Tybet - Raport o przestrzeganiu praw człowieka na świecie w 1999 roku
strona główna

Departament Stanu USA

25-02-2000

 

Tybet - Raport o przestrzeganiu praw człowieka na świecie w 1999 roku

CHINY

Chińska Republika Ludowa (ChRL) jest państwem autorytarnym, w którym władzę sprawuje Komunistyczna Partia Chin (KPCh). Członkowie partii zajmują niemal wszystkie wysokie stanowiska w administracji cywilnej, wojskowej i policyjnej na szczeblu krajowym i regionalnym. Władza najwyższa należy do członków Politbiura (...)

TYBET

(Tę część raportu o Chinach opracowano zgodnie z Ustępem 536(b) Ustawy 103-236. Stany Zjednoczone uznają Tybetański Region Autonomiczny - dalej: Tybet - za część Chińskiej Republiki Ludowej. Zachowanie i rozwój unikalnego dziedzictwa religijnego, kulturalnego i językowego oraz ochrona podstawowych praw tego narodu nadal budzi niepokój).

Poszanowanie praw indywidualnych

Trudno dokładnie określić stopień pogwałceń praw człowieka w Tybecie, ponieważ rząd ChRL ściśle kontroluje dostęp tak do samego Tybetu, jak do informacji o nim. Z wiarygodnych raportów wynika jednak, że władze chińskie nadal dopuszczały się poważnych naruszeń praw człowieka w Tybecie – w tym stosowania tortur, arbitralnych aresztowań, uwięzień bez publicznego procesu oraz długotrwałego więzienia tybetańskich działaczy za pokojowe wyrażanie poglądów politycznych. W dalszym ciągu i w coraz większym stopniu ograniczano swobody religijne i inne podstawowe wolności. Nadzwyczajne środki bezpieczeństwa obowiązywały w czasie obchodów ważnych rocznic i [politycznie] drażliwych wydarzeń, między innymi 40. rocznicy antychińskiego powstania w 1959 roku (marzec), czerwcowej wizyty Gjalcena Norbu, chłopca mianowanego przez chiński rząd Panczenlamą, urodzin Dalajlamy (6 lipca), Igrzysk Mniejszości Narodowych (sierpień) czy 50. rocznicy utworzenia Chińskiej Republiki Ludowej. Do protestów politycznych dochodziło w wielu etnicznie tybetańskich regionach, w tym także poza granicami Tybetańskiego Regionu Autonomicznego (TRA). Według Tibet Information Network (TIN), niezależnej agencji informacyjnej i badawczej z Londynu, rosła liczba politycznych protestów i aresztowań; zwiększał się też ich zasięg, zwłaszcza w regionach tybetańskich, które nie należą do TRA.

Choć władze zezwalają na wiele tradycyjnych praktyk religijnych i publiczne manifestowanie wiary, działania uznawane za medium politycznych protestów nie są tolerowane; tłumi się je natychmiast przy użyciu siły. Prowadzona w całych Chinach kampania [sił] bezpieczeństwa objęła również Tybet. Przedmiotem coraz intensywniejszych ataków był buddyzm tybetański. Osoby podejrzewane o działalność polityczną poddawano przez cały rok brutalnym prześladowaniom. Rząd kontynuował kampanię dyskredytowania Dalajlamy oraz ograniczania wpływów sympatyzujących z nim duchownych i świeckich przywódców. Ważną częścią kampanii była nadal “edukacja patriotyczna” mnichów i mniszek, której skala rośnie co najmniej od dwóch lat; kampanią objęto już klasztory znajdujące się poza TRA. Choć z niektórych doniesień wynika, że kampania edukacji patriotycznej w regionie traci impet – gdyż osiągnięto już jej cele (zwiększenie kontroli nad świątyniami oraz ograniczenie liczby mnichów i mniszek) – nadal poważnie zakłócano normalne życie religijne klasztorów, a wielu duchownych uciekało do Indii. W dalszym ciągu obowiązywał zakaz wystawiania na widok publiczny zdjęć Dalajlamy; w wielu regionach TRA są one niemal niedostępne. Napływały raporty o więzieniu, prześladowaniu i torturowaniu mnichów i mniszek podejrzewanych o działalność polityczną, o zgonach więźniów i zamykaniu wielu klasztorów.

Choć w ciągu roku doszło do kilku zaledwie aktów przemocy na tle politycznym, służby bezpieczeństwa brutalnie biły wielu protestujących. Z wiarygodnych raportów wynika, iż jeden z nich, Taszi Cering, który, owinięty pasem z materiałami wybuchowymi, próbował wciągnąć na maszt zakazaną flagę tybetańską podczas sierpniowych Igrzysk Mniejszości Narodowych, nadal przebywa w szpitalu z powodu poważnych ran głowy, które zadali mu w chwili zatrzymania funkcjonariusze służby bezpieczeństwa. Inne źródła podawały, że zmarł on na skutek tych obrażeń. Kilkunastoletni mnich, który skandował niepodległościowe hasła podczas próby generalnej uroczystości związanych z Igrzyskami, był przez dłuższy czas bity na oczach setek świadków. Cudzoziemcy, w tym działacze międzynarodowych organizacji pozarządowych i osoby mieszkające w Tybecie, mieli, po części za sprawą rocznicowych obaw władz, znacznie większe trudności z podróżowaniem po kraju niż w 1998 roku. Latem, w różnych okresach, rewidowano turystów zagranicznych. W politycznie drażliwych okresach ograniczano swobodę poruszania się Tybetańczyków. W Lhasie, zwłaszcza latem, wyraźnie zwiększono liczbę funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa. Rząd poddawał ścisłej kontroli zagraniczne delegacje, które mogły spotykać się z Tybetańczykami bez uprzedniej zgody władz lokalnych.

