Walka krwi i ognia
Ogłoszenie stanu wojennego
w 1989 i powstanie lhaskie w 1959 roku
Rozporzšdzenie rady państwa w sprawie ogłoszenia
stanu wojennego (jie yan) w
miecie Lhasa w Tybetańskim Regionie Autonomicznym
Z uwagi na fakt, iż garstka separatystów
uporczywie wywoływała niepokoje w miecie Lhasa w Tybetańskim Regionie
Autonomicznym, zakłócajšc poważnie równowagę społecznš, Rada Państwa, zgodnie
z paragrafem 16 artykułu 89 Konstytucji, postanowiła ogłosić stan wojenny
w miecie Lhasa, który obowišzywać będzie od godz. 0.00 dnia 8 marca, aby
przywrócić porzšdek społeczny, chronić
bezpieczeństwo osób i dobytku oraz majštek publiczny. Stan wojenny będzie
nadzorować i wprowadzać w życie rzšd ludowy Tybetańskiego Regionu Autonomicznego.
Odpowiednie kroki zostanš podjęte stosownie do potrzeb.
[Podpisano] Li Peng, premier Rady Państwa, 7 marca 1989
(Beijing Home Service 7.3.89; SWB 9.3.89)
Stan wojenny po raz pierwszy w historii Chińskiej Republiki Ludowej ogłoszono formalnie w Lhasie o północy z 7 na 8 marca 1989 roku. Ta bezprecedensowa reakcja władz była odpowiedziš na trzydniowe demonstracje wywołane otworzeniem ognia przez siły bezpieczeństwa na Barkhorze.
Władze w Tybecie zdajš sobie sprawę ze znaczenia dziesištej rocznicy ogłoszenia stanu wojennego, która przypada w marcu [1999], i ostrzegły już Tybetańczyków, że wszelkie protesty będš surowo karane. Musimy stanowczo, szybko i zdecydowanie rozprawiać się z każdym przejawem działalnoci separatystycznej i sabotażu, póki sš one w zalšżku ogłosił 24 stycznia przewodniczšcy Tybetańskiego Regionu Autonomicznego, Legczog. W tym roku przypadajš ważniejsze więta i drażliwe daty; strzeżenie równowagi społecznej i politycznej jest bardzo ciężkim zadaniem.
Podczas demonstracji 5-7 marca 1989 zastrzelono co najmniej 70 Tybetańczyków. Nieoficjalne ródła utrzymujš, że rankiem 8 marca i w cišgu kilku następnych dni aresztowano ponad tysišc osób. Ustalenie dokładnej liczby zabitych i aresztowanych jest niemożliwe z uwagi na ludnoć napływowš w stolicy i nadzwyczajne rodki bezpieczeństwa, jakie wówczas podjęto. W protecie uczestniczyło wielu Khampów, żebraków i kupców, którzy przyjechali w tym okresie do Lhasy.
Demonstracje zaczęły się 5 marca, gdy kilkunastoosobowa grupa mnichów i mniszek zaczęła wznosić hasła niepodległociowe na otaczajšcym Dżokhang Barkhorze (historyczne centrum Lhasy). Do pochodu zaczęli dołšczać wieccy. Protest, jak twierdzš naoczni wiadkowie, miał charakter pokojowy, póki policja nie sprowokowała jego eskalacji. Kilku policjantów, którzy obserwowali demonstrantów z dachu komisariatu na południowo-zachodnim krańcu Barkhoru, zaczęło ciskać w Tybetańczyków butelkami. Kilkoro dzieci obrzuciło ich za to kamieniami, a policjanci odpowiedzieli otwierajšc ogień do tłumu. Byli do tego przygotowani na balustradzie leżała już odbezpieczona broń.
Młody Tybetańczyk, który dzi jest uchodcš, powiedział TIN: Nie miałem pojęcia o demonstracji, póki nie zobaczyłem zwłok niesionych przez Tybetańczyków do szpitala. To, co zrobiła policja, wprawiło mnie w takš rozpacz i wciekłoć, że przyłšczyłem się do manifestantów. Wielu Tybetańczyków musiało dzielić te uczucia. Po południu w protecie uczestniczyło już około 1,5 tys. Tybetańczyków, powiewajšcych flagami i wznoszšcych hasła niepodległociowe. Oddziały Ludowej Policji Zbrojnej (LPZ) strzelały do tłumu, podczas gdy inni funkcjonariusze brutalnie bili demonstrantów. Kilka osób zastrzelono przez okna w ich własnych domach. Zbłškana kula zabiła dziewczynkę, która przygotowywała herbatę.
Przez dwa dni Tybetańczycy atakowali i podpalali sklepy należšce do Chińczyków i chińskich muzułmanów. Na ulicach pobito kilku Chińczyków, wiadek z Zachodu zauważył jednak, że Tybetańczycy starali się nie dopuszczać do aktów przemocy i kradzieży. Twierdził, że bardzo się kontrolowali.
W protecie uczestniczyły całe rodziny. Zachodni turysta przyglšdał się młodym mężczyznom, którzy rzucali w policję kamieniami, przynoszonymi w fartuchach przez staruszki. Dziewczęta nosiły w wiadrach wodę, którš przemywano łzawišce od gazu oczy. Po zakończeniu protestów Tybetańczycy często powtarzali stare przysłowie: jestemy ziomkami, jestemy braćmi. Póniej, kiedy na ulicy zaczynała się sprzeczka lub bójka, wielokrotnie godzono się włanie dzięki temu zdaniu, zrodzonemu z poczucia solidarnoci uczestników marcowych protestów.
Przez trzy dni władze nie próbowały odzyskać pełnej kontroli nad Barkhorem. Co jaki czas pojawiały się oddziały LPZ, otwierajšc ogień do tłumu z broni automatycznej. Kiedy demonstranci pierzchali, policja wycofywała się na obrzeża miasta. Furię potęgowali strzelajšcy do Tybetańczyków snajperzy i protest trwał nadal. 7 marca na ulice wyszło już tylko kilkaset osób. Atmosfera była bardzo napięta. wiadkowie twierdzš, że mieli wrażenie, iż Tybetańczycy zachowywali się tak, jakby czekali na karę.
Wieczorem chińska telewizja podała, że o północy zostanie wprowadzony stan wojenny. Pewien Tybetańczyk pamięta, że przyglšdał się wkraczajšcym do miasta żołnierzom w okularach przeciwsłonecznych i nieskalanie białych rękawiczkach. Zahartowane we frontowych walkach oddziały Armii Ludowo-Wyzwoleńczej sprawiały wrażenie bardziej dowiadczonych, zdecydowanych i okrutnych, niż LPZ. O północy żołnierze otoczyli na Barkhor i, walšc kolbami w drzwi, kazali wszystkim wyjć na ulicę. Przy akompaniamencie krzyków i jęków ładowano Tybetańczyków na ciężarówki i wywożono z miasta.
Przeladowania trwały trzynacie miesięcy.
W cišgu dwóch dni ustawiono posterunki na większych ulicach i szosach w Lhasie. Tybetańczycy nie mogli poruszać się po miecie. Wkrótce po ogłoszeniu stanu wojennego wyrzucono z Lhasy tych, którzy nie mieli meldunków Khampów, pielgrzymów itd. Mnichów i mniszki, których podejrzewano o udział w protestach, wydalono z klasztorów. 9 marca kazano opucić Lhasę wszystkim cudzoziemcom.
Siły bezpieczeństwa przeszukiwały domy,
polujšc na uczestników manifestacji. 27 marca 1989 Beijing Review
podał, że między 7 a 8 marca 700 funkcjonariuszy LPZ aresztowało sto osób.
Liczne raporty mówiš o opłacaniu donosicieli, którym policja kazała szpiegować
społecznoć tybetańskš. W tym okresie zatrzymano bardzo wiele osób, które
więziono póniej przez dłuższy czas bez procesu czy nawet formalnego aresztowania.
Do końca roku postawiono przed sšdem 167 z około dwóch tysięcy zatrzymanych.
Stan wojenny umożliwił władzom rozprawienie
się z ruchem dysydenckim w Lhasie.
Zmiana w polityce bezpieczeństwa po stanie
wojennym
Stan wojenny odwołano oficjalnie o północy 30 kwietnia 1990, niemniej z relacji Tybetańczyków, którzy uciekali z kraju w drugiej połowie 1990 roku, wynika, iż nadal obowišzywały zaostrzone rodki bezpieczeństwa. Wielu opisywało sytuację z tego okresu jako stan wojenny bez posterunków. Zaangażowany w działalnoć niepodległociowš kupiec z Lhasy, który uciekł za granicę w 1990, mówił, że w miesišc po zniesieniu stanu wojennego w miecie nadal panowała napięta atmosfera. Jakby stado owiec czekało na rze. Nie wiedzielimy, kiedy nas zabijš albo aresztujš. Ludzie byli przerażeni. Każdy zastanawiał się tylko, kiedy i kto będzie następny. ródła emigracyjne podawały, że restrykcjom podlegała nadal działalnoć klasztorów i że wcišż prowadzono rewizje w poszukiwaniu osób nie posiadajšcych meldunku. W miecie roiło się od funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa nawet po zastšpieniu AL-W przez LPZ.
