11 maja 2000 |
Jacek Kuroń: Na spotkanie Jego Świątobliwości przybyli wielcy
artyści, znaczący politycy, uczeni oraz ludzie stałej, cierpliwej troski
o prześladowanych, nieszczęśliwych, potrzebujących pomocy. A przede wszystkim
dzieci i młodzież – ci, którzy wkraczają właśnie na naszą drogę i wierzę,
że będą szli lepiej i piękniej. Dla nas... Krótko mówiąc: jesteśmy ludźmi,
wszyscy, czułego współczucia, rozumiejącego współczucia wobec innych. I
Wasza Świątobliwość jest w tym dla nas mistrzem.
Będziemy tu rozmawiać – ale ja ośmielę się na początek zapytać: gdyby Wasza Świątobliwość mógł powiedzieć, podsunąć nam, co my możemy tutaj zrobić dla Tybetu. Ja wiem, że zgodnie z nauczaniem Waszej Świątobliwości odpowiedź brzmi: okazać dobrą postawę wobec ludzi i świata. Ale pytam – czy możemy zrobić coś, konkretnie adresowanego, dla Tybetu. Przeczytałem właśnie książkę Waszej Świątobliwości, tę, i dlatego nazywam go naszym mistrzem w tej drodze współczucia. Ale wszystko, co Wasza Świątobliwość może nam powiedzieć i o czym my możemy Waszej Świątobliwości powiedzieć – oczywiście jest tu i czas, i miejsce, bo jesteśmy tu wszyscy w rodzinnym domu. |
fot. Jerzy Gumowski (Agencja Gazeta) |
Dalajlama: Dziękuję, bardzo dziękuję. Twoje słowa i samo to mieszkanie
budzą tak ciepłe uczucia. Powiedziałem już w drzwiach, że przekraczam ten
próg z poczuciem ponownego zjednoczenia. Pierwsza wizyta w tym pokoju,
w tym samym fotelu... Czuło się tu taki entuzjazm, żar, ogromne podniecenie
patrzenia w przyszłość. Dzisiaj mogę tu być ponownie... Przyjaciele mówili
mi, że w Polsce jest teraz więcej pewności, wiary w siebie, że chcielibyście
działać, wnieść coś na szerszej płaszczyźnie. I to jest wspaniałe. Kiedy
o tym usłyszałem, poczułem się bardzo szczęśliwy. Czas prób, czas trudny
– to okres, w którym człowiek, z natury, najwięcej się uczy i zdobywa najgłębsze
doświadczenia. Chciałbym się tym podzielić z naszymi najmłodszymi braćmi
i siostrami. Starsze pokolenie, w trudnych czasach, nauczyło się wielu
rzeczy. Owe trudności tchnęły w umysły mądrość, stalową wolę, zdecydowanie.
Młodsze pokolenia, które, jak sądzę, nie zaznają aż tylu bolesnych, trudnych
doświadczeń, będą cieszyły się łatwiejszym życiem. Czasem jednak, posłuchajcie
proszę, lepsze życie i brak problemów potrafi nas zepsuć, osłabić naszego
ducha. O tym też bardzo chciałbym z wami porozmawiać. Czas płynie, bezustannie.
Nic tego nie zmieni, nikt nie potrafi zatrzymać tego ruchu. Nie mamy na
niego żadnego wpływu, nie poddaje się on naszej kontroli. Ale przecież
możemy coś zrobić: wykorzystać ów czas właściwie. To leży w naszych rękach,
to zależy od nas. Zatem, najmłodsi bracia i siostry, proszę – zachowajcie
determinację i stanowczość; uprzytomnijcie sobie, jak wielka spoczywa na
was odpowiedzialność. Aby wasza wizja mogła się ziścić, edukacja i dobre,
gorące serce muszą iść ze sobą w parze. Pusta głowa, gorące serce – niezbyt
skuteczne połączenie; pełna głowa, puste serce – zdarza się, katastrofalne.
A więc łączcie je ze sobą. Co wy na to? Jeśli myślicie, że jestem w błędzie,
to proszę, poprawcie mnie, bo ja widzę to w ten sposób.
Jestem bardzo, bardzo szczęśliwy na widok twarzy młodego pokolenia.
Twarzy tak roześmianej, że można policzyć wszystkie zęby.
Marek Edelman: Są i studenci. Co powiedzą studenci... Pewnie muszą się namyślić.
