Samospalenia muszą się skończyć!
Oser
Ósmego stycznia z Gologu w Amdo gruchnęło, że samospalenia dokonał Rinpocze. Zaraz okazało się, że był to czterdziestodwuletni Lama Sopa, który cieszył się wśród swoich ziomków wielką popularnością i posłuchem. To było straszne! Wedle naszej tradycji i obyczaju Rinpocze znaczy wiele więcej niż mnich - a teraz jeden z nich, powszechnie szanowany duchowny, oddał życie w płomieniach. Ludzie byli w głębokim szoku.
Natychmiast opisałam na blogu wszystko, co wiedziałam o tej sprawie: smutna tradycja z ostatnich lat, związana z coraz to gorszymi wieściami z Tybetu. Jak umiałam, starałam się je rejestrować, przekazywać dalej, analizować i omawiać - aż czasu nie starczało choćby na uronienie jednej łzy. Powiedziałam Wang Lixiongowi, że podpalają się już nawet Rinpoczowie. Spochmurniał, zamilkł na dłuższą chwilę i w końcu odparł: „To nie może tak dalej wyglądać". Dodał, że trzeba coś zrobić, że nie wolno tak po prostu siedzieć i czekać na następną tragiczną wiadomość.
W takiej chwili najważniejszy jest głos rozsądku. Nieważne, czy będzie tybetański, chiński, jakikolwiek inny - ma być słyszalny i zmuszać do dyskusji o tym, co można zrobić. Wang Lixiong przez dwa dni pisał artykuł złożony z niespełna dwóch tysięcy znaków - a w tle miał szesnaście samospaleń. Najpierw chciałam umieszczać ten tekst w odcinkach, na Twitterze, żeby sprowokować w ten sposób do dyskusji, ale 14 stycznia przyszła informacja o kolejnej śmierci. Nie ulegało wątpliwości, że nasze pisanie i głosy nie nadążają za płomieniami, w które rzucają się Tybetańczycy.
Wang Lixiong uważa, że nie powinni oni kontynuować samospaleń. Jego punkt widzenia kłóci się jednak z poglądami tych, którzy wzbudzają kontrowersje, usiłując wykazać, że akt samospalenia jest niezgodny z naukami buddyjskimi, odmawiają tym, którzy się nań porwali, inteligencji, albo dumają, czy Chińczycy boją się bardziej Tybetańczyków żywych, czy raczej martwych męczenników. On próbuje zmierzyć się z rzeczywistością i szukać rozwiązań - a ja publikuję jego artykuł „Czy można zrobić coś poza samospaleniem?".
Pozwólcie, że zacytuję pierwsze akapity:
„Darzę najwyższym szacunkiem Tybetańczyków, którzy dokonali samospaleń. Niezależnie od tego, czy myślą trzeźwo i czy osiągnięcie celu, o którym wołają, w ogóle jest możliwe - wspólnymi siłami tchnęli w naród odwagę.
Odwaga jest bezcennym skarbem, zwłaszcza w przypadku ludzi biednych, i to ona z reguły decyduje o zwycięstwie słabszego nad silniejszym. Nic chyba nie wymaga jej tyle, co samospalenie, a w szokującym heroizmie tych siedemnaściorga Tybetańczyków osiągnęła szczyt szczytów. I, moim zdaniem, spełniła już swe zadanie jako inspiracja dla ducha narodu.
Teraz pytanie brzmi, jak to wyzwolone męstwo wykorzystać? Wydawanie go dalej na pastwę płomieniom byłoby marnotrawstwem. Natchnienia, jakie niesie męczeństwo, należy używać konstruktywnie - taka jest też intencja bohaterów i prawdziwa wartość ich czynu".
Znany tybetolog napisał, że Wang Lixiong okazuje prawdziwy szacunek Tybetańczykom, którzy dokonali samospaleń, „nie ogląda sytuacji z lotu ptaka" ani nie uwłacza protestującym. Podziwiam go za to, że żyjąc w Chinach, mówi z pełnym przekonaniem: ludzie, którzy się podpalają, są bohaterami swego narodu, jego natchnieniem i duchem męstwa.
20 marca 2012