Przez cały rok napływały liczne doniesienia o aresztowaniach i innych karach [wymierzanych Tybetańczykom]. Międzynarodowe organizacje praw człowieka informowały, że 10 marca funkcjonariusze służby bezpieczeństwa zatrzymały dwóch mnichów, którzy demonstrowali na Barkhorze w rocznicę tybetańskiego powstania przeciwko chińskim rządom; TIN podawał, że przed rocznicą [prewencyjnie] zatrzymano około 80 osób. W lipcu obaj mnisi, 16-letni Legmon i 21-letni Namdrol, zostali skazani, odpowiednio, na trzy i cztery lata więzienia. Pozbawiono ich również praw publicznych. Informowano również, że przed 10 marca na pewien czas zamknięto Dżokhang, najbardziej czczoną buddyjską świątynię Tybetu. W sierpniu grupka mnichów i mniszek zaczęła skandować niepodległościowe hasła podczas występu, zorganizowanego z okazji Igrzysk Mniejszości Narodowych. Policjanci zaczęli przedzierać się przez tłum, by zatrzymać protestujących. Z nie potwierdzonych raportów wynika, że duchowni zostali aresztowani. 1 października zatrzymano trzech mnichów, którzy zorganizowali pokojowy protest przed lhaskim pałacem Potala. Tybetańscy mieszkańcy stolicy informowali, że grożono im obcięciem poborów lub świadczeń, jeśli nie wezmą udziału w przygotowaniach do obchodów 1 października; tego dnia kazano im również zawiesić na domach flagi państwowe.

16 lipca zatrzymano trzech cudzoziemców, którzy znieważyli i spalili w hotelowym pokoju chińską flagę. Zatrzymano ich po tym, jak oddali do wywołania film ze zdjęciami z całego zajścia. Funkcjonariusze Biura Bezpieczeństwa Publicznego przetrzymywali ich w areszcie Guca od 10 do 15 dni, nie wnosząc żadnych oskarżeń. Po zwolnieniu wszyscy trzej zostali wydaleni z kraju.

Agja Rinpocze, były opat klasztoru Kumbum w prowincji Qinghai, piastujący też stanowisko państwowe szczebla wiceministra, opuścił Chiny w listopadzie 1998 roku z powodu konfliktu z władzami na tle polityki religijnej. Uważa się, że zmusiły go do tego coraz większe naciski rządu na Kumbum, do którego skierowano 45 funkcjonariuszy partii, mających poddać mnichów reedukacji patriotycznej i skłonić opata do udzielenia jednoznacznego poparcia Gjalcenowi Norbu, mianowanemu przez chińskie władze XI Panczenlamą. W styczniu władze ogłosiły trzyletnią kampanię promowania ateizmu i nauki, której poddani zostaną przede wszystkim urzędnicy państwowi. Wyjaśniono, że ma ona służyć dalszemu rozwojowi gospodarczemu, wzmocnieniu walki z separatyzmem i przeciwstawieniu się “reakcyjnej infiltracji kliki Dalaja”.

