28 grudnia 1999, pod osłoną nocy, uciekłem z głównym asystentem
z mego klasztoru w Tybecie, by szukać schronienia w Indiach. Decyzję o
opuszczeniu ojczyzny, klasztoru, mnichów, rodziców, krewnych i ludu Tybetu
podjąłem sam – nikt mnie nie namawiał, bym wyjeżdżał, i nikt nie prosił
o przyjazd. Opuściłem mój kraj dla nauk Buddy, a przede wszystkim po to,
by otrzymać niezrównane inicjacje, przekazy i instrukcje mojej tradycji
Karma Kagju. Udzielić mi ich mogli tylko główni uczniowie poprzedniego
Karmapy: Situ Rinpocze i Gjalcab Rinpocze, którzy, jak przepowiedziano,
są moimi nauczycielami – i przebywają w Indiach.
Media wielokrotnie opisywały moją ucieczkę, opowiem więc teraz
krótko, jak faktycznie wyglądała. Ja i moi towarzysze zaplanowaliśmy ją
w wielkiej tajemnicy. Każdy przygotował własną legendę. Jeśli idzie o mnie,
kiedy byliśmy już gotowi, ogłosiłem, że zamierzam przez kilka dni medytować
w ścisłym odosobnieniu. Historie te były na tyle przekonujące, że nie ruszono
za nami w pościg natychmiast.
28 grudnia, około wpół do jedenastej, opuściliśmy moją celę i
ostrożnie spuściliśmy się na dach świątyni Opiekuna Mahakali. Następnie
zeskoczyliśmy na dziedziniec, gdzie czekali już na nas w dżipie Lama Cultrim
i kierowca. Natychmiast ruszyliśmy w drogę. Wyjazd Lamy Cultrima uzgodniono
wcześniej – przez cały dzień samochód krążył w tę i z powrotem, nie wzbudzał
więc żadnych podejrzeń. Klasztor był dobrze strzeżony, ale nie wystawiano
całodobowych posterunków. Na wszelki wypadek wybraliśmy jednak boczną drogę.
Po pewnym czasie w umówionym miejscu dołączyli do nas Lama Cełang
i drugi kierowca. Postanowiliśmy jechać prosto do zachodniego Tybetu, gdyż
droga ta była mało uczęszczana i słabo obstawiona. Jechaliśmy dzień i noc,
zatrzymując się tylko po to, by zmienić kierowców. Korzystając z bocznych
dróg, przecinających doliny i wzgórza, omijaliśmy posterunki i koszary
wojskowe. Moc moich modlitw do Buddy i jego współczucia sprawiła, że nie
zostaliśmy złapani i 30 grudnia dotarliśmy do Mustangu w Nepalu. Pokonaliśmy,
pieszo i konno, kilka przełęczy i wreszcie, zgodnie z planem, znaleźliśmy
się w Manangu. Ten odcinek, za sprawą mrozu i niebezpiecznego szlaku, był
trudny i wyczerpujący. Czułem się zmęczony i chory, musieliśmy jednak przeć
do celu z całą determinacją.
W Manangu serdeczny przyjaciel Lamy Cełanga pomógł nam wynająć helikopter.
Wylądowaliśmy w nepalskim Nagarkot, skąd pojechaliśmy samochodem do Rauxal
i dalej, pociągiem, do Luckonow. Potem znów jechaliśmy samochodem – do
Delhi i wreszcie Dharamsali, gdzie dotarliśmy 5 stycznia 2000 roku. Natychmiast
udałem się na spotkanie z Jego Świątobliwością Dalajlamą, uosobieniem współczucia,
który przyjął mnie z ogromną miłością i troską. Moja radość nie miała granic.
Od pierwszej chwili Jego Świątobliwość Dalajlama udzielał mi ciągłego,
szczodrego wsparcia. Na jego życzenie, ministerstwo religii i kultury tybetańskiego
rządu na wychodźstwie ulokowało mnie tymczasowo w tantrycznym uniwersytecie
Gjuto Ramocze. Odwiedzali mnie tu, okazując uprzejmą troskę, Situ Rinpocze,
Gjalcab Rinpocze, najwyżsi lamowie Kagju oraz inkarnowani lamowie i adepci
innych tradycji buddyzmu tybetańskiego. Sprawiało mi to ogromną radość.