Oficjalne ródła obarczały winš za demonstracje garstkę podjudzonych przez Dalajlamę separatystów, którzy nie mieli poparcia społecznego. Podobnie tłumaczono poprzednie manifestacje z lat 1987 i 1988 (por. Chronologia: Trzy lata protestów). Winiono też grupkę zagranicznych turystów, którzy przebywali wówczas w Tybecie. Chińska prasa pisała o cudzoziemcu z dużym nosem i niebieskimi oczami, który nosił czerwonš puchowš kurtkę, widzianym w tłumie demonstrantów oraz o międzynarodowych powišzaniach turystów z Rosjanami, Tajwańczykami i Amerykanami (Ming Pao, 9 marca 1989).
Powstanie marcowe przyczyniło się do zmiany polityki bezpieczeństwa. Służby bezpieczeństwa nie skupiały się już tylko na prostym reagowaniu na protesty, polegajšcym na strzelaniu na olep do tłumu. Ich celem było teraz rozbicie struktur dysydenckich przy pomocy bardziej skomplikowanych technik obserwacji i nadzoru, które miały uniemożliwić wszelkie otwarte akty sprzeciwu. W przywróceniu spokoju społecznego pomóc też miało wprowadzenie reform gospodarczych.
III Forum powięcone pracy w Tybecie, które zebrało się w Pekinie pięć lat póniej, formalnie zatwierdziło politykę bezpieczeństwa ukształtowanš po marcowych protestach. Forum uznało, że Tybet jest nadal polem politycznej walki z separatyzmem i Dalajem. Jak mówi przysłowie, aby zabić węża, trzeba mu najpierw odcišć głowę. Jeli tego nie zrobimy, nie wygramy walki z separatyzmem, czytamy o zagrożeniu, jakie stanowi Dalajlama w podręczniku przygotowanym przez Komitet ds. Propagandy Partii Komunistycznej Tybetańskiego Regionu Autonomicznego w 1994 roku.
Dziesięć lat po ogłoszeniu stanu wojennego w oficjalnych dokumentach i przemówieniach wcišż pobrzmiewa nuta goryczy, wywołanej cišgłym oporem przeciwko chińskim rzšdom. Tybetańskie kadry i urzędnicy państwowi nadal podejrzewani sš o lojalnoć wobec Dalajlamy a więc i sprawy narodowej dokładnie tak samo, jak w 1989 roku. Mnisi i mniszki, którzy rozpoczęli protesty 5 marca, sš coraz cilej nadzorowani i kontrolowani. W ramach kampanii edukacji patriotycznej zmusza się ich dzisiaj do wyrzekania się Dalajlamy. Coraz więcej ucieka za granicę, gdyż zamyka się ich klasztory. Coraz większy niepokój chińskich władz budzš protesty w regionach wiejskich, które rozpoczęły się na poczštku lat 90. Z reguły ogniskujš się one wokół lokalnych klasztorów, choć coraz częciej inicjuje je również społecznoć wiecka.
Do najbrutalniejszych chyba represji od czasu ogłoszenia stanu wojennego doszło w maju 1998 roku w więzieniu Drapczi, gdzie bicie i tortury po pokojowym protecie przypłaciło życiem co najmniej dziesięcioro tybetańskich więniów. Determinacja, z jakš Tybetańczycy, znajšc cenę takich protestów, pragnęli dać wyraz swemu sprzeciwowi, wydaje się wiadczyć, że bardzo chcš pokazać rzšdowi, iż jego reformy nie zdały się na nic, gdyż wcišż opowiadajš się za Dalajlamš i niepodległociš Tybetu. Wielu uczestników tego protestu zostało po raz pierwszy aresztowanych za demonstrowanie takich uczuć na ulicach Lhasy w marcu 1989 roku.
W listopadzie zeszłego roku przed Dżokhangiem
stanšł szećdziesięcioparoletni mężczyzna i wykrzyczał niepodległociowy
slogan. Natychmiast otoczyła go grupa Tybetańczyków, którzy najwyraniej
starali się uchronić go przed aresztowaniem. Bezskutecznie. Po chwilipolicja
oczyciła z ludzi cały Barkhor. Nikt nie próbował dołšczyć do samotnego
demonstranta. Obyło się bez gazu, bez kul. Ale ta jednoosobowa manifestacja,
protesty więniów w Drapczi i opór duchownych, zmuszanych do wyrzeczenia
się Dalajlamy wszystko to wskazuje
na determinację, z jakš Tybetańczycy szukajš nowych sposobów wyrażenia
sprzeciwu [wobec chińskich władz].
Mroczne, pełne napięcia miasto: opór w czasie stanu wojennego
Relacja młodego Tybetańczyka, który
żyje obecnie na wychodstwie
5 marca wybrałem się na Barkhor odwiedzić starego przyjaciela. Zobaczyłem tłum. Powietrze było aż gęste od napięcia. Przed nami stał oddział LPZ. Dzieciaki zaczęły ciskać w policjantów kamieniami. Po chwili padły strzały. Ludzie podnieli z ziemi zwłoki i ruszyli. Poczułem gniew i dołšczyłem do tłumu mnichów, mniszek i wieckich. Póniej wielu plšdrowało chińskie sklepy. Większoć próbowała ich powstrzymać przed wynoszeniem takich rzeczy, jak odbiorniki telewizyjne i radiowe. Tłumaczylimy, że należy je palić, a nie krać. Mówiło się, że w tłumie sš policjanci w cywilu i prowokatorzy, zachęcajšcy innych do rabunku.
Następnego dnia wróciłem na Barkhor i przyłšczyłem się do demonstrantów, którzy okršżali Dżokhang wznoszšc niepodległociowe hasła. Wszystkich przepełniało niesamowite poczucie jednoci, patriotyzmu i dumy z naszej ojczyzny. Pojawiła się policja uzbrojona w pistolety, karabiny automatyczne i nabijane gwodziami pałki nazywalimy wilczymi zębami którymi bili Tybetańczyków. Kiedy padły pierwsze tego dnia strzały, stał akurat za mnš pewien pielgrzym. Nosił tradycyjne ubranie. Pewnie przyjechał do Lhasy z pielgrzymkš i wpadł w tę demonstrację. Zastrzelił go snajper, z dachu. Tłum pierzchnšł, policja zaczęła nas gonić tymi wšskimi uliczkami, strzelajšc przed siebie na olep. Tuż przed nami biegły dwie mniszki. Jedna zaplštała się w szaty i upadła. Złapalimy jš za ramiona i odcišgnęli za róg, gdzie udzieliła nam schronienia w swym mieszkaniu pewna staruszka. Ukrywalimy się tam przez pewien czas, a ona nas nakarmiła. Pomagało nam wtedy wielu starych ludzi. Mówili, że sš nam wdzięczni za to, że bierzemy udział w niepodległociowych manifestacjach.
O północy 7 marca ogłosili stan wojenny. Patrzyłem, jak do miasta wkraczajš żołnierze. Większoć była z Czengdu w Sichuanie. Sprawiali wrażenie naprawdę twardych i dowiadczonych, nie tak, jak ci z LPZ. Byli wród nich komandosi w panterkach. Do miasta wjeżdżał sznur ciężarówek. Następnego dnia zaczęli rozstawiać blokady i posterunki na ulicach. Co dwa, trzy metry. Mieli czarne okulary przeciwsłoneczne, żeby nie olepnšć od naszego słońca. Nie można było spojrzeć im w oczy.
W miecie zrobiło się ponuro. Panowało
straszne napięcie. Aresztowano setki osób w tym moich przyjaciół. Kiedy
po paru miesišcach wrócili z więzienia, powitano ich w szkole jak bohaterów.
Bardzo ich bito i wiele przeszli, ale też i dużo się nauczyli, bo Chińczycy
trzymali ich w celach ze starymi, dowiadczonymi ludmi i mnichami. Słyszałem,
że czterech więniów zrobiło sobie
tatuaże: jeden miał sylabę ten, drugi zin, trzeci gja, a czwarty
co, które składały się razem w słowa Tenzin Gjaco, imię Jego wištobliwoci
Dalajlamy. W 1989 roku ludzie starali się manifestować swój opór wobec
władzy na wiele sposobów. Wszyscy byli
bardzo wiadomi naszej tybetańskiej tożsamoci.
wiadek z Zachodu
Steve Marshall jest ekspertem od spraw
tybetańskich, współautorem CD-Romu Tibet Outside the TAR. Podczas marcowych
demonstracji był w Tybecie po raz czwarty.
Przez cały czas byłem w miecie, na ulicach, od 5 marca aż do 9, kiedy wszystkich nas wydalili. Mówiłem trochę po tybetańsku i znałem doć dobrze miasto, widziałem więc na własne oczy większoć najważniejszych wydarzeń.
