty rok życia. Starzy mnisi odgrywają ogromną rolę w procesie przekazywania nauk religijnych.
Chińscy urzędnicy utrzymują, że w Tybecie jest ponad 46,3 tys. buddyjskich mnichów i mniszek oraz około 1.780 klasztorów i świątyń. Liczby te dotyczą jedynie Tybetańskiego Regionu Autonomicznego. Wielu mnichów i mniszek żyje również w innych tybetańskich regionach Chin. Rząd podejmuje jednak kroki, mające ograniczyć rozwój tybetańskich klasztorów buddyjskich, które oskarża o zubożanie zasobów lokalnych i poddawanie się politycznej infiltracji tybetańskiej diaspory. Rząd ogranicza liczbę mnichów w głównych klasztorach, niemniej nie zawsze egzekwuje owe limity. Po niepokojach w klasztorze Ganden (okolice Lhasy) w 1996 roku i prowadzonych tam później kampaniach liczba mnichów stopniała z 700 do 500. Rząd nadzoruje codzienne życie większych klasztorów. Choć z reguły ich dotacje stanowią tylko ułamek budżetu świątyń, władze kierują klasztorami poprzez kontrolowane przez rząd komitety demokratycznego zarządzania oraz lokalne biura ds. religii. W kwietniu 1996 roku wydano nowe rozporządzenia, na mocy których w komitetach tych zasiadać mogą tylko “patriotyczni i oddani” duchowni. Każdy kandydat na członka komitetu musi uzyskać aprobatę rządu. Mimo tej ścisłej kontroli, w klasztorach wciąż panują silne nastroje antyrządowe.
Rząd nadal utrzymuje, że wybrany i intronizowany przez władze w 1995 roku chłopiec jest jedenastym wcieleniem Panczenlamy. Chłopiec pojawia się publicznie bardzo rzadko; od dwóch lat nie udzielono mu zgody na odwiedzenie Tybetu. W lutym wziął udział w religijnych uroczystościach w pekińskim klasztorze. Władze nie zezwalają nikomu na żadne kontakty z chłopcem. Rząd nadal więził Genduna Czokji Nimę, którego uznał za Panczenlamę Dalajlama. Więziono również jego rodzinę. Rząd nie zezwala na żadne kontakty z chłopcem i jego bliskimi oraz odmawia podania informacji o miejscu ich pobytu. Władze twierdzą, że obaj chłopcy mają dobrą opiekę i otrzymują dobre wykształcenie, rząd odmawia jednego dostępu do nich niezależnym obserwatorom, którzy mogliby potwierdzić prawdziwość tych zapewnień. Większość tybetańskich buddystów opowiada się za chłopcem, którego wskazał Dalajlama. Tybetańscy mnisi twierdzą, że zmuszano ich do podpisywania aktów wierności i posłuszeństwa wobec chłopca mianowanego przez rząd. Partia wezwała swych członków do popierania “oficjalnego” Panczenlamy, a regionalne i miejskie Departamenty Propagandy komitetów KPCh zleciły drukowanie jego zdjęć “na użytek publiczny i prywatny, religijny”.
Rząd odbudowywał buddyjskie miejsca kultu, z których wiele zniszczono w latach rewolucji kulturalnej. Na cele takie przeznaczano spore sumy, po części w ramach promowania turystyki. W klasztorach nadal mieszkają i zdobywają wiedzę młodzi mnisi. Choć prawo zakazuje przyjmowania osób młodszych niż szesnastoletnie, życie klasztorne rozpoczyna wielu młodszych chłopców.
W czerwcu Unia Europejska opublikowała raport z majowej wizyty [trzech] ambasadorów. W dokumencie tym ostro krytykowano ograniczenia wolności religijnej, stwierdzając, iż “delegaci odnieśli przejmujące wrażenie, że władze poddają niebywale ścisłej kontroli najważniejsze aspekty tybetańskiej religii i kultury”.
