Władze przejmują zarządzanie klasztorami w Driru
Według Tybetańskiego Centrum Praw Człowieka i Demokracji (TCHRD) władze chińskie zmuszają klasztory buddyjskie w okręgu Driru (chiń. Biru) prefektury Nagczu (chiń. Naqu) do przekazania pełnej kontroli administracyjnej rządowym grupom roboczym. Wcześniej duchowni opuścili wiele świątyń w tym regionie, protestując przeciwko mieszaniu się państwa w sprawy religii.
Pod koniec lutego kilkuosobowe grupy robocze odwiedziły między innymi klasztory Taklung i Czolung (zbudowane i utrzymywane z prywatnych środków), przejmując od mnichów kierowanie sprawami administracyjnymi. Przy okazji zinwentaryzowano cały majątek świątyń, w tym zabytkowe wizerunki religijne, wydając duchownym zakaz samodzielnego prowadzenia operacji finansowych.
W wielu miejscach mnisi, zmęczeni „zajęciami reedukacyjnymi" i odpowiadaniem na niekończące się pytania o „kontakty z zagranicą", postanowili demonstracyjnie opuścić klasztory, co wywołało rozpacz i protesty mieszkańców okolicznych wiosek, obawiających się, że nie będą mieli nikogo, kto odprawi stosowne rytuały choćby w intencji zmarłych. Władze dały duchownym miesiąc na powrót, zakazując świeckim udzielania im schronienia.
W wiosce Lajok zwolniono tybetańskiego sołtysa, który oświadczył, że nie będzie zmuszał mnichów do powrotu, ponieważ rozumie, że nie chcą żyć w takich warunkach. W odpowiedzi na skargi mieszkańców na zamykanie klasztorów urzędnicy odpowiedzieli szyderczo, że jeśli duchowni przekażą im datki, sami zadbają o odprawienie modłów. Kilka dni później Tybetańczycy przynieśli przed urząd zwłoki zmarłego i trzy tysiące yuanów na przeprowadzenie buddyjskiej kremacji.