Tybetańskie Centrum Praw Człowieka i Demokracji
TCHRD Update
15 czerwca 1999
 
 

Ośmiomiesięczne zatrzymanie


 
 

Władze chińskie nadal zatrzymują i więżą Tybetańczyków za próbę opuszczenia kraju. Długotrwałość owych “zatrzymań” stanowi pogwałcenie norm międzynarodowych i wewnętrznego prawa Chin. Na tortury i bicie szczególnie narażeni są mnisi i mniszki, gdyż to właśnie klasztory są głównymi ośrodkami oporu przeciwko chińskim rządom. Więzi się również tych, którzy nie mieli żadnych związków z “polityką”. Oto historia mniszki z klasztoru Garu.

Gjalcen Tanczoe wstąpiła do klasztoru Garu w 1994 roku. Miała wówczas 23 lata. W tym samym okresie w świątyni pojawiła się chińska “grupa robocza” z programem “reedukacji patriotycznej”. W latach 1993-95 przedstawiciele władz okręgu “odwiedzali” klasztor pięciokrotnie. Zwykle na noc wracali do domów (Garu znajduje się w pobliżu Lhasy), niemniej zdarzało się im mieszkać w klasztorze i tydzień.

Działania “edukatorów” zakłócały duchowe praktyki mniszek. Oficerowie cały czas grozili mniszkom, że powinny przygotować się na przybycie następnej grupy, która poprowadzi jeszcze bardziej intensywny “program”. Głównym celem reedukacji było wyrzeczenie się Jego Świątobliwości Dalajlamy. Mniszki były coraz bardziej przerażone. W końcu napięcie było już tak wielkie, że mniszki zaczęły zastanawiać się nad opuszczeniem klasztoru przed pojawieniem się kolejnej “grupy roboczej”.

W marcu 1996 roku Gjalcen i dwie inne mniszki uznały, że nie wytrzymają kolejnej sesji reedukacji, i postanowiły uciec z Tybetu. Po dwóch dniach marszu dotarły do okręgu Sakja, gdzie zostały aresztowane przez lokalnych esbeków. Przewieziono je na komisariat w Szigace, gdzie spędziły noc. Przez cały czas były przesłuchiwane. Następnego ranka przeniesiono je do aresztu Njari, w którym przebywało wielu Tybetańczyków zatrzymanych przy próbie przekroczenia granicy.

Przez miesiąc przesłuchiwano je i próbowano zmusić do przyznania się do prowadzenia działalności niepodległościowej. Większość osób aresztowanych za próbę ucieczki z Tybetu zwalniano po miesiącu. Mniszki z Garu przetrzymywano jednak znacznie dłużej. Oficerowie służby bezpieczeństwa chcieli, by zeznały, że kierowały nimi pobudki polityczne. Powiedziano im, że będą siedzieć tak długo, aż się przyznają. Po miesiącu śledczy stali się naprawdę brutalni. Kobiety rozdzielono i zaczęło się bicie. Po pewnym czasie zaczęto im mówić, że pozostałe przyznały się do winy. Odtwarzano im nawet taśmy magnetofonowe: zeznania – ze zniekształconym głosem – na temat działalności podziemnej. Podstęp zdał się na nic, przede wszystkim dlatego, że żadna z mniszek rzeczywiście nie miała nic do “wyznania”.

Krewni Gjalcen dowiedzieli się o jej losie i próbowali ją odwiedzić. Bezskutecznie.

W więzieniu panowały bardzo złe warunki: nie było światła, brakowało jedzenia. Mniszki spędziły w nim osiem miesięcy. Nie pozwolono im na kontakt z prawnikiem ani z najbliższymi.

W listopadzie 1997 przewieziono je – wraz z czterema innymi osobami zatrzymanymi w podobnych okolicznościach – do lhaskiego aresztu Guca. Spędziły w izolatkach dziesięć dni, a potem znów zaczęły się przesłuchania. W końcu przekazano je okręgowemu komisariatowi Toelung Deczen. Poinformowano je tu, że zostały wydalone z klasztoru i że nie mogą opuszczać okręgu bez zgody władz. Kazano im wracać do domów. Mniszki nie spotkały się już. Gjalcen skorzystała z pierwszej sposobności do ucieczki. Do Indii dotarła 13 czerwca 1999.


[powrót]