Różne głosy: Media w Tybecie
Podstawowe interesy naszego narodu są jednym; interesy narodu reprezentuje
Komitet Centralny – w tych fundamentalnych kwestiach wszyscy mówimy jednym
głosem. Jest to i niezbędne, i naturalne; nienaturalne byłoby mówienie
różnymi głosami.
Hu Yaobang, Pierwszy Sekretarz Komunistycznej Partii Chin, 1985
Tybetańskie radio i telewizja są nie tylko niezawodnym środkiem,
służącym wzmocnieniu duchowości i kultury narodu tybetańskiego, ale i potężną
bronią w walce z separatystyczną działalnością kliki Dalaja, którą wspierają
wrogie siły Zachodu.
Chen Kuiyuan, Sekretarz Partii Tybetańskiego Regionu Autonomicznego,
1996
Komunistyczna Partia Chin wie, jaką rolę odgrywa informacja w kształtowaniu
niezależnej myśli i więzi międzyludzkich. Usiłuje więc kontrolować dostęp
do mediów na każdym poziomie – poczynając od studentów, którzy korzystają
z Internetu w odległych prowincjach, po produkcje hongkońskiej Star TV
czy BBC. Gwałtowna modernizacja zaczyna dawać Chińczykom i Tybetańczykom
dostęp do globalnych sieci komunikacji, a to oznacza, że partia musi szukać
coraz bardziej wyrafinowanych metod kontroli.
W Tybecie, gdzie celem politycznym jest narzucenie lojalności wobec
partii, są one ściśle związane z kampaniami przeciwko Dalajlamie. Chiny
próbują zdobyć umysły i serca Tybetańczyków – wydziały propagandy oraz
rządowe radio i telewizja przedstawiają kunsztownie wyreżyserowany obraz
Tybetu, który ma ułatwić realizację celów politycznych. O walce o polityczną
„stabilizację” świadczą również coraz brutalniejsze represje wobec Tybetańczyków,
którzy próbują przekazywać informacje swoim rodakom lub propagować tybetańską
kulturę, religię i tożsamość w literaturze, niskonakładowych publikacjach
lub publicznych dyskusjach. Wydaje się, że magazyn literacki wydawany przez
mnichów w wiejskim klasztorze stanowi dla władz w Tybecie takie samo zagrożenie,
jak skrytykowanie Jiang Zemina w wiadomościach CNN dla najwyższych dygnitarzy
partyjnych.
W takim społeczeństwie dziennikarze, pisarze i intelektualiści znajdują
się w bardzo trudnym i ryzykownym położeniu. Pisanie prawdy, zwłaszcza
gdy kłóci się ona z wizerunkiem lansowanym akurat przez tę czy inną komórkę
partii, może oznaczać utratę pracy a nawet aresztowanie.
Polityka władz wobec mediów zamyka usta Tybetańczykom: w raporcie tym
omówimy mechanizmy prawne i polityczne, służące sprawowaniu kontroli nad
mediami. Pokażemy, że wykształceni Tybetańczycy są coraz bardziej świadomi
prawdziwego oblicza propagandy – czytają między wierszami komunikatów rządowych
i, na przykład, uważnie analizują pomijane w nich kwestie. Postaramy się
omówić wpływ, jaki wywierają niezależne wiadomości podawane przez tybetańską
diasporę, oraz propagandową kontrofensywę partii.
Rozdział I
Partyjna „tuba”: kontrola, zarządzanie i kierowanie mediami
Obywatele Chińskiej Republiki Ludowej korzystają z wolności słowa,
prasy, gromadzenia się, zrzeszania, defilowania i demonstrowania.
Artykuł 35 Konstytucji ChRL z 1982 roku
Zakres wolności mediów zależy od osób, które nimi kierują lub, ostatecznie,
kontrolują. Władzę, czy też kontrolę, sprawują w Chińskiej Republice Ludowej
partia i rząd – ta pierwsza, ostateczną. Kontrolowanie mediów – mających,
z definicji, pełnić rolę „tuby” [houlong], propagującej poglądy partii
czy, ściślej, kierowanych przez nią mas – zawsze było dla partii priorytetem.
Od 1980 roku tworzy się w ChRL system prawny i usiłuje promować „rządy
prawa”. Choć przyjęto kilka zbiorów przepisów dotyczących nadawania audycji
radiowych i telewizyjnych oraz wydawnictw drukowanych, do tej pory nie
ma Ustawy o mediach. Wydaje się, że władze nie wiedzą, jak zapewnić równowagę
między prawami dziennikarzy a ograniczeniami, którym powinni oni podlegać.
Wolność słowa i mediów, o której mówi artykuł 35, ograniczają w praktyce
inne przepisy konstytucyjne (por. przypis 1). Innymi słowy, system prawny
w żaden sposób nie przeszkadza sprawowanej przez partię kontroli.
Najważniejsze gazety w Tybecie – na poziomie prowincji, prefektury
itd. – są oficjalnymi organami partii, kierowanymi przez odpowiedni komitet.
Dzienniki, których nie prowadzi partia, „należą” lub są związane z departamentem
rządu, odpowiedzialnym za sprawowanie nad nimi nadzoru. Na przykład kwartalnik
Edukacja Tybetańska (który powstał w 1985 roku) sponsorowany jest przez
Komisję Edukacji i Nauki Tybetańskiego Regionu Autonomicznego (TRA). Prowincje
i regiony autonomiczne mają własne departamenty propagandy w regionalnych
komitetach partii oraz biura ds. mediów i wydawnictw, podlegające centralnej
Administracji Mediów i Wydawnictw oraz departamentowi propagandy władz
lokalnych. Choć za bieżącą kontrolę nad gazetami odpowiada Administracja
Mediów i Wydawnictw, „kierunek” wyznacza partyjna komórka propagandowa.
Najważniejsza gazeta TRA, Dziennik Tybetański [Xizang Ribao], oficjalny
organ Komitetu Partii TRA, przedstawia się jako: „tuba Komitetu Partii,
rządu i ludu Tybetu oraz ważne narzędzie propagandy masowej w naszym regionie.
Pod przewodnictwem Komitetu Partii TRA zdecydowanie popieramy właściwe
kierowanie opinią publiczną, staramy się upowszechniać wytyczne, strategie
i politykę partii, budować mosty oraz wiązać partię i rząd z ludem, zawsze
świadomi spoczywającej na nas odpowiedzialności wobec partii, kraju i szerokich
mas, staramy się szybko, dokładnie i obszernie przybliżać masom zasady
i wytyczne Partii i rządu, informować masy o wydarzeniach politycznych,
gospodarczych, kulturalnych itd., bez których nie można zrozumieć świata,
entuzjastycznie zaszczepiać w masach wielką kreatywność i ducha poświęcenia
w budowaniu nowego socjalistycznego Tybetu, sławić chlubne dokonania na
niwie tworzenia dwóch cywilizacji [idzie tu lansowany przez rząd model
cywilizacji „duchowej” i „materialnej”] oraz dokładnie odzwierciedlać dążenia,
głos i aktualne żądania ludu. [Dziennik Tybetański obiecuje] stanowczo
wyznaczać poglądy mas, entuzjastycznie pracować z masami, podkreślać wkład
mas, odnosić się do sugestii, krytyki, apeli i oskarżeń przedstawianych
przez masy na piśmie lub osobiście oraz podejmować coraz to nowe zadania
w służbie mas” [Dziennik Tybetański, 25 kwietnia 1997].
Władze wyższych szczebli kierują do redakcji pisma i dokumenty, gdy
chcą nadać określony ton informacjom i komentarzom. Były dziennikarz z
północno-wschodniego Tybetu powiedział TIN: „Przychodzą instrukcje: o tych
sprawach można mówić, a o tych nie. Wydają je władze prowincji i przekazują
prefekturom, te zaś – okręgom. W pamięci utkwiły mi szczególnie wytyczne
kampanii oczerniania Jego Świątobliwości Dalajlamy. Jeżeli odbywa się ważne
zebranie albo zjazd, dostajemy polecenie, by informować o tym jak najszerzej.
Musimy też publikować przepisy i rozporządzenia dotyczące zmian kadrowych
w rozmaitych urzędach itd. Kiedy, na przykład, w 1999 roku przyłączano
do Chin Makau, kazano nam bardzo to nagłośnić. Mieliśmy skupić się na cierpieniach,
jakie przynoszą obce rządy. Ceremonia miała przepełnić ludzi szczęściem.
Lud Chin miał przygarnąć powracający Makau, jak matka swoje dzieci. Cóż,
Chińczycy nie trzymają Tybetańczyków na kolanach, ale zaciskają im palce
na gardle” [TIN Doc 387].
W regionalnych organach partii, takich jak Dziennik Tybetański, Dziennik
Qinghai czy Tybetańska Gazeta Qinghai, działają komitety redakcyjne, które
podejmują ostateczne decyzje. Linia pisma musi zgadzać się z linią partii
– odpowiedni wydział propagandy wydaje więc polecenia, a komitet redakcyjny
przekazuje je dziennikarzom w formie szczegółowych instrukcji. Dziennikarze
mają pisać zgodnie z owymi wytycznymi. Gotowe teksty trafiają do redaktora
naczelnego lub jego zespołu, decydujących o ich zamieszczeniu.
„Wyższy szczebel decyduje, o czym pisać – powiedział TIN tybetański
redaktor, obecnie uchodźca. – Mówią ci, co masz pisać i co masz robić.
