Zmiana chińskiej polityki w Tybecie?
Oser
Zalała nas właśnie fala radosnych postów, powielanych przez Tybetańczyków na Weibo. „Cały świat mówi o korekcie polityki Chin w Tybecie: po pierwsze, we wszystkich klasztorach można swobodnie oddawać cześć portretom Dalajlamy; po drugie, zakazuje się zmuszania kogokolwiek do lżenia Jego Świątobliwości; po trzecie, w razie poważniejszego incydentu w świątyni, sprawą zajmą się najpierw przełożeni i starszyzna, bez natychmiastowego wzywania paramilitarnej policji i stosowania jej metod".
Wszystko zaczęło się od informacji zagranicznej rozgłośni Głos Tybetu, która 20 czerwca podała, że w klasztorach prefektury Hainan, w prowincji Qinghai zezwolono na kult wizerunków Jego Świątobliwości. Nie sprawdzając nawet, czy to prawda, zrobili z klocka cały gmach i odtrąbili zdarzenie o charakterze lokalnym jako zmianę polityki partii wobec zdjęć Dalajlamy na wszystkich ołtarzach. Powoływali się na „Tulku Lobsanga ze Szwajcarii, inkarnowanego lamę, według którego tamtejsze władze powołały grupy złożone z przedstawicieli kleru, które mają rozpowszechnić dokument zawierający te trzy postanowienia". Pamiętajcie, bez twardych, namacalnych dowodów każda ekscytująca wiadomość może być tylko kaczką, a nawet próbą wyłudzenia pieniędzy.
Następnego dnia jedna z zagranicznych tub partii podsyciła spekulacje i napisała, że „zmiana ta pozwoli ludziom na zawieszanie na ścianach portretów Dalajlamy", rozdymając sprawę z Hainanu do rozmiarów transformacji polityki w całym Tybecie. Wszechpotężna, wielka agencjo DW News, uprzejmie prosimy o opublikowanie tego dokumentu, ponieważ musimy go zobaczyć, żeby ci uwierzyć.
Wtedy zaczęto mówić, że na piśmie mają to tylko w Hainanie, ale czy faktycznie ktoś widział ten kawałek papieru? W żadnym innym regionie kraju nie zaszła najmniejsza zmiana. W Tybetańskim Regionie Autonomicznym wystawienie na widok publiczny wizerunku Jego Świątobliwości wciąż podrywa na nogi wszystkie służby. Tutaj, w najważniejszym punkcie odniesienia dla innych dzielnic, od końca 2011 roku pełną parą wprowadza się program „dziewięciu obowiązkowych", w ramach którego zmuszają świątynie i chłopów nie tylko do wywieszania czerwonych sztandarów, ale i portretów najważniejszych chińskich przywódców. Odmowa traktowana jest jako „problem polityczny". W tej chwili są już na etapie inspekcji. Czy naprawdę wydaje się komuś, że w mgnieniu oka dokonali teraz „korekty" i pozwolą trzymać zdjęcia Jego Świątobliwości obok ichnich kacyków?
Zezwolenie na kult Dalajlamy oznaczałoby, że to co wczoraj było przestępstwem, dziś uchodzi na sucho, i że nie jest on już ani separatystą, ani wrogiem macierzy. Czy to możliwe? Zakaz egzekwują z całą surowością od 1995 roku i awansowani za tamtą gorliwość aparatczycy zdążyli sięgnąć po władzę w Pekinie. Czy mają teraz przyznać, że byli w błędzie? Równałoby się to postawieniu na głowie całego systemu politycznego Chin, a nie byle „korekcie" w Tybecie.
Tybetański intelektualista wmontowany w system przypomniał na Weibo, że „należy uważnie czytać szyfry podawanych ostatnio informacji i nie popadać w uniesienie, w którym człowiek daje się niszczyć nadziei. Brałem udział w części omawianych publicznie spotkań i nie odniosłem wrażenia, że sytuacja jest tak różowa, jak czyta się w internecie. Dobra wola i swoboda to tylko jedna strona medalu. Z niepokojem patrzę na radosny amok, w którym rozpowszechnia się takie rzeczy". Pojawia się zatem pytanie, kto podał tę informację? I w jakim celu?
Ostatnio rzeczywiście się działo. Chiński rząd obwieścił, że wyda dwa i pół miliona yuanów na odnowienie rodzinnego domu Jego Świątobliwości, a partyjna pani profesor zaczęła rezolutnie planować „odrodzenie" Dalajlamy. Dorzucenie do tego portretowej nowalijki z Hainanu z pewnością podsyci za granicą wrażenie, że w polityce Chin wobec Tybetu coś drgnęło, obawiam się jednak, że to tylko gra. Tybetańska diaspora liczy, że nadarzy się okazja do negocjacji, ja przecież chcę wierzyć, że nie odbędzie się to kosztem poszanowania warunków brzegowych.
Jedno z naszych przysłów powiada, że „Tybetańczyków niszczy nadzieja, a Chińczyków podejrzliwość", i raz po raz, poniewczasie, przekonujemy się o jego mądrości. Pamiętajmy więc, że trzeba nam chłodnej analizy, starannego badania i weryfikowania każdej informacji. Nie możemy pozwolić sobie na ślepą ufność i przesadny optymizm, zapędzające nas do narożnika, w którym nie mamy żadnego ruchu. Historia wymierzyła Tybetańczykom stanowczo zbyt wiele takich lekcji. Nie tak dawno, w ramach przedolimpijskiej ofensywy wizerunkowej, rząd Chin odbył z diasporą kilka rund rozmów, które kończyły się w atmosferze arogancji i wrogości. Jak zapomnieć traumę, kiedy wciąż boli?
Zwróciłam uwagę na komentarz do doniesień o „zmianie polityki" mnicha posługującego się nickiem „Guru Palden": „Bardzo dobra wiadomość. Szkoda, że nieprawdziwa. Szerzy się w sieci niczym pożar, niemniej lokalne władze wszystkiemu zaprzeczają. Wiem to z pierwszej ręki".
Trzeba jednak dociekać, skąd biorą się takie doniesienia. Nie tylko te ostatnie. Podobne, równie dobrze brzmiące i tak samo nieprawdziwe informacje od dawna płyną z Chin do tybetańskiej diaspory, padają na podatny grunt i są błyskawicznie przekazywane dalej przez emigracyjne media, a następnie analizowane na wszelkie sposoby przez najróżniejszych ludzi, wywołując ferment i mnóstwo złych skutków.
Powielanie niesprawdzonych, celowo fabrykowanych informacji sprawia, że część diaspory opacznie rozumie chińskie społeczeństwo, ichnie władze lokalne i sytuację w ojczyźnie. Kiedy w rozpowszechnianie półprawd i kłamstw angażują się zachodnie media - niemające praktycznie dostępu do Tybetu, a więc i żadnej możliwości niezależnego potwierdzania takich doniesień - szkody rosną proporcjonalnie do większego zasięgu i tempa. Polityka wymaga trzeźwego umysłu, a polegać można wyłącznie na doświadczeniu, zdrowym rozsądku i faktach.
Nigdy za wiele ostrożności i rozwagi w konfrontacji z podstępnym, autorytarnym reżimem. Manipuluje on mediami od tak dawna, że powinniśmy zdążyć się czegoś nauczyć. Dowodem na zmianę polityki w Tybecie będzie swobodny dostęp do Lhasy, a nie plotka, że każdy może powiesić sobie obrazek z Jego Świątobliwością.
25 czerwca, 1 lipca 2013