Środki ochrony prawnej zatrzymanych lub uwięzionych Tybetańczyków są takie same jak w całych Chinach – niewystarczające i w teorii, i w praktyce. Z danych zgromadzonych przez TIN wynika, że obecnie średni wyrok sądowy opiewa na 7,3 roku więzienia (w porównaniu z 5,7 roku w latach 1987-1999). Średni wyrok administracyjny (15 osób) wynosi 2,3 roku. Brak niezależnego dostępu do więźniów i więzień sprawia, że trudno ocenić zasięg i brutalność pogwałceń praw człowieka [w instytucjach izolacyjnych] oraz faktyczną liczbę tybetańskich więźniów. Większość sędziów jest Tybetańczykami; nie mają oni żadnego lub prawie żadnego wykształcenia prawniczego, władze starają się temu zaradzić, organizując kursy i szkolenia. Procesy są krótkie i niejawne. Rokrocznie rozpatruje się około 20 spraw dotyczących przestępstw przeciwko bezpieczeństwu państwa. Najwyższa kara za każde takie przestępstwo wynosi 15 lat więzienia; łączny wyrok nie może przekroczyć lat 20. Sprawy te dotyczą zwykle działalności niepodległościowej, która jest nielegalna, nawet jeśli nie wiąże się z użyciem przemocy. Pod koniec roku TIN szacował liczbę tybetańskich więźniów politycznych na 500. Z raportu tego wynikało, że 80 proc. więźniarek to mniszki, a 66 proc. więźniów – mnisi. W lutym 1998 roku strażnik z lhaskiego więzienia Drapczi powiedział zagranicznej delegacji, że w placówce tej przebywa 100 mnichów i mniszek, z których 90 proc. skazano za “przestępstwa przeciwko bezpieczeństwu państwa”. Z niektórych raportów wynika, że rośnie liczba więźniów politycznych umierających w więzieniach lub – na skutek złego traktowania w więzieniu – zaraz po wyjściu na wolność. Według TIN najbardziej zagrożone są więźniarki polityczne, zwłaszcza z lhaskiego Drapczi. Od 1987 w więzieniu tym lub zaraz po opuszczeniu jego murów umierała jedna na 22 skazane. TIN podaje, że w 1998 roku uzyskał potwierdzone informacje dotyczące śmierci sześciu więźniarek (w porównaniu z dwoma takimi przypadkami w latach 1987-1997). Jeśli idzie o więźniów politycznych, po 1987 roku ginął jeden na 37. Z ogólnych danych TIN wynika, że w więzieniach Tybetu ginie jeden z 48 więźniów politycznych. 21-letni mnich Legsze Coglam został uwięziony w kwietniu za to, iż nie chciał współpracować z urzędnikami, prowadzącymi kampanię edukacji patriotycznej w klasztorze Nalanda (przedmieścia Lhasy). Według TIN pobito go w areszcie śledczym Guca. Zmarł 12 kwietnia, w kilka dni po zwolnieniu. Ngałang Dzinpa, dwudziestoparoletni mnich z klasztoru Ganden, umarł w maju, w dwa miesiące po zwolnieniu z więzienia Drapczi, w którym odbywał czteroletni wyrok za działalność polityczną. TIN donosił również, że 33-letni Lobsang Tenzin, były student aresztowany wraz z Sonamem Łangdu, jest w bardzo ciężkim stanie. Brutalnie bity w Poło Tramo (okręg Pome), więzieniu o zaostrzonym rygorze, nie może chodzić o własnych siłach. Sonam Łangdu miał umrzeć w marcu na skutek obrażeń, jakich doznał podczas tortur. Z raportów wynika również, że w maju 1998 zmarł w więzieniu Lobsang Czoephel, mnich z klasztoru Khangmar. Wiarygodne źródła potwierdzają, że po protestach, do jakich doszło w więzieniu Drapczi na początku maja 1998, pobito na śmierć sześć mniszek, co najmniej trzech mnichów i jednego świeckiego. Inny więzień, Ngałang Sungrab, miał zostać postrzelony w brzuch przez strażników. Nic nie wiadomo o jego stanie.

Ngałang Czoephel, tybetański etnomuzykolog oskarżony o szpiegostwo i skazany w 1996 roku na 18 lat więzienia, w 1998 roku, po odrzuceniu apelacji, został przeniesiony z aresztu śledczego w Szigace do więzienia o zaostrzonym rygorze Poło Tramo. Odpowiadając na pytania wielu zagranicznych dyplomatów, rząd przyznał, że Ngałang Czoephel cierpi na bronchit, chorobę płuc i zapalenie wątroby. Choć prawo pozwala na odwiedzanie więźniów, władze nie odpowiedziały na prośby matki, która zabiega o zgodę na przyjazd do Chin i widzenie z synem.

Z wiarygodnych raportów wynika, że Czadrel Rinpocze, oskarżony o ujawnienie tajemnicy państwowej i pomaganie Dalajlamie w poszukiwaniu XI Panczenlamy, przetrzymywany jest na tajnym oddziale więzienia w Sichuanie. Odseparowany od innych więźniów, całkowicie izolowany, nie opuszcza celi od chwili skazania go na sześć lat więzienia po niejawnym procesie w 1997 roku. Wiele wiarygodnych raportów mówi o torturowaniu i znęcaniu się nad więźniami. Władze stosują bicie, rażenie prądem, krępowanie i inne techniki zadawania bólu.

Wiele organizacji informowało o biciu i znęcaniu się nad uwięzionymi mniszkami, w tym nad 23-letnią Ngałang Sangdrol, która trafiła za kraty w wieku lat 13, została zwolniona po dziewięciu miesiącach i ponownie aresztowana w wieku lat 15. Pod koniec 1998 roku jej wyrok podniesiono po raz trzeci – w sumie do 21 lat – za udział w protestach (ostatni z nich miał miejsce w maju 1998). Sangdrol miała być wielokrotnie brutalnie bita za uczestniczenie w protestach w więzieniu Drapczi; liczne źródła podają, że jest ciężko chora. W związku z protestami w maju 1998 podniesiono wyroki (o trzy, cztery lata) sześciu innym więźniom. Namgjal Taszi, ojciec Ngałang Sangdrol, miał wyjść na wolność w czerwcu, jednak przyjaciele i krewni nie mają o nim żadnych wiadomości od 1998 roku. Wiarygodne raporty mówią o biciu więźniów politycznych, którzy nie poddali się prowadzonej przez władze reedukacji, polegającej przede wszystkim na wyrzeczeniu się Dalajlamy i uznaniu Gjalcena Norbu, chłopca mianowanego przez rząd Panczenlamą. Wiarygodne źródła informowały o biciu, często brutalnym, więźniów politycznych po protestach w więzieniu Drapczi w maju 1998. Wśród ofiar znaleźli się mnich Thubten Kelsang i mniszka Phuncog Nidrol (która miała zasłaniać własnym ciałem Ngałang Sangdrol). Po majowych niepokojach na co najmniej jednym oddziale więźniowie nie mogli opuszczać cel przez 14 miesięcy. Według TIN, kary wymierzane niepokornym więźniom doprowadziły do co najmniej dwóch strajków głodowych na oddziale kobiecym w Drapczi. W marcu TIN informował o niepokojach w więzieniach, związanych z rocznicą ucieczki Dalajlamy z Tybetu. TIN utrzymuje, że władze izolują demonstrantów, zamykając ich na długi czas w karcerach. Dwie mniszki, które wtrącono do karcerów za udział w demonstracji w lutym 1997, przebywał w izolatkach jeszcze w połowie 1998 roku.

