O tacie
strona główna

Teksty. Z perspektywy świata

 

O tacie

Jewher Ilham

 

Ostatni raz widziałam ojca drugiego lutego 2013 roku w międzynarodowym porcie lotniczym w Pekinie. Mieliśmy wsiąść do samolotu i polecieć do Stanów Zjednoczonych, gdzie tato dostał roczne stypendium naukowe na Uniwersytecie Indiany. Wymyśliliśmy, że polecę z nim - skończyłam właśnie osiemnaście lat - na kilka tygodni, żeby pomóc mu się zaaklimatyzować.

 

Odprawiliśmy się i przeszliśmy do kontroli paszportowej. Strażnicy uważnie przeglądali dokumenty ojca, wpisując coś do swoich komputerów. Nagle pojawili się agenci służby bezpieczeństwa i wyprowadzili nas z kolejki. Zostaliśmy zamknięci w małym pomieszczeniu bez jedzenia i ubikacji. Esbecy powiedzieli ojcu, że nigdzie nie wyjedzie, a mnie przepuścili. Płakałam, ale tata kazał mi jechać.

 

Powiedział, że mam być silna i nigdy nie płakać przy obcych. Nikt - mówił - nie może pomyśleć, że jestem słaba albo że słabi są Ujgurzy.

 

Nie wiem, kiedy, jeśli w ogóle, zobaczę go znowu.

 

Mój ojciec Ilham Tohti jest ekonomistą, pisarzem i znanym rzecznikiem praw naszych rodaków, Ujgurów, muzułmańskiego ludu tureckiego, który od wieków zamieszkiwał ziemie, znajdujące się dziś w północno-zachodnich Chinach. Krytykował politykę Pekinu na swojej stronie internetowej, która została przez to zamknięta. Udzielał wywiadów zagranicznym dziennikarzom po rozruchach piątego lipca 2009 roku, kiedy to na skutek konfliktu etnicznego setki osób straciły życie, a tysiące Ujgurów trafiły do więzień w chińskiej prowincji Xinjiang.

 

Od tego czasu nasza rodzina była - bez słowa wyjaśnienia - zamykana w areszcie domowym i przesłuchiwana, podsłuchiwano też nasze rozmowy telefoniczne. Kiedy dzwoniłam do taty, na linii słychać było kliknięcie. Żartował wtedy, że „właśnie wpadła twoja stara Ciotka Policja". Dwa razy po powrocie ze szkoły zastałam pusty dom, bo całej rodzinie kazano natychmiast wyjechać z miasta na kilka dni. W listopadzie zeszłego roku, kiedy ojciec pojechał z młodszymi braćmi odebrać z lotniska babcię, ich samochód został staranowany przez policyjne auto, a ubecy grozili, że zabiją nas wszystkich.

 

Ojciec powiedział mi wówczas: „jesteś jeszcze bardzo młoda i nie chcę, żebyś się w to mieszała, ale masz wiedzieć, że postępuję słusznie".

 

Wielu Ujgurów oburza masowy napływ Hanów z różnych regionów Chin do Xinjiangu. Widzą w tym zagrożenie dla naszej tradycji, języka i kultury. Bardzo mała grupa sięga w związku z tym po przemoc, na przykład po noże i bomby, jak przed kilkoma dniami na dworcu w Urumczi.

 

Składając w zeszłym tygodniu wizytę w Xinjiangu, prezydent Xi Jinping obiecał „zdecydowane działania" przeciwko „atakom terrorystycznym" separatystów. Rząd pozostaje jednak głuchy na skargi ludzi takich jak mój ojciec, który nigdy nie nawoływał do przemocy, tylko równości oraz poszanowania praw Ujgurów i wszystkich ludzi w Chinach.

 

Trzy miesiące temu, piętnastego stycznia ktoś zapukał do drzwi mojego pokoju w Indianie. Na progu stał przyjaciel ojca. Powiedział, że go aresztowali. Z internetu dowiedziałem się, że jest w więzieniu. Byłam w takim szoku, że zapomniałam płakać.

 

Nie mogłam się skontaktować z nikim z rodziny przez pięć dni. Kiedy się to wreszcie udało, żona ojca powiedziała mi, że aresztowali go na oczach moich braci. Jeden ma cztery lata, drugi siedem. Nie powiedzieli, gdzie zabierają tatę. Na zobaczenie nakazu aresztowania czekała miesiąc. Dowiedziała się wtedy, że wywieźli go do aresztu śledczego w Xinjiangu - tysiące kilometrów od naszego domu w Pekinie - i oskarżyli o „separatyzm".

 

Każdy, kto zna ojca, wie, że to zarzut zupełnie absurdalny. Tata kocha swój kraj i nigdy nie opowiadał się za stosowaniem przemocy. Publikował teksty pisane po chińsku, ujgursku, tybetańsku i angielsku, żeby pomóc naszym sąsiadom Hanom zrozumieć mniejszości narodowe Chin. Chciał tylko porozumienia i uczciwości. Z takimi ludźmi rząd Chin powinien rozmawiać, a nie wsadzać ich do więzień. Jeżeli jest winny, to wyłącznie mówienia niewygodnej prawdy.

 

Kiedy byłam mała, ojciec odbierał mnie ze szkoły i śpiewaliśmy w drodze do domu. Moim braciom nie będzie to dane. Ciągle się im śni, że znów zabierają tatę i wywracają nasz dom do góry nogami. Dzieci sąsiadów już się z nimi nie bawią. Kiedy dzwonię do nich ze Stanów, pytają z płaczem, kiedy się zobaczymy, a ja nie umiem odpowiedzieć.

 

Nie boję się. Mój ojciec jest silny, dzielny, a nade wszystko uczciwy. Chronił mnie przez osiemnaście lat. Teraz czas na mnie. Muszę mówić, kim jest i o co walczy. I starać się bronić go, jak umiem, w więzieniu daleko od domu.

 

 

4 maja 2014

 

 

 

jewherilhamkongres_400.