Zarząd Banku Światowego nadal popiera
kontrowersyjny projekt przesiedleń w Qinghai
Zarząd Banku Światowego zarekomendował Radzie Dyrektorów realizację
kontrowersyjnego planu przesiedleń w Qinghai „zgodnie z obecnym projektem”,
choć grupa kontrolna poddała krytyce wszystkie procedury Banku, związane
z tym przedsięwzięciem. Jutro dyrektorzy spotkają się z prezesem Banku
Jamesem Wolfensohnem, by omówić proponowaną przez Zarząd strategię w obliczu
narastającej krytyki projektu. Przedmiotem owej krytyki jest przede wszystkim
nieudzielanie informacji, niestosowanie się do własnych wytycznych dotyczących
rdzennych mieszkańców oraz brak rzeczowej analizy wpływu projektu na środowisko
naturalne i struktury społeczne. Rada, na której czele stoi prezes, proponuje,
by nie przekazywać środków na realizację projektu, dopóki nie zostaną przeprowadzone
„zadowalające” badania. Zdaniem Rady, należy też zapewnić lepszy dostęp
do informacji i uzupełnić dokumentację. Procedura ta będzie trwać od 12
do 15 miesięcy i kosztować ponad dwa miliony dolarów.
Rząd Wielkiej Brytanii, który odgrywa ważną rolę w procesie podejmowania
decyzji, nie ujawnił swojego stanowiska, niemniej z wypowiedzi Clare Short,
ministra ds. rozwoju międzynarodowego, wynika, że projekt popiera. Rząd
Stanów Zjednoczonych daje do zrozumienia, że jest mu przeciwny. W rozmowach
prywatnych przedstawiciele wielu państw, zasiadający w 25-osobowej Radzie,
dawali wyraz zaniepokojeniu kontrowersyjnym punktem „C” Projektu Walki
z Ubóstwem w Chinach Zachodnich, który obejmuje przesiedlenie niemal 58
tysięcy chińskich chłopów do tradycyjnie tybetańsko-mongolskiego regionu
prowincji Qinghai.
Zarząd nie odniósł się do kluczowych punktów raportu trzyosobowej
grupy kontrolnej, powołanej przez Radę Dyrektorów. James Wolfensohn, który
dołączył list przewodni do opinii Zarządu, wydaje się nie przywiązywać
większej wagi do kwestii dla wielu kluczowej: precedensu, polegającego
na sfinansowaniu przez międzynarodową organizację przesiedlenia chińskich
chłopów do autonomicznego regionu tybetańsko-mongolskiego. Przesiedlenia
takie są częścią polityki rozwoju i zmieniania struktur demograficznych,
uprawianej przez chiński rząd. „Qinghai to w końcu tylko 40 ze 160 milionów
tej pożyczki – niewielka część samego projektu i jeszcze mniejszy element
całego planu walki z ubóstwem [w Chinach]”, napisał Wolfensohn 21 czerwca.
Rzecznik Banku mówi, że dzięki nowym zaleceniom „projekt zostanie
dostosowany do najwyższych standardów Baku Światowego” i że Zarząd „zrobił
wszystko, by rozwiać wątpliwości grupy [kontrolnej]”. Zarząd zdaje sobie
sprawę „z konieczności bardziej rygorystycznego stosowania procedur” podczas
realizacji i oceny projektu, niemniej mówi także o jego „szczególnych okolicznościach”.
Owe „szczególne okoliczności”, jak wyjaśnił rzecznik, odnoszą się do politycznej
drażliwości i międzynarodowego zainteresowania projektem, jak gdyby Bank
chciał dać do zrozumienia, że przy innych, mniej nagłośnionych projektach
nie jest aż tak oddany swoim „najwyższym standardom” i idei „przejrzystości”.
Wolfensohn wydaje się bagatelizować kwestie, które przed rokiem doprowadziły
do powołania grupy kontrolnej. W adresowanym do Rady liście pisze o „debacie
na temat Tybetu”, która „wywołuje emocje i powoduje zaniepokojenie ciał
politycznych i społeczeństwa obywatelskiego na świecie. (...) Do tej pory
koncentrowano się niemal wyłącznie na Tybetańczykach z regionu przesiedleń,
choć [projekt] wpłynie przede wszystkim na pasterzy mongolskich. (...)
