Robbie Barnett
Za górami, za lasami, w pewnym mieście uwięziono dwóch sześciolatków.
Jeden z nich ma być nowym wcieleniem mnicha, który żył w Tybecie w XI wieku.
Przywódcy wielkiego państwa grożą, że wtrącą do więzienia każdego,
kto opowie się za niewłaściwym chłopcem.
Tym miastem jest Pekin, wszystko to dzieje się dzisiaj i niezależnie od tego, jak się skończy – ofiarami będą owe dzieci.
Pięć lat później, gdy w Lhari pojawiła się grupa mnichów z klasztoru Panczenlamy w Szigace, przypomniano sobie o bliznach po kajdanach, które zostały poprzedniemu Panczenlamie z czasów rewolucji kulturalnej. Rozmyślano też o literach, jakie ukazały się Czadrelowi Rinpocze, przewodzącemu owej grupie opatowi Taszilhunpo, który w październiku zeszłego roku modlił się o znak, wizję nad brzegiem świętego jeziora Lhamo Lhaco.
W styczniu 1995 roku informacje te, mimo wyjątkowo srogiej zimy, przeniesiono w tajemnicy przez Himalaje i przekazano Dalajlamie. Leżała przed nim lista dwudziestu ośmiu kandydatów. Karteczki z ich imionami umieszczono w kulkach z ciasta, te zaś w specjalnym naczyniu, którym obracano, póki nie wypadła jedna z nich. Cały proces powtarzano trzykrotnie. Za każdym razem rezultat był taki sam. Dla Tybetańczyków oznaczało to, że Gendun Czokji Nima jest nowym Panczenlamą.
Jeśli ta część opowieści brzmi jak stara tybetańska baśń, reszta jest starą polityką partii komunistycznej. W sierpniu 1993 roku rząd ChRL polecił Czadrelowi Rinpocze przerwać, do tej pory oficjalne, kontakty z Dalajlamą. Kiedy 14 maja 1995 Dalajlama ogłosił, że Panczenlamą jest Gendun Czokji Nima, Chińczycy natychmiast zorientowali się, że wybrano kandydata Czadrela. Uznali, że ich oszukano. W końcu ich pretensje do Tybetu opierają się w znacznej mierze na traktacie z 1792 roku, który obiecywał im udział w procesie selekcji wielkich lamów.
Lhari otoczyło wojsko. Uprowadzono chłopca
i jego rodzinę. Najpewniej do Pekinu. Od tego czasu nic nie wiadomo o ich
losie. W klasztorze Taszilhunpo zjawiło się pięćdziesięciu partyjnych urzędników,
którzy zaczęli reedukować mnichów. Do Szigace ściągnięto około pięciu tysięcy
żołnierzy. Czadrel zniknął. O uwięzieniu tej “szumowiny buddyzmu” poinformowano
w listopadzie. Dalajlama okazał się “jawnie antychińskim narzędziem”. Wszyscy
Tybetańczycy piastujący jakiekolwiek stanowiska
mieli się od niego odciąć. Zatrzymano 52 mnichów i świeckich, podejrzewanych
o popieranie nowego Panczena. Dziennik Ludowy
zajął się demaskowaniem chłopca (który “utopił kiedyś psa”), oraz jego
“głodnych sławy i zysku” rodziców. Państwo chińskie mianowało innego sześciolatka,
Gjalcena Norbu, jako prawdziwą inkarnację. Przewieziono go do bezpiecznego
miejsca w Pekinie, gdyż grozi mu jakoby “zemsta”. I taka to właśnie bajka.