Tybetańczycy w Indiach
strona główna

Teksty. Z perspektywy Tybetańczyków

 

Tybetańczycy w Indiach

Oser

 

Obejrzałam na Facebooku bollywoodzki klip indyjskiego gwiazdora: przystojny facet, fajny kawałek, sceniczne emocje, aplauz - ale mój wzrok przykuła najbardziej powiewająca na wietrze tybetańska flaga. Która od razu przypomniała mi, że czytałam gdzieś, iż cenzorzy kazali potem wyciąć tę scenę. Najpewniej, by nie drażnić Pekinu.

 

I tak zaczęłam dumać o setkach tysięcy Tybetańczyków, którzy od 1959 roku musieli opuszczać swoje domy i szukać schronienia po drugiej stronie Himalajów. Jak patrzą na to Indusi? Jak dogadują się z nimi Tybetańczycy? Przypomniałam sobie opis przypadkowego spotkania V.S. Naipaula z Dalajlamą. To bardzo krytyczny pisarz, ale tybetańskich uchodźców darzy najwyraźniej dużą sympatią. Poznałam też kiedyś Tenzinga Sonama i jego indyjską żonę Ritu Sarin, których łączą miłość, poglądy i kilka zrobionych wspólnie świetnych filmów.

 

Zadałam więc te pytania na Facebooku i odpowiedziało mi kilku Tybetańczyków. Zwykli ludzie, uchodźcy, mający na co dzień kontakt z podobnymi sobie Indusami. Ich opinie nie są rzecz jasna reprezentatywne, ale składają się na głos ludu. Przede wszystkim trzeba podkreślić z całą mocą, że od najdawniejszych czasów do dziś żaden inny kraj nie dał Tybetańczykom tyle, co Indie. Kiedyś były to kultura i religia, w ciągu ostatniego półwiecza - schronienie, ludzkie życie.

 

Zacytujmy kilka wypowiedzi z sieci. Lobsang Łangdu mówi na przykład, że dopiero niedawno w pejzażu indyjskiego społeczeństwa obywatelskiego pojawiły się grupy wspierające Tybet; a on sam - w Indiach od ponad dziesięciu lat - podobnie jak wielu rodaków nigdy nie zaprzyjaźnił się z nikim stamtąd. Zapytałam go, czy dzieje się tak dlatego, że Indie są zbyt wielkie, przeludnione, pełne różnych religii i kultur. Odparł, iż może tak być, sądził jednak przy tym, że Tybetańczycy sami nie zrobili wiele, żeby to zmienić (ale i dodał zaraz, że kontakt z Indusami do łatwych nie należy).

 

Taszi Gjalcen w ogóle się z nim nie zgadza: tamci są bardzo kontaktowi - to Tybetańczycy wcale nie są ich ciekawi, co sprawia, że dystans ciągle się zwiększa.

 

Gendun Gjaco uważa, że w przeciętnym Indusie Tybetańczycy nie budzą żadnych uczuć, a jeśli ich spotyka, dochodzi do wniosku, że wiedzie się im lepiej niż miejscowym uprawiającym skrawek własnej ziemi i że swoją obecnością nie wnoszą nic pożytecznego. Problem Tybetu nie zaprząta go w ogóle. Wielu ludzi myśli, że obywatele państw, które były kiedyś kolonizowane, są z natury bardziej życzliwi i zainteresowani kwestiami praw człowieka czy wolności, i widząc, że tak nie jest, czuje się oszukanych albo próbuje sobie tłumaczyć, że Indie lub RPA borykają się z takimi problemami, że nie mają głowy do martwienia się o innych.

 

Juszu Kji zupełnie się z tym nie zgadza: ziomkowie zawdzięczają Indiom znacznie więcej niż Stanom Zjednoczonym i innym państwom. Poza rozglądaniem się dookoła, trzeba jeszcze spytać starszych. Jego zdaniem przyczyn antypatii Indusów szukać należy w samych Tybetańczykach; podejrzewa też, że świat przedmówcy kończy się na Dharamsali. Ten zaś nie odgryza się, tylko pisze o swoich obawach: ostatni incydent z Karmapą podpowiada mu, że Tybetańczycy nie są już w tym kraju mile widzianymi gośćmi. Kiedyś mogli czuć się wolni i w Nepalu, ale teraz za sprawą rosnącej potęgi Chin trudno im tam nawet obchodzić wspólnie tradycyjne święta, które nie mają nic wspólnego z polityką. Wiele tybetańskich przedsięwzięć w Indiach nie ma żadnych podstaw prawnych - choćby kwartał w New Delhi, nad którym wisi widmo wyburzenia, ponieważ większość domów zbudowano bez zezwoleń. Są też Indusi, którzy widzą w naszej obecności przeszkodę do normalizacji stosunków z ChRL (jednak chwilowo Tybetańczycy mogą żyć pod ich dachem za sprawą sławy Jego Świątobliwości i zadawnionego konfliktu granicznego z Pekinem). Przyszłość naznaczona jest więc niepewnością. Wszystko zależy od tego, jak Indie będą postrzegać własne interesy - my zaś musimy umieć dowieść, że leży w nich uprawomocnienie kampanii na rzecz wolności w Tybecie.

 

 

 

indie1958communistchinahandsofftibet_400
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Za High Peaks Pure Earth