Zarząd Banku nie może uczestniczyć w tej debacie. Zrobiliśmy wszystko w
sprawie zgodności [proceduralnej]. Jeśli Rada ma dla nas inne wskazówki,
to powinna zacząć działać”.
Kontrowersje, jakie wywołał na całym świecie „projekt Qinghai”,
muszą wydawać się Bankowi nieproporcjonalne do jego stosunkowo niewielkich
kosztów (40 milionów USD). Tylko w czerwcu 2000 roku Bank pożyczył Chinom
909 milionów dolarów na realizację czterech projektów, które obejmują miliony
osób.
Bank Światowy i Chiny: interpretacja polityki
Raport grupy kontrolnej zwraca uwagę na dwie kwestie, które mogą
mieć długofalowe konsekwencje dla Banku; wyraża też zaniepokojenie relacjami
między Bankiem a Chinami, cytując jednego z urzędników Banku, który stwierdza,
że „w Chinach robi się wszystko inaczej”. Raport pokazuje, że kontrowersje
wokół projektu ujawniły podziały w samym Banku oraz odmienne wizje jego
polityki i działania.
Bank stara się uzasadniać mniej rygorystyczne przestrzeganie
procedur „dwudziestoma latami doświadczeń we współpracy z Chinami”. „Sposób,
w jaki przygotowywano i realizowano poprzednie chińskie projekty, również
dotyczące środowiska naturalnego i przesiedleń, często upoważnia do mniejszego,
niż w przypadku innych kredytobiorców, nakładu pracy w celu zapewnienia
odpowiedniej efektywności”, stwierdza Zarząd. „Biorąc pod uwagę drażliwość
i stopień zainteresowania projektem, zdajemy sobie sprawę, że Bank powinien
zrobić więcej, by go udokumentować”, dodaje. Wydaje się to wskazywać, że
w „normalnych” okolicznościach szczegółowa dokumentacja nie byłaby konieczna.
Zarząd nie komentuje trudności w kontaktach z pekińskim rządem, który z
reguły uznaje wszelką krytykę za „mieszanie się w wewnętrzne sprawy Chin”.
W zeszłym roku Chiny ostrzegały rząd Stanów Zjednoczonych, że jego sprzeciw
wobec projektu Qinghai zostanie uznany „za mieszanie się w wewnętrzne sprawy
Chin i zamach na ich narodową jedność” (Zhang Qiyue, rzeczniczka chińskiego
MSZ, Xinhua, 24 czerwca 1999). Jeszcze przed opublikowaniem stanowiska
Zarządu wyszło na jaw, że rozmowy Banku z chińskim ministerstwem spraw
zagranicznych były napięte i trudne; Pekin miał być nastawiony wojowniczo
i nie przyjmować żadnej krytyki.
Grupa zajęła się również kwestią interpretowania przez Bank jego
własnej strategii i procedur. „Badając ponad dwadzieścia projektów, realizowanych
w ciągu ostatnich pięciu lat, grupa zetknęła się z różnymi opiniami urzędników
na temat stosowania wytycznych i procedur Banku. Niemniej w tym przypadku
[Qinghai], przedstawiane grupie poglądy – na wszystkich szczeblach: od
kierownictwa po bezpośrednich realizatorów – były nie tylko rozbieżne,
ale często wręcz sprzeczne. (...) Wywołało to poważne zaniepokojenie grupy
(...) i powinno niepokoić sam Bank: jak bowiem konsekwentnie realizować
jego politykę przy takiej rozbieżności poglądów na temat strategii i procedur?”.
W tej sprawie stanowisko Jamesa Wolfensohna jest jasne: „Powinienem
tu dodać, że próby te [zastosowania się do krytycznych uwag grupy kontrolnej],
będące w dużej mierze reakcją na wspomniane kontrowersje, popychają nas
do dosłownego i mechanicznego stosowania wytycznych i procedur operacyjnych,
co nigdy nie było zamiarem ich autorów. Chiny i Bank płacą za to wysoką
cenę”.