Zostawiają bardzo niewiele miejsca na to, co ty myślisz, że powinieneś
robić. Podlegamy Departamentowi Propagandy TRA, który decyduje, co należy
publikować. Instruuje naczelnych gazet i programów telewizyjnych, a oni
mówią swoim redaktorom, co pisać i pokazywać” [TIN Doc 395].
Inny Tybetańczyk, byłe dziennikarz radiowy, wyjaśnia proces zatwierdzania
materiałów, które trafiają na antenę: „Decyzję o nadaniu informacji podejmował
szef działu wiadomości tybetańskich. Odpowiadał za wszelkie potknięcia
polityczne. Tak właśnie wygląda definicja odpowiedzialności dziennikarskiej
w Tybecie. Są trzy poziomy. Szef działu wiadomości tybetańskich przekazuje
materiał szefowi działu tybetańskojęzycznego, a ten do któregoś z zastępców
w departamencie tybetańskiego radia i telewizji. Jeżeli informacja zostanie
zaakceptowana, trafia na antenę” [TIN Doc 387].
Z relacji Tybetańczyków, którzy pracowali w mediach, wynika jasno,
że za podejmowanie decyzji – i potwierdzanie zgodności informacji z linią
partii – odpowiadają przede wszystkim członkowie KPCh zatrudnieni w redakcjach
gazet, radia i telewizji. Nasi rozmówcy starali się określić liczbę członków
partii w swoich biurach – z reguły szacowali ją na 40 proc. „Co środę mieliśmy
w biurze wiec edukacji politycznej. Uczyliśmy się na pamięć dokumentów
kluczowych dla polityki rządu – na przykład przemówień Jiang Zemina. Dziennikarz
musi znać wytyczne Komunistycznej Partii Chin, by nie popełnić politycznej
gafy. Połowa pracowników działu tybetańskiego należała do partii. (...)
Dwa razy w tygodniu odbywało się zebranie partyjne. Z reguły studiowaliśmy
dokumenty – dokumenty wewnętrzne, których jest bardzo wiele. Takie zebrania
są zamknięte, mogą w nich uczestniczyć tylko członkowie partii. Wyjaśniano
nam wtedy, na przykład, że ruch separatystyczny stara się dzielić narodowości,
prowadząc różne kampanie. Mieliśmy się strzec, by nie wpłynęły one na nasz
sposób myślenia. Raz w roku musieliśmy pisać list, w którym omawialiśmy
własne poglądy”, powiedział TIN dziennikarz, który uciekł z Tybetu w 1998
roku [TIN Doc 295].
Większość dziennikarzy uważa, że nie da się zrobić prawdziwej kariery,
nie wstępując do partii. Były redaktor powiedział TIN w 1999 roku: „Jeżeli
wstąpisz do partii, dostaniesz lepszą pensję. Poza tym, przy awansach,
delegacjach czy zebraniach na szczeblu prowincji, gdzie ktoś musi reprezentować
biuro – pierwsi w kolejce są partyjni. Jak powiedziałem, członkowie partii
lepiej zarabiają. Jeżeli wśród trzech kandydatów na jakieś stanowisko jest
jeden członek partii, z pewnością wybiorą właśnie jego, nawet gdyby pracował
znacznie gorzej od pozostałych” [TIN Doc 387].
Partia wymaga corocznych sprawozdań od wszystkich pracowników mediów.
Raporty trafiają do akt, na podstawie których zapadają decyzje o przyjęciu
do pracy, awansie itd.: „Każdy członek personelu musi przedstawić roczne
sprawozdanie. Trzeba w nim pisać, że pracowało się dobrze, nie spóźniało
do pracy, nie złamało żadnych przepisów i nie prowadziło działalności politycznej.
Trzeba też napisać, że czytało się i produkowało informacje zgodne z polityką
rządu. Rok po roku należy też pisać, w jaki sposób – zgodnie z wytycznymi
z góry – walczyło się z separatyzmem. W każdym urzędzie trzyma się akta
pracowników, w tym te doroczne sprawozdania. Po akta sięga się przy zmianie
pracy czy otworzeniu się jakiegoś wakatu. Jeśli są dobre, można liczyć
na lepszy stołek” [TIN Doc 387].
Mechanizmy politycznego nadzoru nad personelem w połączeniu ze zbiurokratyzowanym,
hierarchicznym systemem zarządzania, w którym pierwsze skrzypce grają członkowie
partii – muszą wypaczać produkowane informacje. Nawet jeśli jakieś zagadnienie
można by przedstawić w sposób wyważony, naciska się na podkreślanie pozytywnej
roli partii. „Robiłem kiedyś wywiady z ludźmi – pracowałem nad artykułem
o zmianach w codziennym życiu, jakie przyniosło dwadzieścia lat polityki
otwartych drzwi. Wszyscy mówili najpierw o zmianach na lepsze, które „przynosi
dosłownie każdy dzień”, ale po chwili zaczynali narzekać na trudności.
Opowiadali o rosnących z roku na rok podatkach i o długach, których nie
są w stanie płacić. Kiedy wróciłem do biura, musiałem wyssać z palca tekst
o tym, jak to polityka otwartych drzwi podniosła stopę życiową ludu. Choć,
ogólnie rzecz biorąc, w naszym regionie sytuacja ludzi polepszyła się nieco
– to po prostu kwestia nowoczesności, a nie jakiegoś szczególnego wkładu
Chińczyków”, powiedział TIN były dziennikarz w 1999 roku [TIN Doc 295].
Inny były dziennikarz mówi, że obowiązuje zasada publikowania tylko
dobrych wiadomości. Wszelkie konflikty są przemilczane lub zniekształcane
w określony sposób: „Weźcie informacje lokalne – publikuje się tylko rzeczy
dobre. Jeżeli w ogóle wspomina się np. o walkach między koczownikami o
pastwiska, to jako o wewnętrznych waśniach między Tybetańczykami” [TIN
Doc 387].
Pisarz, który przed opuszczeniem Tybetu w 1998 roku współpracował,
jako wolny strzelec, z dziennikiem prefekturalnym, wspomina: „Dziennikarz
musi przestrzegać określonych zasad. Nie możemy pisać o sytuacji Tybetu
ani o jego historii. Nie możemy napisać niczego, co kłóciłoby się z polityką
rządu. A przede wszystkim musimy przestrzegać czterech kardynalnych zasad
partii. Łamiąc je, łamiemy prawo. Musimy pisać o tym, jak rząd pomaga ludowi.
Opublikowano trzy z czterech artykułów, jakie napisałem. Nie wprowadzili
żadnych zmian – tylko jakieś poprawki redakcyjne, ale nie ingerowali w
treść. Nikt nie napisałby artykułu, który trzeba by zmieniać...” [TIN Doc
244L]
Przedstawiając tylko dobre wiadomości, oficjalne media często narażają
na szwank swoją wiarygodność. Chiński Tybet (vol. 10, nr 2, 1999), informował
o wizycie Ugjena Trinleja Dordże, uznanego przez Dalajlamę i Pekin za XVII
Karmapę, w Guangdongu takimi słowy: „Młody Żywy Budda i jego grupa odwiedzili
wielkie fabryki urządzeń elektronicznych, gdzie zasypano ich wprost przebogatym
asortymentem nowoczesnych produktów. „Co o tym myślicie?”, zapytał z uśmiechem
Gao Siren, drugi sekretarz Regionalnego Komitetu KPCh Guangdong. „W okresie
otwarcia i reform Guangdong dokonał rzeczy ogromnych – odparł młody Żywy
Budda. – Tempo rozwoju w Guangdong zapiera dech w piersi”.
W rok po opublikowaniu tego materiału czternastoletni Karmapa uciekł
do Indii. 19 lutego 2000, podczas obchodów 60. rocznicy intronizacji Dalajlamy,
mówił o braku swobód religijnych w Tybecie i o swojej lojalności wobec
Dalajlamy. „Modlę się i o Was, dziennikarze, byście mogli swobodnie jeździć
po całej planecie z kamerami w rękach”, dodał.
W oficjalnych mediach, zajętych przedstawianiem polityki partii, nie
ma miejsca na odmienne poglądy. Dalajlama i status Tybetu – to najbardziej
drażliwe kwestie dla większości Tybetańczyków. Nie ulega wątpliwości, że
media robią wszystko, by zaszczepić odpowiednie poglądy na te sprawy. Od
chwili wskazania przez Dalajlamę XI Panczenlamy w maju 1995 roku coraz
zacieklej krytykują Dalajlamę i piętnują „separatyzm”. Ataki propagandy
były szczególnie intensywne podczas kampanii reedukacji patriotycznej,
która rozpoczęła się latem 1996 roku w klasztorach Tybetu środkowego, a
następnie rozlała poza TRA. W jednym z czterech piętnujących Dalajlamę
artykułów, opublikowanych przez agencję Xinhua między 17 a 22 kwietnia
1997, czytamy: „Dalajlama podejmował wiele działań, których celem było
zniszczenie Tybetu i religii buddyjskiej. (...) Nie zdarzyło mu się zrobić
nawet jednej rzeczy w interesie duchownych i świeckich w Tybecie. Partyjna
szkoła TRA wyjaśniała: „Komentarze agencji Xinhua były racjonalne i wyważone;
na podstawie niezbitych dowodów, słusznie i dosadnie obnażały cały fałsz
i hipokryzję Dalaja” [SWB 14 maja 1997].