Tadeusz Mazowiecki: Jeśli wolno coś powiedzieć... Ja nie wiem, czy ci polscy przyjaciele po tych dziesięciu latach całkiem dobrze powiedzieli. Tego nie wiem. Dużo się bardzo zmieniło w naszym kraju, ale stawiając sobie kiedyś takie pytanie, czy staliśmy się lepsi, czy my staliśmy się lepsi... Pojawia się znak zapytania. Wasza Świątobliwość w swojej książce wspomina, że często bogate społeczeństwa mają więcej problemów, ale wcale nie propaguje Wasza Świątobliwość tego, żeby nie rozwijać cywilizacji, natomiast mówi o tym, że największym problemem jest wewnętrzne spustoszenie człowieka. Ja bym chciał zapytać, jak Wasza Świątobliwość, który zna trochę Europę Zachodnią – my się do niej zbliżamy – widzi możliwość duchowego odrodzenia Europy? Czego możemy się nauczyć?
Marek Edelman: Ja myślę, że pan premier jest pesymistą. Bo faktycznie: państwo to jest rzecz okropna. Bo jest i wojsko, i policja, i złodzieje, i bandyci, i to wszystko razem... ale jednak to państwo jest dzisiaj inne niż było dziesięć lat temu. Bo wtedy ci wszyscy panowie, co tu siedzą, byli niewolnikami jakiegoś ustroju, fizycznie. A duchowo byli wolni. I jeśli więc nie jest najlepiej, nie wszystko jest tak, jak chcemy... Ale ci panowie, ci starsi panowie zrobili jednak, że tutaj siedzą malutkie dzieci. I przychodzą do nas. To jest ta wielka rzecz. Nie to, że ktoś ma sześćdziesiąt, siedemdziesiąt, osiemdziesiąt lat. Tak – i inne dziesiątki. Ale on ma te dzieci, które będą lepsze i mają lepsze warunki do rozwoju. I nie trzeba być pesymistą.
Tadeusz Mazowiecki: Ja nie jestem pesymistą.
Marek Edelman: Ciekawe!
[Dalajlama zanosi się śmiechem]
Halina Bortnowska: Jeśli wolno, w tym duchu... Zgodziłabym się
z panem Mazowieckim. Państwo to jedno, ale pytanie brzmi, czy społeczeństwo
przeobraża się w społeczeństwo bardziej współczujące. Jestem głęboko przekonana,
że nie, stajemy się coraz bardziej bezwzględni, zapominamy o ludziach,
którzy sobie nie radzą.
Dziesięć lat temu rozmawialiśmy z Jackiem Kuroniem o bezradności, o
bezradności, której nauczono ludzi, karząc ich za aktywność. Myślę, że
w waszym kraju ludzi również uczy się ukrywania, stania z boku, bierności,
niezabiegania o swoje prawa. U nas po dziesięciu latach wciąż zbyt wielu
ludzi praktykuje tę samą bierną rezygnację – są zdezorientowani, nie wiedzą,
jak dochodzić swoich praw. Zbyt wielu biednych umiera, ginie bez pomocy,
ponieważ nie wie, jak wołać o swoje prawa; nikt nie troszczy się o ich
obronę – pomagających jest za mało. Nie mogę przecież powiedzieć, że nie
robi tego nikt: mamy tu Siostrę i innych... Nadal jednak brakuje ludzi,
którzy troszczyliby się o innych, pomagali im dochodzić własnych praw.
To dowodzi, że dziesięć lat to za mało, by uwolnić się od złych nawyków,
zaszczepionych przez oprawców.
Dalajlama: Myślę, że dopóki na tej planecie będą żyły istoty
ludzkie, inteligentne istoty ludzkie, dopóty będziemy doświadczać nie kończących
się problemów. Jeśli chcemy świata, w którym nie będzie żadnych konfliktów,
żadnych wojen i żadnego rozlewu krwi, to wydaje mi się, że trzeba zlikwidować
rasę ludzką. Czy to też jest pesymizm? Odpowiedź brzmi: oczywiście, nie.
Ludzkość powinna trwać, ludzkość powinna tu pozostać. Bo jeśli z ludzkiej
inteligencji korzysta się w sposób właściwy, to istoty ludzkie mogą swymi
ludzkimi, ciepłymi uczuciami otaczać nie tylko innych ludzi, ale i wszystkie
zdolne do odczuwania istoty. Najgłębszy, bezgraniczny altruizm może się
narodzić tylko w umyśle człowieka.
