Edukacja chińskich i tybetańskich kadr:
więcej kontroli w regionach wiejskich
W ramach programu kształcenia kadr, które zajmą kierownicze stanowiska w regionach i okręgach wiejskich, co najmniej 70 chińskich funkcjonariuszy uczy się języka tybetańskiego na Uniwersytecie Tybetańskim w Lhasie. Władze chińskie starają się zwiększyć kontrolę w wiejskich regionach Tybetu i kładą coraz większy nacisk na ideologiczne przygotowanie kadr tybetańskich.
W związku z kampanią rozwijania regionów zachodnich, obejmujących
Tybetański Region Autonomiczny (TRA) oraz tybetańskie ziemie w prowincjach
Qinghai, Sichuan, Gansu i Yunnan, ciągle mówi się o „rosnącym zapotrzebowaniu
na zdolne, wykształcone kadry”. Tybetańczycy w Lhasie z niepokojem zauważają,
że władze lokalne kładą większy nacisk na „postawę ideologiczną” niż wiedzę
merytoryczną. Szkoleni w Chinach Tybetańczycy nie zdobywają umiejętności
praktycznych, dostosowanych do warunków społeczno-gospodarczych w Tybecie.
Jeszcze większy niepokój wywołuje zastępowanie Tybetańczyków Chińczykami
na najniższych szczeblach administracji.
Chińczycy, którzy studiują obecnie język tybetański na uniwersytecie
w Lhasie, po ukończeniu trzyletniego kursu mają zająć stanowiska w administracji
regionów rolniczych i pasterskich TRA. Władze uniwersytetu powitały chińskich
studentów formalnymi przemówieniami. Podkreślano, że na wydziale filologii
tybetańskiej nigdy jeszcze nie studiowało tylu Chińczyków. Wyjaśniano,
że w przyszłości trend ten jeszcze się nasili, a chińscy absolwenci „wniosą
wielki wkład” w rozwijanie zachodnich regionów, „przede wszystkim konsolidując
i strzegąc społecznej stabilizacji i pokoju w Tybecie”.
„Miasta TRA, takie jak Lhasa czy Szigace, przypominają już miasta
chińskie – powiedział TIN Tybetańczyk z Lhasy, obecnie uchodźca. – Teraz
Chińczycy zabierają się za nasze wioski, by kontrolować i przeobrażać je
na swoją modłę. Kluczem do tego jest język tybetański”.
Szkolenie tybetańskich kadr w Chinach sprowadza się do ideologii
i polityki. Nie zapewnia praktycznych umiejętności, które pomogłyby w rozwoju
gospodarczym społeczności lokalnych. „Tybetańczycy, którzy jeździli na
specjalistyczne szkolenia do różnych regionów Chin, przeszli indoktrynację
polityczną, nie mającą nic wspólnego z rzeczywistością tybetańskich regionów,
w których mają pracować – mówi inne źródło. – Studiowali też naukowe i
technologiczne aspekty zwiększania wydajności i uprzemysłowienia w stylu
chińskim. Popularyzacja metod „naukowych” ma zastąpić tradycyjne sposoby
gospodarowania tybetańskich chłopów i pasterzy. Tyle że z reguły nie mają
one nic wspólnego z gospodarczą rzeczywistością Tybetu i naszą kulturą.
Wracając do kraju, tybetańscy aparatczycy szybko odkrywają, że wiedza,
którą latami zdobywali w Chinach, zdaje się psu na budę. Ale co z tego,
skoro władze lokalne stawiają na wyszczekanych ideologów, a nie na ludzi
z doświadczeniem i wiedzą praktyczną”.
Tybetańczycy, którzy są uznawani za „politycznie pewnych”, dostają
wysokie stanowiska i dalej kształcą się na kolejnych warsztatach w Chinach.
Osoby podejrzewane o brak lojalności są odwoływane lub przenoszone na mniej
eksponowane stanowiska, nie dające im żadnej władzy. Usuwanie „politycznie
niepewnych” władze często tłumaczą „słabym zrozumieniem administracji i
zarządzania” albo „brakiem wykształcenia i skuteczności”.