Szesnasty dzień protestów w Tybecie
Masowe, pokojowe protesty w prefekturze Colho (chiń. Hainan) prowincji Qinghai. Setki Tybetańczyków skandują „Niech żyje Dalajlama", „Wolność dla Tybetu"; demonstrantów otaczają siły policyjne i wojskowe.
„Nikt stąd nie ucieka. Wszyscy czekamy na aresztowanie. Jesteśmy gotowi na tortury i śmierć, które z sobą niesie. Ten wielki ruch zrodził się z naszej determinacji. Skończymy, nie tracąc grama odwagi i lojalności wobec Tybetu", mówi mnich, uczestnik protestów we wschodniej części kraju.
W otoczonych kordonami lhaskich klasztorach wciąż odcięta jest woda i elektryczność. Brakuje żywności. Tybetańskie źródła informują, że 24 marca w świątyni Ramocze zmarł z głodu mnich imieniem Thokme. W okręgach Batang i Derong prefektury Kardze w Sichuanie władze próbują też taktyki marchewki, przyznając klasztorom nowe dotacje i rozdając mieszkańcom worki ryżu.
Rządowa agencja Xinhua informuje, że w prefekturze Ngaba (chiń. Aba) prowincji Sichuan „w ręce policji oddało się 381 uczestników rozruchów" z 16 marca. W Lhasie pięcioro aresztowanych za wywołanie pożarów, w których zginąć miało 10 osób, „przyznało się do winy".
Według niezależnych źródeł tybetańskich od 10 marca władze chińskie aresztowały około 1200 Tybetańczyków; liczba „zaginionych" przekracza 100. Wedle oficjalnych chińskich doniesień z różnych regionów w ręce policji oddało się „dobrowolnie" w sumie 645 uczestników protestów.
Po uprzednim usunięciu z Tybetu wszystkich zagranicznych dziennikarzy Pekin organizuje nadzorowany wyjazd grupy korespondentów do Lhasy.
Jak podają lokalne media, wiceprezydent Indii „w ostatniej chwili" odwołuje spotkanie z Dalajlamą. Unia Europejska podnosi kwestię Tybetu na forum Rady Praw Człowieka w Genewie. Do dialogu z Dalajlamą wzywa ChRL rząd Niemiec.