Zgodnie z celem mojej ucieczki z Tybetu, otrzymuję teraz od Situ Rinpocze
i Gjalcaba Rinpocze wszystkie inicjacje i przekazy linii Kagju, na które
pozwalają obecne okoliczności. Kjabdzie Thrangu Rinpocze i inni mistrzowie
Kagju udzielają mi nauk z kanonu filozofii buddyjskiej. W ten sposób przygotowuję
się do pracy, która wypełni moje życie – nauczania i studiowania buddyzmu
oraz budzenia współczucia i miłości w sercach wszystkich istot.
W 1959 roku moja poprzednia inkarnacja, Jego Świątobliwość XVI Karmapa
Rangdziung Rigpi Dordże został zmuszony do opuszczenia Tybetu i szukania
schronienia w Indiach. Osiadł w Sikkimie, gdzie dzięki pomocy rządu centralnego
i władz lokalnych wzniósł w Rumteku klasztor Dharmaczakra, będący centrum
jego rozległej aktywności oraz główną siedzibą linii Karma Kagju. Jego
Świątobliwość Dalajlama, tybetański rząd na wychodźstwie, Tybetańczycy
na całym świecie i społeczność buddyjska w Indiach uważają więc, iż powinienem
udać się do mojej siedziby w Rumteku, i konsekwentnie o to zabiegają. Z
mojej perspektywy, przyjazd do klasztoru Rumtek jest jak powrót do domu,
z którego mam kontynuować dzieło mego poprzednika. Dlatego też przywiązuję
do tego ogromną wagę.
Jestem przekonany, że będę mógł się tam udać, gdyż Sikkim stanowi część
terytorium Indii. Jestem też przekonany, iż będę mógł, jak mój poprzednik,
podróżować po świecie, by spotykać się z licznymi uczniami i zaspokajać
ich potrzeby duchowe. Z taką intencją wystosowałem też odpowiednie podania
do właściwych władz.
Jestem ogromnie wdzięczny Jego Świątobliwości Dalajlamie, tybetańskiemu
rządowi na wychodźstwie oraz mieszkańcom i rządowi Indii, którzy okazali
mi wielką dobroć i szczodrość oraz umożliwili pobyt w Indiach. Winny im
jestem ogromną wdzięczność i szacunek.
Poprzedni Gjalła Karmapowie nie angażowali się w politykę, nie pozostaje
mi więc nic innego, jak pójść w ich ślady. Jeśli idzie o przyszłość Tybetu
i narodu tybetańskiego, z całego serca zgadzam się i popieram to, co robi
Jego Świątobliwość XIV Dalajlama – ucieleśnienie miłującej dobroci, współczucia
i ducha niestosowania przemocy, najwyższy przywódca Tybetu oraz rzecznik
pokoju i praw człowieka na całym świecie.
Jego Świątobliwość Dalajlama oraz moi uczniowie z Sikkimu, Indii i
całego świata wielokrotnie zwracali się do premiera, ministra spraw wewnętrznych
i ministra spraw zagranicznych o przyznanie mi oraz towarzyszącym mi osobom
statusu uchodźcy. W odpowiedzi na te prośby rząd Indii status ów nam przyznał.
Dzięki temu mogłem ostatnio odbyć pięciotygodniową pielgrzymkę do buddyjskich
sanktuariów Indii. Przy tej okazji udzielałem błogosławieństw i inicjacji
wielu proszącym o to uczniom z Indii i całego świata.
Dziś mam okazję spotkać się z licznie tu zgromadzonymi dziennikarzami
ze Wschodu i Zachodu. Korzystając ze sposobności, chciałbym podziękować
wam wszystkim i każdemu z osobna. Wydaje mi się, że świat powinien poznać
prawdziwą historię i prawdziwy cel mojej ucieczki do Indii. Do tej pory
– nie za moją sprawą – nie było to możliwe. Mam nadzieję, że dzięki temu
spotkaniu pomożecie poznać prawdę o tych wydarzeniach wszystkim zainteresowanym.
