Władze chińskie każą mnichom wrócić do Baikaru
Władze Tybetańskiego Regionu Autonomicznego grożą „surowymi konsekwencjami" mnichom klasztoru Dzieszo Baikar w prefekturze Nagczu (chiń. Naqu), którzy opuścili świątynię na znak protestu przeciwko chińskiej kampanii „edukacji patriotycznej", ogłoszonej po starciach policji z tybetańskimi koczownikami 20-21 listopada zeszłego roku. Duchownym nakazano wrócić do klasztoru do 8 marca. Według zastrzegającego anonimowość źródła wielu z nich przebywa obecnie w lhaskim Drepungu i Sera.
„Chińskie grupy robocze usiłowały prowadzić kampanię w Baikarze, ale wielu mnichów stawiło opór i odmówiło udziału w »edukacji«. Potem zaczęli opuszczać świątynię. Grupy robocze wzmocniono wtedy około 50 uzbrojonymi policjantami". „Duchownym kazano potępiać Jego Świątobliwość Dalajlamę, wyrzucić jego zdjęcia i nie słuchać Radia Wolna Azja oraz rozgłośni nadających z Indii - mówi inne źródło. - Słuchanie takich audycji uznawane jest za antyrządową działalność polityczną. Mnichom grożono za to dożywociem. Przez to wszystko jeden z nowicjuszy przeszedł załamanie nerwowe. Grupy robocze spędziły w klasztorze miesiąc, a policja jest tam nadal".
W związku z listopadowymi zajściami - których katalizatorem był zatarg między grupą mnichów a chińskim sklepikarzem z Baikaru (chiń. Baiga) - uwięziono 22 Tybetańczyków: 10 duchownych i 12 świeckich. W czasie zamieszek policja oddała strzały ostrzegawcze. Według tybetańskich źródeł jednego mnicha skazano na trzy lata więzienia, dwóch na dwa lata, a świeccy wciąż czekają na proces. Władze odmawiają komentarzy.
W chwili zatrzymania czternastoletni mnich Cering Gjalcen miał na szyi medalik z wizerunkiem Dalajlamy. Został brutalnie pobity, ponieważ odmówił potępienia swego przywódcy. Nie udzielono mu pomocy medycznej; leżał na dziedzińcu rządowego budynku, na którym uwięziono ponad 50 koczowników, domagających się zwolnienia duchownych.
20 listopada w Baikarze zebrało się kilkuset nomadów, bezskutecznie protestujących przeciwko aresztowaniu mnichów. Gdy tłum stał się agresywny do miasta ściągnięto setki funkcjonariuszy Ludowej Policji Zbrojnej. Doszło do starć, było wielu rannych. Następnego dnia liczba demonstrantów wzrosła do tysiąca. Przedstawiciel władz prefektury potwierdził zajścia w rozmowie telefonicznej, odmówił jednak podania szczegółów. Incydent poprzedziła kilkumiesięczna kampania „antyseparatystyczna", która spotęgowała napięcie w całym regionie.
W grudniu aresztowano dwóch mnichów, którzy odmówili podpisania dokumentu lżącego Dalajlamę i nie zapłacili grzywien w wysokości 10 tysięcy yuanów. Wkrótce potem Baikar opuściła większość z około 180 duchownych. Od tego czasu klasztor stoi pusty.