Człowiek to taki gatunek ssaka, który ma niezwykły potencjał rozwoju.
Pod tym względem mamy szczęście, iż tę planetę zamieszkują istoty ludzkie.
Osobiście, jak już mówiłem, głęboko wierzę, że klucz do właściwego, pozytywnego
ukierunkowania umysłu znajduje się w sercu. Jak powiedziała pani Halina,
w społeczeństwie gospodarki rynkowej, wolnego rynku, w systemie gospodarki
kapitalistycznej jest ta dynamiczna siła wzrostu, ale i poważne niebezpieczeństwo
wykopania przepaści między bogatymi i biednymi. Podczas pierwszej wizyty
w Polsce – ale i na Węgrzech, w Czechosłowacji i Bułgarii – myślałem o
tym, że nadszedł czas, by w tych właśnie krajach poważnie zastanowić się
nad jakąś syntetyczną teorią gospodarki, która pozwoli na konstruktywne
wykorzystanie dynamicznej siły rozwoju gospodarczego przy jednoczesnym
zachowaniu zasad socjalizmu.
W Ameryce błyskawicznie rośnie liczba miliarderów, a biedni są nadal
biedni albo ubożeją jeszcze bardziej. Wolność jednostki, ma się rozumieć,
jest bardzo ważna. Bez wolności jednostki nie możemy być twórczy. Ale wolność
jednostki nie znaczy, że zapominamy o szczęściu, dostatku i prawach innych.
Moim zdaniem, jeśli myślimy wyłącznie o sobie – ciągle tylko „ja, ja, ja”
– postępujemy wbrew naturze, ponieważ człowiek jest z natury zwierzęciem
społecznym.
Odnoszę wrażenie, że gospodarka rynkowa i doktryna liberalna mogą zaszczepić
w ludziach złudną ideę pt. „mogę wszystko, mogę zrobić wszystko”. Moje
zdanie jest takie – ale chciałbym, żeby i Państwo odpowiedzieli na to pytanie
– nie ma już ma miejsca na podział my-oni. Mój interes czy nasz interes
jest ściśle powiązany z interesami innych. Czy to na poziomie rodziny,
czy to na poziomie kraju, czy to na poziomie globalnym – interes jednostki
jest ściśle powiązany, wręcz uzależniony od interesów innych. Aby zapewnić
sobie dobrą przyszłość, należy więc przede wszystkim troszczyć się o innych,
ponieważ nasze przyszłe szczęście uzależnione jest od dobra innych. Altruizm,
troska o innych nie są zatem jakimś luksusem i zbytkiem, ale prostą koniecznością.
Bardzo proszę o komentarz – komentarz starszego i młodszego pokolenia.
Może zacznijmy od największego pesymisty.
Tadeusz Mazowiecki: Dlaczego ja mam tutaj uchodzić za pesymistę? Ja tylko chciałem skorygować to, o czym Wasza Świątobliwość powiedział – słyszałem to i w Sejmie, i tutaj. Skorygować w tym sensie, że zgadzam się, iż te dziesięć lat to są ogromne zmiany –nie ma co do tego najmniejszej wątpliwości, ale chodzi o to, że ta wolność okazała się trudniejsza i że to szukanie pewnej równowagi między ekonomią a społeczną sytuacją, nie mówiąc już o sytuacji duchowej – w warunkach zalewu telewizyjnego, codziennego bombardowania zbrodniami itd., itd. – stało się naszym problemem. I to nie jest problem pesymizmu tylko pytania, co do tej sytuacji możemy z tej książki czerpać, co nam Wasza Świątobliwość radzi. Żeby człowiek współczesny, także u nas, w ogóle był zdolny te rady słyszeć. Oczywiście pytanie Jacka Kuronia pozostaje – że my byśmy chcieli także coś dla kraju Waszej Świątobliwości zrobić. Ale pomyślałem sobie, że najpierw może my byśmy chcieli skorzystać. I to nie jest wyraz pesymizmu.
Dalajlama: Komentarze z dołu?
Mazowiecka: Zgadzam się ze wszystkim, co mówił i pan, i dziadek. Wydaje mi się jednak, że bardzo trudno połączyć to serce z rozumem. Bardzo trudno też pomagać ludziom, ponieważ czasem, powodowani dumą, tej pomocy nie chcą.