Taszi Delek!
***
NHK: Jak długo zamierzasz zostać w Indiach? Czy wrócisz do Tybetu?
Karmapa: Przybyłem do Indii jako uchodźca i w związku z tym otrzymałem
stosowny status – nie zamierzam więc wracać do Tybetu, póki nie wróci tam
Jego Świątobliwość Dalajlama. Wrócę z nim.
Ajit Jagra: Co zainspirowało cię do przybycia do Indii, masz przecież
rzesze wyznawców na całym świecie?
Karmapa: Jednym z najważniejszych powodów było pragnienie pielgrzymowania
do świętych sanktuariów [Indii].
Norweska rozgłośnia tybetańska: Wasza Świątobliwość, rząd Chin utrzymuje,
że nie przybyłeś do Indii, aby tu zostać, ale po Czarną Koronę i inne relikwie,
należące do twego poprzednika. Władze chińskie twierdzą, że zostawiłeś
w klasztorze list, z którego wynika, że zamierzasz wrócić do Chin.
Karmapa: Zostawiłem list, to prawda. Sam go napisałem, dobrze więc
wiem, co w nim jest, a czego nie ma. Napisałem, że opuszczam [Tybet], gdyż
mimo wielokrotnych, uporczywych próśb o zgodę na wyjazd, nie otrzymałem
zezwolenia. Nie wspominałem o Czarnej Koronie. Po cóż zresztą miałbym zabierać
ją z Indii i przywozić do Chin? Chyba tylko po to, żeby włożyć ją na głowę
[prezydenta ChRL] Jiang Zemina.
Italian News Service: Wasza Świątobliwość nie wspomina w swoim oświadczeniu
o Szamarpie, drugim hierarsze [szkoły] Kagju, który uważa Waszą Świątobliwość
za chińskiego agenta. Co Wasza Świątobliwość o tym sądzi?
Karmapa: Staram się odnosić do tego w odpowiedni sposób. Nie widzę
powodu do spekulowania i pisania o tym w moim oświadczeniu, gdyż tylko
pogorszyłoby to sytuację.
The Week: Chciałem zapytać Karmapę, czy kiedy był w Tybecie, Chińczycy
wywierali nań presję, by uznał wybranego przez nich Panczenlamę?
Karmapa: Nie naciskano, bym poparł Panczenlamę, którego mianował chiński
rząd, ale zaproszono mnie na ceremonię obcięcia włosów i wyświęcenia.
PTI: Potrzebowałeś tylko trzydziestu godzin na przedostanie się z Tybetu
do Nepalu, a potem – w wolnym kraju – aż pięciu dni na dotarcie do Dharamsali.
Dlaczego? [Niesłyszalne] Czy Situ Rinpocze jest chińskim agentem?
Karmapa: Dlaczego potrzebowaliśmy więcej czasu po pokonanie pewnych
odcinków? To kwestia odległości i trudnego terenu. Nasza podróż trwała
osiem dni i myślę, że wystarczająco precyzyjnie opisałem ją w moim oświadczeniu.
Wydaje mi się, że nie mam na ten temat nic do dodania. Co się tyczy Jego
Eminencji Tai Situ Rinpocze, to kiedy byłem w Tybecie, wielokrotnie prosiłem
chiński rząd o zgodę na zaproszenie go do Curphu, by udzielił mi inicjacji,
przekazów i instrukcji, których potrzebowałem. Władze nie zgadzały się
jednak na przyjazd Tai Situ Rinpocze do Chin, mówiąc, iż jest on zbyt blisko
związany z Jego Świątobliwością Dalajlamą. Jego wizyta była dla nich nie
do przyjęcia. Gdyby miał pan rację, powitaliby go z otwartymi ramionami.
Dziennik australijski: Czy zamierzasz współpracować z Dalajlamą w promowaniu
sprawy Tybetu, sprawy tybetańskiej niepodległości bądź autonomii?
