Samospalenie w proteście przeciwko wysiedleniom w Dziekundo
W zeszłym tygodniu w Dziekundo (chiń. Jiegu), w prefekturze Juszu (chiń. Yushu) prowincji Qinghai podpaliła się kobieta, której dom - jeden z tysiąca zbudowanych po tragicznym trzęsieniu ziemi w 2010 roku - został przeznaczony do rozbiórki.
„Protestowała przeciwko wysiedlaniu Tybetańczyków i konfiskowaniu im ziemi uprawnej", mówi zastrzegające anonimowość lokalne źródło. Kobieta, którą zidentyfikowano jako „córkę Ngodupa z kwartału Sengdze na przedmieściach Dziekundo", została szybko ugaszona i „jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo".
Według tybetańskich źródeł samospaleniem w proteście przeciwko konfiskacie ziemi groził również mężczyzna imieniem Goge, który zamówił nawet modlitwy w swojej intencji w lokalnych klasztorach.
Dziekundo zostało spustoszone tragicznym trzęsieniem ziemi 14 kwietnia 2010 roku; zginęło wtedy ponad trzy tysiące osób. Odbudowa, która ma zakończyć się w lipcu, „zakłada wysiedlenie Tybetańczyków z dwóch przedmieść. Przed katastrofą tę ziemię uprawiano albo leżała odłogiem. Zbudowane na niej potem domy i namioty rozjechano buldożerami, a policja biła i zatrzymywała każdego, kto próbował w tym przeszkadzać".
„Chińczycy wyburzają teraz te budynki - często wznoszone przez Tybetańczyków na własnych parcelach za własne pieniądze - twierdząc, że ich mieszkańcy nie mają meldunku w Dziekundo.", potwierdza inne źródło. Operację odbierania ziemi rozpoczęto 2 kwietnia. „Zburzono już ponad tysiąc tybetańskich domów. Wielu rodzinom nie dano nawet szansy na wyniesienie ze środka dobytku".
Konflikt nie kończy się na tym. „Władze budują domy bardzo różnej jakości. Te, które przypadają chińskim urzędnikom, są przestronne, solidne i świetnie wykonane. Reszta wymaga remontu po półtora roku użytkowania. Tybetańczycy nieraz się przeciw temu burzyli", [także podpalając się w proteście przeciwko decyzjom władz].