Rozwój gospodarczy i ochrona dziedzictwa kulturowego
Podobnie jak 54 innym mniejszościom etnicznym, Tybetańczykom nominalnie przysługują preferencje w dziedzinie zawierania małżeństw, planowania rodziny oraz, w mniejszym stopniu, dostępie do uniwersytetów i stanowisk rządowych. Osoby pochodzenia tybetańskiego stanowią 75 proc. pracowników administracji rządowej. Niemniej większość stanowisk związanych z prawdziwą władzą piastują Hanowie, a kluczowe decyzje podejmują w Tybecie Chińczycy. Choć przepisy stanowią, że dokumenty rządowe i prawne powinny być sporządzane w języku tybetańskim, w praktyce większość oficjalnych oświadczeń i dokumentów istnieje tylko w wersjach chińskojęzycznych. W gospodarce prywatnej dyskryminacja Tybetańczyków ma charakter powszechny.
Rząd centralny i inne prowincje Chin w dużym stopniu subsydiują gospodarkę Tybetu, która w latach 1989-97 rosła o ponad dziesięć proc. rocznie. Ponad 90 proc. dochodów budżetowych Tybetu pochodzi ze źródeł zewnętrznych. Tybetańczycy korzystają też z wielu przywilejów gospodarczych i podatkowych, niemniej przyciągają one również rzesze imigrantów narodowości Han i chińskich muzułmanów, którzy konkurują i często wypierają z rynku tybetańskie przedsiębiorstwa i siłę roboczą. Rządowe programy rozwoju gospodarczego przyczyniły się do podniesienia stopy życiowej Tybetańczyków – ale z wielu korzyści odnoszą przede wszystkim Hanowie. W wielu regionach Lhasy, na przykład, niemal wszystkie drobne przedsiębiorstwa [gospodarcze] prowadzone są przez Hanów. Szybki wzrost gospodarczy, rozwój turystyki i współczesne wpływy kulturowe zakłócają tradycyjny styl życia i stanowią zagrożenie dla środowiska naturalnego oraz tradycyjnej kultury tybetańskiej.
Poważny problem stanowi analfabetyzm. W społeczności tybetańskiej jest około 40 proc. analfabetów; w niektórych regionach odsetek ten sięga nawet 80 proc. Od kwietnia osoby prywatne mają dostęp do Internetu. Liczba wyjść jest jednak ograniczona; z Sieci korzysta zaledwie 70 subskrybentów. Od kilku lat urzędnicy chińscy ograniczają rolę języka tybetańskiego w systemie edukacyjnym. Tybetański pozostaje językiem wykładowym w wiejskich szkołach podstawowych, ale edukacja w nich trwa z reguły tylko dwa-trzy lata.
Według oficjalnych statystyk, do szkół uczęszcza 78, a w niektórych regionach 80 proc. dzieci w wieku szkolnym. W 1997 roku rząd ogłosił, iż poniecha prób nauczania w szkołach podstawowych wyłącznie po tybetańsku i rozpocznie naukę chińskiego już od pierwszej klasy. Decyzja ta miała pomóc tybetańskim dzieciom w rywalizacji z Hanami, stwarzając im więcej możliwości na zdobycie lepszego wykształcenia i pracy. Według urzędników lokalnych, tybetański jest głównym językiem wykładowym w 60 proc. szkół średnich, choć prowadzi się w nich również zajęcia po chińsku. Organizacje pozarządowe utrzymują, że odsetek ten jest zawyżony. Większość, choć nie wszyscy, uczniów tych klas to Hanowie. Zamknięto eksperymentalne, tybetańskie szkoły średnie, które powstały w latach 80. i odniosły ogromny sukces. Uczniowie regionalnych szkół średnich uczęszczają na zajęcia prowadzone w języku tybetańskim, niemniej muszą znać chiński, gdyż w tym języku wykłada się większość przedmiotów. Bez znajomości chińskiego nie można również zdobyć wykształcenia wyższego. Od połowy lat 80. fundusze, które miały pomóc Tybetańczykom w uzyskaniu wyższego wykształcenia, przeznaczane są na kierowanie ich do szkół w innych regionach Chin. Według statystyk rządowych, 13 tys. tybetańskich studentów kształci się obecnie w stu szkołach w różnych prowincjach Chin.