Karmapa: Jak już mówiłem, Tybet jest znany na całym świecie dzięki
swej tradycji religijnej i kulturze. Za swoją powinność i obowiązek uważam
żarliwe wspieranie tybetańskiej tradycji i kultury. Wydaje mi się, że w
ten sposób najlepiej przysłużę się narodowi tybetańskiemu i Tybetowi. W
tym sensie będę pomagać Jego Świątobliwości Dalajlamie ze wszystkich sił.
The Daily Telegraph: Wasza Świątobliwość jest jednym z najsłynniejszych
lamów Tybetu, uważanym za tego, który zna przeszłość i przyszłość. Czy
zechciałbyś więc powiedzieć, jak będzie wyglądała twoja sytuacja za piętnaście
lat?
Karmapa: Nie przejmuj się przyszłością. Jutro nie będę nawet pamiętać,
co dziś mówiłem.
Pytanie: Czy w związku z wydarzeniami w Chinach obawiasz się zagłady
kultury tybetańskiej?
Karmapa: [Jako osoba praktykująca Dharmę i nie uprawiająca polityki]
mogę tylko powiedzieć, że każdy naród ma własną, odrębną tradycję duchową
i kulturę. Nie chciałbym, żeby którakolwiek z nich znalazła się w takim
niebezpieczeństwie.
Newsweek: Czy Chińczycy czekają na śmierć Dalajlamy z nadzieją, iż położy
to kres tybetańskiemu ruchowi niepodległościowemu i pozwoli im nam całkowite
zasymilowanie kultury tybetańskiej z chińską kulturą Hanów?
Karmapa: Jego Świątobliwość Dalajlama nie jest jeszcze stary i cieszy
się dobrym zdrowiem. Bezustannie modlę się o jego długie życie i jestem
przekonany, że zostanie z nami bardzo długo. Całkiem możliwie, że w tym
czasie w Chinach zajdą głębokie zmiany polityczne. Co więcej, moc intencji
i współczucia Jego Świątobliwości Dalajlamy jest doprawdy niepojęta. Wydaje
mi się, że tybetańska młodzież powinna skupić się na pielęgnowaniu duchowych
i kulturowych tradycji Tybetu. Jego Świątobliwość Dalajlama powtarza to
raz po raz.
BBC: Czego życzyłbyś Tybetowi?
Karmapa: Duchowa tradycja Tybetu stoi na fundamencie niestosowania
przemocy i pokoju. Moim największym pragnieniem jest to, by w przyszłości
Tybet trwał w stanie harmonii, pokoju i niestosowania przemocy.
The Times: Jak rozumiem, mówiłeś niedawno o swoich rodzicach. Czy obawiasz
się, że twoi rodzice i uczniowie mogą być prześladowani? Czy wiesz, gdzie
teraz są twoi rodzice?
Karmapa: Rodzice, ma się rozumieć, są niezwykle ważni. Dla każdego
z nas –nikomu przecież nie zawdzięczamy tak wiele. Dlatego też bardzo niepokoję
się o nich. Niemniej jednak, jak już mówiłem, uznałem, iż nie pozostaje
mi nic innego, jak ich opuścić. Nie wiem, jak w tej chwili wygląda ich
sytuacja. Modlę się o moich rodziców i wszystkich Tybetańczyków.
Star News: Jakiej pomocy udzieliły ci władze indyjskie? Czy w jakiś
sposób ograniczają twoją swobodę ruchów?
Karmapa: Ogólnie rzecz biorąc, rząd Indii był ogromnie pomocny i szczodry.
Udzielił mi zgody na przebywanie w tym kraju i odbywanie pielgrzymek.
Hindustan Times: Wiele mówiło się o tym, że Chiny miały wobec ciebie
plany polityczne. Jakie? Czy miało to związek ze sprawą niepodległości
Tybetu?
Karmapa: Wielokrotnie słyszałem, że rząd Chin planował wykorzystywanie
mnie do swoich celów. Z pewnością traktowano mnie jak kogoś bardzo ważnego.
Kiedy, na przykład, zabrano mnie wycieczkę do Pekinu, odnoszono się do
mnie z wielką atencją. Zacząłem jednak podejrzewać, że [władze] chcą mnie
wykorzystać do odciągnięcia Tybetańczyków w Tybecie od Jego Świątobliwości
Dalajlamy.