W lutym TIN i zagraniczne media informowały, że władze Drapczi zmuszają więźniów do udziału w musztrach. Skazani musieli stać bez ruchu przez bardzo długi czas lub maszerować, boso, skandując patriotyczne slogany. Ci, którzy zostają w tyle, są brutalnie bici. Podobnie wygląda sytuacja w innych zakładach karnych. TIN informował, że 68-letni Gjaje Phuncog, mnich z prowincji Qinghai, był podczas kilkudniowych przesłuchań pozbawiany snu i głodzony; latem zwolniono go warunkowo z uwagi na zły stan zdrowia. Wiele źródeł podaje, że chodzi o kulach. Informowano również o rozbudowie dwóch lhaskich kompleksów więziennych, Drapczi i Utritru, w których powstały nowe bloki mieszkalne, warsztaty i szklarnie. Wśród nowych budynków Drapczi ma być cementownia.

Promowanie polityki kontroli urodzeń pozostaje ważnym celem władz w Tybecie, niemniej zezwalają one Tybetańczykom i innym mniejszościom narodowym na posiadanie większej ilości dzieci niż Hanom. Tybetańscy mieszkańcy miast mogą mieć dwoje dzieci, a regionów wiejskich – troje lub więcej, TIN informuje jednak, że w wielu regionach wiejskich wprowadza się limit dwojga dzieci. W praktyce Tybetańczycy, którzy pracują w administracji państwowej, a zwłaszcza członkowie KPCh, zachęcani są do ograniczenia się do jednego potomka.

We wrześniu władze zamknęły Dom Dziecka Gjaco, sierociniec, w którym przebywało około 60 dzieci. Personel oskarżono o nadużycia i powiązania z Taszi Ceringiem, który usiłował wciągnąć na maszt flagę tybetańską podczas Igrzysk Mniejszości Narodowych. Wszystkich pracowników aresztowano. Dzieci – w wieku od roku do 14 lat – odesłano do rodzinnych prefektur, wyrzucono na ulicę lub skierowano do innego sierocińca, w którym panują bardzo złe warunki.

Wolność religii

Rząd poddaje praktyki religijne i miejsca kultu ścisłej kontroli. Choć zezwala na wiele obrządków, nie toleruje niczego, co mogłoby się wiązać z niepodległością Tybetu lub stanowić wyraz “separatyzmu”. Władze ostro krytykują polityczną działalność Dalajlamy i rząd emigracyjny. Oficjalne media piętnują “klikę Dalaja” i, starając się podkopać jego autorytet duchowy, nazywają Dalajlamę “separatystą”, który usiłuje podzielić Chiny. Tak rząd centralny, jak władze lokalne często powtarzają, że dialog z Dalajlamą jest niemożliwy, i twierdzą, że jego czyny zadają kłam publicznym zapewnieniom, iż nie opowiada się za niepodległością Tybetu. Niemniej jednak rząd zapewnia, iż gotów jest rozmawiać z Dalajlamą, o ile zrezygnuje on z działalności separatystycznej i uzna, że Tybet i Tajwan są integralną częścią terytorium Chin. W czerwcu 1998 i prezydent Jiang Zemin, i Dalajlama wyrażali gotowość do nawiązania dialogu, później Chiny odrzuciły jednak zabiegi Dalajlamy o podjęcie takich rozmów.

Większość Tybetańczyków praktykuje buddyzm. Dotyczy to również wielu urzędników państwowych i członków partii. Około tysiąca duchownych piastuje różne funkcje w lokalnych zgromadzeniach ludowych i komitetach Ogólnochińskiej Ludowej Politycznej Konferencji Konsultatywnej. Władze wymagają jednak, by członkowie partii i osoby pracujące dla rządu przestrzegały partyjnej zasady ateizmu. W styczniu władze ogłosiły kampanię promowania ateizmu i nauki, która, jak podano, ma podnieść kwalifikacje urzędników państwowych. Z wiarygodnych raportów wynika, że władze chińskie groziły zwolnieniem urzędnikom, którzy nie sprowadzą do Tybetu dzieci wysłanych do szkół w Indiach (gdzie ma siedzibę tybetański rząd emigracyjny); przeszukiwano też ich domy, by sprawdzić, czy nie mają przedmiotów religijnych lub zdjęć Dalajlamy.