Dziennikarze i lektorzy muszą odczytywać „wiadomości”, oczerniające
Dalajlamę. „Było mi strasznie ciężko, gdy musiałem czytać, że ludzie mają
stawić opór tzw. separatystom z kliki Dalaja. Ludzie nas nie lubią. Nie
lubią słuchać, że muszą walczyć z tzw. separatyzmem Dalaja. Choć wszystkich
napawa to smutkiem, musimy czytać takie komunikaty – czy się to komuś podoba,
czy nie. Przyjaciele i krewni mówili mi, że robię dobrą robotę, ale i ukrywali,
że nie lubią audycji o walce z separatystami Dalaja. Inni pewnie też tego
nie znoszą, ale nie mogą nam tego powiedzieć wprost. Boją się. Nie mogą
nas krytykować, bo pracujemy dla chińskiego rządu. Po prostu się boją”
– powiedział TIN były lektor [TIN Doc 367].
W marcu 1997 roku Departament Propagandy Partii TRA i Stowarzyszenie
Dziennikarzy TRA ogłosiły konkurs na najlepszego dziennikarza TRA. Z listy
dziesięciu kandydatów wynika jasno, że jednym z najważniejszych kryteriów
oceny było stanowisko wobec separatyzmu: „Dondrub [Danduo], płeć męska,
Tybetańczyk, 48 lat, członek KPCh, obecnie wicedyrektor działu fotograficznego
Dziennika Tybetańskiego. Towarzysz Dondrub pała żarliwą miłością do sprawy
partyjnych wiadomości; bezustannie wprowadza zmiany na lepsze i jest niezwykle
sumienny. Jasno określony i nieprzejednany w walce z separatyzmem. Wielokrotnie
stawał na froncie walki tej batalii, jego wybitne zdjęcia, często chwalone
przez odpowiednie departamenty, ilustrowały liczne artykuły. Jako formalny
uczestnik licznych kampanii prasowych w TRA, robił ważne fotografie i osiągał
dobre rezultaty propagandowe. (...) Pema Drolkar [Baima Zhuoga], płeć żeńska,
Tybetanka, członek KPCh, wykształcenie wyższe, obecnie kieruje personelem
tybetańskojęzycznym Tybetańskiego Radia Ludowego, redaktor naczelny i jednocześnie
członek Stowarzyszenia Dziennikarzy TRA, stały członek rady instytutu ds.
radia w Tybecie i zastępca Sekretarza. Jasno określona i stanowcza na froncie
walki z separatyzmem”.
W notatkach dotyczących wszystkich kandydatów znalazły się informacje
o narodowości i przynależności do partii. Artykuł na ich temat (31 marca
1997) kończył się słowami: „Mamy nadzieję, że liczni pracownicy mediów
będą naśladować kandydatów, wspierać podstawową zasadę partii „jednego
centrum, dwóch punktów kardynalnych”, strzec jedności macierzy, budować
jedność [różnych] narodowości, zajmować nieugięte stanowisko w kampanii
przeciwko separatyzmowi, wyznawać jasno określone poglądy polityczne, analizować
przedsiębiorczość ducha i umiłowanie pracy [tegorocznych] laureatów, wytrwale
pracować, dzielnie badać i radośnie wnosić swój wkład, pilnie studiować
styl, w jakim laureaci przestrzegają partyjnej dyscypliny i etyki zawodowej,
nie pobłażać sobie i uprawiać szczerą politykę. Eszelony pracowników mediów
TRA muszą wysoko dźwigać sztandar Teorii Deng Xiaopinga i popierać politykę
partii (...)”.
Krótko mówiąc, oficjalne media podlegają ścisłej wewnętrznej i zewnętrznej
kontroli hierarchicznych struktur, zdominowanych przez członków partii.
Decyzje dotyczące charakteru publikowanych informacji zapadają na wyższym
szczeblu. Oficjalne media odgrywają ważną rolę w politycznych kampaniach
przeciwko separatyzmowi i Dalajlamie. Dwukrotnie sprawdza się polityczną
poprawność wszystkich artykułów, większość dziennikarzy cenzuruje więc
własne teksty.
Media państwowe: prawne mechanizmy kontroli i nadzoru
W ostatnim okresie regulacje prawne nie odgrywają zbyt wielkiej roli
w praktycznym nadzorowaniu mediów – kontrolę sprawują struktury i ciała,
które pierwotnie miały stać na straży interesów partii. Ogólnie rzecz biorąc,
ChRL stara się jednak wprowadzać środki kontroli prawnej; przyjęto również
przepisy dotyczące mediów. Niemniej nadal nie ma „ustawy o mediach”. Pierwsze
projekty pojawiły się w połowie lat 80., ale do tej pory – za sprawą odmiennych
wizji „stosownej” równowagi między prawami dziennikarzy a restrykcjami,
jakim powinni podlegać – nie udało się uzgodnić ostatecznej wersji
(por. przypis 3). Istniejące regulacje świadczą o stanowczości, z jaką
państwo chce zachować kontrolę nad informacją. Czytelne są również priorytety
polityczne – tak w ogólnokrajowych, jak w lokalnych przepisach wiele miejsca
poświęca się „separatyzmowi” i zaleca używanie standardowego [języka] chińskiego,
a nie lokalnych dialektów czy języków mniejszości.
Ogólnokrajowe Przepisy o kierowaniu radiem i telewizją, które opublikowano
w Pekinie 19 sierpnia 1997 roku, weszły w życie 1 września 1997. Z punktu
widzenia Tybetańczyków i innych mniejszości narodowych, najważniejszy jest
artykuł 32, który zabrania nadawania audycji, „wzniecających separatyzm
i zagrażających narodowej jedności”, „godzących w zjednoczenie państwa,
suwerenność i integralność terytorialną”, „zagrażających bezpieczeństwu,
honorowi i interesom państwa”. Artykuł 36 stanowi, że „stacje radiowe i
telewizyjne winny posługiwać się unormowanym słownictwem i językiem. Winny
promować putoghua, standardowy chiński, którego powszechnie używa się w
całych Chinach”. Przepisy te mają niewątpliwie charakter polityczny i służą
– określanym przez partię – interesom państwa.
Przepisy te mają służyć, jak wyjaśnia artykuł 1, „lepszemu kierowaniu
programami radiowymi i telewizyjnymi, rozwijaniu przedsięwzięć radiowo-telewizyjnych
oraz wspieraniu duchowego i materialnego gmachu socjalizmu”. Centrum ciągle
zacieśnia kontrolę nad mediami: bardzo trudno założyć nową lokalną stację
radiową, a stacje już istniejące muszą ubiegać się o odnowienie zezwoleń
co sześć miesięcy. Artykuł 31 stanowi, że produkować programy mogą tylko
wybrane stacje radiowe i telewizyjne; rozgłośnie miejskie nie mają takiego
prawa. Artykuł 10 wyklucza udział zagranicznego kapitału w chińskich mediach
elektronicznych.
W TRA priorytetem jest walka z separatyzmem. Najlepiej świadczą tym
„Procedury nagradzania osób, które wyróżniły się informując o przestępstwach,
polegających na produkowaniu i sprzedawaniu publikacji pornograficznych,
naruszaniu praw autorskich lub uprawianiu nielegalnej działalności wydawniczej”,
ogłoszone przez Telewizję Tybetańską 9 kwietnia 2000. W dokumencie wymieniono
osiem konkretnych kategorii oraz, na miejscu dziewiątym, wszechobejmującą
„każdą inną nielegalną działalność wydawniczą”. W regionach tybetańskich
najważniejsze są punkty 1, 2 i 5:
„1. Publikowanie, produkowanie, drukowanie, fotokopiowanie, rozpowszechnianie
lub propagowanie materiałów pornograficznych, zagranicznej propagandy reakcyjnej,
a zwłaszcza druków, kaset audio i wideo oraz reakcyjnej propagandy kliki
Dalaja, nawołującej do niepodległości Tybetu oraz podkopującej równowagę
społeczną i jedność etniczną.
2. Publikowanie, produkowanie, drukowanie, fotokopiowanie, rozpowszechnianie
lub propagowanie zakazanych materiałów, które kłócą się z przepisami konstytucji,
zagrażają jedności, suwerenności i terytorialnej integralności państwa,
zagrażają bezpieczeństwu, honorowi i interesom państwa, wzniecają separatyzm
etniczny, kłócą się ze zwyczajami i obyczajami mniejszościowych grup etnicznych,
podkopują etniczną jedność, propagują zabobony lub przemoc, narażają na
szwank moralność społeczną i dobre kulturowe tradycje etniczne lub zawierają
inne treści, których zakazują odpowiednie ustawy bądź przepisy. (...)
5. Zakładanie wydawnictw lub publikowanie, drukowanie, fotokopiowanie
i rozpowszechnianie materiałów bez zezwolenia”.
Inne punkty mówią o prawach autorskich i rozpowszechnianiu nielegalnych
lub nielegalnie sprowadzonych wydawnictw. Choć przepisy te mogą stanowić
element ogólnokrajowej kampanii walki z „liberalizmem”, szczególny nacisk
położone w nich na „separatyzm” i Dalajlamę.