Asahi Shimbun: Czy Wasza Świątobliwość planuje studiowanie innych języków,
by porozumiewać się z ludźmi odmiennych kultur [bezpośrednio], jak Jego
Świątobliwość Dalajlama?
Karmapa: Urodziłem się w Tybecie. Poza tybetańskim mówię jeszcze, jak
bym to ujął, łamanym chińskim. Teraz powoli uczę się angielskiego i chciałbym
kiedyś zacząć uczyć się japońskiego.
Times of India: Dlaczego tak długo nie kontaktowałeś się z mediami?
Czy nie wydaje ci się, że zainteresowanie, jakie okazują ci zachodni dziennikarze
[nieczytelne: (?) ma na celu dyskredytowanie] Chin?
Karmapa: Zgadzam się, trwało to dość długo. Osobiście chciałem natychmiast
przedstawić prawdziwą historię mojej ucieczki, ale nie pozwalały na to
okoliczności. Co się tyczy drugiej części pytania, wydaje mi się, że moją
sytuacją interesują się nie tylko media zachodnie, ale i azjatyckie. Skoro
dziennikarze mogą interesować się tym, czym chcą, nie mnie interpretować
ich pobudki.
Reuters: Wydaje mi się, że nie uzyskaliśmy pełnej odpowiedzi na pytanie
naszego kolegi. Czy ograniczono twoją swobodę ruchów w Indiach?
Karmapa: Udzielono mi zezwolenia na pobyt w Indiach. Mogę podróżować
po kraju. Nałożono jednak określone „restrykcje” czy też „wyjątki”, dotyczące
Sikkimu i Szerab Lingu, które wprawiają mnie w pewne zażenowanie.
Reuters: Co sądzisz o twierdzeniach tych wyznawców Karma Kagju, którzy
utrzymują, że prawdziwym Karmapą jest Thaje Dordże?
Karmapa: O tożsamości Karmapy nie decyduje się na drodze głosowania
czy dyskusji między różnymi grupami. [O tym, kto jest Karmapą] decyduje
wyłącznie przepowiednia poprzedniego Karmapy.
London Times: Co zwykle robisz w ciągu dnia?
Karmapa: Studiuję i praktykuję buddyzm.
DODATEK:
Fragment wywiadu Jego Świątobliwości Dalajlamy dla Redcliff
27 marca 2001, Dharamsala
(...)
Claude Arpi: Wasza Świątobliwość wie, że Chiny twierdzą, iż Sikkim stanowi
część ich terytorium. Dlatego też niektórzy uważają, że pozwolenia Karmapie
na udanie się do Rumteku może stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa Indii.
Co na to Wasza Świątobliwość?
Dalajlama: Zagrożenie? Nie sądzę. Przede wszystkim, Karmapa nie jest
już obywatelem Chin. Co więcej, pan Jaswant Singh, minister spraw zagranicznych
Indii, mówił niedawno na forum parlamentu, że po przyznaniu statusu uchodźcy
Karmapie ministerstwo nie otrzymało żadnych protestów ze strony rządu ChRL.
Claude Arpi: Wiza to jedno, a wizyta w Rumteku – co innego, nieprawdaż?
Dalajlama: Po pierwsze, Karmapa jest teraz uchodźcą – takim samym,
jak każdy inny uchodźca. Nie jest już obywatelem Chin. Po drugie, według
samego ministra Jaswanta Singha, rząd Chin nie podnosi sprawy statusu Karmapy.
Dlatego też sądzę, że w przyszłości Karmapa nie powinien mieć żadnego problemu
z wyjazdem do Sikkimu.
Claude Arpi: Ostatnio odwiedził Indie rywal Karmapy. Czy może być dwóch
Karmapów?
Dalajlama: Nie, nie sądzę! Niemniej (tak jak w przypadku poprzedniego
Panczenlamy), może być Panczenlama i Panczenlama-„kandydat”. „Kandydat”
na poprzedniego Panczenlamę [który zmarł w Tybecie w 1989 roku] żyje do
dziś i mieszka w Irlandii. Tak więc Thargje Dordże [konkurent Karmapy]
jest po prostu takim „kandydatem”, i tylko tyle.
(...)