Grupa stwierdza, że niektórzy widzą w dyrektywach Banku „idealistyczne
deklaracje”, które należy traktować jako szczytne wizje, podczas gdy inni
urzędnicy tej samej lub wyższej rangi kategorycznie odrzucają tę interpretację,
gdyż odbiera ona sens wszelkim wytycznym i „uniemożliwia spójną ocenę zgodności
[projektów z założeniami]”. Rzecznik bronił dziś stanowiska Banku: „Nigdy
wcześniej nie było mowy o takiej otwartości. Do tej pory nie było publicznej
dyskusji o takich kwestiach. Nie jesteśmy instytucją, w której wszyscy
są tego samego zdania”. Zarząd przyznał, że w wielu sprawach „nie podziela
poglądów grupy”.
Grupa i Zarząd stwierdzają zgodnie, że sytuacja ta będzie miała
szersze konsekwencje dla sposobu działania Banku i grup kontrolnych. Zarząd
wydaje się bagatelizować znaczenie grupy, stwierdzając, że to pierwszy
pełny raport kontrolny, choć Bank współpracuje z Chinami od lat. Pracownicy
Banku czują się zagrożeni raportem i obawiają „polowania na czarownice”
na skutek tak krytycznych konkluzji.
Grupa stwierdziła, że Zarząd Banku złamał siedem dyrektyw, dotyczących
środowiska naturalnego (OD 4.01; 4.04 oraz 4.09), rdzennych mieszkańców
(OD 4.20), przymusowych przesiedleń (OD 4.30), prezentacji projektu Radzie
(OP 10.00) oraz dostępu do informacji (BP 17.50).
Zarząd proponuje nowe badania
Zarząd uważa, że procedury, które uzgodniono z Chinami w 1999 roku (kosztujące
półtora miliona dolarów), „rozwiązują wiele kwestii wskazanych przez grupę”,
niemniej przed planowanym na jutro zebraniem Rady zawarł nową umowę z Chinami,
na mocy której wypłata zostanie wstrzymana na 12-15 miesięcy, potrzebnych
na przeprowadzenie dodatkowych badań, dotyczących środowiska naturalnego
i sytuacji społecznej. Te ostatnie obejmą między innymi „osoby przesiedlane
przymusowo” i pozwolą na „zebranie informacji na temat (...) odszkodowań
itd., zawartych w różnych dokumentach Projektu” – faktycznie nie będą to
więc badania nowe.
Powołany zostanie zespół międzynarodowych ekspertów ds. społecznych
i środowiskowych (ESTE), „których wybierze i zatrudni kredytobiorca [Chiny]
i zaakceptuje Bank”. Będą oni nadzorować badania oraz „pełnić funkcje doradcze”
podczas realizacji i monitorowania projektu. Szacuje się, że powołanie
ESTE będzie kosztować 2,125 miliona dolarów.
Bank proponuje, by w czasie prowadzenia badań przygotowano „program
pilotażowy”, za który zapłacą Chiny, choć w innym miejscu zobowiązuje do
tego ESTE. Przeciwnicy projektu krytykują decyzję o podjęciu prac nad programem
pilotażowym przed zakończeniem badań. Zdaniem niezależnego Center for International
Environmental Law (CIEL) „propozycja ta podważa wiarygodność planu Zarządu”.
Niezależni eksperci informują, że władze Qinghai zaczęły już prace melioracyjne
w regionie przesiedleń i budują szosę w Dulan.
„Atmosfera strachu” w Qinghai
Grupa kontrolna stwierdza, że podczas wizyty w Qinghai widziała „niezwykle
niepokojące, dramatyczne przykłady, świadczące o panującej tam atmosferze
strachu. Mimo to znaleźli się ludzie, którzy postanowili podjąć ryzyko,
by wyrazić swój sprzeciw wobec projektu”. Grupa poruszyła ten temat w związku
ze stosowanymi tu wcześniej metodami „badania opinii mieszkańców”. W regionie
przesiedleń wielu ludzi „w oczywisty sposób bało się rozmawiać o projekcie,
ci zaś, którzy byli mu przeciwni, czuli się zagrożeni i prosili, by nie
ujawniać ich danych”. Zarząd nie ustosunkował się do tych zarzutów grupy,
a rzecznik Banku skrytykował autorów raportu za „nacechowane emocjami sformułowania”.
