Świadectwa TIN
8 grudnia 2004 wersja do druku
„Popijanie tej samej pastylki inną wodą” – Przeanalizujemy tu dwa reprezentatywne artykuły, ukazujące współczesne techniki propagandowe i komunikaty KPCh w sprawie Tybetu. Oba opublikowano najpierw po chińsku, a następnie po angielsku na portalach rządowej agencji informacyjnej Xinhua i Dziennika Chińskiego. Autorzy starają się przedstawiać w nich władze i ich działania jako „nowoczesne”. W pierwszym mamy do czynienia z dość wyświechtanym wizerunkiem partii i armii, które pracują na rzecz prostych Tybetańczyków; nakreślono go jednak w sposób bardziej wyrafinowany, ukrywając znaczenia między wierszami i sugerując nawet pewne niedociągnięcia. Artykuł drugi jest typowym przykładem niemal obsesyjnego przedstawiania poczynań władz jako „naukowych” (w przeciwieństwie do „zabobonnych” praktyk „starego Tybetu”) i „zielonych” (ekologicznych). To niewątpliwie reakcja na oskarżenia o dewastację środowiska naturalnego Płaskowyżu Tybetańskiego po jego „wyzwoleniu”. Brak logiki i błędy merytoryczne wydają się świadczyć, że propaganda tego typu dopiero raczkuje.
1. „Ranni robotnicy przewiezieni do szpitala prefekturalnego w Tybecie”
Opowieść o przewiezieniu śmigłowcem rannych Tybetańczyków do szpitala w Njingtri ma z pozoru charakter krótkiej noty informacyjnej.
„Lhasa, 22 listopada (Xinhuanet) – dwóch robotników, którzy w ostatni weekend odnieśli ciężkie obrażenia na skutek obsunięcia ziemi w okręgu Medog [Metog], w południowo-zachodnim Tybetańskim Regionie Autonomicznym Chin, przewieziono helikopterem do szpitala prefektury Njingczi [Njingtri].
Ponieważ okręg Medog jest słabo wyposażony w aparaturę medyczną, a jego górskie przełęcze zablokował śnieg, sekretarz Prefekturalnego Komitetu Komunistycznej Partii Chin w Njingczi, Baima Namgyai zwrócił się do Dowództwa Wojskowego Podrejonu Njingczi o wysłanie helikoptera w celu uratowania dwóch ciężko rannych robotników.
Za zgodą Dowództwa Rejonu Wojskowego Czengdu i Tybet w niedzielę wieczorem do okręgu Medog przyleciał helikopter i w ciągu dwóch godzin przewiózł dwóch rannych robotników do Njingczi. Badania medyczne wykazały, że obaj robotnicy odnieśli poważne złamania w różnych częściach ciała. Obaj robotnicy są nadal nieprzytomni.
Baima Namgyai oraz inni przedstawiciele rządu i armii udali się do szpitala, aby zobaczyć się z rannymi robotnikami i ich krewnymi.
Do obsunięcia ziemi doszło w zeszły piątek w pobliżu mostu Heiri w okręgu Medog – jedynym okręgu Chin, do którego nie dociera szosa. Na miejscu zostali ranni dwaj robotnicy, a trzej inni zginęli”.
Mamy tu do czynienia z trzema poziomami. Na pierwszym autorzy przechodzą od punktu wyjścia – tragicznego wypadku – do głównego przesłania dla czytelników: władze poradziły sobie z sytuacją. Dowiadujemy się, że śmigłowiec, którym transportowano rannych, udostępniło wojsko na osobistą prośbę sekretarza komitetu KPCh prefektury Njingtri. Poszkodowanych odwiedzili w szpitalu przedstawiciele władz i armii. W ten sposób wypadek staje się pretekstem do relacji o trosce i skuteczności władz partyjnych oraz wojska i ich zgodnej współpracy dla dobra ludzi. Najlepiej świadczy o tym fakt, że „ranni robotnicy” pozostają anonimowi, podczas gdy sekretarz KPCh Baima Namgyai (tyb. Pema Namgjal) jest dwukrotnie wymieniony z nazwiska. Autorzy podkreślają, że w operację zaangażowane były wszystkie sztaby (TRA, Czengdu i Njingtri), tymczasem o śmierci trzech innych robotników informują pobieżnie i sucho w ostatnim akapicie. Główne przesłanie artykułu brzmi więc mniej więcej tak: „Zdecydowani i kompetentni przedstawiciele Komunistycznej Partii Chin i Armii wykorzystują wszystkie możliwości, by nieść pomoc prostym ludziom”. W tym sensie przywołuje on najbardziej klasyczne, sztampowe i najwyraźniej nieśmiertelne przesłanie chińskiej propagandy – obraz państwa, które dobrotliwie, po ojcowsku opiekuje się ludem.
