Bohater narodowy
Oser
Zhao Erfeng był ministrem odpowiedzialnym za pogranicze Yunnanu i Sichuanu pod koniec rządów Qingów. W latach 1905-08 wysłał swoją armię do Khamu, by utopić we krwi tybetańskie protesty. Zniósł też dziedziczny system [administracyjny] tusi, zastępując go liuguanem, aby siłą zasymilować Tybet. Tybetańczycy serdecznie go nienawidzili i nazywali „Zhao Tufu", mordercą i dyktatorem.
Według historycznych annałów Zhao „zniszczył najpierw wioskę Cigu w Bathangu, zabijając kilkuset Tybetańczyków, i kazał wrzucić ich ciała do Jangcy. Przywódcom rebelii wycięto serca". Potem „bez powodu spalił klasztory Samphel Ling w Czatrengu oraz Czode w Bathangu i rozkazał utopić w szambie wszystkie buddyjskie posągi, przedmioty z brązu, miedziane monety i święte księgi. Z jedwabnych zasłon wizerunków bóstw żołnierze robili sobie onuce. Nie da się opisać, ilu wyrżnięto niewinnych ludzi. Ci, co przeżyli, rozpierzchli się na cztery strony, pogrążeni w nędzy i bezdomni".
Pod koniec XIX wieku w Khamie pojawił się Amerykanin Albert Shelton, który nawracał, leczył i prowadził dziennik. Zapisał w nim, że żołdacy Zhao wepchnęli wielu mnichów i świeckich do gigantycznego klasztornego kotła, w którym przygotowywano herbatę dla całego zgromadzenia, ugotowali ich, a zwłoki rzucili psom. Innych tratowano jakami, którym ciasno spętano nogi, a następnie ścinano. Trzecich mordowano, polewając wrzącym olejem.
Zbrodniarz, który mordował ludzi, jak gdyby kosił trawę, i lubował się w niszczeniu wszystkiego, co tybetańskie, dla chińskich aparatczyków jest bohaterem. „Co się tyczy poszczególnych wydarzeń i metod stosowanych przez Zhao Erfenga - powiada Ma Jinglin z departamentu spraw zagranicznych Tybetańskiego Regionu Autonomicznego - abstrahując od pochodzenia klasowego i słuszności podjętych kroków, trzeba je analizować i rozumieć w kontekście określonej epoki i środowiska. Póki jego czyny zgodne były z nieuchronnymi prawami historycznego rozwoju, powinny zasługiwać na naszą pełną aprobatę". Podobnie uzasadniano masakrę Tybetańczyków w latach pięćdziesiątych i krwawą łaźnię z roku 2008.
Chińscy uczeni i pisarze cenią Zhao równie wysoko. Taka Ma Lihua, która spędziła w Tybecie ponad dwadzieścia lat i wyrobiła sobie nazwisko pisząc o nim, powiada w jednej z książek, że „gdy upadają dynastie, nieuchronnie pojawiają się tacy generałowie" i, jakże by inaczej, dodaje, że „choć większość Tybetańczyków mówiła potem o nim źle, przynajmniej co trzeci okazywał mu niekłamany szacunek". Na Uniwersytecie Minzu („Narodowości") pojawiła się nawet praca magisterska pod tytułem „Zhao Erfeng: bohater Khamu".
Do myślenia dają też rezultaty wyszukiwania „Zhao Erfenga" w internecie. Wielu Chińczyków przypomina, że mordował również Hanów, co nazywają „czarną plamą na jego honorze", niemniej wszyscy zgodnym chórem sławią popisy w Tybecie. Wystarczy spojrzeć na tytuły wpisów: „niezrozumiany bohater minionego stulecia", „historyczny wkład wielkiego cesarskiego ministra, który tłumił rebelie w Tybecie", „uczcijmy pamięć bohatera narodowego", „odzyskiwanie bohatera Tybetu". Nie pozostawia to wątpliwości, że o ile szlachtowanie Hanów jest okrucieństwem i podłością, traktowanie w ten sposób Tybetańców zasługuje na miano patriotyzmu.
Profesor Wang Hui z Uniwersytetu Tsinghua napisał niedawno książkę o „sprawie Tybetu". Dla niego krwawa asymilacja w stylu Zhao była „reakcją": „Po stłumieniu zbrojnej rebelii w Khamie w 1908 roku cesarski minister wprowadził system liuguanu (namiestników) na pograniczu Sichuanu. Trzeba tu powiedzieć, że »nowa polityka« była odpowiedzią na brytyjską inwazję na Tybet i próbą przeciwdziałania jej skutkom". „Człowiekowi aż żal się robi tych Angoli - skomentował znajomy w sieci. - Nie dość, że zdradzili Tybet, bo wydawało się im, że coś na tym zyskają, i zszargali sobie opinię, to jeszcze obsadzają ich w roli kozła ofiarnego kolejni kolonialiści".
„Jeśli idzie o regiony graniczne - dodał inny przyjaciel - głosy spadkobierców mniejszości są właściwie niesłyszalne; historię piszą wyłącznie zapatrzeni w partyjny aparat Hanowie. Zniekształcanie prawdy i naginanie faktów są chlebem powszednim". Wang Hui sięga po niezliczone źródła opatrując przypisy przypisami - brakuje tam tylko opinii Tybetańczyków, a jeśli już jakaś się znajdzie, to tylko po to, by potwierdzić prawomyślną tezę. Dlaczego? Bowiem ci ludzie są nie tylko nacjonalistami, ale szowinistami w służbie dyktatury.
4 sierpnia 2011
Egzekucja Zhao (bo sam w końcu tak skończył)