Siostra Małgorzata Chmielewska: Jeśli ja mogę... wesprzeć trochę pana premiera w pesymizmie... Myślę, że nie jest to pesymizm, tylko, po prostu, realny ogląd sprawy. Moje doświadczenia i obserwacje są bardzo podobne. Dużo łatwiej rozwinąć życie ekonomiczne niż życie duchowe. Prócz tej, którą Jego Świątobliwość podkreśla, tendencji w człowieku, tej dobrej empatii, jest niestety w człowieku, każdym, zawiść i chęć posiadania. Posiadania zarówno dóbr materialnych, jak i drugiego człowieka. I ja, żyjąc z ludźmi, z nędzarzami, zauważam ogromną zmianę w stosunku ludzi wokół do nędzy ich braci. I jest to, niestety, zmiana na gorsze. Kiedy wszyscy cierpieliśmy w reżimie komunistycznym, wszyscy czuliśmy się w jakimś sensie solidarni i jednolici. Żeby się poczuć jedną rodziną w wolności, trzeba natomiast czegoś więcej niż tylko lęk przed oprawcą. Trzeba, moim zdaniem, przemiany serca i to wyczytałam również w książce Jego Świątobliwości – co akurat dla mnie jest połączeniem mojej wiary w Chrystusa ze spojrzeniem na człowieka, jakie prezentuje Jego Świątobliwość.
Marek Edelman: Ja myślę, że człowiek z urodzenia nie jest najlepszą
istotą. On ma swoje atawistyczne cechy, takie same, jak cała reszta...
ale on się bardzo zmienia, proszę zwrócić uwagę. Pani mówi, że byliśmy
przedtem, w czasach dyktatury, jedną rodziną. Nie – byliśmy dwiema rodzinami.
Myśmy byli jedną rodziną, a tam była druga, nie mniejsza niż my. Zatem
nie ma tego, nie ma tego. Ale trzeba zwrócić uwagę, że dzisiaj rzeczy takie,
jak wolność, jak godność człowieka, jak walka z nienawiścią rasową, wchodzą
już do polityki. Jeżeli kwestia praw człowieka wchodzi do polityki – i
mamy takie przykłady w ostatnich latach – to zmieniło się coś zasadniczego.
Ale to nie jest z charakteru człowieka. To jest z tego wychowania, to jest
właśnie z pana premiera, z pani, z pana ministra, z Jacka. I tysięcy takich
nauczycieli. To się samo nie zrobi. To muszą być ludzie, którzy trwają
i którzy coś robili przez te, nie dziesięć, ale pięćdziesiąt lat.
Pan mówił o socjalizmie. Jest w tym coś. Ja nie mówię o gospodarce,
ja mówię o idei socjalizmu, idei duchowej. W gospodarce socjalizm już nie
istnieje, bo to, co oni chcieli, osiągnęli – ośmiogodzinny dzień pracy,
prawa dzieci, kobiet itd. Ale i duszę człowieka w dużej części zmienili.
I to są spadkobiercy tej duszy socjalistycznej. Nie komunistycznej, żebyście
mnie źle nie zrozumieli – bo tutaj jest to nazwa dzisiaj wyklęta. Ale to
jest ta sama idea. Bo to wszystko trwa od lat. Bo ten człowiek się zmienił.
Jeżeli można dzisiaj wysyłać wojsko, żeby bronić Tajlandii czy Kosowa,
czy Ruandy – to coś się zmieniło. I to nie są żadne ekonomiczne interesy
wojenne. O – to jest to serce połączone z rozumem.
Tadeusz Mazowiecki: Teraz to się już zaczyna robić dialog optymistów.
Marek Edelman: Bo nie ma co płakać. Ja wiem, że jest źle, ale nie jest tak źle. Już się więcej nie odezwę.
Ola Bikont: Z tym sercem i głową... Trzeba wiedzieć, co jest dobre, a co złe – i postępować dobrze.
Dalajlama: Dwie sprawy: po pierwsze, definicja dobra i zła. Dobro
i zło to pojęcia względne, relatywne. Popatrz na te trzy palce: ten jest
krótszy od tego, ale dłuższy od tamtego. Jeśli zapytasz, czy ten palec
jest długi czy krótki, będzie ci trudno odpowiedzieć bez porównania go
z pozostałymi. Podobnie, to samo działanie może być w pewnych okolicznościach
dobre, w innych zaś złe. Zależy to od kontekstu, warunków, okoliczności.
