Jakie piękne, zakazane słowo
strona główna

Teksty. Z perspektywy Chińczyków

 

Jakie piękne, zakazane słowo

Jason Ng

 

Ostatnio napisałem coś na blogu 25 stycznia, a dziś mamy 21 lutego, możecie więc uznać to za post menstruacyjny. Nie umiem się jednak powstrzymać, gdyż zaszokowała mnie i uradowała niepomiernie nasza wczorajsza wersja „jaśminowej rewolucji". Szok wziął się z mocy rażenia tego wiekopomnego antecedensu, radość zaś z obserwowania naszych kochanych władz uwijających się jak przysłowiowe mrówki. Wiele osób nie ma przecież pojęcia, co też takiego zaszło, pozwólcie więc, że im to chronologicznie naświetlę.

 

Raz. Anonimowy użytkownik zalogował się na Twitterze jako Shudong i napisał, że 20 lutego o czternastej w każdym większym chińskim mieście zacznie się jaśminowa rewolucja. Szczegółowe informacje miały sukcesywnie pojawiać się w sieci.

 

Dwa. Mało kto potraktował poważnie niespełna sto czterdzieści znaków z mikrobloga, ale ci, których gryzie sumienie, zawsze się czegoś boją.

 

Trzy. Internetowa policja wzięła się za analizowanie danych z serwera i zaczęła polowanie na Shudonga, który niezwłocznie zamknął swój profil.

 

Cztery. Rankiem 19 lutego zaproszono na herbatkę albo osadzono w areszcie domowym Rana Yunfei, Tenga Biao, Pu Fei i wielu innych dysydentów.

 

Pięć. Nazajutrz zamknięto ich jeszcze więcej. Przy okazji agenci Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego zażartowali, że zgwałcą żonę You Jingyou.

 

Sześć. Władze chińskie ogłosiły stan najwyższej gotowości. Pojawiły się doniesienia, że wojsko sortuje ostrą amunicję.

 

Siedem. I 19, i 20 lutego Twitter odnotował wysyp nowych użytkowników, którzy natychmiast po zalogowaniu zaczęli apelować o nieuczestniczenie w jaśminowej rewolucji, nazywając ją podłym amerykańskim spiskiem i przypominając o surowych konsekwencjach prawnych. Naliczyłem ponad pół setki zakamuflowanych aktywistów partii pięćdziesięciu groszy i zrobiłem nawet ich listę.

 

Osiem. O świcie 19 lutego portal społecznościowy Renren zablokował słowo „jutro".

 

Dziewięć. Następnego dnia zastąpił je Bogu ducha winnym „dzisiaj".

 

Dziesięć. O czternastej 20 lutego przed McDonald'sem w pekińskim Wangfujingu zebrał się tłum przebierających nogami gapiów. Nie ulega wątpliwości, że większość nie miała pojęcia, o co cho. Niektórzy wygadywali z przejęciem, że przyjechała ta czy tamta gwiazda filmowa. Przechodnie przystawali i rozglądali się ciekawie na widok tłumu policjantów i tajniaków. Wielu wyjmowało telefony komórkowe i trzaskało zdjęcia, które chwilę później miały pojawić się na blogach.

 

Jedenaście. W tym samym miejscu przytupywał zgodnie również tłum zagranicznych dziennikarzy.

 

Dwanaście. Po południu 20 lutego niektóre serwisy społecznościowe zablokowały opcję wyszukiwania, dodawania zdjęć i udostępniania postów.

 

Trzynaście. Kilka osób powlokła gdzieś policja. Załączam poglądowe fotki.

 

Prawdę mówiąc, kiedy przeczytałem post Shudonga, byłem przekonany, że to żart. Wstyd powiedzieć, zdania nie zmieniłem do tej pory. I w żadnym razie nie jestem w tym osamotniony.

 

Gdyby nie kosmiczna reakcja rządu, nasza lutowa jaśminowa rewolucja zapewne obyłaby się bez uczestników. Niestety ci, którzy czują się winni, w pewnym momencie zaczynają słyszeć wycie demonów w podmuchu nocnego wiatru.

 

jasminowarewolucjapekin20lutego2011zatrzymanie_400
 
jasmionowarewolucjapekin20lutego2011zatrzymaniereporterzy_400
 

 

21 lutego 2011

 

 

 

Jason Ng jest jednym z najbardziej znanych chińskich blogerów. W internetowym slangu „posty menstruacyjne" to spam pojawiający się okresowo (bo, na przykład, jego autor korzysta z komputera tylko w weekendy). Tytułowe słowo „piękne i zakazane" to oczywiście „jaśmin".