Podświadomy kompleks dyskryminacji
WL
No i proszę, kolejny zdumiewający zbieg okoliczności: „6.28" to podwójne „3.14". 28 czerwca mieliśmy w Weng'anie powtórkę tego, co 14 marca wydarzyło się w Lhasie.
Oba zajścia - jedno w mieście słynnym, drugie w zupełnie nieznanym - miały podobny przebieg i charakter. W obu uczestniczyły tłumy, w obu doszło do przemocy. I tu, i tam zwykli ludzie starli się z siłami bezpieczeństwa państwa. I tu, i tam władze odpowiedziały identyczną propagandą, zwalając całą winę na uczestników rozruchów. Mamy też jednak dwie istotne różnice: po pierwsze, grupy etniczne głównych aktorów, po drugie - stosunek do tych wydarzeń opinii publicznej w Chinach.
O tej ostatniej nie sposób dowiedzieć się czegoś z partyjnych gazet czy stacji telewizyjnych - kontrolują je władze, wszystkie więc powtarzają oficjalną wersję wypadków, podlaną sosem tej samej propagandy. Znacznie więcej na temat nastrojów społecznych mówią natomiast popularne fora dyskusyjne, takie jak Tianya.cn czy Kaidi.com. Komentarze nie zostawiają cienia wątpliwości, że w przypadku incydentu 3.14 większość obywateli sieci popiera rząd i jest przeciwko tybetańskim demonstrantom, natomiast przy 6.28 trzyma stronę uczestników rozruchów i nie zostawia suchej nitki na władzach.
Wydarzenia te dzieli zaledwie 105 dni. Oba miejsca leżą daleko od regionów rozwiniętych, w obu przypadkach władze ukrywały prawdę. Dlaczego w takich okolicznościach pozbawieni dostępu do informacji z pierwszej ręki obywatele sieci reagują zupełnie inaczej na sprawców przemocy? Jeśli w Weng'anie ich sympatia była po stronie słabszych, czemu tak niewielu okazuje ją Tybetańczykom, którzy również byli na straconej pozycji? Dlaczego w ich oczach mieszkańcy Weng'anu są niewinni, a Tybetańczycy uchodzą za bandytów? Jeżeli tych drugich potępiano za przemoc, czemu uchodzi ona płazem pierwszym?
Tę różnicę postaw tłumaczy tylko jedno - podwójny standard, a o osądzie decyduje przede wszystkim, jeśli nie wyłącznie, „pochodzenie etniczne".
Większość obywateli sieci stanowią „pan-Hanowie", czyli sami Hanowie oraz zasymilowane z nimi grupy, takie jak Mandżurowie czy Mongołowie. „Pan-Hanami" powoduje oficjalna ideologia rządu centralnego i nacjonalizm. Wierzą w ortodoksję hanowskiej tożsamości i alienują inne nacje.
W oczach wielu „pan-Hanów" te „mniejszości", które noszą tradycyjne stroje, są skore do gwałtu, niezbyt bystre i właściwie wciąż raczkują. Określenie „cywilizowany" należy się wyłącznie im samym. Taka postawa antropologicznie legitymizuje rządy Hanów nad innymi grupami i utrwala polityczne credo: „Ci, którzy mi się poddadzą, będą żyć i prosperować; oporni zostaną zniszczeni".
W Chinach najbardziej dyskryminowane nie są mniejszości małe, tylko duże, żyjące w zwartych populacjach i niepoddające się asymilacji, takie jak Tybetańczycy, Hui, Ujgurzy. Małe populacje mogą wciąż czcić totemy, nie mają jednak rozwiniętych, zorganizowanych systemów religijnych, więc łatwo asymilują się z kulturą większości i stają „pan-Hanami", tymczasem Tybetańczyków, Hui i Ujgurów wyróżnia niewzruszona wiara i przywiązanie do rodzimych kultur. Ich strojom, potrawom, obyczajom jest bardzo daleko do asymilacji, co drażni i budzi niechęć zapatrzonych w siebie „pan-Hanów".
Jasne, że przedstawiciele mniejszości dopuszczają się czasem kradzieży czy gwałtów, ale opinia publiczna rozdmuchuje te incydenty ponad wszelkie proporcje, niszcząc wizerunek innych nacji. Media z reguły unikają kwestii społecznych związanych z mniejszościami, obawiając się podsycania konfliktów narodowościowych, ale to spycha tylko problemy „etniczne" do podziemia.
Kiedy nie podaje się autentycznych informacji, zastępują je pogłoski, które podsycają dyskryminację ze strony „pan-Hanów" i jeszcze bardziej zaogniają problemy.
Dyskryminacja etniczna nie jest więc w Chinach zagadnieniem publicznym i nie prowadzi się na jej temat otwartej dyskusji. Przemilczana przez media, nie przykuwa uwagi, jakiej wymaga. Nie ma charakteru instytucjonalnego, większość osób nie przyzna się nawet do takich postaw wobec „mniejszości". Kryje się w zbiorowej podświadomości. I wybucha, gdy pojawią się po temu odpowiednie okoliczności, takie jak incydent 3.14.
Przywiązani do oficjalnej ideologii pan-Hanowie uwielbiają legitymizować swoje panowanie nad Tybetańczykami. Tybetańskie powstanie przeciwko represjom zaszkodziło interesom Hanów, którzy w odpowiedzi nadali mu demoniczną aurę. Tybetańczycy nie tylko nie otrzymali żadnego wsparcia ze strony Hanów - zostali przez nich całkowicie potępieni. Tymczasem podczas incydentu 6.28 Hanowie powstali przeciwko hanowskim władzom. Rzecz działa się w rodzinie, wzbudziła więc sympatię obywateli sieci.
Jeśli wasze oceny wydarzeń 3.14 i 6.28 były zasadniczo różne, proszę, spójrzcie w siebie i pomyślcie chwilę o ukrytych kompleksach.
lipiec 2008
Piszący pod pseudonimem autor jest chińskim prawnikiem i dziennikarzem.