Raport za rok 2000 - Wymuszanie lojalności
W roku 2000 tematem wiodącym w Tybecie była obsesja Pekinu na punkcie stabilizacji i kontroli. Chiny pozostają jednym z kilku państw, w których naruszenia praw człowieka oraz ścisły nadzór i represje wobec obywateli mają charakter instytucjonalny. Chiny mają za nic fundamentalne prawa polityczne i obywatelskie, takie jak wolność słowa czy prawo do zgromadzeń.
W minionym roku Pekin utrwalał stare i narzucał nowe restrykcje, by wzmocnić kontrolę nad Tybetem. Dotyczyły one przede wszystkim działalności religijnej i politycznej: instytucje religijne poddano większej kontroli, obowiązywał zakaz wystawiania zdjęć Dalajlamy, na jeszcze większą skalę inwigilowano tybetańskie kadry.
W tym samym roku Pekin rozpaczliwie próbował poprawić swój wizerunek na arenie międzynarodowej. Uruchomiono machinę propagandową – wydając m.in. białą księgę o Tybecie – by przekonać świat, że Chiny dokonały ogromnego postępu w dziedzinie praw człowieka i ochrony kultury Tybetu. Chiny podpisały nawet Memorandum Zrozumienia z Wysokim Komisarzem ONZ ds. Praw Człowieka w sprawie standardów owych praw.
Od połowy lat dziewięćdziesiątych Pekin zabiegał o odejście od „postawy konfrontacyjnej”, jaką przyjęło wiele państw wobec kwestii [naruszania] praw człowieka w Chinach, na rzecz pozwalającego na zachowanie twarzy „dialogu dwustronnego”. Poważne pogorszenie sytuacji w dziedzinie praw człowieka w Chinach i Tybecie stawia pod znakiem zapytania skuteczność nowej strategii. Ostatni raport parlamentu brytyjskiego mówi jasno o jałowości takich rozmów i wzywa rząd do zajęcia bardziej stanowczej postawy. W minionym roku najsurowsze represje spadły na wolność religii. Nowe ograniczenia dotyczyły całej – bez żadnych wyjątków – populacji tybetańskiej. Władze posunęły się nawet do prowadzenia rewizji w domach zwykłych obywateli w poszukiwaniu ołtarzy, pism buddyjskich i zdjęć Dalajlamy.
Nowego impetu nabrała kampania „reedukacji patriotycznej”, której celem jest indoktrynowanie duchownych i całego społeczeństwa przeciwko Dalajlamie i jego „klice” oraz fundamentom kultury i religii Tybetu. Odpowiedzialne za tę kampanię „grupy robocze” kierowano nawet do klasztorów położonych w najodleglejszych i najbardziej odludnych regionach kraju. „Reedukacja patriotyczna” nie zachwiała jednak wiarą, jaką Tybetańczycy darzą Dalajlamę. Wiele osób, które protestowały przeciwko kampanii, skazano lub wydalono z klasztorów.
W roku 2000 wzrosła obsesja władz na punkcie „komunistycznej lojalności” kadr i urzędników państwowych wszystkich szczebli administracji „Tybetańskiego Regionu Autonomicznego”. Ludzie ci byli inwigilowani i poddawani testom lojalności wobec partii. Kontrolowano nie tylko gorliwość, z jaką wykonują polecenia służbowe, ale i naruszano ich prywatność.
Każdego roku - nawet zimą - gdy jest to najtrudniejsze, tysiące Tybetańczyków szukają wolności, uciekając przez Himalaje przed brutalnymi prześladowaniami. Rzeka tybetańskich uchodźców jest najlepszym dowodem na to, że Pekin bezwstydnie depcze nie tylko podpisane i ratyfikowane umowy międzynarodowe [dotyczące praw człowieka], ale i własne prawo i konstytucję. Wśród około 2.660 Tybetańczyków, którzy uciekli z kraju w 2000 roku, było 900 dzieci, 507 kobiet oraz 642 mnichów i mniszek. To właśnie od nich pochodzą pomieszczone tu informacje, choć zdaniem TCHRD ukazują one zaledwie cząstkę tego, co faktycznie dzieje się w Tybecie.
