21 maja 2003
Drodzy dobrze życzący Tybetowi,
Przeczytałem właśnie list Initiative Foundation i pomyślałem, że chciałbym podzielić się z Wami kilkoma refleksjami o finansach i walce.
Jestem młodym Tybetańczykiem, który niepokoi się o przyszłość naszych zmagań. A jedno z zagrożeń dla nich stanowi pomoc finansowa, którą Tybetańczycy ciągle otrzymują z innych państw. Najgorszą rzeczą, jaka może przytrafić się społeczności uchodźców, jest umoszczenie się na wygnaniu. W ich życie wkrada się błogie samozadowolenie i zapuszczają takie korzenie, że nie mogą się wyplątać, o powrocie do ojczyzny nie wspominając.
Tybetańczycy byli w sytuacji, gdy wyzuto ich z wszelkiej godności, z samego życia, i wtedy potrzebowali pomocy. Ale dziś nie ma w Indiach jednej rodziny, która przymierałaby głodem lub chodziła w łachmanach. Znam obozy tybetańskich uchodźców w całym kraju. Moi rodzice ciągle mieszkają w jednym z nich.
Potrzeby są jak balon; pęcznieją, póki nie pękną. Taka jest ludzka natura. Dziś dzięki pomocy indyjskiego rządu i zagranicznych organizacji charytatywnych tybetańskie klasztory, szkoły i obozy uchodźców są dobrze zaopatrzone. W rzeczy samej, mówi się o nas, że jesteśmy uchodźcami, którym wiedzie się najlepiej. Dokładnie – tyle że w sferze jedzenia i ubrań, a nie rozwiązywania naszego problemu. Pod tym względem jesteśmy w tym samy miejscu, co w latach pięćdziesiątych. Żaden rząd nie podpisuje się pod naszą walką o wolność.
Ta finansowa pomoc stała się kulą dla wielu żyjących z niej Tybetańczyków. Chodzą o niej, a jeśli im ją odebrać – upadną. Wspieranie uchodźców polega na pomaganiu im w osiągnięciu samowystarczalności. Trzeba nauczyć ich łowić, a nie przynosić im zdechłe ryby.
Dla niektórych cudzoziemców pomoc finansowa też jest łatwym wyjściem. Wiem przecież, że wiele osób i organizacji ciężko pracuje, by dać nam jeszcze więcej. Pomoc, jakiej potrzebuje naród tybetański – to poparcie polityczne. Pomagajcie nam w ten sposób, na to wydawajcie pieniądze, temu poświęcajcie czas i energię. Tu na działalność polityczną udaje się wyrwać kilkaset rupii, a aktywiści prątkują.
Proszę Was i Waszych przyjaciół – przestańcie dawać pieniądze na pomoc charytatywną dla tybetańskich uchodźców. Osiemdziesiąt tysięcy Tybetańczyków, którzy podążyli na wygnanie za Jego Świątobliwością Dalajlamą, nie przyszło tu po to, by budować wielkie złote klasztory i fantazyjne centra kultury. Wygnanie miało być walką o niepodległy kraj i godny powrót.
Pomóżcie nam w tym. Razem się nam uda.
Miłość i wolność,
Tenzin Cunde, Dharamsala