Nazywamy to współzależnością albo wzajemną zależnością: rzeczy i zjawiska
są od siebie nawzajem zależne, innymi słowy, współzależne. Moim zdaniem,
najważniejszym czynnikiem, który odróżnia dobre od złego, są skutki. Rzeczy,
które w ostatecznym rachunku przynoszą szczęście, są dobre, natomiast rzeczy,
które przynoszą cierpienie, są złe. Dlatego też wyznając skrajnie egoistyczne
poglądy – czyli zamykając oczy nie tylko na dobro i zło, ale przede wszystkim
na innych – szkodzimy samym sobie, narażamy na szwank własną przyszłość.
Weź dobre zdrowie. Z ostatnich badań naukowych wynika, że ludzie, którzy
często powtarzają „ja”, „mnie”, „moje” są bardziej narażeni na zawał. Bo
ich wizja jest taka wąska, ciasna. Oglądane z takiej perspektywy, nawet
maleńkie, błahe problemy urastają do monstrualnych rozmiarów. Z drugiej
strony, postawa bardziej altruistyczna sprawia, że nasz umysł się rozszerza,
otwiera, a nasze małe problemy nie wydają się już tak ważne.
Wreszcie, skupienie na szczęściu, dostatku innych, rozwijanie altruistycznej
postawy faktycznie przynosi siłę wewnętrzną, większą pewność, wiarę w siebie,
siłę woli, odwagę. Nie ma w nas lęku. Wszyscy wokół są nam przyjaciółmi,
patrzymy na nich bez podejrzliwości. Jeśli myślisz tylko o sobie i ciągle
zamykasz oczy na innych, to odciska się to na twoim postępowaniu. Inni
to widzą i traktują cię dokładnie w ten sam sposób. Rezultaty? Więcej lęku,
mniej poczucia bezpieczeństwa – czyli nieszczęście. Zastanawiaj się, badaj,
analizuj. Znajdź odpowiedź na pytanie: co jest szkodliwe – postawa egoistyczna,
zamknięta na innych czy też altruistyczna, otwarta na wszystkich?
Wydaje mi się, że nowoczesny system edukacyjny kładzie zbyt wielki
nacisk na kwestie materialne, zaniedbując świat umysłu. Sądzę, że niezależnie
od tego, czy jest się osobą wierzącą czy niewierzącą, warto badać, analizować
sytuację, uważnie patrzeć w siebie, w świat wewnętrzny. Z tego biorą się
głębsze doświadczenia. Zgadzam się – media, telewizja z reguły myślą tylko
w kategoriach zysku, nie zastanawiając się nad bardziej dalekosiężnymi
konsekwencjami. Przemoc, gwałt i agresja – [ludzie] przyzwyczajają się
do nich do tego stopnia, że zaczynają uznawać, iż w zabiciu drugiego człowieka
nie ma nic niezwykłego, że to zupełnie normalne. Dziennikarze, media, edukacja,
rodzina – na wszystkich płaszczyznach, we wszystkich dziedzinach – są częścią
ludzkości. Jeśli ludzkość ma się przeobrazić, muszą ze sobą współdziałać.
I dzielić brzemię odpowiedzialności. Jeżeli pragniemy lepszej, jaśniejszej
przyszłości, świata, w którym będzie więcej szczęścia i więcej współczucia,
wszystkie te instytucje i podmioty – rodzina, system edukacyjny, system
prawny, władza, przywódcy polityczni, kręgi gospodarcze itd. – muszą uprzytomnić
sobie, iż spoczywa na nich połączona odpowiedzialność za naszą przyszłość.
A potem każdy z nas, na własnym podwórku, w swojej dziedzinie, powinien
starać się robić najlepiej to, co do niego należy.
Jeszcze jedno. Chciałbym odpowiedzieć teraz na pytanie Jacka. Jestem
za nie ogromnie wdzięczny. Czuję to tutaj tak mocno – oczywiście, również
w innych państwach, ale przede wszystkim w krajach, których losy były równie
tragiczne... zawsze czułem sympatię, troskę, wsparcie. I jestem za to wdzięczny.
Widzę dwie drogi. Po pierwsze, edukacja – młodsze pokolenie. Co to
jest Tybet, kultura tybetańska, buddyzm tybetański, jakie propaguje wartości...