Walka z opozycją polityczną
W 2000 roku TCHRD udokumentowało 26 aresztowań, związanych z działalnością polityczną, którą władze uznają za „zagrażanie bezpieczeństwu państwa”. Po znowelizowaniu kodeksu postępowania karnego i zastąpieniu „działalności kontrrewolucyjnej” „zagrażaniem bezpieczeństwu państwa”, Pekin nadal ucieka się do arbitralnych uwięzień, walcząc z „wywrotowymi poglądami”. Większość uwięzionych zatrzymano za udział w pokojowych protestach lub posiadanie zdjęć Dalajlamy albo kaset z jego wykładami.
Osoby powracające z Indii są inwigilowane i kontrolowane. Władze widzą w nich stronników „kliki Dalaja” i „separatystów”. Wprowadzono nowe restrykcje, które doprowadziły do zwolnienia 29 przewodników i aresztowania około 50 uczniów, powracających ze szkół w Indiach.
W aresztach i więzieniach Tybetu tortury są na porządku dziennym. Ich skutkiem są poważne urazy fizyczne i psychiczne oraz zgony. Niemal wszyscy zatrzymani są maltretowani czy to przez funkcjonariuszy Biura Bezpieczeństwa Publicznego, czy to przez strażników – najczęściej, przez jednych i drugich. [W minionym roku] podwyższono wyroki 37 więźniów politycznych; w tym dziewięciu z Kandze – o pięć lat.
Wprowadzono nowe, represyjne środki testowania lojalności tybetańskich kadr wobec pekińskiego reżimu. Zakazano im posiadania przedmiotów kultu religijnego i polecono odebrać dzieci ze szkół, prowadzonych przez administrację Dalajlamy w Indiach. Tych, którzy nie chcieli poddać się restrykcjom, dotyczącym nie tylko ich samych, ale i wpływającym na przyszłość ich najbliższych, karano „zakazem awansowania i bezzwłocznym przeniesieniem”.
Ograniczanie wolności religii
W minionym roku rząd w Pekinie ogłosił drakońskie kampanie, których celem jest unicestwienie odrębnej, kulturowej i etnicznej, tożsamości narodu tybetańskiego. Inwigilowano i kontrolowano nie tylko instytucje religijne, ale i kadry oraz całą populację. Ponieważ religia stanowi rdzeń tożsamości Tybetańczyków, władze widzą w niej główną przyczynę „separatyzmu” oraz „destabilizacji” w Tybecie.
W czerwcu 2000 przeprowadzono rewizje w 18 domach członków Tybetańskiego Stowarzyszenia Operowego, konfiskując przedmioty kultu religijnego, takie jak ołtarze i posągi. Pekin uznał, że tybetański „nacjonalizm” wyrasta z tożsamości religijnej i kulturowej. Władze kategorycznie zakazały obchodzenia tradycyjnych tybetańskich świąt, a przede wszystkim urodzin Dalajlamy.
W ramach kampanii „reedukacji patriotycznej” kierowano do klasztorów „grupy robocze”, indoktrynujące mnichów i mniszki. Długie, wycieńczające „zajęcia polityczne” nie zostawiały czasu na modlitwę i studiowanie pism buddyjskich. Głównym celem kampanii jest walka z głębokim oddaniem Tybetańczyków dla Dalajlamy i z wpływami „kliki Dalaja”.
W 2000 roku TCHRD udokumentowało przypadki 862 wydaleń z klasztorów – w tym 147 mniszek. W ramach kampanii „reedukacji patriotycznej” usunięto już ze świątyń 12.271 duchownych. Mnisi i mniszki stanowią około 73 proc. 451 znanych więźniów politycznych, odbywających obecnie wyroki w Tybecie.
Kultywowanie „chińskiej supremacji”
Tybetańczycy są nadal dyskryminowani w sferze reprezentacji publicznej, edukacji, zatrudnienia, mieszkalnictwa i opieki zdrowotnej. Zjawisko to pogłębia rozmyślna polityka przenoszenia ludności chińskiej na teren Tybetu.
Z relacji uchodźców wyłania się obraz głębokich uprzedzeń rasowych chińskich pracodawców, którzy automatycznie uznają Tybetańczyków za „niekompetentnych i zacofanych”. We wszystkich instytucjach Tybetańczycy, z definicji, zajmują niższe, a Chińczycy wyższe stanowiska. Wielu Tybetańczyków utrzymuje, że jedynym sposobem na zdobycie pracy jest łapówka i guanxi (układy z dygnitarzami). Podobnie wygląda sytuacja płacowa: Tybetańczycy zarabiają połowę, a często nawet mniej, niż Chińczycy, piastujący te same stanowiska.