Procedury przyznawania licencji i kierowania redakcjami gazet pomieszczono
w Tymczasowych zasadach kierowania gazetami, przyjętych przez Ogólnokrajową
Administrację Prasy 25 grudnia 1990. Aby uzyskać pozwolenie, nowa gazeta
musi mieć cel zgodny z konstytucją ChRL, ustalone komórki (odpowiadające
charakterowi periodyku) sponsorujące i nadzorujące w strukturach rządu,
wykwalifikowanych redaktorów i dziennikarzy, niezbędne dokumenty, sprzęt
itd.
Tymczasowe zasady zabraniają publikowania materiałów, które zakłócają
lub sabotują stosowanie prawa, nawołują do obalenia systemu socjalistycznego,
wzywają do buntów lub rozruchów, przeciwstawiania się przywódcom ChRL,
ujawniają tajemnice państwowe, wywołują wrogość lub niechęć między różnymi
rasami, nawołują do zakłócania porządku społecznego i stabilności, propagują
treści nieprzyzwoite i obsceniczne, przemoc, zabobony i pseudonaukę, treści
zniesławiające lub upokarzające. Na koniec zabraniają wreszcie publikowania
„jakichkolwiek innych prawnie zakazanych treści”.
O kontroli administracyjnej mówią Tymczasowe zasady w sprawie odpowiedzialności
wydziałów sponsorujących i nadzorujących komórek wydawniczych z 29 czerwca
1993. Stanowią one, że gazetą kieruje jej zarząd, podlegający bezpośrednio
komórkom sponsorującym i nadzorującym; za działalność i treść gazety odpowiadają
wspólnie te trzy ciała. Wydział sponsorujący (komórka rządowa) kontroluje
ludzi, którzy prowadzą gazetę. Przepisy stanowią, że muszą być oni pracownikami
owej komórki. W latach 80. niezależne, prywatne gazety mogły „doklejać”
się do struktur rządowych, które nie sprawowały żadnej faktycznej kontroli
nad personelem – teraz jest to zakazane. O zatrudnianiu, zwalnianiu i dyscyplinowaniu
pracowników gazet decydują obecnie odpowiednie organy partii i rządu.
Rozdział II
Oficjalna prasa w regionach tybetańskich
Przed 1950 rokiem w Tybecie nie było niemal gazet. Później, zwłaszcza
w latach 80., pojawiło się ich bardzo wiele; w tym okresie zmienił się
również charakter audycji radiowych i telewizyjnych. Zdecydowanie dominują
gazety chińskojęzyczne. Tybetańskich tytułów jest znacznie mniej – publikują
one materiały starsze, przede wszystkim przekłady z chińskiego. Na palcach
jednej ręki można policzyć periodyki tybetańskie, zajmujące się nauką,
techniką, gospodarką czy finansami.
Partyjny Dziennik Tybetański szeroko informuje o zebraniach na szczeblu
centralnym i lokalnym oraz o kwestiach politycznych. Mniej miejsca poświęca
się wydarzeniom zagranicznym, rozwojowi gospodarczemu i sprawom kultury.
Informacje te, choć podporządkowane linii partii, są rzeczywiście pożyteczne
dla tybetańskich i chińskich czytelników. W artykule poświęconym walce
z „wrogimi elementami” może się na przykład znaleźć informacja o liczbie
Tybetańczyków uciekinierów, których zatrzymano na granicy, a partyjny plan
rozwoju Tybetu może zawierać wartościowe informacje na temat podatków i
budżetu.
Lhaskie Wiadomości Wieczorne, ukazujące się od 1985 roku w wersji chińskiej
i tybetańskiej, poświęcają, zwłaszcza te drugie, więcej uwagi kulturze
tradycyjnej. Dziennik Qinghai i ukazująca się co dwa dni Tybetańska Gazeta
Qinghai są najważniejszymi tytułami w tej prowincji. Prowadzone przez partię,
zdominowane przez centralne i lokalne sprawy polityczne, ostatnio, zgodnie
z nową linią partii, coraz częściej poruszają kwestie rozwoju gospodarczego
i ochrony środowiska. Tybetańskie prefektury autonomiczne Ngaba [Aba] i
Kardze [Ganzi] w Sichuanie mają własne gazety partyjne: Wiadomości Ngaba
ukazują się dwa razy w tygodniu w wersji tybetańskiej i trzy razy w chińskiej,
natomiast Wiadomości Kardze trzy razy w tygodniu w obu językach. W TPA
Kanlho [Gannan] w prowincji Gansu trzy razy w tygodniu ukazują się tybetańskojęzyczne
Wiadomości Kanlho oraz Daser, kwartalnik literacki.
Grupy robocze zawsze prenumerowały oficjalne periodyki jako lekturę
obowiązkową; wstępniaki i niektóry artykuły stanowiły przedmiot sesji edukacyjnych.
Partyjne gazety pojawiły się w sprzedaży stosunkowo niedawno. Wykształceni
Tybetańczycy, którzy piastują wysokie stanowiska lub utrzymują kontakty
z osobami „poinformowanymi”, potrafią znaleźć „między wierszami” użyteczne
informacje na temat zmian linii politycznej, wzlotów i upadków przywódców,
przesunięć w hierarchii partyjnej itd., niemniej większości Tybetańczyków
brakuje wiedzy i informacji, by w taki sposób analizować doniesienia mediów.
W regionach tybetańskich ukazuje się bardzo wiele periodyków w języku
chińskim. W 1998 roku w TRA ukazywało się osiem chińskich i sześć tybetańskich
gazet (Rocznik TRA, 1999), choć władze twierdzą, że Tybetańczycy stanowią
95 procent populacji regionu (biała księga ChRL na temat praw człowieka,
20 lutego 1998). Według Rocznika Qinghai z 1999 roku, w prowincji tej ukazuje
się jedenaście gazet chińskich, jedna mongolska i cztery tybetańskie. Rocznik
podaje listę 39 oficjalnych periodyków w Qinghai. Są wśród nich tylko cztery
magazyny tybetańskie – trzy z nich to przekłady chińskich tytułów.
Nakłady [zong yin shu] gazet i periodyków chińskojęzycznych są od lat,
niemal bez wyjątku, znacznie wyższe niż tybetańskich. W 1985 roku nakład
chińskich dzienników w TRA przewyższył nakład gazet tybetańskich i od tej
pory tendencja ta nasila się (w 1998 roku: 20 do siedmiu milionów egzemplarzy).
W 1998 roku nakład periodyków chińskich wynosił 172 tys., a tybetańskich
157 tys.
Jeżeli jakiś periodyk ukazuje się w dwóch wersjach językowych, z reguły
wersja tybetańska ukazuje się rzadziej i jest krótsza (por. przypis 5).
Co więcej, 80-90 procent materiałów publikowanych i nadawanych w języku
tybetańskim to przekłady ze źródeł chińskich. Były tybetański dziennikarz
szacuje, że przekłady z chińskiego stanowią 80 procent audycji radiowych,
a 20 procent materiału pisze się po tybetańsku. W telewizji proporcja ta
wynosi 90 do 10 procent.
„Większość artykułów Tybetańskiej Gazety Qinghai to przekłady z chińskiego
Dziennika Qinghai. Po tybetańsku pisze się bardzo rzadko. Przygotowanie
własnego materiału lub przeprowadzenie wywiadów sporo kosztuje. Trzeba
jeździć itd. Pieniądze idą na chińską gazetę, a nie na tybetańską. Na tybetański
przekłada się jakieś 80 procent chińskiego Dziennika Qinghai, nasze własne,
regionalne doniesienia i artykuły stanowią może 20 procent objętości Tybetańskiej
Gazety Qinghai. W gazecie tybetańskiej publikuje się więc przede wszystkim
wczorajsze doniesienia z dziennika chińskiego. Czasami przedrukowuje się
również materiały o Tybecie z gazet lhaskich. Wiadomości ze świata bierzemy
z Dziennika Ludowego i audycji radiowych. Doniesienia ze świata i innych
prowincji pochodzą tylko z tych źródeł”, powiedział TIN były dziennikarz
w 1999 roku [TIN Doc 295].
Duża liczba tłumaczeń może wynikać z trudności finansowych. Decyzje
o rozdziale środków mają jednak charakter polityczny. Media tybetańskie
z pewnością nie są priorytetem, stąd tak mało w nich oryginalnych, ważnych
doniesień lokalnych z pierwszej ręki. Mniejsza częstotliwość i objętość
periodyków tybetańskich sprawia, że Tybetańczycy, którzy władają chińskim,
sięgają raczej po gazety chińskie. Osoby, które znają tylko tybetański,
nie są w stanie uzyskać wszystkich informacji ani uczestniczyć w publicznej
debacie na temat rozwoju i przyszłości kraju.
Rozdział III
Tybetańska tożsamość w mediach – oficjalnie i nieoficjalnie
Dostawaliśmy artykuły z informacjami na tematy polityczne. Nie publikowaliśmy
ich. Dobrze być pełnym entuzjazmu i dumy ze swego pochodzenia. Ale musieliśmy
być ostrożni, bo zbyt odważne wchodzenie w politykę mogło oznaczać koniec
naszego magazynu.