W Tybecie istnieje ścisły związek między klasztorami buddyjskimi i działalnością niepodległościową. Rząd nadal prowadzi kampanię edukacji patriotycznej, którą rozpoczął w 1996 roku; teraz największy nacisk kładzie na regiony Tybetu, nie należące do TRA. Kampania, która okazała się nieskuteczna, jeśli idzie o zmianę postawy Tybetańczyków, ma pomóc władzom w kontrolowaniu klasztorów oraz usunąć z nich zwolenników niepodległości i Dalajlamy. Na bramach wielu świątyń wywieszono przepisy stanowiące, że mnisi muszą być “patriotyczni” – tzn. podpisać deklarację, w której odrzucają niepodległość Tybetu i chłopca uznanego przez Dalajlamę za jedenaste wcielenie Panczenlamy, wyrzec się Dalajlamy i poddać go krytyce, opowiedzieć się za jednością Chin i Tybetu oraz zobowiązać do niesłuchania “Głosu Ameryki”. Z raportów wynika, że mnisi, którzy odmawiają podpisania takiego dokumentu, są wydalani z klasztorów; wielu aresztowano. Kampania wzbudziła ogromny opór i głęboką niechęć. Według Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców, w zeszłym roku uciekło z Tybetu 2.905 Tybetańczyków. TIN informuje, że ponad jedna trzecia uchodźców podaje, iż do ucieczki skłoniła ich kampania “reedukacji patriotycznej” i jej skutki.

W styczniu TIN informował, że “kampanie edukacji patriotycznej” z 1997 i 1998 roku doprowadziły do zamknięciu dwóch ważnych świątyń. Mnisi z Dzonang Kumbum w Szigace oraz mniszki z podlhaskiego Rakhor musieli opuścić swoje klasztory w 1998 roku, ponieważ nie spełnili warunków rządowych grup roboczych – to znaczy, nie wyrzekli się Dalajlamy i wskazanego przezeń Panczenlamy, Genduna Czokji Nimy. Zdaniem Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców rokrocznie ucieka do Nepalu około trzy tysiące Tybetańczyków. TIN informował, że w listopadzie 1998 chińska policja zastrzeliła piętnastolatka, który usiłował wydostać się z Tybetu, by przyjąć święcenia w Indiach. Jesienią tego samego roku grupa chińskich i tybetańskich policjantów zgwałciła co najmniej dwie dziewczynki, które próbowały przekroczyć granicę, by podjąć naukę w Indiach i zostać mniszkami.

Zagraniczny urzędnik przeprowadził wywiad, z którego wynika, że 15-letni Sonam Palden i 17-letni Sonam Cering próbowali opuścić Tybet w październiku 1998, by otrzymać nauki religijne w Indiach. Na granicy chińscy żołnierze zastrzelili Sonama Ceringa i postrzelili Sonama Paldena. Rannego przewieziono do więzienia Namri w Szigace, gdzie zamknięto go w karcerze i bito. Nie udzielono mu odpowiedniej pomocy medycznej. Zwolniono go z uwagi na stan zdrowia; w listopadzie uciekł z Tybetu.

TIN informował, że władze starały się zapobiec obchodom urodzin Dalajlamy (6 lipca); służby bezpieczeństwa pobiły wielu Tybetańczyków, którzy próbowali uczcić ten dzień. Nadal obowiązywał zakaz wystawiania na widok publiczny zdjęć Dalajlamy; w wielu regionach TRA były one niemal niedostępne. Zakazu tego nie egzekwuje się z taką samą stanowczością w tybetańskich regionach, które nie należą do TRA – zdjęcia Dalajlamy są tam wystawiane w wielu klasztorach. W niektórych świątyniach widzi się zdjęcia Gjalcena Norbu, którego rząd mianował Panczenlamą. Zdjęcia Genduna Czokji Nimy, Panczenlamy, którego wskazał Dalajlama, są zakazane.

Aresztowano jednak wielu mnichów – także poza granicami TRA – za posiadanie bądź przekazywanie zdjęć Dalajlamy lub za utrzymywanie kontaktów z organizacjami emigracyjnymi. W tybetańskim regionie Sichuanu aresztowano z tego powodu co najmniej pięciu mnichów. Organizacja praw człowieka podała, że w kwietniu aresztowano w Qinghai dwóch mnichów, którzy rozdawali zdjęcia Dalajlamy. W styczniu TIN informował, że w listopadzie i grudniu 1998 w klasztorze Kirti w Amdo (tybetański region, który nie należy do TRA) aresztowano co najmniej pięciu mnichów i dwie osoby świeckie podczas kampanii “edukacji patriotycznej”. Duchowni mieli podporządkować się zakazowi posiadania zdjęć Dalajlamy i Kirti Rinpocze (przebywającego w Indiach opata świątyni), uznać, że Dalajlama jest separatystą, oddać władzom publikacje jego autorstwa i wyrzec się wskazanego przezeń Panczenlamy. Aresztowani mieli wystawić na widok publiczny zdjęcia Dalajlamy i wzywać do bojkotu “edukacji patriotycznej”. W ostatnich latach wielu mnichów uciekło z Tybetu przed prześladowaniami politycznymi i religijnymi.