Struktura i finansowanie systemu edukacji ma również charakter dyskryminacyjny; rząd łoży niemal wyłącznie na placówki, które znajdują się w regionach zdominowanych przez chińskich osadników. W niektórych regionach wiejskich Tybetańczycy są zmuszani do budowania i utrzymywania szkół z własnej kieszeni. Choć rząd twierdzi, że edukacja na poziomie podstawowym jest bezpłatna, tybetańscy rodzice i uczniowie muszą wnosić horrendalne opłaty, nie obowiązujące Chińczyków.
Tybetańczycy są nadal dyskryminowani w sferze mieszkalnictwa. Wprowadzono procedury, które zapewniają mieszkania – lub najwyższe miejsca na listach oczekujących – przybywającym do Tybetu Chińczykom. Aby zapewnić im „przestrzeń życiową”, eksmituje się Tybetańczyków z ich starych domów, które są następnie wyburzane. Wysiedlani nie dostają z reguły żadnych rekompensat i, doczekawszy się wreszcie nowej kwatery, muszą płacić wygórowane czynsze.
Komuniści kontrolują każdy aspekt życia Tybetańczyków, którzy mają dziś nie więcej praw i swobód, niż w mrocznych latach rewolucji kulturalnej. Choć Tybetańczycy zajmują wysokie stanowiska w administracji, stanowią raczej dekorację, nie mając właściwe żadnego wpływu na proces podejmowania decyzji. Ich obecność legitymizuje po prostu politykę partii i ma sprawiać wrażenie, że Tybetańczycy współrządzą własnym krajem.
Kobiety i dzieci
Z relacji uchodźców wynika, że wiele tybetańskich kobiet utraciło zdrowie lub życie na skutek polityki kontroli urodzeń i przymusowych sterylizacji. Prymitywny sprzęt, niska jakość leków i niewiedza personelu przekładają się na skandaliczne warunki i brak higieny w placówkach opieki zdrowotnej. „Pozalimitowe” ciąże karane są wysokimi grzywnami, a „pozalimitowe” dzieci pozbawione podstawowych praw do meldunku, opieki zdrowotnej i wyżywienia.
Kobiety, zwłaszcza mniszki, narażają się na represje, próbując korzystać z przysługującej im „wolności religii”. Wiele wydalono z klasztorów, zakazując im prowadzenia życia religijnego; inne odbywają drakońskie wyroki w więzieniach. Zdecydowaną większość Tybetanek, skazanych za działalność religijną lub polityczną, stanowią mniszki.
Pogłębiająca się dyskryminacja w systemie oświaty uderza w dzieci. Nie dość, że programy nauczania są nieadekwatne, to w większości szkół wykłada się wyłącznie po chińsku. Wysokie ceny i duże odległości dodatkowo utrudniają dzieciom dostęp do nielicznych szkół. Narzucając klasztorom „limity wiekowe”, władze odbierają dzieciom szansę na zdobycie wykształcenia w instytucjach monastycznych.
W sferze zatrudnienia kobiety narażone są na podwójną dyskryminację. Wiele kończy na ulicach miast, w których pleni się prostytucja – oraz związane z nią choroby – co wywołuje coraz większe zaniepokojenie Tybetańczyków.
Ubożenie Tybetańczyków
Z raportów wynika, że ponad 70 proc. Tybetańczyków z „TRA” żyje poniżej progu ubóstwa. Nędza i walka o przetrwanie stanowią główny problem społeczności tybetańskiej. Większości Tybetańczyków brakuje jedzenia; nie mają pracy i mieszkań, dostępu do szkół i opieki zdrowotnej.
Pekin uparcie twierdzi, że dokonał „postępów”, „rozwijając” Tybet. W imię rozwoju rząd pompuje pieniądze w chińskich osadników. Ich obecność, kluczowa dla „zintegrowania” gospodarki Tybetu z gospodarką ChRL, stanowi śmiertelne zagrożenie dla Tybetańczyków. Chińczycy zdominowali już życie gospodarcze Tybetu; należą do nich właściwie wszystkie firmy i przedsiębiorstwa w Tybecie. Tybetańczycy zapłacili taką cenę za pięć dekad chińskich rządów, że kwestia „rozwoju” musi budzić poważne kontrowersje i wątpliwości.
