Tybetańscy koczownicy podpalają chińską rzeźnię w Sichuanie
strona główna

Radio Wolna Azja

8-09-2005

 

Tybetańscy koczownicy podpalają chińską rzeźnię w Sichuanie

Tybetańscy koczownicy splądrowali i podpalili należącą do Chińczyków rzeźnię, aresztowano kilkadziesiąt osób – informują źródła RFA.

Kilkuset Tybetańczyków wtargnęło do rzeźni w Manikengo (chiń. Manigange), w Tybetańskiej Prefekturze Autonomicznej Kardze (chiń. Ganzi) prowincji Sichuan. Rzeźnię – Dege Longsheng Yak LLC, filię Chengdu Ganzi Longsheng Meizi Yak Ltd. – założyli w 2004 roku chiński przedsiębiorca i lokalny urzędnik; mieszkańcy regionu nazywają ją po prostu „rzeźnią Manikengo”. Zastrzegające anonimowość źródła RFA przedstawiają spójny opis zajścia, ale urzędnicy, z którymi udało się skontaktować telefonicznie, zaprzeczają incydentowi.

Według oficjalnego portalu Ganzi Net w uroczystym otwarciu rzeźni 17 października 2004 roku uczestniczyli wicegubernator Kardze, wiceprzewodniczący prefekturalnego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych, dyrektor lokalnego Biura Hodowli Zwierząt oraz przedstawiciele władz okręgu Dege.

Źródła RFA twierdzą, że w zeszłym miesiącu przed rzeźnią zebrało się bardzo wielu ludzi, ponieważ do incydentu doszło w czasie tradycyjnych wyścigów konnych, na które co rok ściągają tysiące osób. W tłumie byli rozwścieczeni Tybetańczycy, których właściciele zakładu zmusili do sprzedania zwierząt poniżej cen rynkowych. Po wtargnięciu do budynku mieli znaleźć „mnóstwo zwierząt” – w tym psy i konie. Wszystkie zostały uwolnione, a rzeźnię podpalono. Nie wiadomo, czy były jakieś ofiary; RFA nie jest również w stanie oszacować wielkości strat.

Tybetańskie źródła niezależnie od siebie informują, że do akcji wkroczyli wówczas policjanci z okręgu, bijąc niektórych protestujących i zatrzymując od 50 do 60 osób. „Większość później zwolniono, ale wciąż trzymają siedem albo osiem osób”, utrzymuje jedno z nich.

Z owych relacji wyłania się obraz napięć między Tybetańczykami a chińskimi władzami tego słabo rozwiniętego regionu, który przyłączono do prowincji Sichuan w 1949 roku. Rzeźnia była przedmiotem sporu od ponad roku; przywódcy lokalnych klasztorów próbowali ją nawet odkupić, właściciele nie chcieli jej jednak sprzedać. W 2004 roku Tybetańczycy zorganizowali bojkot rzeźni.

„Lokalnym koczownikom kazano sprzedawać zwierzęta rzeźni po zaniżonych cenach – twierdzi źródło RFA – ale nikt tego nie zrobił. Tybetańczykom z Dege nie podobało się, że w ich regionie ma działać wielka rzeźnia, i w zeszłym roku przędła bardzo cienko. Sąsiednia gmina Pałon (chiń. Babeng) miała sprzedać im 300 jaków, ale wycofała się z tego pomysłu po protestach koczowników z Manikengo”.

Według tybetańskich źródeł Kelsang Rinpocze, inkarnowany lama z klasztoru Dzogczen, i Khenpo Szerab Sangpo, opat ośrodka buddyjskiego Golok Seda, chcieli wspólnie odkupić rzeźnię za 100 tysięcy yuanów (ok. 12 400 USD), ale właściciele – z którymi RFA nie udało się skontaktować – nie chcieli jej sprzedać.