Chińscy urzędnicy utrzymują, że w TRA jest ponad 46.380 buddyjskich mnichów i mniszek oraz około 1.790 klasztorów, świątyń i miejsc kultu. Wielu mnichów i mniszek żyje również w innych tybetańskich regionach Chin. Władze utrzymują, że liczby te nie zmieniają się od trzech lat, gdyż klasztory nie są w stanie utrzymywać więcej duchownych. Rząd podejmuje jednak kroki, mające ograniczyć rozwój tybetańskich klasztorów buddyjskich, które oskarża o zubożanie zasobów lokalnych i poddawanie się politycznej infiltracji środowisk emigracyjnych. Rząd narzuca limity liczbowe głównym klasztorom oraz może odrzucić aplikację każdego nowicjusza, choć zdarza się, że nie egzekwuje tych przepisów. W 1998 roku liczba mnichów w klasztorze Ragja miała spaść z 500 do 250. Napływały informacje o zmuszaniu innych świątyń do ograniczenia liczby mnichów.

Rząd nadal nadzoruje codzienne życie większych klasztorów. Choć z reguły ich dotacje stanowią tylko ułamek budżetu świątyń, władze kierują klasztorami poprzez kontrolowane przez rząd komitety demokratycznego zarządzania oraz lokalne biura ds. religii. W kwietniu 1996 roku wydano nowe rozporządzenia, na mocy których w komitetach tych zasiadać mogą tylko “patriotyczni i oddani” duchowni. Każdy kandydat na członka komitetu musi uzyskać aprobatę rządu. Mimo ścisłej kontroli, w klasztorach wciąż panują silne nastroje antyrządowe.

Rząd nadal utrzymuje, że wybrany i intronizowany przez władze w 1995 roku Gjalcen Norbu jest jedenastym wcieleniem Panczenlamy, drugiego po Dalajlamie hierarchy buddyzmu tybetańskiego. W czerwcu Gjalcen Norbu złożył pierwszą od trzech lat wizytę w Tybecie; udzielał audiencji mnichom i wydelegowanym przez zakłady pracy świeckim. Podczas wizyty wprowadzono nadzwyczajne środki bezpieczeństwa. Media szeroko informowały o tym wydarzeniu, cytując chłopca, który miał mówić wiernym, by “kochali Komunistyczną Partię Chin, kochali naszą socjalistyczną ojczyznę i kochali religię, w którą wierzymy”. Norbu pojawił się publicznie również w Pekinie podczas obchodów 50. rocznicy Chińskiej Republiki Ludowej. Poza tymi dwoma wydarzeniami przez cały rok był przetrzymywany incommunicado. Rząd nadal więził Genduna Czokji Nimę, którego uznał za Panczenlamę Dalajlama. Więziono również jego rodzinę. Nie zezwolono na żaden kontakt z chłopcem, choć zabiegały o to, na najwyższych szczeblach, zagraniczne rządy i inni delegaci, między innymi Wysoki Komisarz ONZ ds. Praw Człowieka. Władze utrzymują, że Nima jest chroniony przez rząd dla własnego bezpieczeństwa. Władze twierdzą również, że obaj chłopcy mają dobrą opiekę i otrzymują odpowiednie wykształcenie. Rząd zaprzeczył informacjom, że Gendun Czokji Nima zmarł w listopadzie, a jego zwłoki zostały poddane kremacji, odmawia jednak dostępu do chłopca zagranicznym obserwatorom, którzy mogliby potwierdzić prawdziwość tych zapewnień. Większość tybetańskich buddystów opowiada się za Panczenlamą wskazanym przez Dalajlamę. Mnisi, którzy uciekli z Tybetu, mówili zagranicznemu dyplomacie, iż decyzję Dalajlamy popiera dosłownie każdy Tybetańczyk. Tybetańscy mnisi twierdzą, że zmuszano ich do podpisywania aktów wierności i posłuszeństwa wobec chłopca mianowanego przez rząd. Partia wezwała swych członków do popierania “oficjalnego” Panczenlamy, a regionalne i miejskie Departamenty Propagandy komitetów KPCh zleciły drukowanie jego zdjęć “na użytek publiczny i prywatny, religijny”.

Rząd odbudowywał buddyjskie miejsca kultu, z których wiele zniszczono w latach rewolucji kulturalnej. Na cele takie przeznaczano spore sumy, po części w ramach promowania turystyki. Wiele miejsc kultu odbudowuje się ze środków prywatnych. W klasztorach nadal mieszkają i zdobywają wiedzę młodzi mnisi. Choć prawo zakazuje przyjmowania osób młodszych niż osiemnastoletnie, życie klasztorne rozpoczyna wielu młodszych chłopców. Pod koniec grudnia potajemnie opuścił Tybet 14-letni Karmapa Lama [sic], by odebrać w Indiach wykształcenie religijne. Wkrótce po jego ucieczce w klasztorze przeprowadzono obławę; aresztowano dwie osoby.