Uchodźca, były redaktor nieoficjalnego periodyku kulturalnego [TIN
Doc 597]
Po wizycie ówczesnego sekretarza partii Hu Yaobanga w Lhasie w maju
1980 roku i liberalizacji (jak miało się okazać, krótkotrwałej) polityki
w Tybecie pojawiło się wiele nowych tytułów prasowych. Tybetańczycy mogli
wreszcie dać wyraz swej tożsamości kulturowej, którą tępiono przez wiele
lat. Na początku lat 80. zaczęto wydawać magazyny kulturalne, które stały
się nowym forum literatury tybetańskiej – zwłaszcza krótkich opowiadań
i poezji. Niektóre wydawnictwa oficjalne, np. Drangczar [Miodowy Deszcz],
publikowały bardzo, jak na dzisiejsze i ówczesne warunki, odważne i nacjonalistyczne
teksty tybetańskich pisarzy. Słynny Dondrub Gjal z Qinghai w swych esejach
i wierszach wzywał Tybetańczyków do wkroczenia na drogę nowoczesności,
do odrodzenia ich kultury i dumy narodowej. Po zakończeniu rewolucji kulturalnej,
kiedy dominowały nudne, seryjne peany na cześć partii, utwory takie należały
do rzadkości. W atmosferze odwilży pierwszej połowy lat 80. nowe magazyny
literackie stały się czymś w rodzaju forum dyskusji na temat tybetańskiej
tożsamości.
W latach 90. granice „tolerancji” w mediach zaczęły się zacieśniać.
W oficjalnych gazetach nie było miejsca na otwartą krytykę polityki rządu
– jeżeli pozwalano sobie na zawoalowaną krytykę, to z reguły dotyczyła
ona zagadnień, które należały do przeszłości, lub modyfikowanych właśnie
strategii. I tak, na przykład, Dziennik Qinghai z 25 marca 2000 napisał,
że „rząd poświęcał zdecydowanie za mało uwagi ochronie środowiska i inwestycjom
budowlanym” i że „stan bardzo kruchego środowiska naturalnego jeszcze się
pogorszył”. Niewątpliwie są to uwagi krytyczne, niemniej oficjalne gazety
w Chinach często piszą o nieskuteczności polityki ochrony środowiska naturalnego
w Tybecie i w innych regionach, wzywając do jej poprawienia.
Jak już mówiliśmy, dzięki skutecznym mechanizmom kontroli, doniesienia
oficjalnych mediów odpowiadają oczekiwaniom partii i rządu. Co więcej,
nie ulega wątpliwości, że dziennikarze doskonale znają granice, których
nie wolno im przekraczać.
„Lokalni korespondenci przysyłali swoje materiały, ale to my decydowaliśmy,
co pójdzie na antenę. Nie braliśmy rzeczy, które nie zgadzały się z polityką
Chińczyków. Jeżeli materiał odpowiadał polityce partii, szedł do emisji,
a korespondent dostawał pieniądze. Wszyscy odebrali chińską edukację, wszyscy
powtarzali „partia jest dobra, partia jest dobra”. Gdy do Qinghai przyjechał
sekretarz, to oczywiście „dyskutowano o problemach lokalnych”. Jeżeli,
na przykład, brakowało akurat paszy dla bydła, to partia wyciągała pomocną
dłoń i mieliśmy szczęśliwe zakończenie.
Mówiliśmy czasem o problemach Tybetańczyków, na przykład o słabo wyposażonych
szkołach. Braliśmy doniesienia o kłopotach koczowników, o złym stanie dróg,
o brakach żywności, omijając jednak szerokim łukiem wszelkie kwestie polityczne,
takie jak konflikty między Chińczykami a Tybetańczykami czy wystąpienia
antychińskie.
Nie widziałem żadnych przepisów tego typu, ale każdy doskonale znał
zasady. To się po prostu wie. Każdą audycję wielokrotnie sprawdzano na
różnych szczeblach hierarchii. Gdybyśmy puścili coś, co zakwestionowano
by później na górze – byłoby po nas”, powiedział TIN były redaktor, odpowiedzialny
za wybór materiałów od lokalnych korespondentów, który opuścił Tybet pod
koniec lat 80 [TIN Doc 390].
Oficjalne media, zwłaszcza w TRA, poddano większej kontroli, gdy władze
stanęły przed problemami politycznymi. Jednocześnie Tybetańczycy zaczęli
wydawać coraz więcej półoficjalnych lub nielegalnych publikacji. Większość
z nich poświęcona jest tradycyjnej kulturze tybetańskiej. Wydawcy z reguły
nie występują o oficjalne zezwolenia, a dystrybucja odbywa się potajemnie.
Niektóre periodyki są drukowane, inne powielane czy wręcz kopiowane ręcznie.
Środki pochodzą najczęściej z prywatnych datków. TIN zebrał informacje
o co najmniej szesnastu tytułach, ukazujących się w tybetańskich regionach
Qinghai i Gansu (czyli w dawnym Amdo). Pierwsze zaczęły się ukazywać w
1992 roku. Z reguły związane są ze szkołami, uczelniami lub instytucjami
monastycznymi.
Autorzy i wydawcy z reguły kierują się pragnieniem zachowania kultury
i rozwijania literatury tybetańskiej. „Przede wszystkim chciałem przekonać
ludzi, którzy nie studiowali buddyzmu tybetańskiego ani innych tradycyjnych
dyscyplin, że tybetańska kultura jest ważna i aktualna. Nie liczyłem, że
będę wydawał wybitną poezję. Chciałem tylko, żeby ludzie mogli się czegoś
dowiedzieć. (...) Kiedy wybierałem artykuły, myślałem o edukacji przeciętnego
Tybetańczyka. Nie publikowałem rzeczy, które nawoływały do podziałów itp.
Zamieszczałem natomiast źle napisane artykuły młodych mnichów, by zachęcić
naszych rodaków do pisania”, powiedział TIN tybetański mnich, który wydawał
takie pismo w swoim klasztorze [TIN Doc 597].
W Tybecie wydawanie pisma poświęconego kulturze i religii może zostać
uznane za działalność polityczną – wszystko zależy od interpretacji i polityki
władz szczebla lokalnego, regionalnego lub centralnego. Aby zmniejszyć
ryzyko, autocenzurę uprawiają nawet wydawcy i autorzy podziemnych publikacji.
„Musieliśmy przerwać wydawanie [magazynu], ponieważ większość artykułów
była zbyt polityczna. Wydawcy są bardzo ostrożni. Ludzie mówią, że lepiej
unikać otwartego politykowania, by nie dopuścić do likwidacji pisma, i
nie puszczają ostrych materiałów” – mówi tybetański pisarz z Qinghai, który
wydawał podziemny magazyn [TIN Doc 596].
Władze lokalne często wydają się patrzeć przez palce na nieoficjalne
publikacje, w których nie porusza się kwestii „politycznych”, takich jak
niepodległość Tybetu czy lojalność wobec Dalajlamy. Tybetański wydawca
mówi, że autorzy nie mogą pisać tego, co „rzeczywiści myślą”, ale przynajmniej
są wydawani: „Niektórzy sami powielają swoje prace. To bardzo inspirujące.
Dobrze, że ukazuje się wiele rzeczy bez rządowych zezwoleń. Ludzie nie
mogą pisać tego, co rzeczywiście myślą, ale przynajmniej jest jakieś forum
dla pisarzy” [TIN Doc 597].
W niektórych periodykach publikuje się jednak artykuły, dotyczące aktualnych
kwestii politycznych. 1 października 1999 półoficjalny magazyn z Qinghai
zajął się chińską wizją „zacofania” Tybetańczyków:
„Nie chowajcie się, gdyż jesteśmy siłą postępu.
Gdzie się nie pójdzie, trafia się nie na wyrafinowane rozmowy czy wspaniałą
biżuterię, ale słyszy „je lue” [zacofanie], dwie sylaby, wyrastające z
naszych braków gospodarczych, naukowych i technicznych. Tego stanu rzeczy
nie narzucono nam siłą, to nie dyktat, któremu musimy się podporządkować,
ale coś, co naród tybetański sprowadził na siebie sam. Jak? „Jedni szukając
nagrody w przyszłych żywotach, inni szukając zysku w tym życiu, jedni sprzedając
własną kulturę za granicą, inni wstydząc się mówić w ojczystym języku,
jedni przeklinając, że urodzili się Tybetańczykami, wychodząc za mąż za
cudzoziemców, obrazoburczo plamiąc własną religię obcymi wierzeniami” (Dong
Gjalo [ldong rgyal lo]: Bramy kultury społecznej).
Skoro tak wygląda tybetańska psyche, jak mamy nie być zacofani? Przecież
do dziś czujemy się tak samo bezradni, bierni, uzależnieni, gotowi do wyrzeczenia
się samych siebie, a to właśnie główna przyczyna katastrofalnej sytuacji,
w jakiej się znaleźliśmy. (...)
Każdy musi stawić czoło wyzwaniom. Znawcy pism, na przykład, muszą
powściągnąć dumę z wiedzy duchowej i poświęcić się studiowaniu oraz przekładaniu
tak potrzebnej wiedzy naukowej i technicznej. Ci, którym się wydaje, że
wiedzą wszystko, muszą zejść z obłoków i, realistycznie, poświęcić pracy
dla siebie i społeczeństwa. Musimy pozbyć się żebraczej mentalności i walczyć
o samowystarczalność” [TIN Doc 26(sg)].
Warto zwrócić uwagę, że autorzy nie wspominają słowem o 50. rocznicy
utworzenia Chińskiej Republiki Ludowej, choć magazyn ukazał się w dniu
święta państwowego. Co więcej, oficjalne media rozpisywały się o uroczystych
obchodach. Trudno o lepszy dowód różnic w priorytetach.