Poziom drugi – to przemilczenia. Choć autorzy omawiają okoliczności działania partii i wojska, przemilczają wiele istotnych szczegółów, świadczących o tym, że była to operacja wyjątkowa, a nie praktyka normalna. Nie wyjaśniają, na przykład, dlaczego akurat tych robotników uratował wojskowy śmigłowiec i odwiedzali w szpitalu przedstawiciele partii i wojska, podczas gdy większość mieszkańców Tybetu nie ma dostępu do podstawowej opieki zdrowotnej czy to z uwagi na jej brak, czy to, w związku z niedawną prywatyzacją, koszty. Nie wspominają też, że za sprawą złych warunków pracy i nieprzestrzegania norm bezpieczeństwa podobne wypadki są na porządku dziennym w Tybecie i w całej ChRL. Autorzy artykułu przemilczają więc ważne informacje o samym zdarzeniu i jego kontekście, zajmując się, wybiórczo, skutecznością władz w rozwiązywaniu problemu.
Rozłożywszy akcenty i usunąwszy kontekst, autorzy przywołują „nowoczesność” i osiągnięcia rządzącej Tybetem partii. Ich symbolem jest wielokrotnie wspominany śmigłowiec. Choć w przeszłości wszelkie braki zostałyby przemilczane, autorzy mówią otwarcie o słabości infrastruktury w Tybecie. Dowiadujemy się, że „okręg Medog jest słabo wyposażony w aparaturę medyczną”, co – zważywszy, że artykuł powstał w agendzie rządowej – świadczy o niesłychanej do niedawna otwartości. Braki te służą jednak wyłącznie podkreślaniu osiągnięć. Metog może być „jedynym okręgiem Chin, do którego nie dociera szosa”, niemniej świadczy to jednoznacznie o postępach, jakich dokonano gdzie indziej. Zasypane „górskie przełęcze” są archetypem chińskich wyobrażeń Tybetu, którego wrogie środowisko naturalne musi zostać ujarzmione lub, jak w tym przypadku, chociaż pokonane przez nowoczesną technologię. Nie tylko wyjaśnia to logikę – a co za tym idzie, konieczność – sprowadzenia tu „nowoczesności”, ale i przypomina, z jakimi wiąże się to trudami, dodając w ten sposób splendoru partii. W staromodnej propagandzie mówiono by wyłącznie o „heroizmie” partii i armii – nowa woli go po prostu sugerować.
2. „Zalesianie pomaga ograniczyć liczbę dni burz piaskowych w Tybecie”
W artykule tym nachalne slogany polityczne zastąpiono z pozoru naukowym językiem, faktami, liczbami i argumentami.
www.chinadaily.com.cn, 21 listopada 2004
„Projekty zalesiania doprowadziły do dramatycznego spadku rocznej liczby burz piaskowych w Tybetańskim Regionie Autonomicznym, w południowo-zachodnich Chinach.
Według regionalnej stacji meteorologicznej w tym roku w stolicy regionu Lhasie liczba dni burzowych spadła do 5,3 z 53,8 na początku lat 50.
W latach 70. i na początku lat 80. liczba burz piaskowych rosła, osiągając najwyższy pułap w 1984 roku. Z badań wynika, że od tego czasu systematycznie spada, w ostatnich latach nawet coraz szybciej.
