Relacja mnichów z Serthar
Władze chińskie prowadzą tak zwaną “kampanię reedukacji politycznej”, wymierzoną we wszystkie instytucje monastyczne Tybetu. Jej ofiarą padł również Serthar Ngaring Namten Lobling, obracany teraz w perzynę pod pretekstem “korygowania strategii i dyscypliny”. W 1999 roku przedstawiciele centralnego Frontu Jedności, Tybetańskiej Prefektury Autonomicznej Kandze, okręgu Serthar i Departamentu Religii ogłosili publicznie, że w Serthar może pozostać ledwie 1.400 uczniów. Wielokrotnie nakłaniali Khenpo Dzigme Phuncoga, by przeprowadził za nich tę operację, ale on nie chciał o tym słyszeć.
W roku 2000 do dzieła przystąpiły władze. Grupy robocze z Kandze i Serthar spisywały wszystkich mnichów, odnotowując miejsce pochodzenia. Każdemu zakładano teczkę. Zjechali też urzędnicy z Qinghai, Gansu i Yunnanu, by zidentyfikować duchownych, podlegających ich jurysdykcji. Wedle oficjalnych chińskich statystyk, w tym czasie w Instytucie Wyższych Studiów Buddyjskich uczyło się 8.880 osób. Pozostać mogło tylko 400 mniszek i 1.000 mnichów. Przerażeni tą decyzją duchowni zasypali wszystkie urzędy petycjami i odwołaniami. Nie zdało się to na nic. W odpowiedzi władze oficjalnie ostrzegły, że przekroczenie limitu będzie przestępstwem.
Na początku maja 2001 roku w oddalonym o jakieś pięć kilometrów od Serthar Larong Dzamthok rozlokowano ponad dwa tysiące urzędników – z Frontu Jedności prowincji Sichuan oraz rozmaitych departamentów różnych prowincji i okręgów. Funkcjonariusze wzywali duchownych z podlegających im regionów i prośbą i groźbą namawiali do powrotu w rodzinne strony. Tym, którzy błagali, by pozwolono im zostać, bo nie mają gdzie wracać, grożono bronią. W tym samym czasie w okolicy zorganizowano ćwiczenia dla około dwóch tysięcy żołnierzy, których obecność miała uciszyć ewentualne głosy sprzeciwu. Duchownych ostrzegano, że konsekwencje ich niesubordynacji poniosą krewni (grzywny itd.). Grożono, że za naruszanie przepisów odpowie też siedmiu członków stałego komitetu i sam Khenpo Dzigme Phuncog. W ten sposób pozbyto się tysiąca pięciuset mnichów i ponad trzech tysięcy mniszek. Mniszki wymykały się o zmroku, w grupkach, po dziesięć, ale nawet i sto. Większość nie mogła wrócić do domu, krewnych, klasztoru. Głodne, błąkały się po bezdrożach. Oddzielenie – gwałtem – od nauczyciela duchowego i okrutne odebranie prawa do kontynuowania praktyki religijnej miało na nie straszliwy wpływ. Około dwustu załamanych psychicznie mniszek leczy się dziś w szpitalach w Drako, Serthar, Barkham itd. Wiele odebrało sobie życie. Co najmniej trzydzieści zmarło z rozpaczy i szoku, jakim było dla nich wygnanie z pustelni, w której pragnęły spędzić całe życie.
Siedmiu członków stałego komitetu nakłaniano do podpisania dokumentów usprawiedliwiających zniszczenia – to znaczy petycji, w której “prosili” władze chińskie o przeprowadzenia całej operacji. Byłaby to wygodna “podkładka” dla Chińczyków i argument, mogący przekonać opornych uczniów. Nikt jednak się nie ugiął. Potem władze chciały, by przedstawiciele komitetu zburzyli choć dwie drewniane chatki. Żaden nie zdobył się na zniszczenie domu, w którym mieszkali uczniowie Instytutu.