Wszystko zaczęło się rankiem 5 marca od grupki młodych mnichów i mniszek, która zebrała się na północnej stronie Barkhoru. Wczeniej wszyscy mówili, że będzie demonstracja. Obeszli Barkhor raz, a policja nie interweniowała. Zauważyłem jednak, że policjanci zajęli stanowiska na dachu komisariatu na południowo-wschodnim krańcu Barkhoru. Najwyraniej spodziewali się kłopotów i byli uzbrojeni. Wróciłem pod komisariat, gdy minęli go demonstranci. Stanšłem o kilka kroków od Barkhoru, dokładnie pod dachem komisariatu. Demonstranci kończyli drugie okršżenie. Główni młodzi mężczyni, nasto- i dwudziestoparoletni. Kilku mogło być trochę starszych. No i garstka kobiet. Po jakim czasie zauważyłem, że policjanci na dachu przygotowujš się do strzału. Opierali się o barierkę, układali na niej pistolety. Kilku miało karabiny. W demonstracji uczestniczyło wtedy 30, może 40 osób. Wznosili tylko okrzyki, ale była w tym ogromna moc gdy zbliżali się do komisariatu, zaczynali ić bardzo szybko. Musieli widzieć, jak ja, policjantów na dachu i ich karabiny. Usłyszałem brzęk tłuczonego szkła, gdzie przed komisariatem. Hałas dobiegał z poziomu ulicy, a nie z góry. Policjanci rzucali z góry butelki po piwie prosto w grupę demonstrantów. Wtedy dzieciaki zaczęły rzucać w górę kamieniami, a policjanci natychmiast otworzyli ogień. To było piekło. Wszyscy biegali, ranni padali na ziemię.
Po tych strzałach do manifestacji natychmiast dołšczył tłum. Byli naprawdę wciekli nie tylko za tę strzelaninę, ale i za 1988, i za 1987. Tłum rósł aż do wczesnego popołudnia. Policja użyła gazu, od czasu do czasu strzelała, ale zdarzało się im nawet ciskać w Tybetańczyków kamieniami. Nie widziałem, by Tybetańczycy mieli innš broń niż kamienie. To była taka sprawa dzielnicy. Na barykadach stawały całe rodziny. Każdy miał swoje zajęcie. Młodzi mężczyni rzucali kamieniami albo strzelali z proc a babcie zbierały kamienie w fartuchy i przynosiły je chłopcom. Pamiętam, że jedna z tych starowinek ledwie chodziła. Była zgarbiona, miała nieżnobiałe włosy, ale i tak nosiła po kilka kamyków. Młodsze kobiety i matki, niektóre z dziećmi na plecach, dwigały wielkie wiadra z wodš, by wszyscy mogli obmyć nosy i oczy z gazu. Większoć owijała twarze wilgotnymi szalikami i chustkami. To naprawdę było co. Wszyscy mieli poczucie sprawy i jednoci kamienie nie mogły przestać lecieć nawet na chwilę.
W cišgu dnia, gdy tylko policja przestawała strzelać, dochodziło na Barkhorze do znacznie poważniejszych protestów. Wydaje mi się, że liczba manifestantów sięgała wówczas dwóch tysięcy. Krzyczeli, powiewali flagami.
Po kilku godzinach walenia kamieniami, gazu łzawišcego i strzałów zrobiło się dziwnie. Przez pierwsze dwa dni policja ani razu nie próbowała przejšć kontroli nad tybetańskš częciš Barkhoru. Inaczej: ilekroć przejęli kontrolę, natychmiast się wycofywali. Po prostu robili najazdy, strzelajšc na olep z broni automatycznej. Zaczęło się pierwszego dnia około czwartej. Ludzie ginęli od zbłškanych kul. W ten sposób zabito dziewczynkę, która siedziała w domu i nawet nie wyszła na ulicę. Stała daleko od okna. Kula roztrzaskała jej głowę. Na podłodze było dużo krwi, w mieszkaniu siedział tłum krewnych i przyjaciół. Wszyscy płakali. Starszy mężczyzna dał mi kulę, która, jak powiedział, zabiła jego przyjaciela. Mówił, że stali w bramie i przyglšdali się policjantom. I nagle jeden z nich zastrzelił mu przyjaciela. A przecież, jak twierdził, nic nie zrobili. Był zdruzgotany.
5 marca widziałem ciała dwóch, może trzech zabitych i kilkunastu rannych. Na cianie, pod oknem, z którego chiński policjant filmował demonstrację, była plama krwi. Tybetańczycy wypatrzyli go i trafili kamieniem. Nadział się rozbite szkło. Ludzie mówili mi, że było znacznie więcej rannych, ale nikt nie chciał ić do szpitala, ponieważ wszyscy bali się, że zostanš wydani policji.
Tybetańczycy zaczęli niszczyć chińskie i muzułmańskie sklepy. Ale nie plšdrowali ich. Każdy, kto próbował co ukrać, był besztany przez innych. Niektórzy próbowali uciekać z łupem, ale zawsze byli łapani przez demonstrantów. Prawdę mówišc, niczego nie odbierano na siłę. Niedoszłym złodziejom tłumaczono, że muszš wrócić na miejsce i wrzucić w płomienie to, co zabrali. Nie było żadnych wyjštków. Do końca drugiego dnia spalono 30, 40 sklepów i wszystko, co się w nich znajdowało. Spłonęła też muzułmańska piekarnia usiłowano w niej zniszczyć wielkie, elektryczne palenisko. Nawet rowery były palone, a nie kradzione.
Pierwszego dnia, koło szóstej, LPZ uderzyła po raz drugi. Według tego samego scenariusza. Maszerowali Dekji Szar Lam, strzelajšc przed siebie gazem łzawišcym i ostrš amunicjš. Tybetańczycy rozbiegli się w poszukiwaniu schronienia. Tylko kilku zostało na ulicach i na dachach, rzucajšc z nich kamieniami. Nie widziałem żadnego Tybetańczyka z broniš. W tym drugim uderzeniu brali udział bardzo młodzi policjanci wielu sprawiało wrażenie przerażonych i całkowicie zdezorientowanych. Dowódcy plutonów z trudem panowali nad sytuacjš. I choć szybko, bez większego oporu, przyjęli kontrolę nad głównymi ulicami, nie zostali tu dłużej niż godzinę. Po prostu przemaszerowaliprzez całš długoć alei i wyszli. O dziewištej przypucili trzeci, identyczny szturm. Najpierw gaz łzawišcy, potem kule i wreszcie samochody. I znów się wycofali. 5 marca widziałem jedno zajcie z okien mojego hotelu. Około dziesięciu młodych z LPZ kazało podejć do siebie Tybetańczykowi, stojšcemu w drzwiach pobliskiej restauracji. Był przerażony. Musiał powiedzieć co, co się im nie spodobało, bo nagle zaczęli go bić. Bili go pięciami, kopali, a potem przytrzymali, gdy jeden z nich tłukł go z całej siły takš długš pałkš w rzepki. Stracił przytomnoć. Wtedy zaczęli po nim skakać. Po chwili go podnieli i znów zaczęli bić w kolana. Ten, który bił, trzymał pałkę jak maczugę. Przymierzał się, stawał na palcach i uderzał tak mocno i dokładnie, jak umiał. Cała zabawa powtórzyła się trzykrotnie. Musieli go okaleczyć. I nie ulegało wštpliwoci, że chcieli to zrobić. Turystka, która to również widziała, zaczęła krzyczeć. Policjant usłyszał jš, podszedł do okna i pogroził pistoletem. Personel był przerażony i błagał nas, żebymy się odsunęli. Zrobilimy to, ale tylko na moment. Wiedzielimy, że nie rozstrzelajš turystów w hotelu. Chodziło im o Tybetańczyków, a nie o nas.
Nocš, 5 marca, po trzech szturmach LPZ, ulice opustoszały. 6 wszystko wyglšdało dokładnie tak samo. Kiedy rankiem okazało się, że nie ma policji i LPZ, ludzie podjęli protest. Pierwszy zorganizowany atak LPZ nastšpił po południu. Główna różnica polegała na tym, że teraz na ulicach byli przede wszystkim ludzie młodzi: starcy, matki i ojcowie zostali w domach. Nikt nie wiedział, co się wydarzy; czuło się strach. Spodziewano się, że LPZ zaatakuje i przejmie kontrolę, a nie, jak dzień wczeniej, ostrzela tłum i zniknie. Wszyscy o tym dyskutowali. Policja wkroczyła po południu. Wczeniej na dachu komisariatu Kjire pojawił się snajper. Słyszałem kilkanacie wystrzałów, a póniej powiedziano mi, że zginęło szeć osób. Strzelcy nie mogli widzieć z tego stanowiska żadnych demonstracji, strzelali więc po prostu do ludzi na ulicach. Strzelono też do mnie. Nie zostałem trafiony, a byłem tak blisko, że widziałem żółte paski na rękawach policyjnego munduru strzelca, mylę więc, że był to strzał ostrzegawczy.