Choć władze twierdzą, że Falun Gong nie prowadził działalności w Tybecie, z raportów wynika, że w regionie jest grupka Hanów praktykujących [ten ruch]. Kilku z nich aresztowano po zdelegalizowaniu [Falun Gong] w lipcu.

W czerwcu 1998 Unia Europejska opublikowała raport z majowej wizyty [trzech] ambasadorów w Tybecie. W dokumencie tym ostro krytykowano ograniczenia wolności religijnej, stwierdzając, iż “delegaci odnieśli przejmujące wrażenie, że władze poddają niebywale ścisłej kontroli najważniejsze aspekty tybetańskiej religii i kultury”.

Rozwój gospodarczy i ochrona dziedzictwa kulturowego

Podobnie jak 54 innym mniejszościom etnicznym, Tybetańczykom nominalnie przysługują preferencje w dziedzinie zawierania małżeństw, planowania rodziny oraz, w mniejszym stopniu, dostępie do uniwersytetów i stanowisk rządowych. Według oficjalnych statystyk, osoby pochodzenia tybetańskiego stanowią 74 proc. kadr rządowych w Tybecie. Niemniej większość stanowisk związanych z prawdziwą władzą piastują Hanowie, a kluczowe decyzje podejmują Chińczycy. Choć przepisy stanowią, że dokumenty rządowe i prawne powinny być sporządzane w języku tybetańskim, w praktyce większość oficjalnych oświadczeń i dokumentów istnieje tylko w wersjach chińskojęzycznych. W gospodarce prywatnej dyskryminacja Tybetańczyków ma charakter powszechny.

Rząd centralny i inne prowincje Chin w dużym stopniu subsydiują gospodarkę Tybetu, która w ostatniej dekadzie rosła o ponad dziesięć procent rocznie. Ponad 90 proc. dochodów budżetowych Tybetu pochodzi ze źródeł zewnętrznych. Tybet korzysta również z wielu przywilejów gospodarczych i podatkowych, niemniej przyciągają one rzesze imigrantów narodowości Han i Hui [chińskich muzułmanów], którzy konkurują i często wypierają z rynku tybetańskie przedsiębiorstwa i siłę roboczą. Rządowe programy rozwoju gospodarczego przyczyniły się do podniesienia stopy życiowej Tybetańczyków – zwłaszcza w dziedzinie opieki zdrowotnej, edukacji i transportu – jednak korzyści odnoszą przede wszystkim Hanowie. W wielu regionach Lhasy, na przykład, niemal wszystkie drobne przedsiębiorstwa [gospodarcze] prowadzone są przez Hanów. Szybki wzrost gospodarczy, rozwój turystyki i współczesne wpływy kulturowe, zakłócają tradycyjny styl życia i stanowią zagrożenie dla środowiska naturalnego oraz tradycyjnej kultury tybetańskiej.

Zdaniem pracujących w Tybecie zagranicznych ekspertów, coraz poważniejszym problemem staje się tu, podobnie jak w innych regionach kraju, prostytucja. W Lhasie otwarcie działają domy publiczne; usługi tego rodzaju świadczy w tym mieście niemal 10 tys. osób. Większość tych przybytków działa w budynkach należących do partii lub rządu; chroni je armia. Najczęściej mieszczą się w pobliżu koszar i miejsc kultu religijnego. Większość prostytutek to Chinki z Sichuanu, niemniej są wśród nich również Tybetanki. Nie wiadomo, ile z nich jest nosicielkami wirusa HIV, ale zakłada się, że wiele.

Poważny problem stanowi analfabetyzm i półanalfabetyzm. Według oficjalnych statystyk 60 proc. Tybetańczyków, którzy ukończyli piętnasty rok życia, jest analfabetami. W niektórych regionach odsetek ten może być znacznie wyższy. Od kilku lat chińscy urzędnicy ograniczali rolę języka tybetańskiego w systemie edukacyjnym, a w 1997 roku ogłosili, że tybetańskie dzieci będą uczyć się chińskiego już od pierwszej klasy. Rząd wyjaśnia, iż chce w ten sposób ułatwić Tybetańczykom rywalizację z chińskimi rówieśnikami, co na dłuższą metę umożliwi im zdobycie lepszego wykształcenia i pracy. Tybetański pozostaje językiem wykładowym w wiejskich szkołach podstawowych, ale edukacja w nich trwa z reguły tylko dwa-trzy lata.

