Bojkot „chińskiego” Panczenlamy
Władze chińskie zostały zmuszone do odwołania wizyty w Kanlho (chiń. Gannan) Gyaincaina (tyb. Gjalcen) Norbu, mianowanego przez Pekin Panczenlamą w listopadzie 1995 roku.
W ramach przygotowań do jego odwiedzin w klasztorze Labrang w Sangczu (chiń. Xiahe), w prowincji Gansu przez kilka tygodni obowiązywały nadzwyczajne środki bezpieczeństwa. Lokalne źródło twierdzi, że plany władz wzbudziły niechęć duchownych i świeckich. W 2008 roku mnisi Labrangu uczestniczyli w protestach, które wstrząsnęły całym Tybetem.
„Miał tu przyjechać w ostatniej dekadzie lipca, ale teraz ludzie mówią, że będzie w sierpniu albo we wrześniu - mówi lokalne źródło. - Powszechna niechęć sprawiła, że z przygotowań zrezygnowano". Opierać się mieli nawet tybetańscy urzędnicy, mimo że grożono im dymisjami i odebraniem pensji. „W Sangczu Chińczycy kazali witać go białymi szarfami, ale wielu ostentacyjnie odmawiało, choć wiedzieli, że mogą stracić pobory, a nawet stanowiska".
Władze chińskie nie potrafią przekonać Tybetańczyków do Gyaincaina Norbu, którego mianowały Panczenlamą po uprowadzeniu wskazanego przez Dalajlamę Genduna Czokji Nimy i jego najbliższych. „Chińczycy kazali Tybetańczykom witać Panczenlamę - mówi kobieta z okolic Labrangu. - Przywieźli go tu już przed kilku laty, ale ludzie to zignorowali. W tym roku wielu mówi, że też ich nie obchodzi". W związku z wizytą wokół klasztoru rozstawiono ponad tysiąc funkcjonariuszy - mundurowych i po cywilnemu.