28 czerwca 2000 zniszczono osiem kwater zajmowanych przez zagranicznych studentów. Od 1 do 8 lipca wyburzano około trzystu chat mniszek. Początkowo Chińczycy mieli zniszczyć 1.875 kwater, ale znacznie przekroczyli tę liczbę. Często domy niszczono z całym dobytkiem i znajdującymi się w nich ołtarzami. Wynajęci robotnicy otwarcie plądrowali ruiny. Chorych i starych wywlekano za próg. Niejednokrotnie niszczono kwatery, w których byli ludzie. Bezradne mniszki apelowały do najwyższych władz o położenie kresu temu niewiarygodnemu barbarzyństwu. Oskarżono je o podważanie autorytetu rządu. Podczas wyburzania nie wolno było filmować ani robić zdjęć. Nikt nie miał wstępu na teren “prac”.
W kompleksie działało pięć restauracji i trzy sklepy. Wszystkie zrównano z ziemią. Wydalono – co do jednego – zagranicznych uczniów i studentów z różnych prowincji Chin. Pozostawiono tysiąc kwater mnichów; reszta, ponad tysiąc pięćset, miała zniknąć. W tym roku nie odbyły się uroczyste doroczne zgromadzenia, będące najważniejszymi wydarzeniami religijnymi w czterech kolegiach Serthar. Odwołano też wykłady Khenpo Dzigme Phuncoga. Nawet mnisi, którym pozwolono zostać, nie mogli prowadzić normalnego życia. Nie odbywały się zajęcia, nie udzielano żadnych nauk. Wszyscy bali się o zdrowie Khenpo. Porażeni rozstaniem z przyjaciółmi, przygnębieni, zalęknieni, żyli w ciągłej niepewności, nie wiedząc, co przyniesie im następny dzień.
Sytuacja Khenpo Dzigme Phuncoga
Od chwili rozpoczęcia kampanii reedukacji patriotycznej w 1998 roku Khenpo przebywał w areszcie domowym. Władze zabroniły mu wyjeżdżać za granicę i do innych prowincji kraju. Od 25 maja 2001 nie mógł udzielać nauk ani prowadzić ceremonii religijnych nawet w kompleksie Serthar. Tragiczny los, jaki zgotowały władze najbliższym uczniom i instytucji, której Khenpo poświęcił całe życie, musiał odcisnąć się na jego zdrowiu. Ponieważ Chińczycy uwięzili go w Serthar, przez wiele miesięcy pozbawiony był odpowiedniej opieki lekarskiej. W sierpniu 2001, po usunięciu lwiej części duchownych i zniszczeniu ich kwater, władze zgodziły się na przewiezienie Khenpo do szpitala wojskowego w Barkham. Nie pozwolono mu jednak na kontakt z wybranym lekarzem – doktorem Rigzinem, Tybetańczykiem, który leczył wcześniej Khenpo i jego siostrzenicę Dziecyn Mapang. Pogrążyło to w rozpaczy wszystkich mnichów, którzy nie mieli zaufania do wyznaczonego przez władze lekarza z Chin.
Chiński rząd głosi, że Tybetańczycy korzystają z pełni swobód religijnych. To bezwstydne kłamstwo. To, co mówią Chińczycy, nie ma nic wspólnego z tym, co robią. Wydalenie duchownych i zniszczenie wielkiego ośrodka myśli buddyjskiej, jakim był Serthar Namten Lobling, jest najlepszym dowodem na to, że w Tybecie nie ma mowy o wolności. Istnienie narodu i jego tożsamości zależy od dojrzałości wewnętrznej i rozwoju duchowego. Zdrowy, dojrzały umysł jest owocem nauki i ćwiczeń, których szukać ze świecą w całym Tybecie. Nieludzka zagłada ostatnich ośrodków wiedzy jest katastrofą i niewyobrażalną stratą dla całego narodu tybetańskiego, a co za tym idzie – i świata. Serthar Namten Lobling był, pod względem wielkości i jakości udzielanych tu nauk, niezrównanym instytutem wyższych studiów buddyjskich. Szturm na Serthar świadczy o leku, jaki budzą w chińskich komunistach wykształceni ludzie.
Ze złożonymi dłońmi błagamy wszystkie międzynarodowe
organizacje, które popierają Tybet, oraz ludzi, którym drogie są wartości
takie jak sprawiedliwość i pokój – pomóżcie położyć kres zbrodni przeciw
ludzkości, jakiej dokonuje się w Tybecie.
(...) (...) Dwaj mnisi z Serthar, którzy
dotarli do Nepalu 30 września 2001