Do szkół uczęszcza 81 proc. dzieci w wieku szkolnym, większość kończy jednak tylko wiejskie szkoły podstawowe. Według urzędników lokalnych, tybetański jest głównym językiem wykładowym w 60 proc. szkół średnich, zwłaszcza w regionach wiejskich, choć prowadzi się w nich również zajęcia po chińsku. Organizacje pozarządowe utrzymują, że odsetek ten jest zawyżony. Większość uczniów tych klas, choć nie wszyscy, to Hanowie. Uczniowie regionalnych szkół średnich uczęszczają na zajęcia prowadzone w języku tybetańskim, niemniej muszą znać chiński, gdyż w tym języku wykłada się większość przedmiotów. W kilku regionach nie należących do TRA działają szkoły średnie, w których wykłada się po tybetańsku. Od połowy lat 80. fundusze, które miały pomóc Tybetańczykom w uzyskaniu wyższego wykształcenia, przeznaczane są na kierowanie ich do szkół w innych regionach Chin. Według statystyk rządowych, 13 tys. tybetańskich studentów kształci się obecnie w stu szkołach w różnych prowincjach Chin. Znajomość chińskiego jest niezbędna do uzyskania wykształcenia wyższego, choć kilka uniwersytetów dla mniejszości narodowych umożliwia studiowanie w języku tybetańskim.

Uniwersytet Tybetański miał kształcić około 1,3 tys. tybetańskich studentów – przyszłych nauczycieli dla regionalnego systemu edukacyjnego. Tybetańczycy patrzą z niechęcią na rosnącą liczbę chińskich studentów i wykładowców. Według oficjalnych statystyk, Tybetańczycy – teoretycznie 95 proc. mieszkańców regionu – stanowią 80 proc. liczby studentów i zaledwie 30 proc. wszystkich wykładowców akademickich w Tybetańskim Regionie Autonomicznym. Choć mają uprzywilejowaną pozycję przy zapisach, na egzaminach często wyprzedzają ich – i zostają przyjęci – Chińczycy, którzy znają znacznie lepiej język i kończą lepsze szkoły średnie. Władze zmuszają profesorów – zwłaszcza z wydziału filologii tybetańskiej UT, który uważany jest za potencjalne źródło poglądów dysydenckich – do udziału w sesjach edukacji politycznej i usuwania z programu i podręczników wszystkiego, co mogłoby rozbudzić “separatystyczne” i religijne zainteresowania studentów. Ze względów politycznych na indeksie znalazło się wiele starożytnych ksiąg. Wydział filologii tybetańskiej, który jesienią 1977 roku przestał przyjmować nowych studentów, został ponownie otwarty w roku 1998 po usunięciu z programu wszelkich elementów religijnych i “separatystycznych”.

Rządowa agencja Xinhua podała, że 1 października TV TRA zaczęła nadawać program satelitarny w języku tybetańskim – 10 godzin dziennie – docierający również do prowincji Sichuan, Qinghai, Gansu i Yunnan. Oprócz tego działają dwa kanały dwujęzyczne – z około 15 proc. audycji w języku tybetańskim.

Od kwietnia można korzystać z internetu. Pod koniec roku w Lhasie działało już kilka kawiarni internetowych; liczbę użytkowników szacuje się na 900.

Dalajlama i tybetańscy eksperci wielokrotnie ostrzegali, że nowe projekty gospodarcze i polityka, jaką rząd centralny zaaprobował w 1994 roku, zachęcają Hanów do przenoszenia się do Tybetu, co stanowi zagrożenie dla tradycyjnej kultury i prowadzi do marginalizacji Tybetańczyków. W ostatnich latach, za sprawą swobodniejszego przemieszczania się ludności w Chinach, inwestycji rządowych oraz nowych możliwości gospodarczych, w Lhasie i w innych miastach gwałtownie rośnie liczba Hanów i chińskich muzułmanów. Coraz więcej chińskich imigrantów stara się korzystać z nowych możliwości, jakie otwierają się przed nimi w Tybecie. Większość imigrantów deklaruje pobyt czasowy, jednak we wszystkich niemal miastach i miasteczkach Tybetu stale rośnie liczba drobnych przedsiębiorstw (przede wszystkim restauracji i sklepów), prowadzonych przez nie-Tybetańczyków.

W Lhasie na każdym kroku wyraźnie widać chińskie wpływy kulturowe. Wznosi się budynki w stylu chińskim, wszędzie słyszy się chiński i widzi chińskie napisy (czy to w sklepach, czy w urzędach). Niektórzy obserwatorzy uważają, że Chińczycy stanowią już 50 proc. mieszkańców miast. W innych regionach jest ich znacznie mniej, a w wioskach – niemal wcale. Chińscy urzędnicy twierdzą, że Tybetańczycy stanowią 95 proc. zarejestrowanych mieszkańców TRA, a Hanowie i inne grupy etniczne – pozostałe 5 proc. Statystyki te nie obejmują jednak ogromnej liczby “czasowych” rezydentów narodowości Han – w tym żołnierzy, funkcjonariuszy organizacji paramilitarnych i ich krewnych, którzy często spędzają w Tybecie całe lata.

Chińskie programy rozwoju gospodarczego, zasilane subsydiami rządu centralnego, modernizują pewne aspekty Tybetu i zmieniają tradycyjny styl życia. Choć w ostatnich latach rząd podjął pewne kroki, by odbudować obiekty sakralne oraz inne zabytki kultury tybetańskiej, które zniszczono podczas rewolucji kulturalnej, represyjne środki kontroli społecznej i politycznej nadal ograniczają podstawowe swobody Tybetańczyków i zagrażają unikalnemu kulturowemu, religijnemu i językowemu dziedzictwu Tybetu.

[pieczęć]