Choć Pekin zapewnia, że tybetańscy chłopi i koczownicy nie płacą żadnych podatków, niemal każdy uchodźca – zwłaszcza chłopi i nomadowie – mówił TCHRD o drakońskich podatkach. Władze chińskie opodatkowały dosłownie wszystko: życie, zwierzęta, plony, trawę, skóry i szkoły. Pekin chętnie opowiada o prawie do utrzymania się, dramatycznie utrudnia jednak Tybetańczykom związanie końca z końcem. Nie ma dosłownie żadnych mechanizmów, które pozwalałyby na rozliczanie władz i odwołanie się od zawyżanych, nieuczciwych i dyskryminujących podatków.
Poważnym problemem pozostaje bezrobocie, również to ukryte. Wielu Tybetańczyków z regionów wiejskich i pasterskich uważa się za „zatrudnionych”, krzątając się po rodzinnym obejściu lub podejmując nisko opłacaną pracę na budowie czy przy wyrębie lasu, choć marzy innym życiu. Nastawiony na dyskryminację system skutecznie uniemożliwia im znalezienie innego zatrudnienia. Problem ukrytego bezrobocia w regionach wiejskich z pewnością zaognią chińskie plany urbanizacyjne.
Rekomendacje
TCHRD wzywa instytucje międzynarodowe do nakłonienia Chin do ratyfikowania Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych oraz Międzynarodowego Paktu Praw Gospodarczych, Socjalnych i Kulturalnych oraz dostosowania do ich postanowień ustawodawstwa wewnętrznego.
TCHRD wzywa Specjalnego Sprawozdawcę ds. Rasizmu, Dyskryminacji Rasowej i Ksenofobii do złożenia wizyty w Tybecie i zbadania polityki chińskich władz w sferze edukacji, zatrudnienia, reprezentacji [politycznej] i zdrowia, która dyskryminuje Tybetańczyków.
TCHRD żąda, by rząd Chin jasno zdefiniował “zagrażanie bezpieczeństwu państwa” w swoim kodeksie postępowania karnego. Brak jednoznacznej definicji sprawia, że przepisy te służą gwałceniu wielu podstawowych praw, a zwłaszcza wolności słowa i wyrazu.
TCHRD żąda, by z wyposażenia funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa natychmiast z raz na zawsze znikły pałki elektryczne, których policja i straż więzienna używa w bestialski sposób, przede wszystkim do torturowania więźniarek politycznych.
TCHRD żąda natychmiastowego uwolnienia Genduna Czokji Nimy, XI Panczenlamy, najmłodszego więźnia politycznego na świecie, przetrzymywanego – wbrew wszelkim normom prawa międzynarodowego, dotyczącym praw dziecka – przez władze chińskie od maja 1995 roku.
W Tybecie władze przymykają oko na prostytucję, którą tępią w ChRL. TCHRD żąda, by władze chińskie ograniczyły szerzenie się prostytucji w Tybecie, stosując się do własnych przepisów, wedle których jest ona nielegalna.
Na Tybetańczyków nakłada się wysokie, dyskryminujące, nieoficjalne podatki. TCHRD wzywa rząd Chin do prowadzenia jawnej polityki podatkowej, zwłaszcza w wiejskich regionach Tybetu, by wypracować realistyczny system i zapobiec nadużywaniu władzy przez urzędników lokalnych.
W oparciu o Memorandum Zrozumienia, które Chiny zawarły z Wysokim Komisarzem ONZ ds. Praw Człowieka w 2000 roku, TCHRD wzywa rząd Chin do organizowania poświęconych prawom człowieka programów edukacyjnych dla urzędników państwowych, sędziów, prokuratorów, adwokatów, policjantów i funkcjonariuszy straży więziennej, wykładowców uniwersyteckich i nauczycieli.
TCHRD wzywa organizacje międzynarodowe, prowadzące „dwustronny dialog” na temat praw człowieka z rządem Chin, do stwierdzenia, iż do tej pory nie przyniósł on żadnych pozytywnych rezultatów i służył li tylko [Chinom] do unikania odpowiedzialności na arenie międzynarodowej. Ten nieskuteczny proces powinien zostać przerwany.
TCHRD wzywa rząd Chin, by natychmiast przestał wysyłać „grupy robocze” do instytucji religijnych i zerwał z praktyką przymusowego „patriotycznego reedukowania” duchownych.