Ograniczenia narzucane tybetańskim mediom wskazują, że władze nie zamierzają
pomagać Tybetańczykom w rozwijaniu idei, które pozwoliłyby im na uczestniczenie
w procesie rozwijania społeczeństwa i gospodarki. Odsuwanie Tybetańczyków
od procesu podejmowania decyzji doskonale widać w cenzurze. „Gdybym mógł
samodzielnie decydować, wiedziałbym, o czym informować. Na przykład, o
różnicach między Chińczykami i Tybetańczykami. Na przykład Chińczycy mają
dostęp do lepszej opieki medycznej. Chińscy policjanci często biją koczowników
bez żadnego powodu. Wysokie podatki skazują wielu na życie w skrajnej nędzy.
Chińczycy wydobywają w Tybecie minerały i wywożą je do siebie. W okręgu
Theło, na przykład, rosną gęste lasy. Mieszkańcy mogliby na nich świetnie
zarabiać, ale drewno wywozi się do Chin. 70, 80 procent zysku wędruje do
kieszeni chińskiego rządu, a Tybetańczykom skapnie góra 20 procent. Gdyby
wszystkie pieniądze trafiały do okręgu, byłby naprawdę bogaty. O tym właśnie
należałoby mówić, tyle że nie możemy”, powiedział TIN pisarz, który obecnie
żyje na wychodźstwie [TIN Doc 387].
Przesuwanie barier
Tybetańczycy, którzy decydują się na publikowanie bez zgody państwa,
podejmują ogromne ryzyko. Dziennikarze, którzy nie stosowali się do wytycznych
partii, byli zastraszani, aresztowani, a nawet więzieni. Podporządkowanie
partii sprawia, że informacje w oficjalnych mediach są nieobiektywne, niepełne
i często zniekształcone. Tybetańscy dziennikarze, z którymi rozmawiał TIN,
doskonale znają zasady odpowiedzialności dziennikarskiej. Często próbowali
wykorzystywać oficjalne oświadczenia dotyczące odpowiedzialności, jaka
spoczywa na dziennikarzach, do przesuwania barier cenzury.
Były dziennikarz opowiedział TIN o incydencie, do którego doszło na
początku lat 80. Historia audycji o religii i Dalajlamie doskonale ilustruje
skomplikowany charakter cenzury i kontroli partii nad mediami w Tybecie:
„Zrobiłem audycję o Tybetańczyku, który spędziwszy wiele lat w Indiach,
wrócił do kraju i poświęcił praktykowaniu religii. Pytałem go o Jego Świątobliwość
Dalajlamę, a on mówił o nim z ogromną czcią. W tle były dźwięki, dochodzące
z klasztoru Sera. Kiedy to nadano, zaprotestowały służby wywiadowcze. Powiedzieli
moim przełożonym, że to nie była dobra audycja. Mówili, że w radio nie
ma miejsca na rozmodlonych mnichów. Zacząłem się bać. Wiele osób w redakcji
przestało się do mnie odzywać. Tak czy owak, program już poszedł. Później
Chińczycy zaniepokoili się zagranicznymi doniesieniami o braku swobód religijnych
w Tybecie. Wtedy usłyszałem, że moja audycja była najlepszą odpowiedzią
na te pomówienia. Orzekli, że ludzie za granicą, na przykład w Indiach,
mogli się dzięki niej dowiedzieć, że w Tybecie panuje wolność religii.
Tego roku dostałem pierwszą nagrodę za ten program” [TIN Doc 392/a].
„Codziennie przygotowywałem dziesięć wiadomości. Musiałem wybrać je
ze sterty, którą przynoszono na moje biurko. Cenzura była bardzo ostra,
ale od czasu do czasu udawało mi się „popełnić błąd”. (...) W poważnych
tarapatach znalazłem się, gdy chińscy dostojnicy z innej prowincji przywieźli
nam taśmę wideo z tybetańskiej szkoły. Nagrano na niej rozmowy uczniów
z Chińczykami. Tybetańczycy mówili po tybetańsku. Kazano mi wyemitować
ten materiał. Obejrzałem połowę materiału i uznałem, że się nadaje. Kiedy
wieczorem włączyłem telewizor, przekonałem się, że druga część była zupełnie
inna. Uczniowie krytykowali Chińczyków. Narzekali, że znajdują w jedzeniu
zdechłe szczury. Mówili, że w szkole brakuje wszystkiego. Następnego dnia
mówiło się tylko o tym programie. Wezwano mnie do przełożonych. Przyszedłem
do biura o świcie i zrobiłem fotokopię listu, w którym oficjalnie polecono
mi wyemitować ten materiał. Niemal w tej samej chwili pojawił się ktoś
i zabrał zarówno ten list, jak i taśmę. Pokazałem kopię listu przełożonym
i skończyło się na ostrzeżeniu”, opowiada były redaktor telewizyjny [TIN
Doc 25fvh].
Ryzyko mówienia prawdy
„5 marca 1988 roku chińska policja pobiła w Dżokhangu wielu mnichów.
W normalnych okolicznościach ludzie nigdy by się o tym nie dowiedzieli.
Ale kiedy zobaczyłem materiał kamerzysty, który tam był, poczułem się strasznie.
Tych mnichów bito z taką brutalnością. Nie mogłem uwolnić się od tych obrazów.
Czterech czy pięciu policjantów okładających mnicha pałkami. Mało brakowało,
a zakatowaliby go na śmierć. W telewizji tego nie pokazali. Dali ciskających
kamieniami ludzi, płonące sklepy i samochody. Wysłałem list do dziennikarza,
który napisał artykuł, po chińsku, o wydarzeniach z 5 marca. Całą winą
obarczył ludzi i mnichów, nie wspominając słowem o postępowaniu policji.
Napisałem, że obowiązkiem dziennikarza jest mówienie prawdy i że ludzie
powinni poznać pełną wersję wydarzeń. Jeśli chciał o tym pisać, powinien
podać wszystkie fakty. Nie podpisałem się pod tym listem. Nie był długi,
jedna strona. Napisałem, że jeśli nie powie całej prawdy, nie uniknie karmicznej
kary. Mimo braku podpisu, zdołali ustalić, że to ja byłem autorem”, wspomina
były dziennikarz, którego następnie zatrzymano, przesłuchano i skazano
na dwa lata więzienia za „kontrrewolucyjną propagandę”. Dziś jest uchodźcą
[TIN Doc 388].
Podobny los spotkał innych ludzi pióra. Z bazy danych TIN wynika jednak,
że artyści i pisarze stanowią dziś zaledwie trzy procent znanych więźniów
politycznych. Nie ulega zatem wątpliwości, że władze nie ścigają wydawców
dysydenckich periodyków z taką zaciekłością, jak na przykład autorów niepodległościowych
ulotek czy plakatów lub uczestników demonstracji politycznych.
23 stycznia 1997 zatrzymano dwudziestoośmioletniego Czagdora Ceringa,
redaktora magazynu literackiego Daser [dosł. Blask Księżyca], który wydawano
w Coe (chiń. Hezuo), stolicy prefektury Kanlho. Przez trzy miesiące żona
i krewni próbowali ustalić jego miejsce pobytu i poznać przyczyny aresztowania.
W końcu powiedziano im, że Czagdor przebywa w okręgowym areszcie śledczym
BBP w Maczu i jest podejrzewany o zamiar opublikowania „kontrrewolucyjnej
broszury”, zawierającej esej emigracyjnego pisarza. Przetrzymywano go w
bardzo ciężkich warunkach i ograniczano racje żywnościowe. Cela była „odrażająco”
brudna. Śledczy starali się wymusić na nim „złożenie wyczerpujących zeznań”.
Z napływających do TIN informacji wynika, że został już zwolniony.
Inny pisarz, Samdrub Cering, uczony i poeta z Rebkong (chiń. Tongren)
Rongpo Lhade w prefekturze Malho (chiń. Huangnan) został aresztowany w
okręgu Huzhu prefektury Haidong w lipcu 1993 roku. Miał wówczas 28 lat
i prowadził badania naukowe w Instytucie Mniejszości Narodowym Qinghai
w Xiningu. Opublikował wiele artykułów i wierszy – m.in. „Budzący ze snu
dźwięk muszli” oraz „Szczęście i radość” – w magazynie Drangczar [sphrang-char,
dosł. Miodowy Deszcz]. Wiersze te miały być zawoalowaną krytyką chińskich
rządów w Tybecie. „Po ukazaniu się tych poematów władze zaczęły coś podejrzewać”,
komentowało źródło TIN. Samdruba Ceringa aresztowano, kiedy przed wizytą
Jiang Zemina w prefekturze pojawiły się ulotki. W śledztwie pytano o różne
przedmioty znalezione w jego domu oraz o pochodzenie funduszy, dzięki którym
mógł otworzyć szkołę. W końcu został oskarżony o rozpowszechnianie ulotek
i skazany na pięć lat więzienia za „kontrrewolucyjną propagandę”. Zwolniono
go po odbyciu wyroku.
