Procesja i zatrzymania w Lhasie
Władze chińskie w Lhasie zatrzymały co najmniej sześciu Tybetańczyków biorących udział w ponadstuosobowym pochodzie, który - jak tłumaczyli policji zebrani - mieścił się w granicach wolności praktykowania religii.
Według mieszkańców było to największe tybetańskie zgromadzenie od czasu zeszłorocznych protestów, które objęły sąsiednie prowincje. Władze zareagowały na te wydarzenia dramatycznym zwiększeniem kontyngentu służb bezpieczeństwa w regionie.
„To nie protest, tylko sangsol, rytualna ofiara dla bóstw buddyjskich - powiedział uczestnik procesji, którego zatrzymano na trzy dni. - Takich jak ja było wielu, trudno mówić o tym przez telefon".
Inne źródło twierdzi, że zatrzymano sześciu Tybetańczyków; nie wiadomo, ilu zostało już zwolnionych. Według Tybetańczyka z Indii, który powołuje się na naocznych świadków, 7 czerwca na lhaskim rynku zebrało się co najmniej dwieście osób w tradycyjnych strojach. Zbierali pieniądze, które złożyli w ofierze w głównej stołecznej świątyni, Dżokhangu, minęli budynki rządowe i ruszyli w kierunku Potali, byłej siedziby Dalajlamy. „Na placu przed pałacem wołali o zwycięstwo bogów. Wszyscy mieli w rękach tradycyjne białe szarfy. Kiedy zaczęli iść w stronę świątyni Neczung, zatrzymał ich oddział uzbrojonych policjantów".
Po południu na Tromsikhangu zebrała się kolejna grupa. Mówili policjantom, że korzystają z wolności religii - wtedy też zatrzymano sześć osób. Władze miejskie odmówiły komentarza, ale funkcjonariusz Biura Bezpieczeństwa Publicznego powiedział, że „nikt nie został zatrzymany. To było wydarzenie o charakterze religijnym. Chińska Republika Ludowa gwarantuje Tybetańczykom wolność praktykowania religii".
Dzień pochodu, Saga Dała, jest najważniejszym świętem w kalendarzu buddyjskim, upamiętniającym urodziny, oświecenie i śmierć historycznego Buddy.