Oraz środowisko naturalne Tybetu i jego obecny stan. Innymi słowy, pokazujmy
jak najpełniejszy obraz Tybetu. Moim zdaniem, edukacja jest bardzo ważna.
Trzeba pokazać, uprzytomnić rzeczywistą sytuację w Tybecie. Ta wiedza,
świadomość powinna, docelowo, dotrzeć do naszych chińskich braci i sióstr.
Coraz więcej Chińczyków – nie tylko w Chinach, ale i poza ich granicami
– coraz lepiej rozumie sytuację Tybetu. Chińscy intelektualiści i pisarze
otwarcie krytykowali już politykę swojego rządu wobec Tybetu. Nie jest
ich wielu, ale zaczęło się. To jedna płaszczyzna. Z drugiej strony, ilekroć
nadarza się okazja spotkania z chińskimi delegatami – niezależnie od tego,
czym się zajmują – rozmawiajcie z nimi, proszę, przyjaźnie i ze współczuciem,
o prawdziwej sytuacji w Tybecie. To przecież leży również w interesie Chin.
Natomiast to, co faktycznie dzieje się w Tybecie, interesom Chin nie służy.
Niestety, chińscy dostojnicy i urzędnicy państwowi są zbyt podejrzliwi.
Nazywają nas narzędziem zachodnich, wrogich, antychińskich sił. Nie wiem,
czy sami w to wierzą, niemniej starają się malować obraz ruchu tybetańskiego
jako ruchu antychińskiego, co nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Moje propozycje są naprawdę bardzo umiarkowane. Nie zabiegam o niepodległość,
nie zabiegam o oderwanie Tybetu od Chin. Zabiegam o prawdziwy samorząd,
o prawdziwą autonomię. Jeśli chiński rząd da nam prawdziwą autonomię, sytuacja
uspokoi się i ustabilizuje. To jedyny sposób na osiągnięcie prawdziwej
stabilności i prawdziwej jedności – najważniejszych priorytetów chińskiego
rządu. Sami wiecie najlepiej, że spokój i stabilizacja z przystawionym
do głowy karabinem nie są prawdziwą stabilizacją i prawdziwym spokojem.
Halina Bortnowska: Ale czy Chińczycy mogą dać Tybetowi samorząd, autonomię, nie dając tego jednocześnie swoim własnym ludziom na całym kontynencie?
Marek Edelman: A bez krwi to dadzą?
Tadeusz Mazowiecki: To teraz pan jest pesymistą.
Marek Edelman: Pesymistą? Ja uważam, że krew jest nawozem życia.
Dalajlama: Wierzę, że można osiągnąć coś na kształt porozumienia
z reżimem totalitarnym. Kiedy Chiny staną się społeczeństwem bardziej otwartym,
niewątpliwie wszystko potoczy się znacznie łatwiej. Chiński rząd, na przykład,
wierzy – albo tylko lansuje taki fałszywy obraz – że nadal walczę o niepodległość,
podczas gdy tak naprawdę tego nie robię. I świat o tym wie. Pekin jednak
uparcie powtarza, że Dalajlama jest separatystą. Jeśli Chiny się nie otworzą,
nie osiągniemy nic więcej, nic więcej nie zrobimy. Choć setki razy powtarzałem,
że nie zależy mi na niepodległości, Chiny nadal mnie o to oskarżają. Weźmy
ten żółty skrawek szaty. Wszyscy widzą, że jest żółta, ja mówię, że jest
żółta, a ktoś przychodzi i powiada – czerwona. I co? I nie da się z tym
zrobić nic więcej. To bardzo trudne... System autorytarny, kontrola informacji,
cenzura – naprawdę trudne.
Poznałem kiedyś chińskiego studenta w Stanach Zjednoczonych. Przysłał
mi karteczkę, że chce się ze mną zobaczyć. W końcu udało się to jakoś zaaranżować.
Powiedział mi, że z chińskiej propagandy wyłonił mu się obraz dalajlamy
jako zacofanego i bardzo ograniczonego starca. W Stanach, podczas moich
wykładów, przekonał się, że dalajlama jest trochę innym dalajlamą. I dlatego
chciał się ze mną spotkać. Rządy totalitarne zniekształcają, zamazują rzeczywistość
takimi metodami. Cóż, jak powiedziałem, nie będzie to proces łatwy...
Dziękuję Państwu, jeszcze raz bardzo dziękuję.