Mniej więcej w tym samym czasie zobaczyłem chłopca, którego pobito na mierć. Ojciec niósł go na plecach. Chłopczyk miał półotwarte, nieprzytomne oczy. Na obrzmiałej, czerwonej twarzy widać było ogromne sińce. Umierał. Z uszu i nosa płynęła krew. Ojciec kontrolował się niósł go przecież do domu ale strasznie płakał. Powiedział, że syn przyłšczył się do grupy starszych chłopców, którzy rzucali kamieniami w policję. Został złapany i pobity.
Kiedy wreszcie, pod wieczór, wkroczyła LPZ, nie ulegało wštpliwoci, że zmienili oddziały. Ci byli starsi i sprawiali wrażenie twardszych, bardziej zdyscyplinowanych. Mieli też cięższe uzbrojenie więcej karabinów, mniej pałek. Głównie AK-47. 6 marca było najwięcej zniszczeń: palenia chińskich sklepów i wybijania okien w budynkach rzšdowych. Ale wyglšdało na to, że Tybetańczycy zrobili już wszystko, co chcieli zrobić, i w chwili ataku było stosunkowo spokojnie. Poza tym obszar, na którym dochodziło do takich zajć był stosunkowo niewielki jakie 750 na 500 metrów.
Tego dnia dochodziło też do wielu ataków na nie-Tybetańczyków. Praktycznie nie było wyjštków. Ale ilekroć zaczynano bić Chińczyka, wkraczali i próbowali interweniować inni Tybetańczycy. Bijšcych starano się powstrzymać tak samo, jak dzień wczeniej złodziei. Głównie perswazjš, nie siłš.
Następnego dnia panowała gorsza atmosfera, na ulice wyszło jeszcze mniej Tybetańczyków. Znowu demonstracje nie zaczęły się od razu. Zakładano, że policja i LPZ przejmš kontrolę, ale że ich nie było, wkrótce uformowały się małe grupki demonstrantów. Panowała atmosfera wyczekiwania, jakby wszyscy wiedzieli, że spadnie na nich kara. Było to o tyle dziwne, że nic się nie działo. LPZ pojawiała się i znikała. Ale nie 7-go po południu. Kršżyła pogłoska, że jeli ulice nie opustoszejš do ustalonej przez władze godziny, każdy, kto na nich będzie, zostanie zastrzelony. Wszyscy potraktowali to bardzo poważnie. Pod wieczór [na Barkhorze] nie było już nikogo. Tybetańczycy prosili mnie, żebym nie wychodził, więc zostałem w hotelu.
Potem usłyszelimy, że zostanie wprowadzony stan wojenny. Podali to w wiadomociach w chińskiej telewizji. Program zaczšł się dwie minuty przed czasem, by podkrelić wagę tego obwieszczenia. Zdawałem sobie sprawę, że skala protestów w żaden sposób nie usprawiedliwiała ogłoszenia stanu wojennego tym bardziej, że trzeciego dnia właciwie nie działo się już nic. Nadal uważam, że celem wprowadzenia stanu wojennego nie było odzyskanie kontroli nad Lhasš. Władze chciały dać przykład. W tym okresie rzšd bardzo obawiał się protestów, surowe ukaranie Lhasy było więc czytelnym sygnałem dla innych regionów Chin. Lhasa była przecież już wczeniej bardzo cile kontrolowana, obszar, na którym dochodziło do niepokojów, tracšcych zresztš na sile, naprawdę niewielki jestem przekonany, że władze nie potrzebowały stanu wojennego, by odzyskać kontrolę nad miastem. Tybetańczycy też czuli, że dzieje się co dziwnego, nikt jednak nie spodziewał się stanu wojennego.
W nocy zszedłem po kryjomu do biura hotelowego. Dokładnie o północy na głównej ulicy pojawili się żołnierze i samochody wojskowe. Z głoników dobiegało jakie przemówienie albo rozkazy, wydawało mi się, że budynek drży od łoskotu ciężkich żołnierskich butów. Na budynkach i w oknach zapalały się wiatła. Napięcie sięgało zenitu. Uderzyła mnie różnica w wyglšdzie żołnierzy AL-W i LPZ. To byli zahartowani w bojach zawodowcy. LPZ wyglšdała przy nich jak wiejskie dzieci z drewnianymi karabinami. Zbliżyłem twarz do szyby, żeby lepiej widzieć. W tej samej chwili zdałem sobie sprawę, że patrzę w oczy żołnierza w stalowym hełmie. On też niemal dotykał nosem okna. Na tej twarzy nie malowały się żadne uczucia. Popędziłem do pokoju, zostawiajšc za sobš głuchy łoskot kopanych drzwi i promienie wiatła z latarek, wpadajšce do rodka przez dziury po kulach.
Godzinami słychać było walenie kolbami w drzwi i pokrzykiwanie żołnierzy. Od czasu do czasu dobiegało też zawodzenie i płacz zabieranych z domów ludzi. Nie miałem wštpliwoci, że żołnierze dostali jasne rozkazy i dokładnie wiedzieli, gdzie majš szukać demonstrantów.
Pierwszy dzień stanu wojennego, 8 marca, spędzilimy w hotelu. Przepisy stanu wojennego nakazywały natychmiastowe wydalenie wszystkich cudzoziemców. Bylimy w areszcie domowym, widzielimy jednak przez okna, że na ulice wróciła policja i LPZ. Wycofano oddziały AL-W. Wywożono wielu ludzi. Ulicami toczyły się niezliczone ciężarówki i dżipy, wyładowane podejrzanymi. Przerażeni, niektórzy byli na krawędzi histerii. Tych, którzy nie mogli ić o własnych siłach, wleczono i wrzucano na samochody.
9 marca, na długo przed wschodem słońca,
zawieziono nas na lotnisko. Co jakie trzydzieci metrów nasz samochód
zatrzymywali i rewidowali żołnierze w rynsztunku bojowym. Posterunki były
rozstawione tak blisko, że kierowca właciwie nie zmieniał biegów, dopóki
nie wyjechalimy z miasta. Najwyraniej chcieli mieć pewnoć, że nie wymknie
się żaden Tybetańczyk. Twarze żołnierzy
AL-W sprawiały wrażenie wykutych z kamienia. To byli naprawdę twardzi mężczyni.
Czulimy rozdzierajšce współczucie wobec Tybetańczyków, którzy musieli
tam zostać, podczas gdy my moglimy wyjechać. Nawet jeli wolnoć ofiarowano
nam pod lufami karabinów w formie rozkazu o wydaleniu.
Sprzedawczyni dostaje siedem lat
To wiadectwo pochodzi od kobiety w
rednim wieku. Aresztowano jš za udział w demonstracjach, do których doszło
w Lhasie 27 wrzenia i 1 padziernika 1987, ale zwolniono po udzieleniu
ostrzeżenia. Nadal uczestniczyła w demonstracjach, również 10 grudnia 1989
roku. Oto jak relacjonowała wydarzenia z marca 1989, swoje aresztowanie
i pobyt w więzieniu.
Brałam udział w demonstracjach na Barkhorze 5, 6 i 7 marca. Byłam na Comonling, czyli Drodze Zwycięstwa, i przed Tybetańskim Instytutem Medycznym.
7 marca około trzeciej po południu spotkałam chińskiego urzędnika, którego dobrze znam. Przekazał nam informację: Zapadła decyzja. O 16.00 armia może zaczšć strzelać. Na wschodniej stronie Barkhoru było wówczas kilkaset osób. Ostrzegłam ich: Jeli nie przestaniemy demonstrować, o czwartej komunistyczni żołnierze chińscy zacznš strzelać.
Ludzie potraktowali to poważnie i ruszyli na Tromsikhang (rynek). Tam było jeszcze trochę krzyku i wznoszenia haseł, a potem ustalilimy, że jeli uda się nam pocišgnšć demonstracje 8 i 9 marca, to może dotrwamy do 10-go, Dnia Męczennika. Umówilimy się na 11.00 9 marca i rozeszli do domów.
Zaskoczyli nas jednak, przystępujšc do aresztowań 7-go po południu. Wszędzie roiło się od patroli. Ukryłam się u przyjaciół, gdyż powrót do domu mógł okazać się pułapkš. Przyszli po mnie 8-go wieczorem. Ponieważ mnie nie było, przeszukali tylko pokój. Ukrywałam się jeszcze przez kilka dni. Do domu wróciłam 13 marca.
Kto musiał donieć do komitetu partii, bo 15-go przed dom zajechały dwie ciężarówki z żołnierzami oraz funkcjonariuszami biura paszportowego i Biura Bezpieczeństwa Publicznego. Tym razem przeprowadzili bardzo dokładnš rewizję, która trwała jakie trzy godziny. Zniszczyli mnóstwo moich rzeczy. Aresztowali mnie, zostawiajšc bez żadnej opieki mojš siedemdziesięciopięcioletniš matkę.
Po aresztowaniu zabrano mnie do aresztu Guca, gdzie byłam przesłuchiwana. Na tym etapie wyglšdało to mniej więcej tak: Mów, po co bierzesz udział w demonstracjach? 27 wrzenia i 1 padziernika [1987] była winna, ale pucilimy cię przez wzglšd na matkę. Ale ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z konsekwencji, bo robisz to nadal.
