Władze wymuszają pośpieszną kremację po samospaleniu w Sangczu
Władze lokalne zmusiły rodziców Ceringa Tasziego, który 12 stycznia zginął w płomieniach - ubrany w strój narodowy, wołając o wolność Tybetu i powrót Dalajlamy - w Aczoku, w okręgu Sangczu (chiń. Xiahe) prowincji Gansu, do przeprowadzenia szybkiego, potajemnego pogrzebu, żeby zapobiec publicznemu zgromadzeniu. Mnichom zabroniono odprawiania rytuałów w intencji zmarłego.
Krewni opierali się, chcąc przeprowadzić tradycyjny obrządek, ale musieli ustąpić, oskarżani o „konszachty z kliką Dalaja". Wcześniej, w innym regionie władze zapowiadały surowe karanie za jakiekolwiek „popieranie" samospaleń - w tym organizowanie modłów i wspieranie krewnych ofiar.