Kampania „mocnego uderzenia”: Egzekucje w Tybecie
W Tybetańskim Regionie Autonomicznym stracono co najmniej sześć
osób w związku z nową falą wymierzonej w przestępczość kampanii „mocnego
uderzenia”. Chińskie media donoszą o trzech egzekucjach więźniów kryminalnych
w prefekturze Njingtri (chiń. Linzhi) i straceniu „głównego winowajcy z
bandyckiego gangu” w prefekturze Nagczu (chiń. Naqu). Z napływających do
TIN raportów wynika, że w maju wykonano w Lhasie dwie egzekucje. Oficjalne
źródło podało, że straceni byli winni „morderstwa, kradzieży i powodowania
wybuchów”. Według źródeł TIN, jednym ze straconych mógł być Tybetańczyk
zatrzymany 27 marca – w dzień po podłożeniu bomby domowej roboty przed
bramą głównego kompleksu Biura Bezpieczeństwa Publicznego na lhaskim Lingkhor
Dzang Lam. Wszystko wskazuje na to, że ładunek nie eksplodował.
Ostatnią falę kampanii mocnego uderzenia ogłoszono przed trzema miesiącami.
Na początku kwietnia prezydent Jiang Zemin powiedział, że w ciągu dwóch
lat należy dokonać „postępu w dziedzinie bezpieczeństwa publicznego” (Dziennik
Ludowy, 4 kwietnia). Choć w samych Chinach kampania wymierzona jest przede
wszystkim w przestępstwa, takie jak przemyt narkotyków, kradzieże i zabójstwa,
w regionach „narodowych autonomii” – Tybecie i Xinjiangu – ma wymiar polityczny
i służy „walce z separatyzmem”.
„Kampania mocnego uderzenia jest kampanią ogólnonarodową – powiedział
Wang Lequan, sekretarz partii w Xinjiangu – a różne regiony, w zależności
od uwarunkowań lokalnych, koncentrują się na odmiennych kwestiach. W Xinjiangu
wymierzona jest ona w złodziei, włamywaczy i osoby, dopuszczające się przestępstw
z użyciem przemocy. Ale [mamy też tu] separatystów, religijnych ekstremistów
i terrorystów. Ludzie ci zagrażają bezpieczeństwu państwa” (South China
Morning Post, 30 maja). Według Amnesty International, Xinjiang jest obecnie
jedynym regionem Chin, w którym wykonuje się wyroki śmierci na osobach
skazanych za przestępstwa polityczne. „W Xinjiangu kampanię wymierzono
przede wszystkim w separatystów i osoby podejrzewane o terroryzm. W rezultacie
skazuje się na śmierć ludzi, którzy mogli nie mieć nic wspólnego ze stosowaniem
przemocy. Nic nie wskazuje na to, by mieli uczciwe procesy, a zatem pomyłki
sądowe wydają się bardzo prawdopodobne”, uważa rzecznik Amnesty International.
Od 1987 roku sądy w Tybecie nie skazały na śmierć żadnego uczestnika protestów
politycznych. Z danych TIN wynika jednak, że w tym okresie na skutek okrutnego
traktowania zginęło co najmniej 39 tybetańskich więźniów politycznych (w
tym dziewięć mniszek i osiemnastu mnichów; w sumie około dwa procent skazanych).
Tybetańczycy wtrącani do więzień za działalność „separatystyczną” niemal
nigdy nie dopuszczają się aktów przemocy i bardzo rzadko są o nie oskarżani.
Chińscy urzędnicy często oskarżają Dalajlamę o podżeganie Tybetańczyków
do popełniania przestępstw. 19 czerwca Dziennik Tybetański informował,
że przestępczość w prefekturze Nagczu wzrosła za sprawą „przenikania separatystycznych
działań kliki Dalaja do regionów wiejskich i pasterskich”. Gazeta, choć
nie wprost, potwierdziła też negatywne skutki napływu chińskich imigrantów,
wymieniając wśród przyczyn wzrostu przestępczości „coraz większą liczbę
mieszkańców czasowych”.
„Głęboka” walka z separatyzmem
Dziampa Phuncok (chiń. Xiangba Pingcuo), sekretarz miejskiego komitetu
KPCh w Lhasie, powiedział, że w Tybecie „walkę z separatyzmem” należy kontynuować
na „głębszym poziomie” (lokalna rozgłośnia radiowa, 30 kwietnia). Na posiedzeniu
zwołanym 29 kwietnia Dziampa Phuncok mówił, że „należy bezzwłocznie uruchomić
kampanię mocnego uderzenia”, by „poprawić porządek społeczny” w mieście,
„przypuścić nowy atak na przestępczość”, „podnieść jakość” policji „środkami
politycznymi” (idzie tu o edukację polityczną służb bezpieczeństwa) oraz
wzmocnić organizacje najniższego szczebla.