Z reguły mnisi i mniszki trafiają do więzień za demonstrowanie, rozlepianie
plakatów lub rozpowszechnianie niepodległościowych ulotek. Niemniej czterej
młodzi duchowni ze szkoły Ngarik kjecelling [Kwitnący Ogród Pięciu Mądrości],
założonej przy klasztorze Kumbum w Qinghai przez przebywającego obecnie
w Stanach Zjednoczonych Agję Rinpocze, zostali aresztowani – wraz z 21
innymi mnichami – za wydawanie magazynu literackiego. Dwudziestosiedmioletniego
Damczoe Gjaco (redaktor), dwudziestodziewięcioletniego Dzigme Tendara,
trzydziestojednoletniego Damczoe Kalden i dwudziestopięcioletniego Phuncoga
oskarżono w 1996 roku o wydawania magazynu „Śmiech z Congla Rang-mo”, który
pierwotnie był periodykiem oficjalnym, ale później został zdelegalizowany
jako „kontrrewolucyjny”. 52-stronicowy magazyn, zawierający opowiadania,
wiersze i zagadki, kopiowano na powielaczu. Wszyscy zatrzymani zostali
zwolnieni po dwóch miesiącach.
Rozdział IV
Rozgłośnie zagraniczne
Mieszkańcy mojej wsi bardzo interesowali się audycjami Głosu Ameryki.
Ci, którzy nie mieli radia, pytają sąsiadów, co mówili z Ameryki. Ludzie
słuchali też rozgłośni z Indii – nie czekali na wiadomości, ale na wystąpienia
Jego Świątobliwości. Siadali przed radioodbiornikami i na znak szacunku
zdejmowali czapki, jak gdyby byli na prawdziwym wykładzie. W jednym domu
zbierało się wtedy od dwudziestu do trzydziestu osób.
Tybetański uchodźca, wspominający swoje dzieciństwo w Tybecie [TIN
Doc 26(jx)0]
Nie ulega wątpliwości, że władze chińskie czują się zagrożone audycjami
zagranicznych rozgłośni. W 1994 roku wydano kategoryczny zakaz „odbierania
i retransmitowania programów BBC, Chinese Channel, Entertainment Channel,
Sports Channel Star TV i innych zagranicznych stacji telewizyjnych”. W
tym okresie programów BBC nie mógł odbierać nawet Hotel Holiday Inn (obecnie
Hotel Lhasa). Zakazu nie udało się jednak utrzymać. Informacje ze świata
można obecnie uzyskać również przez Internet, który, jak podają oficjalne
źródła, ma w tej w Tybecie 300 zarejestrowanych użytkowników.
Z wypowiedzi władz wynika, że są one coraz bardziej zaniepokojone działalnością
trzech stacji radiowych, które nadają tybetańskojęzyczne audycje – przygotowywane
przez Tybetańczyków – spoza terytorium ChRL. Natychmiast stały się one
bardzo popularnym źródłem informacji. Waszyngtoński Głos Ameryki zaczął
nadawać tybetańskie audycje – początkowo piętnastominutowe – w 1991 roku.
Radio Wolna Azja, również z Waszyngtonu, i Głos Tybetu zaczęły działać
w latach 90., systematycznie zwiększając długość i ilość programów.
Władze chińskie natychmiast oskarżyły te stacje o „wtrącanie się” w
wewnętrzne sprawy Chin i zaczęły ich zagłuszanie. W styczniu 1997 roku
wicepremier Zou Jiahua oświadczył, że Chiny muszą zwiększyć kontrolę nad
radiem, by „strzec bezpieczeństwa państwa” i do roku 2000 uruchomić ogólnokrajową
radiową sieć komputerową i system monitorujący (AFP, 7 stycznia 1997).
W czerwcu zeszłego roku wiceprzewodniczący TRA Nima Cering powiedział zagranicznym
dziennikarzom, że radio publiczne zwiększyło liczbę programów, by „przeciwdziałać
antyrządowym audycjom Dalajlamy, Głosu Ameryki i Radia Wolna Azja” (South
China Morning Post, 24 czerwca 1999).
„Kiedy pracowałem w radio, władze poinformowały nas, że Głos Ameryki
i inne rozgłośnie zaczęły nadawać po tybetańsku. W związku z tym kazano
nam jeszcze intensywniej propagować politykę partii. Jeżeli tego nie zrobimy,
tybetańskie masy zmienią poglądy – usłyszeliśmy. I zamiast dać jakieś pieniądze
na ochronę tybetańskiej kultury, wyrzucili je na chińska propagandę. Oficjalnie
nie wolno słuchać Głosu Ameryki. Ale wielu Tybetańczyków słucha tych audycji
po kryjomu. A i tybetańscy przywódcy dowiadują się w ten sposób o tym,
co dzieje się na świecie. Ale nie mogą o tym nikomu powiedzieć. Słyszałem,
że kiedy zaczęła nadawać Wolna Azja, zwiększono budżet radia, telewizji
i dzienników w Qinghai, by wzmocnili pracę propagandową. Minister z Pekinu
dał im pieniądze na zakup nowego sprzętu”, opowiada były tybetański dziennikarz
[TIN Doc 295].
Głos Ameryki
„Słuchałam Głosu Ameryki regularnie, rano i wieczorem. Jakość dźwięku
była dobra, choć czasem zagłuszały inne stacje. Myślę, że robili to Chińczycy.
Słuchałam i w domu w Lhasie, i w klasztorze. Po kryjomu. Chińczycy nie
mówią nam, co dzieje się na świecie. To bardzo dobrze, że jest taka audycja.
Jednak najważniejsze są wiadomości z Tybetu. Jest też nowy program, Radio
Wolna Azja. Pod koniec zeszłego roku dwa, może trzy razy udało mi się złapać
Głos Tybetu z Norwegii. Świetna audycja i nadawana w doskonałym czasie.
Słuchałam tylko kilka razy, bo bardzo trudno ich złapać”, powiedziała TIN
Tybetanka, która uciekła z kraju w 1997 roku.
Głos Ameryki powstał w 1942 roku w ramach Amerykańskiej Agencji Informacyjnej.
Audycje tybetańskie nadaje od 1991 roku. Zaczynano od piętnastu minut dziennie,
w marcu 1995 czas nadawania zwiększono do dwóch godzin. Dziś GA nadaje
codziennie trzygodzinny program po tybetańsku.
Głos Tybetu
Wasze programy to dla nas jedyna ulga. Błagamy, postarajcie się nadawać
dłuższe programy i tak wiele przemówień Jego Świątobliwości, jak to tylko
możliwe.
List od słuchaczy z Dromo
Norweski Głos Tybetu powstał 14 maja 1996 roku; początkowo nadawał codziennie piętnastominutową audycję. Głównym celem Głosu Tybetu jest „dostarczanie wiarygodnych informacji Tybetańczykom, żyjącym pod chińskim jarzmem, wspieranie zagrożonej kultury tybetańskiej, informowanie Tybetańczyków o międzynarodowych standardach praw człowieka, informowanie o demokracji i demokratycznych instytucjach tybetańskiej diaspory, zapobieganie konfliktom i dyskryminacji”. W styczniu 1997 zaczęto nadawać audycje półgodzinne. Produkowane w Indiach i Nepalu audycje zawierają informacje dotyczące Tybetu, wywiady i reportaże. Dwa razy w tygodniu stacja nadaje publiczne wystąpienia Dalajlamy. W grudniu 1998 władze chińskie zaczęły zagłuszać Głos Tybetu audycjami Radia Kanada. W 1996 roku Głos Tybetu zagłuszano australijską rozgłośnią Easy FM, ale Chiny wycofały się z tego po protestach rządu Australii (AFP, 18 grudnia 1998).
Radio Wolna Azja
Radio Wolna Azja jest korporacją prywatną, utworzoną w 1996 roku dzięki
dotacji Kongresu Stanów Zjednoczonych. Jego celem jest „zapewnienie forum”
dialogu i wymiany poglądów mieszkańcom Azji, którzy nie mogą w pełni korzystać
z wolności słowa. Półgodzinny program w języku tybetańskim – nadawany codziennie
rano i wieczorem – zaczęto emitować 2 grudnia 1996. Początkowo miał on
dotyczyć tylko Tybetu i Tybetańczyków. Obecnie Wolna Azja codziennie nadaje
– i powtarza – czterogodzinną audycję w języku tybetańskim: sześć godzin
w dialekcie lhaskim i po godzinie w dialekcie z Khamu i Amdo. W programie
są bloki poświęcone sprawom kobiet i zdrowia, bajki dla dzieci, wywiady
z tybetańskimi uchodźcami oraz rozmowy telefoniczne ze słuchaczami z Chin
i z Tybetu.
Władze chińskie próbują zagłuszać zagraniczne stacje, co zmusza nadawców
do ciągłych zmian częstotliwości. Wydaje się, że to właśnie próby zagłuszania
skłoniły Kongres USA do podwojenia budżetu RWA w styczniu 1998 roku, co
pozwoliło stacji na dwukrotne zwiększenie objętości programu (AFP, 22 stycznia
1998). Według raportu Departamentu Stanu z 1999 roku, skuteczność zagłuszania
jest „zmienna”; władze chińskie nie udzieliły zgody na wjazd trzech dziennikarzy
RWA, którzy mieli towarzyszyć prezydentowi Clintonowi w podróży na szczyt
w Pekinie.
Dostęp od Internetu
Usługi internetowe są dostępne w Lhasie od marca 1998. Według agencji
Xinhua w styczniu 2000 miał on 846 użytkowników, mających dostęp do stron
krajowych i zagranicznych. Xinhua podała, że pracownicy naukowi mogą korzystać
z poczty elektronicznej i prowadzić wspólne badania za pośrednictwem sieci.
