Kolejne protesty, kolejni zabici, kolejne aresztowania
Wczoraj w Kardze (chiń. Ganzi), w prowincji Sichuan zabito co najmniej dwóch Tybetańczyków, gdy policja otworzyła ogień do tłumu demonstrantów. Władzie chińskie wprowadzają nadzwyczajne środki bezpieczeństw w Lhasie i Pekinie.
„Protest zaczął się tuż po czternastej. Uczestniczyli i mnisi, i świeccy, z Pemą Deczen i Ngogą na czele - mówi świadek. - Krzyczeli „Niech żyje Dalajlama", „Wolny Tybet", rozdawali ulotki. Władze chińskie aresztowały 10 osób. Ngoga, organizator protestu, został zastrzelony. Dziewięciu innych gdzieś powlekli, wyglądali na rannych, ale nie mam pewności".
Uczestnik, którego relację potwierdza inne źródło, zidentyfikował aresztowanych. Są to Pema Deczen, Gonpo, Ceten Phuncog, Lobsang, Sangpo, Palden Gonpo; dwaj inni pozostają anonimowi. Według świadków podczas innego incydentu w tym samym mieście zastrzelono też mnicha.
Grupa duchownych z klasztoru Dargje zaplanowała pochód, ale ktoś musiał o tym uprzedzić policję, która zagrodziła im drogę. Mnisi protestowali, tamci zaczęli strzelać i zabili jednego z nich". Nie udało się jeszcze ustalić imienia ofiary.
Po piątkowych rozruchach w Lhasie, podczas których policja otworzyła ogień do protestujących, niepokoje i przemoc objęły tybetańskie regiony Sichuanu, Gansu i Qinghai.
Tybet graniczny z Ujgurskim Regionem Autonomicznym Xinjiang, którego mieszkańcy buntują się przeciwko rządom Pekinu. Ujgurskie źródła twierdzą, że granicę tę obstawiło wojsko, wprowadzono zakaz zgromadzeń publicznych. Chińska policja zaprzecza.
„Wojskowe rządy mamy od 10 marca - mówi Dili Xiati, rzecznik Światowego Kongresu Ujgurów. - Wieczorne spotkanie więcej niż trzech Ujgurów równa się aresztowaniu. Ujgurscy uchodźcy manifestowali wczoraj solidarność z Tybetem: „Potępiamy użycie sił wojskowych przeciwko pokojowym protestom w Lhasie i wzywamy chińskich przywódców do rozpoczęcia konstruktywnych rokowań z Jego Świątobliwością Dalajlamą w celu wypracowania pokojowego rozwiązania problemu".
Po upłynięciu terminu ultimatum aresztowano w Lhasie setki podejrzanych o udział w marszach, demonstracjach i rozruchach. „Przyszli policjanci, sprawdzali meldunki - mówi mieszkaniec stolicy. - Szukali ludzi ze zdjęć z kamer wideo. Przeszukują wszystkie domy w pobliżu dwóch głównych świątyń".
We wtorek funkcjonariusze odebrali krewnym zwłoki zabitego demonstranta. „Rodzina planowała pogrzeb, ale przyszła policja i zabrała ciało. Powiedzieli krewnym, że zbierają wszystkie zwłoki, żeby przeprowadzić obdukcje i tak dalej. Mówili, że wszystkie trupy zostaną spalone razem. Powiedzieli, że powiadomią rodziny i że będzie wolno przyjść potem do krematorium".
„Policjanci i paramilitarni - mówi lhaskie źródło - przeczesują tybetańskie domy w Lhasie i sprawdzają meldunki. Zabierają każdego, kto ich nie ma". Policjanci nie informują nikogo, gdzie zabierają zatrzymanych. Każdemu, kto wyjdzie na ulicę, grozi aresztowanie.
W Pekinie policyjny kordon otoczył Centralny Uniwersytet Mniejszości, na którym studiuje około 300 Tybetańczyków. Przy bramie ustawiono kilku uzbrojonych strażników. „Mamy tu wielu tybetańskich uczniów - mówi mieszkanka stolicy. - Całą noc jeździły policyjne samochody. Normalnie jest spokojnie, ale po zamieszkach w Tybecie...".