Po tych wstępach przeszli do ostrzeżenia, które przekazałam demonstrantom 7 marca. Chcieli wiedzieć, skšd miałam informację o planowanym otworzeniu ognia przez wojsko. Mówiłam, że nie rozpoznałam tego człowieka, bo miał twarz owiniętš chustš.
Kończyły się żarty. Masz jakie powišzania z władzami Tybetańskiego Regionu Autonomicznego. Opowiesz nam o nich, usłyszałam. Potem, na zmianę, były perswazje i groby.
Nie spodobały się im moje odpowiedzi, bo na trzy dni zakuto mi ręce i nogi w kajdany. Zaczęło się bicie. Do dzi mam po nim blizny na rękach i nogach.
Kajdanki na rękach zdjęto dopiero po miesišcu. Przesłuchiwali mnie codziennie. Od rana do wieczora, czasem nawet do północy. Cišgle bili i grozili. Przez cały czas musiałam stać. Boso, na betonowej podłodze.
6 padziernika 1989 zawieziono mnie do sšdu ludowego. Rozprawa była tajna. W pewnym momencie sędzia powiedział, że Tybet nie jest niepodległym krajem, a ja podałam mu kilkanacie dowodów na to, że jest w błędzie. Skazano mnie na siedem lat więzienia. Odebrano mi też prawa publiczne na dwa lata.
Potem dowiedziałam się, że mieli mnie skazać na dwa lata. Pięć dodatkowych dostałam za rozmowę z sędziš i upieranie się przy niepodległoci mego kraju.
17 listopada przeniesiono mnie do Drapczi, więzienia nr 1 TRA. W 1992 roku uczcilimy Nowy Rok tybetańskiego kalendarza, nakładajšc cywilne ubrania, a nie więzienne szmaty. Więniarki z oddziału III zapłaciły za to strasznš cenę. Potwornie bili. Ja dostałam w twarz elektrycznš pałkš i straciłam przytomnoć. Przewieziono mnie do karceru w Outridu, więzieniu o zaostrzonym rygorze. Znowu skuli mi ręce i przez osiem dni bili tak, że byłam bliska mierci. Potem znowu wróciłam do Drapczi.
Krótko mówišc, w więzieniu też starałam się uczestniczyć we wszystkich protestach organizowanych przez więniów politycznych.
Kazali nam piewać takš pień, Socjalizm
jest dobry. Kiedy odmówiłam. Znowu mnie pobili. Uznali przy tym, że podburzam
innych więniów, więc przez pewien czas było rzeczywicie ciężko.
Pokojowe demonstracje i niszczenie chińskich sklepów było zaplanowane
Uchodca, który był wiadkiem marcowych
demonstracji, opowiada o politycznym tle demonstracji i powodach wprowadzenia
stanu wojennego.
Chińczycy ogłosili stan wojenny, żeby położyć kres rozruchom. Dochodziło do nich już wielokrotnie, czekali więc na dobrš okazję. Jestem przekonany, że w grę wchodziły również uwarunkowania międzynarodowe. Władze chińskie nie miały chyba pewnoci, co należy zrobić z Tybetem. W latach 80., okresie chwilowej liberalizacji, ludzie skorzystali z okazji i zaczęli odbudowę klasztorów. Wrócili mnisi i mniszki. Zezwolono na założenie kilku prywatnych szkół. W szkołach podstawowych i gimnazjach tybetański był znowu językiem wykładowym. [Ogłoszenie stanu wojennego] mogło być poligonem dla rzšdu. Może chcieli sprawdzić, czy za międzynarodowš presjš pójdš faktyczne działania? Może już w marcu zdawali sobie sprawę, że Dalajlama dostanie Pokojowš Nagrodę Nobla, i chcieli to jako uprzedzić?
Protest 5 marca zaczęli mnisi z klasztoru Sera. Planowali protesty od 5-go do 10-go. Ta ostatnia miała być największa. Mówiło się nawet, że na ulice wyjdzie cała Lhasa. Chińczycy musieli o tym wiedzieć i przeciwdziałać. Może nie przyszło im do głowy inne rozwišzanie, jak stan wojenny. Podobnie jak Tybetańczycy, oni też badali sytuację. Od samego poczštku planowano pięciodniowe, pokojowe demonstracje. Kiedy Chińczycy otworzyli ogień, ludzie wpadli we wciekłoć i próbowali stawić czoło służbie bezpieczeństwa.
Tybetańczycy podpalili lhaski urzšd podatkowy.
Zrobiono to celowo. Był przy tym jeden z moich przyjaciół i mówił, że ustalono,
iż nikt niczego nie wemie. Wszystko spalono. Było kilka przypadków plšdrowania
chińskich sklepów. Chińczykom udało się nawet sfilmować takš sytuację.
Jestem jednak przekonany, że motywem [ataku na chińskie
sklepy] nie był rabunek. Szło o utrudnienie życia Chińczykom. Wielu moich
przyjaciół sšdziło, że jeli zrobi się co takiego, chińscy biznesmeni
wyjadš, a nowi stracš ochotę na Tybet. Rozmawiano o tym przed demonstracjami.
Podpalanie sklepów, żeby wystraszyć
Chińczyków, było zaplanowane. Chiński rzšd zachęcał swoich do wyjeżdżania
do Tybetu, pokazujšc filmy o Chińczykach, zarabiajšcych w Lhasie ciężkie
pienišdze na sklepach, restauracyjkach itd. Nadano dwa albo trzy takie
filmy w chińskiej telewizji. Kilku
Chińczyków faktycznie opuciło Lhasę [po demonstracjach], ale potem wrócili.
mierć od kuli
Fragment relacji młodej włacicielki
sklepiku, która uciekła póniej z Tybetu. 5 marca 1989 mšż zginšł na jej
oczach.
5 marca 1989 roku zastrzelili mi męża. Byłam przy tym. Tego dnia wszyscy protestowali. Doszło do rozruchów, atakowano i podpalano chińskie sklepy i biura. Uczestniczyło w tym bardzo wiele osób. Po demonstracji wróciłam do domu, ale nie zastałam męża. Wyszłam więc znowu i zobaczyłam męża, który był w grupie ludzi palšcych chińskie rzeczy przy Banakszol [hotel]. Było ciemno od dymu. Kiedy pojawili się chińscy policjanci, właciwie nic nie było widać. Bez żadnego ostrzeżenia otworzyli ogień do tłumu. Wszyscy zerwali się do ucieczki. Pobiegłam z dwójkš przyjaciół w kierunku hotelu Kjire. Ukrylimy się. Wszyscy mielimy w rękach kamienie. Jedno z nas było ranne w nogę. Powiedziałam, że musimy znaleć lepszš kryjówkę i zatamować krwotok. Balimy się masakry. Ulica była bardzo wšska, wszyscy wpadali w panikę, próbowali się stamtšd wyrwać. Kiedy mój mšż wychylił głowę, padły strzały. Zginšł na miejscu.
Zabito wiele osób. Widziałam mężczyznę,
którego trafiono w plecy. Zginšł na miejscu. I inni. Pewien grabarz powiedział
mi, że tylko tego dnia dostarczono mu zwłoki 22 osób. Następne dni wyglšdały
podobnie. Póniej zmarło jeszcze wielu rannych, którym nie udzielono odpowiedniej
pomocy medycznej. Innych pobito i zamęczono na mierć.
Aresztowanie dwunastoletniej dziewczynki
Relacja młodej dziewczyny z Lhasy, która
obecnie mieszka za granicš. Miała zaledwie dwanacie lat, kiedy aresztowano
jš za udział w marcowych demonstracjach.
W marcu 1989 roku ja i moi przyjaciele bralimy udział w lhaskich demonstracjach, które trwały trzy dni. O pierwszej demonstracji, z 5 marca, dowiedzielimy się w spółdzielni tkackiej (njamle). Demonstrowalimy tylko drugiego dnia. Zobaczyłam mniszkę z tybetańskš flagš i dołšczyłam do kobiet, wznoszšcych różne hasła. Wielu ludzi rzucało kamieniami. Ja też próbowałam, ale przede wszystkim krzyczałam z innymi.
Obeszlimy Barkhor i poszlimy w kierunku komisariatu. Policja użyła gazu i nic nie było widać. Ludzie podpalali samochody i motocykle, rzucali kamieniami. Uciekłam, bo dusił mnie ten gaz. Tam, gdzie szlimy, płonęły chińskie sklepy.
Na Comonling widziałam zastrzelone dziecko, chyba omioletnie. Tybetańczyk, który do niego podbiegł, też został postrzelony i umarł. To było wieczorem. Wszyscy biegali z podwórka na podwórko. Widziałam Gong an Ju (BBP), Wujing (LPZ) i armię. Leżeli na ziemi i strzelali do wszystkiego z karabinów maszynowych. Schroniłam się na dziedzińcu, a nocš pobiegłam do domu.