Autorzy artykułu o sytuacji w prefekturze Nagczu (Dziennik Tybetański,
19 czerwca) wyjaśniają, że kampania „mocnego uderzenia i oczyszczenia”
jest niezbędna do zdławienia rosnącej przestępczości w regionie. Gazeta
podała, że Suoduo, „główny winowajca z bandyckiego gangu” został stracony
21 maja po publicznym wiecu, na którym ogłoszono wyrok. W innym artykule
z tego samego wydania poinformowano o egzekucji, „przez zastrzelenie”,
„trzech poważnych przestępców” w prefekturze Njingtri. Doniesienia tego
typu mają działać „odstraszająco” na społeczeństwo.
Trzeci artykuł, który 19 marca poświęcił kampanii mocnego uderzenia
Dziennik Tybetański, mówił o skonfiskowaniu przez policję m.in. „8.189
kilogramów dynamitu, 1.920 metrów lontu, 600 kilogramów niezwykle toksycznych
pestycydów” oraz „czterech bomb ze stalowymi kulkami (szrapneli)” w prefekturze
Szigace. Gazeta nie wyjaśniła, czy materiały te – dostępne na czarnym rynku
w całym kraju – należały do grupy „separatystycznej” lub „kryminalnej”.
Dynamitu, materiałów wybuchowych z nawozów i amoniaku używa się w nielegalnych
kopalniach, a robotnicy drogowi wysadzają dynamitem skały, które blokują
szosy. Raport o skonfiskowaniu tych materiałów mógł służyć wyłącznie podkreśleniu
zasług władz Szigace w realizowaniu pekińskiej polityki mocnego uderzenia.
(Jiang Zemin wymienił „eksplozje” wśród najważniejszych przestępstw, w
które ma być wymierzona kampania ogólnokrajowa.)
„Zabić kurę, żeby przestraszyć małpy”
W ciągu ostatnich trzech miesięcy w prefekturze Szigace organizowano
liczne wiece, podczas których ogłaszano wyroki i pokazywano tłumom więźniów,
by „głośnymi fanfarami” obwieścić kampanię mocnego uderzenia. „Do końca
maja odbyło się tu 13 publicznych wieców ogłaszania aresztowań i wyroków,
podczas których publicznie aresztowano i skazano 72 podejrzanych” (Dziennik
Tybetański, 19 czerwca).
Podobne wiece – udział, z reguły, obowiązkowy – są w Tybecie i Chinach
na porządku dziennym. Więźniom zakłada się na szyje tablice z wyrokami
i wozi ich ulicami miasta w otwartych ciężarówkach. Publiczne karanie i
upokarzanie ma – w myśl chińskiego powiedzenia: „Zabić kurę, żeby przestraszyć
małpy” – działać odstraszająco na społeczeństwo. Wiece, na które przewozi
się skazanych po wydaniu wyroku przez sąd, zwołuje się szczególnie często
podczas kampanii politycznych, takich jak „mocne uderzenie”. „Zobaczyłem
dwie niebieskie chińskie ciężarówki w konwoju samochodów policyjnych –
wspomina turysta, który był świadkiem „wiecu skazującego” w 1998 roku w
Lhasie. – Na każdej ciężarówce stało czterech więźniów; jechały na zachód
Wschodnią Dekji Lam. Jeden więzień stał z przodu, a trzech po bokach. Twarzami
do ulicy. Przy każdy więźniu stało dwóch żołnierzy w pełnym rynsztunku
bojowym: maskownicze mundury, hełmy z pleksą itd. Na przedzie ciężarówki
zainstalowany był ciężki karabin maszynowy, za którym stał żołnierz. W
konwoju jechało ze dwadzieścia policyjnych motocykli, niektóre z przyczepami,
chyba czternaście półciężarówek i pięć samochodów terenowych – w sumie
co najmniej pięćdziesięciu policjantów i pięćdziesięciu żołnierzy. Konwój
skręcił w Njangdren Lam i zatrzymał się przed targowiskiem, blokując drogę”.
Na ulicy ustawiono biurko i zainstalowano nagłośnienie. Rozwieszono
transparent z napisem, po chińsku: „Publiczny Wiec Skazujący”. „Sześciu
więźniów zrzucono na ziemię, a potem każdy występował, by wysłuchać swego
wyroku. Wszyscy mieli skute ręce, co najmniej jeden – również nogi. Dwaj
zostali na ciężarówkach. Ci mieli sznury na gardłach; tym samym sznurem
związano im ręce. Urzędnik odczytywał wyroki po chińsku. Wszystkiemu przyglądały
się setki osób. Żadnych reakcji z tłumu. Ludzie bali się ze mną rozmawiać,
bo policjanci próbowali odebrać mi aparat”.
Kiedy sąd wydaje wyrok śmierci, więzień jest z reguły przewożony w
jakieś miejsce publiczne – np. stadion lub targowisko – gdzie odczytuje
się wyrok, a następnie natychmiast tracony. Zebrani często nie rozumieją,
za co skazano oskarżonych. Tybetańczyk, który uczestniczył w wielu wiecach
w prefekturze Szigace, powiedział TIN, że wszyscy urzędnicy są zobowiązani
do udziału w tych spektaklach. Zachodni turysta, który widział wiec skazujący
w Lhasie w maju 2001, mówi, że funkcjonariusze zmuszali przechodniów do
oglądania parady więźniów.