Tybetańskie Centrum Praw Człowieka i Demokracji
TCHRD Update
15 kwietnia 1999
 


Śmierć na skutek tortur



Pod koniec marca 1999 roku zmarł w swoim domu w Lhasie czterdziestoczteroletni kupiec Sonam Łangdu (znany też jako Szugden). Jego śmierć była skutkiem nieludzkiego traktowania i tortur, jakie zadawano mu w chińskim więzieniu.

Sonam Łangdu został aresztowany w kwietniu 1988 i oskarżony o współudział w zabójstwie chińskiego policjanta podczas demonstracji, która odbyła się 5 marca i kosztowała życie wielu Tybetańczyków. Skazano go na dożywocie. Najpierw przebywał w areszcie Guca. Podczas tortur odbito mu nerki i uszkodzono kręgosłup. W 1989 roku przeniesiono go do Drapczi, gdzie nadal był bity. Nie mógł utrzymać moczu, tracił władzę w nogach. Kiedy w 1993 roku zwolniono go ze względów zdrowotnych, był już sparaliżowany od pasa w dół i przykuty do wózka.

Sonam Łangdu czekał w Guca na wyrok przez cały rok. Przez cały czas próbowano zmusić go, biciem i torturami, do przyznania się do udziału w zabójstwie chińskiego policjanta. Przez sześć miesięcy miał skute nogi. Związanego wieszano go na gałęzi na trzy, a nawet pięć dni. Tygodniami siedział w karcerze. Topiono go w wiadrze i zmuszano do oddawania krwi. Były więzień polityczny imieniem Bhagdro twierdzi, że w kwietniu 1988 Sonam był już w stanie krytycznym.

17 stycznia 1989 przewieziono go na proces do sztabu Ludowej Policji Zbrojnej, który mieści się u podnóża lhaskiego Czakpori. Sonam i inni oskarżeni nie przyznali się do winy. Doprowadziło to policjantów do takiej furii, że rzucili się na więźniów na sali sądowej.

“Bili nas i dusili”, mówi Bhagdro. Rozprawę odroczono o jeden dzień. Aresztantów wyprowadzono tylnymi drzwiami, gdzie za barykadą wojskowych ciężarówek czekał na nich szpaler policjantów. Zaczęło się straszliwe bicie. “Sonam Łangdu wymiotował krwią, ale próbował się bronić. Przystawili mu pistolet do głowy i zabrali do Guca – wspomina Bhagdro. – Przez cały dzień byliśmy półprzytomni”.

Następnego dnia ponownie przywieziono ich do sądu. Natychmiast ogłoszono wyroki (w tym 16 innych uczestników marcowej demonstracji). Na tyłach budynku znów czekali na nich policjanci.

Wyroki mieli odbywać w Drapczi, gdzie zostali rozdzieleni. Stan Sonama ciągle się pogarszał. Bhagdro, który uciekł z Tybetu w połowie 1991 roku, mówi, że kiedy widział go po raz ostatni, Sonam wyglądał “jak duch”. Tracił słuch, z uszu ciągle ciekła mu ropa.

Świadkowie twierdzą, że Sonam miał uszkodzone płuca, nerki, wątrobę i jelita. Cierpiał na potworne bóle głowy. Miał trudności z mówieniem, oddawaniem moczu, niedosłyszał. Poruszał się tylko na wózku i nie mógł wyprostować pleców. Lekarze są zdania, że symptomy takie świadczą o poważnym uszkodzeniu kręgosłupa lub mózgu.

Sonam Łangdu był jednym z najbrutalniej torturowanych więźniów politycznych. Choć przez rok nie udało się go zmusić do “przyznania się” do winy, został skazany na dożywocie. W tej samej sprawie wymierzono jeszcze pięć wyroków. Lobsang Tenzin został skazany na karę śmierci, której wykonanie zawieszono na dwa lata, Gjalcen Czoephel dostał 15 lat, Cering Dhondup – 10 lat, Tamdin – pięć lat, a Bhagdro – trzy lata. Według Bhagdro ludzie ci nie spotkali się nigdy wcześniej i nie mieli nic wspólnego z zabójstwem.

W przyszłym roku mają złożyć wizytę w Chinach eksperci ONZ od spraw tortur i arbitralnych uwięzień. Śmierć Sonama Łangdu jest kolejnym dowodem brutalności chińskich władz wobec tybetańskich więźniów politycznych.


[powrót]