Trzeciego dnia [7 marca] poszłam tam, gdzie odbywały się demonstracje. Do domu wróciłam wieczorem. W nocy przyszło do nas siedmiu policjantów. Ja już spałam, ale siostra jeszcze nie. Powiedziała im, że przez cały dzień pracowałam w spółdzielni (njamle), więc nie mogłam brać w niczym udziału. Policja na to, że kłamię. Sšsiedzi powiedzieli im, że byłam na demonstracji. Sfilmowali mnie też na video. Zabrali mnie na komisariat na Barkhorze.
Było przesłuchanie. Chcieli wiedzieć, kto mnie wysłał. Njamle? Siostra? Rodzice? Kto stał na czele pochodu? Powiedziałam, że chciałam tylko zobaczyć, co się dzieje, i zrobić normalne zakupy. Powiedzieli, że kłamię i że wiedzš, że brałam udział. Powiedzieli, że mnie zastrzelš, jeżeli nie powiem prawdy. Wycelowali we mnie karabin.
Pierwszš noc spędziłam na takim dziedzińcu bez dachu, ale nie można było stamtšd uciec. Przesłuchiwał nas Tybetańczyk. Kto namawiał do demonstracji? I kto kazał wam wzišć w niej udział?. Mówiłymy, że nikt. Że po prostu tam byłymy, jak się zaczęło. Kopali mnie butami i cišgnęli za włosy. I też grozili, że zastrzelš, jak nie powiem prawdy.
Następnej nocy przewieziono nas do [aresztu] Guca. Znowu mnie przesłuchiwali i torturowali takš elektrycznš pałkš. (...) [Dziewczyna opisuje, jak bito jš po ramionach, plecach, nerkach, poladkach.] Przez trzy dni nie mogłam się potem wyprostować.
Przesłuchiwali Chińczycy, którzy mówili do nas po chińsku, a my nie rozumielimy. Jak czego nie rozumiałam, to kopał mnie w plecy. Upadałam, a on kopał dalej, a potem znów kazał wstać.
Po zwolnieniu z Guca zamieszkałam w domu
siostry, gdzie zajmowałam się praniem i tkaniem dywanów. Powiedziałam siostrze,
że chcę uciekać do Indii, bo tu nie ma dla mnie nadziei. Nie mogłam przecież
pracować, wyrzucili mnie z njamle. W domu siostry utkałam dywan, za który
dostałam trochę pieniędzy. Resztę dali mi krewni. Uciekłam z Lhasy z grupš
przyjaciół.
Tortury
Fragment relacji z aresztowania i przesłuchań
wieckiego działacza niepodległociowego z Lhasy. Ojciec było członkiem
Czterech Rzek, Szeciu Pasm, największej organizacji ruchu oporu; matkę
aresztowano w 1962 roku za to, że pomagała innym pisać listy do krewnych.
Wkrótce potem zmarła. Wydalony ze szkoły w 1965 roku za krzyknięcie Niech
żyje Ameryka, aresztowany w 1975 roku za planowanie ucieczki z Tybetu,
więziony i torturowany w Guca, gdzie spędził w karcerze ponad szeć miesięcy.
W sierpniu 1975 skazany na szeć lat
szamo nagpo [dosł. czarna czapka ograniczenie swobody poruszania się
i cisły nadzór]. Wyrok złagodzono w 1979 roku w zwišzku z politykš liberalizacji.
Zaangażowany w protesty w 1987 roku, aktywnie uczestniczył w demonstracjach
w marcu 1989.
(...) W 1989 roku zrobiłem się bardziej radykalny. Założyłem małš grupę i zachęcałem do udziału w demonstracji, którš planowano na marzec. Kiedy do niej doszło, zabito moich dwóch przyjaciół. Zastrzelono ich 6 marca. Innego pobiła na mierć policja wojskowa (Wujing). Na ulicy, 5 marca. Kolegę aresztowano 8 marca; mnie dzień póniej.
Przyszli po mnie do domu, o północy. Skopali i pobili kolbami. Zawišzali ręce na plecach i przewieli na komisariat. Znowu kopali i bili, głównie w twarz. Po pewnym czasie zabrali mnie na drugi komisariat. I znów pobili. Kazali podać nazwiska innych członków grupy. Z poczštku wypierałem się udziału w demonstracjach. Kiedy pokazali mi zdjęcia i film, musiałem się przyznać. Powtarzałem jednak, że tylko się przyglšdałem i nie brałem w niczym udziału. Wtedy zaczęli mnie kopać w nerki. Do dzi mam z nimi problemy.
Bili mnie pałkš elektrycznš w twarz, szyję i ręce. Mieli też co w rodzaju elektrycznej rękawiczki, którš bili mnie po twarzy. Sprawiało to ogromny ból. Potem zawlekli mnie do celi i, ledwie przytomnego, rzucili na podłogę. Inni więniowie pomogli mi wejć na pryczę. Około 4 rano zabrali mnie do więzienia Outritru. Zamknęli mnie w celi, która znajdowała się poza terenem więzienia. Dali kubek i pałeczki. Rano dostałem dwie twarde bułki (tingmo) i czarnš herbatę. Obiadu nie było. Wieczorem 12 marca więniowie z mojej celi nie dostali nic do jedzenia. Straciłem cierpliwoć i cisnšłem tymi pałeczkami. Trafiłem w stojšcy na parapecie kubek, który z hukiem spadł na ziemię. W moje lady natychmiast poszli inni więniowie. W celi zjawili się strażnicy, którym trzeba było tylko chwili, żeby dowiedzieć się, że wszystko zaczęło się ode mnie. Bili mnie, póki nie straciłem przytomnoci.
14 marca przenieli mnie do Seitru. W celi było nas pięciu. Dali mi miesišc spokoju, bez bicia i przesłuchań. A potem przyszli urzędnicy z TRA Chińczyk, Tybetanka i Tybetańczyk. Znów pytali o nazwiska uczestników demonstracji. Pierwszego dnia nie bili ale potem przez siedemnacie dni codziennie mnie torturowali. Musiałem klęczeć, nagi, na drewnianej pałce. Ból w kolanach był nie do zniesienia. Dwóch z BBP raziło pršdem moje genitalia. Zapadłem na zdrowiu.
Którego dnia w mojej celi pojawił się esbek z nożem w ręku. Powiedział, że mnie zabije, jeli nie podam nazwisk członków mojej digcu [grupa]. Kiedy odmówiłem, pchnšł mnie nożem. Dwa razy w prawe i raz w lewe udo. Przez dwa dni nie udzielono mi żadnej pomocy. Nie mogłem chodzić. Współwięniowie zaczęli błagać o lekarza. W końcu skierowano mnie do więziennego szpitala.
Przed zwolnieniem byłem jeszcze przez siedem
dni w starym Seitru. Nie postawiono mi żadnych zarzutów. Prosto z więzienia
poszedłem do domu ciotki. Umarła. Nie umiała żyć z tym, co mówiono, jej
o mojej sytuacji w więzieniu.
Te dwa artykuły z chińskich gazet przedstawiajš
oficjalnš wersję wydarzeń: bohaterskie siły bezpieczeństwa stawiajš czoło
garstce wichrzycieli.
Otwarcie wystawy fotografii ze stanu wojennego w lhaskim Muzeum Sztuki Mas (Qun Yi Guan)
[Wieczór Lhaski, 7 sierpnia 1990]
Wystawę zdjęć ze stanu wojennego otwarto 31 lipca w Muzeum Sztuki Mas Regionu Autonomicznego.
8 marca 1989 Rada Państwa poleciła wprowadzić stan wojenny w Lhasie. Trwał on 419 dni i został uchylony 1 maja bieżšcego roku. Pod dowództwem Władz Centralnych, Rady Państwa, Centralnej Komisji Spraw Wojskowych oraz Komitetu Partii Regionu Autonomicznego, lhaskie siły [odpowiedzialne za wprowadzenie] stanu wojennego współpracowały z funkcjonariuszami sił bezpieczeństwa publicznego, policjš i policjš zbrojnš, by położyć kres ustawicznym niepokojom wzniecanym przez separatystów z kraju i z zagranicy. [Funkcjonariusze] chronili ludzkie życie i mienie. Skutecznie opanowali sytuację w Tybecie, realizujšc cele stanu wojennego.
Na wystawie można oglšdać 200 fotografii. Doskonałe, żywe zdjęcia przypominajš heroiczne czyny urzędników i żołnierzy sił stanu wojennego. Przypominajš, że przez owych 419 dni i nocy armia czuła się wród mieszkańców Lhasy jak ryba w wodzie. Cudownie podkrelajš wizerunek sił stanu wojennego cywilizowanych, wielkich i zwycięskich.
Rankiem 31 lipca zastępca sekretarza partii
Regionu Autonomicznego oraz szef sił stanu wojennego przecięli wstęgę,
oficjalnie otwierajšc ekspozycję. Jako pierwsi obejrzeli jš sekretarz Komitetu
Miejskiego Qujia (Czoegjal), żołnierze AL-W, oficerowie i funkcjonariusze
LPZ.