Rzecznik poinformował TIN, że Zarząd stara się wypracować mechanizm,
który pozwoli na dokładne sprawdzenie metod konsultacji. Choć Zarząd stwierdza,
że wywiady będą miały charakter poufny, przyznaje wprost, iż nie potrafi
tego zapewnić. „Podkreślamy raz jeszcze, że można zrobić wiele, by zachować
poufny charakter [wywiadów], istnieją jednak poważne trudności operacyjne,
wynikające przede wszystkim z faktu, iż zajmuje się tym kredytobiorca [Chiny],
a nie Bank”.
Rząd Chin nie pozwala mniejszościom narodowym na wyrażanie opinii,
które różniłyby się od poglądów państwa, zwłaszcza w sprawach wzbudzających
zainteresowanie społeczności międzynarodowej, gdyż „przynosiłoby to ujmę
Macierzy”. Władze oświadczyły jasno, że sprzeciw wobec projektu równa się
„godzeniu w suwerenność państwa”. TIN udokumentował przypadki uwięzienia
i torturowania Tybetańczyków, którzy wypowiadali się na temat zniszczeń
środowiska naturalnego, rabunkowej gospodarki czy przesiedleń. „Przekonałem
się na własnej skórze, co grozi Tybetańczykom, którzy ośmielają się sprzeciwiać
władzy w kwestiach politycznych. Tybetańczycy, którzy dają wyraz swemu
zaniepokojeniu projektem Banku, są naprawdę dzielni. Mam tylko nadzieję,
że będą chronieni, że organizacje międzynarodowe zrobią wszystko, co w
ich mocy, żeby im pomóc”, powiedział TIN były więzień polityczny z Qinghai.
Zarząd nie wspomina o żadnej procedurze, która pozwoliłaby na sprawdzenie,
czy osoby nastawione krytycznie wobec projektu nie poniosły za to żadnych
konsekwencji. Nie planuje się również niezależnego monitorowania regionu
i objętych projektem ludzi, choć rzecznik Banku twierdzi, że zajmie się
tym „międzynarodowa i niezależna” grupa ekspertów, czyli ESTE.
Wysiedlenie koczowników
Zarząd nie ma też wiele do powiedzenia na temat koczowników (według
danych Banku: 289 rodzin) którzy rokrocznie przechodzą przez ten region
ze swymi stadami. Zarząd stwierdza tylko, że pozostawi się im „przejścia”.
Grupa krytykowała również program odszkodowań dla osób przesiedlanych
wbrew ich woli. Zarząd powtarza, że wszyscy otrzymają za darmo „kawałek
ziemi i niewielką sumę na osiedlenie”, dodając, że uzyskają również „dostęp
do nowych lub lepszych usług (takich jak oświata czy opieka zdrowotna)
oraz możliwość uczestniczenia bądź korzystania z innych aspektów programu”.
W innym miejscu Zarząd wyjaśnia, że „przed lokalnymi Mongołami i Tybetańczykami,
którzy postanowią [podkreślenie Banku] skorzystać z dobrodziejstw projektu,
otworzą się nowe możliwości gospodarcze”. Wydaje się, że przy odszkodowaniach
nie wzięto tu pod uwagę koczowników, którzy chcą zachować swój styl życia.
Odpowiada to jednak Chinom, które starają się ich osiedlać. W 1998 roku
wiceminister rolnictwa Qi Jingfa zapowiedział, że wszyscy koczownicy powinni
zostać osiedleni jeszcze w tym stuleciu. Dodał, że osiedlono już 67 procent
nomadów w Qinghai [Xinhua, marzec 1998].
Zebranie Rady
Jeżeli Rada zaakceptuje rekomendacje Zarządu, nie stawiając żadnych
warunków, nie będzie się więcej zajmować projektem. Może jednak zastrzec,
że ostateczną decyzję podejmie dopiero po zapoznaniu się z wynikami nowych
badań. Wydaje się, że członkowie Rady będą starali się podjąć decyzję jednomyślnie
i nie poddawać jej pod głosowanie. (...)