„Centralny rząd ChRL przeznaczył w zeszłym roku 600 milionów yuanów
na budowę instalacji, łączących Tybet z północno-zachodnimi prowincjami
Chin, które umożliwiły powstanie 20 tys. nowych linii telefonicznych. Dzięki
temu w ciągu ostatnich sześciu miesięcy lhaskie biuro telekomunikacyjne
mogło zarejestrować 300 użytkowników Internetu. Tybetański departament
turystyki otworzył stronę dla osób zainteresowanych odwiedzeniem tej tajemniczej
krainy – w ten sposób Internet zmniejszył dystans między tym odludnym płaskowyżem
a resztą świata. Nima Cering, który odpowiada za rejestrację użytkowników
Internetu w lhaskim biurze telekomunikacji, powiedział, że każdy posiadacz
ważnego dowodu tożsamości może otworzyć konto internetowe. Jest ono bardzo
tanie – kosztuje dwa pensy [org.] za trzy minuty. Dodał również, iż władze
planują otwarcie publicznych cyber-kawiarni. „Przed wprowadzeniem reform
demokratycznych w 1959 roku w całym regionie było tylko dziesięć telefonów,
z których korzystały wyłącznie najbogatsze lhaskie rody – wyjaśnia Nima
Cering. – Dziś telefony są bardzo popularne w całym Tybecie, nawet wśród
chłopów i pasterzy” (Xinhua, 4 lutego 1999).
Władze robią wszystko, by utrzymać kontrolę nad firmami zapewniającymi
dostęp do Internetu, by uniemożliwić korzystanie z podejrzanych stron.
Kilka chińskich witryn podaje informacje dotyczące kultury, religii
i historii Tybetu. 30 kwietnia 2000 powstała strona, reklamująca się jak
pierwsza, „poświęcona wyłącznie doniesieniom z Tybetu” (www.tibetonline.net).
Witryna jest własnością Tybetańskiego Biura Telekomunikacji, którego dyrektor
Zeng Zhongyi powiedział, iż ma ona pomóc w ściągnięciu do Tybetu nowych
turystów i inwestorów (Xinhua, 30 kwietnia 2000). Ponieważ odbiorcy pochodzą
głównie z zagranicy, nie będziemy się tu nią zajmować.
Rozdział V
Państwowe radio i telewizja
Mieszkańcy naszej wsi nie słuchają wiadomości, bo nadają tylko przypowieści
o dobrych urzędnikach i rozwoju produkcji. Kogo to obchodzi?
Tybetański uchodźca, kwiecień 2000
Audycje radiowe znacznie skuteczniej niż gazety docierają do tybetańskich
chłopów i pasterzy – w większości analfabetów. Systematycznie rośnie liczba
posiadaczy odbiorników radiowych i telewizyjnych; w 1996 roku Tybetańczycy
posiadali 200 tys. radioodbiorników i 120 tys. telewizorów (Xinhua, 27
lipca 1996). „Tybetańskie radio i telewizja to nie tylko niezawodny instrument
podnoszenia duchowej i kulturalnej jakości Tybetańczyków, ale i potężna
broń w walce z separatystyczną działalnością kliki Dalaja, którą wspierają
wrogie siły zachodnie”, powiedział sekretarz partii TRA Chen Kuiyuan (Telewizja
Tybetańska, 12 sierpnia 1996).
„Radio i telewizja powinny skupić się przede wszystkim na sytuacji
gospodarczej. Drugim priorytetem powinno być propagowanie walki z separatyzmem
i konieczności budowania stabilizacji społecznej. Po trzecie – propaganda
antykorupcyjna. Powinniśmy rozbudowywać nasze programy radiowe i telewizyjne,
produkować więcej audycji w językach mniejszości, podnosić jakość programów
i ich nadawania oraz szkolić wykwalifikowany personel. Musimy wznieść pracę
radiowo-telewizyjną w Tybecie na nowy poziom” – postanowiono na VI konferencji
radiowo-telewizyjnej, która obradowała w Tybecie we wrześniu 1993.
Największe znaczenie mają Centralne Radio Ludowe, Regionalne Radio
Tybetańskie i Radio Lhasa oraz Centralna Telewizja Ludowa, Regionalna Telewizja
Tybetańska oraz Telewizja Lhasa. W 1998 roku programy radiowe mogło odbierać
65 proc. populacji (w tym okresie nadawano średnio 36 godzin audycji dziennie).
Radio Tybetańskie nadaje trzy programy – w tym jeden po tybetańsku.
W Qinghai działają trzy stacje prefekturalne: Ludowe Radio Xining,
Radio TPA Kjegudo [Yushu] oraz Radio MTPA Conub [Haixi]. Xining nadaje
tylko po chińsku. Kjegudo nadaje codziennie sześć i pół godziny audycji
w tybetańskim dialekcie z Khamu. Przez godzinę retransmituje programy centralnej
telewizji chińskiej; na wiadomości z prowincji przeznaczono 20 minut. Źródło
TIN podaje, że radio Conub nadaje audycje w języku chińskim, tybetańskim
i mongolskim, ale telewizja – wyłącznie w chińskim. Stacja radiowa TPA
Kanlho (prowincja Gansu) nadaje po chińsku i po tybetańsku. Źródło TIN
twierdzi, że tybetańskie audycje radiowe trwają dwie godziny; tybetańskojęzyczny
program telewizyjny nadaje się dwa razy w tygodniu.
Były dziennikarz tybetański uważa, że ludzie na wsi nie są zainteresowani
oficjalnymi wiadomościami, widząc w nich tylko propagandę. „W latach 70.
Chińczycy nadawali wyłącznie dobre wiadomości. Żadnych złych. Mówiło się
o nowych osiągnięciach, wzroście wydajności w rolnictwie, poprawie sytuacji
gospodarczej. Taki wzorzec obowiązywał w całym kraju, ale w Tybecie przekraczano
wszelkie granice. Nawet kiedy była susza i klęska, ludzie słyszeli, że
rosną plony i dochody. Wszyscy stracili zaufanie do mediów. I nikt nie
wierzył w żadne wiadomości”. Sytuacja zmienia się jednak. „Teraz wiadomości
podaje się w lepszym stylu. Dopuszcza się na antenę i te złe. Coraz trudniej
ukryć prawdę” [TIN Doc 395].
„Wzbogacanie kulturalnego życia ludu” – telewizja w Tybecie
Audycje Telewizji Centralnej zaczęto odbierać w Lhasie w 1978 roku.
We wrześniu 1984 roku zbudowano tu antenę satelitarną. Rok później powstała
Telewizja Tybetańska; w 1998 roku objęła swoim zasięgiem 55 proc. mieszkańców
Tybetu (Rocznik TRA, 1999). Obecnie ma dwa kanały, nadające po chińsku
i – 15 proc. – po tybetańsku (Xinhua, 4 lutego 1999). W 1998 roku nadawano
112 godz. w tygodniu. W Qinghai pierwsze programy telewizyjne w języku
tybetańskim nadano w październiku 1984.
W 1998 roku 50,9 proc. programów stanowiły audycje o tematyce kulturalnej.
Chiński Tybet informował, że 60 proc. audycji Telewizji Tybetańskiej zdobyło
nagrody państwowe – w tym „Kong Fansen – wzorowy urzędnik” oraz „Ceremonia
losowania nowej inkarnacji X Panczena Erdeni”. Według źródeł TIN, liczba
audycji w języku tybetańskim i chińskim jest podobna, choć te pierwsze
są z reguły przekładami audycji chińskich. Trwa polityczna debata na temat
miejsca języka tybetańskiego w mediach. „Musimy nadawać po tybetańsku,
zwiększać liczbę audycji tybetańskich w radio i telewizji, by wzbogacać
kulturalne życie ludu”, mówił w maju 1997 Tenzin, zastępca sekretarza partii
TRA.
Podsumowanie
Partia i rząd ściśle kontrolują treść i dystrybucję informacji w regionach
tybetańskich. Oficjalne media pozostają „tubą” partii, nie zostawiając
niemal miejsca na prezentowanie innych, niezależnych idei. W mediach obowiązuje
ścisła cenzura. Co więcej, tybetańscy autorzy sami cenzurują swoje prace,
by mogły one zostać opublikowane. Sytuacja jest więc znacznie gorsza niż
na początku lat 80., kiedy to w oficjalnych mediach było miejsce dla stosunkowo
szczerych materiałów, poświęconych sprawom i tożsamości Tybetańczyków.
Dziś natomiast tematów politycznych unikają nawet wydawcy periodyków nieoficjalnych.
W mediach drukowanych i elektronicznych dominuje język chiński, co
utrudnia dostęp do informacji osobom, władającym tylko tybetańskim. Większość
materiałów tybetańskich stanowią przekłady z chińskiego – wykształceni
Tybetańczycy wolą więc korzystać z materiałów oryginalnych. Nie ulega wątpliwości,
że jest to elementem strategii władz.
Niemniej jednak można sądzić, iż władze powoli tracą monopol informacyjny.
Użytkownicy Internetu w Lhasie mają dostęp do zagranicznych witryn; dzięki
audycjom radiowym nadawanych przez tybetańskich uchodźców, z niezależnych
źródeł informacji korzystają nawet koczownicy z odległych regionów Tybetu.