Rada Państwa znosi stan wojenny w Lhasie (Tybetański Region Autonomiczny)
[Xinhua, 30 kwietnia 1990; Dziennik
Tybetański, 1 maja 1990]
Sytuacja w Lhasie w Tybetańskim Regionie
Autonomicznym została opanowana, przywrócono porzšdek społeczny osišgnięto
więc cel stanu wojennego. Zgodnie z paragrafem 16 artykułu 89 Konstytucji
Chińskiej Republiki Ludowej, Rada Państwa postanawia, że od 1 maja 1990
stan
wojenny w Lhasie, Tybetański Region Autonomiczny, zostaje uchylony.
[podpis] Premier Li Peng, 30 kwietnia 1990
Komentarz: Niechaj zwycięży stabilizacja
Rozporzšdzenie Rady Państwa, podpisane przez premiera Li Penga, stanowi, że stan wojenny w Lhasie będzie uchylony. Ta ważna decyzja oznacza, iż odnielimy wielkie zwycięstwo w walce z separatyzmem w naszym regionie. Oznacza również postępujšcš stabilizację, która odzwierciedla stabilizację sytuacji politycznej naszego kraju na arenie wiatowej.
Od wrzenia 1987 roku garstka separatystów ustawicznie wzniecała w Lhasie niepokoje, których celem miała być niepodległoć Tybetu. Deptano prawo, burzono porzšdek społeczny, narażano na szwank życie i niszczono mienie mieszkańców. 8 marca zeszłego roku Rada Państwa postanowiła więc, zgodnie z Konstytucjš, wprowadzić w Lhasie stan wojenny. Od tej pory, pod kierownictwem Centralnej Partii, Rady Państwa i Centralnej Komisji Spraw Wojskowych, wspólnym wysiłkiem partii, administracji i wojska, przez ponad rok rozbijano działalnoć separatystycznš. Zaatakowano ich rozpasanš arogancję, ustabilizowano sytuację i przywrócono porzšdek. Ludziom stworzono stabilnš, wygodnš sytuację. To najlepszy dowód, że wprowadzenie stanu wojennego było konieczne i absolutnie właciwe; leżało w fundamentalnym interesie ludzi, odzwierciedlało pragnienia wszystkich narodowoci, spotkało się z ciepłym przyjęciem i pełnym poparciem mas wszystkich narodowoci w naszym regionie.
Kiedy sytuacja ustabilizowała się, Rada Państwa podjęła decyzję, że we właciwym czasie stan wojenny zostanie uchylony. Decyzja ta była niezbędna, absolutnie właciwa i znaczšca. Przyczyni się ona do dalszego rozwoju reform ekonomicznych, trwałego, stabilnego i harmonijnego rozwoju gospodarki oraz wielu innych inicjatyw w naszym regionie.
Obecnie sytuacja w naszym regionie jest ogólnie rzecz bioršc stabilna. Stabilizację tę zawdzięczamy walce krwi i ognia, za którš kraj i naród zapłaciły ogromnš cenę, oraz wytężonej pracy partii, administracji, wojska, policji i ludu. Stabilizacja nie przyszła sama musimy jej strzec i bronić. Kraj jej potrzebuje, a ludzie jej pragnš. Stabilizacja leży w najwyższym interesie ludzi wszystkich narodowoci. Bez stabilnego zaplecza społecznego wprowadzanie nowych reform jest niemożliwe; bez stabilnego zaplecza społecznego nie da się prowadzić skutecznej polityki podnoszenia stopy życiowej. Innymi słowy, bez stabilizacji kraj nie osišgnie wielkiego celu czterech modernizacji. Jeli Tybet nie będzie stabilny, nie zbudujemy Tybetu nowego, socjalistycznego, cywilizowanego, bogatego i zjednoczonego. Dlatego też przywódcy partii i administracji wszystkich szczebli oraz szerokie masy różnych narodowoci muszš budować powszechnš ideę stabilizacji. Stabilizacja musi być ponad wszystkim, wszyscy muszš być posłuszni stabilizacji, wszystko musi służyć stabilizacji. Musimy poddać miażdżšcej krytyce wszelkie słowa i działania, które mogš jej zagrozić. Co się za tyczy poczynań nielicznych wrogich sił, usiłujšcych podzielić macierz i zburzyć solidarnoć narodowš, wydać im trzeba bezpardonowš walkę.
Chronišc i pogłębiajšc stabilizację, musimy
oprzeć się na sile szerokich mas różnych narodowoci. Trzeba nam wytrwale
nieć ducha partyjnego VI Zjazdu XIII Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych,
wzmacniajšc krew i koci stosunków łšczšcych partię z szerokimi masami
ludowymi. Choć stan wojenny uchylono, nie zakończyła się walka z separatystami.
Musimy zachować czujnoć i jasnoć mylenia, mobilizować masy i wspierać
się na nich, aby żelaznš pięciš ludowej
dyktatury demokratycznej rozbijać te elementy separatystyczne i inne nieprzyjazne
elementy, które pozostajš wrogami ludu. Fundamentem stabilizacji jest lud,
(...) [nieczytelne].
Demonstracje z marca 1989 roku, które zakończyły się wprowadzeniem stanu wojennego, poprzedzała fala protestów, przetaczajšcych się przez Lhasę od wrzenia 1987 roku. 25 padziernika 1990 roku szeć miesięcy po uchyleniu stanu wojennego władze mogły ogłosić, że sytuacja nie jest już niestabilna.
Opiszemy tu najważniejsze protesty, do których doszło w tym okresie. Między wrzeniem 1987 a majem 1990 roku TIN otrzymał informacje o 62 incydentach:
Wrzesień-grudzień 1987: dziewięć protestów, w tym osiem potwierdzonych
1988: 17 protestów; 14 potwierdzonych, trzy nie miały charakteru jednoznacznie niepodległociowego
1989: 34 protesty; 18 potwierdzonych, siedem (w tym dwa nie potwierdzone) nie miało charakteru jednoznacznie niepodległociowego
Styczeń-maj 1990: dwa, nie majšce jednoznacznie
niepodległociowej wymowy
27 wrzenia 1987
21 mnichów i 150 wieckich demonstruje
na Barkhorze. Co najmniej 26 osób zostaje aresztowanych.
1 padziernika 1987 (więto państwowe w ChRL)
Rocznica utworzenia Chińskiej Republiki
Ludowej. 34 mnichów rozpoczyna demonstrację na Barkhorze; wszyscy zostajš
aresztowani. Mnisi z Sera, Dżokhangu i Neczungu oraz wieccy Tybetańczycy
okršżajš Barkhor, wznoszšc okrzyki dotyczšce traktowania duchownych przez
władze. Zostaje zatrzymanych 60 osób, dochodzi do aktów przemocy.
Aresztowani zostajš przewiezieni na komisariat, który znajduje się na południowo-zachodniej
stronie Barkhoru. Błyskawicznie gromadzi się tłum dwóch, trzech tysięcy
osób, domagajšcych się uwolnienia zatrzymanych. Policjanci próbujš dokonać
kolejnych aresztowań. Ludzie ciskajš
kamieniami w chińskich kamerzystów i policjantów, stojšcych na dachu komisariatu.
Przewracajš i podpalajš osiem policyjnych samochodów. Tłum próbuje wyważyć
drzwi komisariatu, a potem je podpala. Czterdziestodziewięcioletni mnich
Dziampa Tenzin wbiega do rodka, by ratować uwięzionych. Zostaje ciężko
poparzony. (Dziampę Tenzina aresztowano, ale doć szybko zwolniono na probę
poprzedniego Panczenlamy. Zmarł 22 lutego 1992 w tajemniczych okolicznociach.)
Tłum przepędza kamieniami policyjne
posiłki i straż pożarnš. Policja otwiera ogień około 11.00. Mierzy w tłum.
Ginie co najmniej osiem osób. Demonstranci rozpierzchajš się po uliczkach
Barkhoru.
6 padziernika 1987
Niemal stu mnichów zostaje aresztowanych,
gdy gromadzš się przed budynkami rzšdowymi w Lhasie w protecie przeciwko
znęcaniu się nad więniami.
5 marca 1988
Zaraz po zakończeniu procesji, podczas
której wyprowadza się na Barkhor posšg Majtrei, Buddy Przyszłoci, mnisi
zaczynajš domagać się uwolnienia Julu Dała Ceringa, nauczyciela buddyjskiego,
filozofa i jednego z najsłynniejszych więniów politycznych Tybetu, którego
aresztowano w grudniu 1987 roku za rozmowę o niepodległoci z włoskim turystš.
(Julu Dała Cering został zwolniony w listopadzie 1994, mieszka w Lhasie.)
Mnisi wdzierajš się na podium zajmowane przez dostojników państwowych.
Zaczyna się przepychanka. Jeden z mnichów ciska kamieniem w dygnitarzy,
a inni Tybetańczycy obrzucajš kamieniami chińskich kamerzystów, którzy
filmujš całe zajcie. Z niektórych raportów
wynika, że w tej samej chwili jeden z chińskich ochroniarzy zastrzelił
Khampę. Tłum zaczyna okršżać Barkhor, wznoszšc hasła niepodległociowe.
