Ponad stu zatrzymanych po proteście w Draggo
Policja zatrzymała ponad stu Tybetańczyków, którzy rozpierzchli się, gdy 23 stycznia funkcjonariusze otworzyli do nich ogień w Draggo (chiń. Luhuo), w prefekturze Kardze (chiń. Ganzi) prowincji Sichuan. Lokalne źródła nie potrafią oszacować, ilu rannych dostało się w ręce służb. W następnych dniach równie brutalnie pacyfikowano protesty w Sertharze (chiń. Seda) i Dzamthangu (chiń. Rangtang). Miało w nich zginąć co najmniej sześć osób, dziesięć razy więcej odniosło rany, niektórzy bardzo ciężkie.
Rządowe media chińskie mówią o dwóch zabitych w atakach „tłuszczy", uzbrojonej w kamienie i noże. Świadkowie twierdzą jednak, że demonstracja w Draggo, podczas której wołano o wolność w Tybecie i powrót Dalajlamy, miała charakter pokojowy. „Zatrzymali tam już ponad sto osób - twierdzi tybetański uchodźca, powołujący się na lokalne źródła. - Zabrali ich do więzienia Rangakha w Bemei, między Darcedo (chiń. Kangding) i Dału (chiń. Daofu). Rannych wywieźli z innymi i mieli opatrzyć, ale nikt nie wie, co się z nimi dzieje".
Demonstracja w Draggo zaczęła się, gdy władze próbowały zmusić Tybetańczyków, pogrążonych w żałobie po ofiarach wcześniejszych protestów, do świętowania Nowego Roku chińskiego kalendarza. Potem w mieście „zaroiło się od policji i służb bezpieczeństwa". Funkcjonariusze identyfikowali demonstrantów na podstawie zdjęć i filmów. „Zabierali nawet dzieci, które udało się im rozpoznać".