W połowie lat 60. przystąpiono do zalesiania na ogromną skalę, potęgując te wysiłki w latach 90. Rokrocznie obsadza się drzewami 13 600 hektarów oraz ogradza 26 700 ha wzgórz pod zalesianie.
Od lat 90. Tybet ograniczył obszary pustynne o 25 800 ha i obszary erozji o 100 000 ha.
Eksperci ostrzegają jednak, że globalne ocieplenie prowadzi do stopniowego podnoszenia się temperatury na Płaskowyżu Qinghai-Tybet i zmniejszania liczby dni wietrznych. To również ważny fakt, stojący za słabnięciem burz piaskowych”.
Choć autorzy tego artykułu prezentują poglądy „naukowe”, do metodologii i danych podchodzą dość niefrasobliwie. Na przykład liczba dni burzowych w Lhasie na początku lat pięćdziesiątych, na długo przed utworzeniem „regionalnej stacji meteorologicznej”, wydaje się, delikatnie mówiąc, wątpliwa. Co więcej, choć artykuł mówi o burzach „w Tybecie”, dane statystyczne dotyczą wyłącznie Lhasy. Choć tytuł jednoznacznie łączy spadek liczby burz z działaniami podejmowanymi przez władze chińskie, a tekst zestawia współczesność ze „starym Tybetem” z początku lat pięćdziesiątych, wspomina również o nasileniu się burz w latach siedemdziesiątych, kiedy to władała nim partia, nie podając jednak żadnych wskaźników.
Z notki wynika, że rząd uprawiał politykę zalesiania od chwili powstania „nowego Tybetu”, co czyni partię prekursorką światowych ruchów ekologicznych. Trzeba tu jednak przypomnieć, że celem prowadzonej na początku lat sześćdziesiątych kampanii „sadzenia drzew, by zazieleniła się ojczyzna” (chiń. zhi shu zao lin, lu hua zu guo), polegającej na zalesianiu nieużytków na zachód od Lhasy i w innych regionach TRA, było „ucywilizowanie” i „okiełznanie” dzikiego, pustynnego krajobrazu Tybetu. Nie miała więc ona nic wspólnego z ochroną środowiska naturalnego i wręcz kłóciła z tym, jak dziś ją pojmujemy.
W artykule nie wspomniano słowem, że do najszybszego i najbardziej szkodliwego karczowania lasów w historii Tybetu doszło we wschodnim TRA i zachodnim Sichuanie w trakcie pierwszych pięciu dekad chińskich rządów. Tybet stracił znacznie więcej drzew w prefekturze Kongpo (Njingtri) i na wschód od niej, niż zasadzono ich od czasu kampanii z lat sześćdziesiątych. Władze chińskie same łączą to z katastrofalnymi powodziami (np. w Sichuanie w 2002 roku) i w ostatnich latach podejmują drastyczne kroki, by zapobiegać skutkom karczowania lasów. Często zresztą kosztem Tybetańczyków.
Władze chińskie utrzymują, że są nie tylko aktywnie „zielone”, ale że odnoszą na tym polu wiele sukcesów. Mają o tym świadczyć „naukowe” dowody, fakty i liczby, które zwyczajnie przeczą sobie nawzajem.
Po „zalesianiu na ogromną skalę” w latach sześćdziesiątych w następnych dwóch dekadach „liczba burz piaskowych rosła”. Specjaliści, z którymi rozmawiał TIN, uważają, że spadek liczby burz w Lhasie – który rzeczywiście potwierdzają mieszkańcy miasta – łączy się z błyskawiczna rozbudową stolicy TRA i otoczeniem jej przez betonowy pierścień, a nie programami zalesiania.
Autorzy nie ograniczają się do pseudonaukowych dywagacji i żonglowania liczbami, starając się przedstawiać również kontrargumenty. W ostatnim akapicie, powołując się na „ekspertów”, napomykają, że spadek liczby burz może mieć związek z globalnym efektem cieplarnianym. Choć nadal świadczy to o ekologicznych niepokojach władz, przekreśla główną tezę artykułu, łączącą słabnięcie burz z zalesianiem, i wprawia czytelnika w pewną konsternację.
|
|
|
|