Uniwersytet Tybetański miał kształcić około 1,3 tys. tybetańskich studentów – przyszłych nauczycieli dla regionalnego systemu edukacyjnego. Tybetańczycy patrzą z niechęcią na rosnącą liczbę chińskich studentów i wykładowców. Według oficjalnych statystyk, Tybetańczycy – teoretycznie 95 proc. mieszkańców regionu – stanowią 80 proc. liczby studentów i zaledwie 30 proc. wszystkich wykładowców akademickich w Tybetańskim Regionie Autonomicznym. Choć mają uprzywilejowaną pozycję przy zapisach, na egzaminach często wyprzedzają ich – i zostają przyjęci – Chińczycy, którzy znają znacznie lepiej język i kończą lepsze szkoły średnie. Władze zmuszają profesorów – zwłaszcza z wydziału filologii tybetańskiej UT, który uważany jest za potencjalne źródło poglądów dysydenckich – do udziału w sesjach edukacji politycznej i usuwania z programu i podręczników wszystkiego, co mogłoby rozbudzić “separatystyczne” i religijne zainteresowania studentów. Ze względów politycznych na indeksie znalazło się wiele starożytnych ksiąg. Wydział filologii tybetańskiej, który jesienią 1977 roku przestał przyjmować nowych studentów, został ponownie otwarty w roku 1998 po usunięciu z programu wszelkich elementów religijnych i “separatystycznych”. Dalajlama i tybetańscy eksperci wielokrotnie ostrzegali, że nowe projekty gospodarcze i polityka, jaką rząd centralny zaaprobował w 1994 roku, zachęcają Hanów do przenoszenia się do Tybetu, co stanowi zagrożenie dla tradycyjnej kultury i prowadzi do marginalizacji Tybetańczyków. W ostatnich latach, za sprawą swobodniejszego przemieszczania się ludności w Chinach, inwestycji rządowych oraz nowych możliwości gospodarczych, w Lhasie i w innych miastach gwałtownie rośnie liczba Hanów i chińskich muzułmanów. Coraz więcej chińskich imigrantów stara się skorzystać z nadarzającej się okazji. Większość imigrantów deklaruje pobyt czasowy, jednak we wszystkich niemal miastach i miasteczkach Tybetu stale rośnie liczba drobnych przedsiębiorstw (przede wszystkim restauracji i sklepów), prowadzonych przez nie-Tybetańczyków. W Lhasie na każdym kroku wyraźnie widać chińskie wpływy kulturowe. Wznosi się budynki w stylu chińskim, wszędzie słyszy się chiński i widzi chińskie napisy (czy to w sklepach, czy w urzędach). Niektórzy obserwatorzy uważają, że Chińczycy stanowią już 50 proc. mieszkańców miast. W innych regionach jest ich znacznie mniej, a w wioskach – niemal wcale. Chińscy urzędnicy twierdzą, że Tybetańczycy stanowią 95 proc. Zarejestrowanych mieszkańców TRA, a Hanowie i inne grupy etniczne – pozostałe 5 proc. Statystyki te nie obejmują jednak ogromnej liczby “czasowych” rezydentów narodowości Han – w tym żołnierzy, funkcjonariuszy organizacji paramilitarnych i ich krewnych, którzy często spędzają w Tybecie całe lata.
Chińskie programy rozwoju gospodarczego, zasilane subsydiami rządu centralnego, modernizują pewne aspekty Tybetu i zmieniają tradycyjny styl życia. Choć w ostatnich latach rząd podjął pewne kroki, by odbudować obiekty sakralne oraz inne zabytki kultury tybetańskiej, które zniszczono podczas rewolucji kulturalnej, represyjne środki kontroli społecznej i politycznej nadal ograniczają podstawowe swobody Tybetańczyków i zagrażają unikalnemu kulturowemu, religijnemu i językowemu dziedzictwu Tybetu.
[pieczęć]
Home
Aktualności
Raporty
Teksty
Archiwum
Linki
Pomoc
Galeria
NOWA STRONA (od 2014 r.)