Chiny przyznają się do zastrzelenia Tybetańczyka w Paljulu
Władze chińskie - co zdarza się niezmiernie rzadko - przyznały się oficjalnie do „przypadkowego zastrzelenia" Tybetańczyka imieniem Babo w okręgu Paljul (chiń. Baiyu) prefektury Kardze (chiń. Ganzi) prowincji Sichuan.
Według rządowej agencji Xinhua zabity „stał na czele" grupy, która 15 sierpnia „zaatakowała nożami, pałkami i kamieniami" policjantów, raniąc siedemnastu funkcjonariuszy. Kiedy padły „strzały ostrzegawcze", Babo miał zostać trafiony „zbłąkaną kulą". Przewieziono go szpitala, gdzie zmarł następnego dnia.
Xinhua utrzymuje, że Tybetańczycy protestowali przeciwko zatrzymaniu chińskiego biznesmena Fu Lianga, który miał „prowadzić nielegalne kopalnie złota i niszczyć łąki". Byłby to pierwszy przypadek, gdy mieszkańcy Tybetu spontanicznie domagają się niszczenia środowiska, w którym żyją, i rabunku własnych bogactw naturalnych
Według źródeł tybetańskich przyczyna protestu, do którego miało dojść dwa dni później, niż informuje strona chińska, była dokładnie odwrotna. Mieszkańcy regionu domagali się zaprzestania rozbudowywania kopalń oraz odszkodowań za zdewastowane łąki i zatrutą wodę. W trakcie pacyfikacji demonstracji zabito co najmniej trzy osoby i raniono ponad trzydzieści.