„Bojkot pól” w Ngabie
Tybetańscy chłopi w Ngabie (chiń. Aba), w Sichuanie ślubują, że w tym roku nie będą uprawiać ziemi na znak szacunku dla rodaków, którzy dokonali samospaleń w proteście przeciwko chińskim rządom. Żądają także zwolnienia bliskich i sąsiadów zatrzymanych podczas tegorocznych demonstracji.
„Mieszkańcy ośmiu wiosek należących do regionu Andu postanowili, że w tym roku nie wyjdą na pola. To wyraz solidarności i bólu z powodu chińskich represji w Ngabie", mówi zastrzegające anonimowość lokalne źródło. Podobny protest ogłoszono po fali demonstracji politycznych w sąsiednim Kardze (chiń. Ganzi) w 2009 roku.
Tybetańczycy z Andu nie będą uprawiać ziemi ani zbierać leczniczego grzyba gąsienicowego (głównego źródła dochodów chłopskich rodzin w tej części Tybetu), „dopóki Chińczycy nie uwolnią wszystkich członków ich społeczności. Urzędnicy lokalni naciskają, żeby ludzie wrócili do normalnych zajęć, ale ci mówią, że się nie ugną".
Kobiety z protestujących wiosek - po jednej przedstawicielce każdej rodziny - 1 maja ruszyły do stolicy okręgu, żeby domagać się uwolnienia mężów i braci, „ale tam nie dotarły, bo zostały zawrócone. Siedmiu mężczyzn z Andu wypuszczono już z więzienia, jednak nie dają im wrócić do domów, bo muszą najpierw przejść reedukację. Czterech innych ciągle siedzi".
W 2009 roku władze zmusiły Tybetańczyków do uprawiania ziemi. „Długo się opierali, ale w końcu wyszli na pola pod okiem urzędników i esbeków".