Uprowadzenie Dały Dordże w Lhasie
W zeszłym tygodniu władze chińskie uprowadziły Dałę Dordże, popularnego propagatora tybetańskiej kultury i języka. Jego zatrzymanie mogło mieć związek z protestami przeciwko zamykaniu klasztorów buddyjskich w okręgu Driru (chiń. Biru).
Dała Dordże jest urzędnikiem w prokuraturze prefektury Nagczu (chiń. Naqu) Tybetańskiego Regionu Autonomicznego. „Wszyscy go tu znają - mówi zastrzegające anonimowość źródło. - Został zatrzymany na lhaskim lotnisku Gongkar. Nie wiadomo, dokąd go zabrali. Rodzina odchodzi od zmysłów i robi wszystko, żeby ustalić, gdzie go trzymają".
Dała Dordże był wcześniej w Sichuanie, gdzie od kilku tygodni trwają gwałtowne antychińskie protesty. W stolicy prowincji, Chengdu 1 lutego zorganizował konferencję poświęconą kulturze tybetańskiej. „Zaprosił pieśniarzy i innych artystów - mówi jego znajomy, mnich z Indii. - Prosił, żeby pisali piosenki opiewające własny naród, jego język i kulturę. Uważał pieśni za ważne medium, kształtujące sposób myślenia". Dwa dni później „kazali mu wracać do pracy. Poleciał więc do Lhasy, ale ku osłupieniu najbliższych nie wyszedł z lotniska".
Kilka dni przed konferencją miał mówić znajomemu, że najbardziej niepokoi go zamykanie klasztorów buddyjskich w Driru, w Nagczu. Mnisi i mniszki opuszczali je w ostatnich miesiącach, nie mogąc znieść presji wywieranej na nich przez władze. „Ludzie stamtąd byli zrozpaczeni i wszyscy bali się, że jakikolwiek protest, może stać się pretekstem do brutalnej pacyfikacji. Zamartwiał się tym".
Dała Dordże jest absolwentem Uniwersytetu Tybetańskiego w Lhasie i pracownikiem okręgowej prokuratury. „Napisał kilka książek o propagowaniu ojczystego języka, praktykowaniu religii i wadze posyłania dzieci do szkół. Zorganizował też mnóstwo konferencji poświęconych tym kwestiom".