Demonstranci cierajš się z siłami bezpieczeństwa, uzbrojonymi w tarcze
bojowe, gaz łzawišcy, karabiny i pałki elektryczne. Tybetańczycy podkładajš
ogień pod kilkanacie pojazdów, sklepów i innych budynków. Ginie funkcjonariusz
LPZ, wypchnięty z okna na drugim piętrze. Mnisi w Dżokhangu zostajš brutalnie
pobici. Umiera co najmniej pięć osób.
9 grudnia 1988
Władze obawiajš się, że 10 grudnia (Międzynarodowy
Dzień Praw Człowieka) może dojć do demonstracji. Siły bezpieczeństwa obstawiajš
Barkhor. Ulice patrolujš wzmocnione oddziały LPZ.
10 grudnia 1988 (Międzynarodowy Dzień Praw Człowieka)
Na Barkhor wychodzi grupa mnichów i mniszek,
do których natychmiast dołšczajš wieccy. 150-osobowy pochód dzieli się
na dwie grupy. Każda niesie tybetańskš flagę. Obie okršżajš Barkhor, wznoszšc
niepodległociowe hasła. Gdy łšczš się ponownie przed Dżokhangiem, policja
otwiera ogień. Ginš co najmniej dwie
osoby; jest wielu rannych.
11 grudnia 1988
Rzšd Chin ogłasza Wu Jinghua zostanie zastšpiony
na stanowisku sekretarza Komunistycznej Partii Chin w Tybecie przez znacznie
młodszego, kojarzonego z reformami Hu Jintao. Wu Jinghua cieszył się szacunkiem
Tybetańczyków, ponieważ uważali, że rozumie ich aspiracje kulturowe. Wielu
sšdzi, że jego odwołanie jest skutkiem niepokojów, do których dochodziło
w Lhasie od drugiej połowy 1987 roku.
28 stycznia 1989
Umiera X Panczenlama. Przyczynš jest zawał.
Panczenlama był nieprzejednanym krytykiem reżimu. Kršżš plotki, że został
zamordowany.
7 lutego 1989
W dniu rozpoczęcia Nowego Roku tybetańskiego
kalendarza nad Dżokhangiem pojawia się flaga Tybetu, która zostaje usunięta
dopiero po kilku godzinach.
13 lutego 1989
Około 7.30 na Barkhorze demonstrujš cztery
mniszki.
17 lutego 1989
Ponad tysišc żołnierzy LPZ defiluje przed
Ludowym Pałacem Rewolucji Kulturalnej w Lhasie.
20 lutego 1989
O 11.00 dochodzi do demonstracji na Barkhorze.
Przed Dżokhangiem znów pojawia się tybetańska
flaga i ulotki. Około 300 mniszek przygotowuje się do demonstracji, ale
na rogatkach zostajš zawrócone przez policję.
22 lutego 1989
Pięć osób zostaje aresztowanych, gdy mniszki
a według innych raportów, również mnisi prowadzš pięćdziesięcioosobowš
demonstrację wokół Barkhoru.
1 marca 1989
W Lhasie demonstrujš mniszki z klasztoru
Szungseb oraz trzech mnichów. Znikajš na uliczkach Barkhoru, unikajšc aresztowania.
2 marca 1989
Na Barkhorze demonstruje 37 mniszek z klasztoru Cangkhung.
4 marca 1989
Trzynacie mniszek okršża Barkhor, wznoszšc
hasła niepodległociowe.
5 marca 1989
Rankiem na Barkhorze pojawia 12 lub 13
mnichów, mniszek i wieckich z ręcznie malowanš, papierowš flagš Tybetu.
Krzyczš, między innymi, To jest pokojowa demonstracja, nie używajcie siły!.
Do protestu dołšcza kilkunastu Tybetańczyków, setki przyglšdajš się. Kiedy
zbliżajš się do komisariatu, jeden lub kilku ze stojšcych na dachu
policjantów rzuca w grupkę demonstrantów
butelkami. Młody Tybetańczyk sięga po kamień i ciska nim w cianę. Jeden
z policjantów natychmiast otwiera ogień. Strzela dwukrotnie w powietrze,
a potem bezporednio w tłum. Do ludzi strzela też co najmniej jeszcze jeden
funkcjonariusz. Sš ranni, ale nikt
nie ginie. O 12.25 zostajš wystrzelone pierwsze pojemniki z gazem łzawišcym,
Tybetańczycy odpowiadajš kamieniami. Około 14.30 dochodzi do następnej
strzelaniny. Tłum rozprasza się. Duża grupa demonstrantów okupuje około
750-metrowy odcinek Dekji Szar Lam
(Beijing Dong Lu), głównej ulicy Lhasy, powiewajšc flagami i wznoszšc hasła
niepodległociowe. W protecie uczestniczy już ponad 1500 osób. Tybetańczycy
zaczynajš włamywać się do chińskich sklepów i palić wszystko, co się w
nich znajduje. (Jedno ródło utrzymuje,
że była to zemsta za zdemolowanie tybetańskiej restauracji przez grupę
chińskich policjantów, którzy otworzyli potem ogień do tłumu.) Choć chińska
prasa donosi o rabunkach, wiadkowie twierdzš, że ich liczba była minimalna.
Niektórzy Tybetańczycy atakujš chińskich
przechodniów i rowerzystów, ale inni demonstranci starajš się interweniować.
Na głównej ulicy trzykrotnie o 13.25, 17.00 i o 18.50 (na rynku Tromsikhang)
pojawia się stuosobowy oddział LPZ, strzelajšc na olep do tłumu z broni
automatycznej.
6 marca 1989
Demonstranci zbierajš się na Dekji Szar
Lam około 10-11 rano. Niszczš chińskie sklepy, wznoszš hasła, powiewajš
flagami. Dwukrotnie pojawia się LPZ, strzela do tłumu, a potem wycofuje
się. Ginie 5-8 osób. Spiker lhaskiego radia odczytuje artykuł z Xizang
Ribao (Dziennik Tybetański): Uczestnicy
zamieszek le skończš. Jeli separatyci nadal kpić będš z ludu, (...)
z pewnociš roztrzaska ich stalowa pięć ludowej dyktatury demokratycznej!
(...) Nasz tolerancja ma swoje granice. (SWB 7/3/89)
7 marca 1989
LPZ robi kolejne wypady na Barkhor. Demonstracje
trwajš nadal, choć na znacznie mniejszš skalę. O północy zostaje wprowadzony
stan wojenny.
8 marca 1989
Miasto zostaje odcięte od wiata. Wszyscy
cudzoziemcy majš opucić Lhasę w cišgu 48 godzin. Na ulicach pojawiajš
się posterunki wojskowe. Tybetańczycy nie mogš poruszać się po miecie
bez zezwoleń. Chińskie media nadal donoszš o sporadycznych incydentach.
Ponad 30 lamów z pałacu Potala próbowało wyjć na ulice i wszczynaćniepokoje.
Policja wyperswadowała im to jednak i zawrócili, podała na przykład 9
marca agencja Zhongguo Xinwen She.
10 marca 1989
Xinhua donosi, że siły LPZ rozmieszczono
w 60 punktach miasta. W artykule, zatytułowanym Podziękowania i najlepsze
życzenia dla lhaskich policjantów i żołnierzy, czytamy, że żołnierze LPZ
unikajš niepokojenia mas, piš na otwartym powietrzu, dniem i nocš strzegšc
swych posterunków. (...) Nawet ranni nie chcš zejć z linii frontu (...)
Żołnierze i oficerowie cišgle otrzymujš
spontaniczne listy z wyrazami wdzięcznoci i poparcia. Autor informuje
również, że wielu mieszkańców wychodzi na ulice, by móc podziękować osobicie.
(SWB 14/3/89)
14 marca 1989
Xinhua podaje, że podczas stanu wojennego
wierzšcy buddyci mogš odwiedzać wszystkie wištynie w Lhasie, legitymujšc
się przy wejciu. (SWB 16/3/89)
15 marca 1989
W Lhasie obraduje regionalny komitet partii
i omawia sytuację w miecie po wprowadzeniu stanu wojennego. Zastępca sekretarza
Danzim (tyb. Tenzin) mówi: Choć w Lhasie jest obecnie spokojnie, separatyci
działajš nadal. Nie można wykluczyć, że spiskujš w celu wzniecenia kolejnych
zamieszek. Ogłasza też, że następnym etapem pracy będzie propaganda i
edukacja, która wzmocni solidarnoć etnicznš. (SWB 18/3/89)
20 marca 1989
Rzšd TRA ogłasza za porednictwem Radia
Lhasa, że wszystkie filmy, jakie od tej pory będš kręcone przez cudzoziemców
w Tybecie, muszš uzyskać autoryzację władz. (SWB 24/3/89)
21 marca 1989
Władze wydajš rozporzšdzenie, stanowišce, że wszyscy Tybetańczycy, którzy przebywajš w Lhasie, a nie sš jej mieszkańcami i nie wnoszš nic do gospodarczego lub kulturalnego życia miasta, zostanš wydaleni lub potraktowani z całš surowociš. W Lhasie ma przebywać około 40 tys. takich osób w tym pielgrzymi i kupcy z całego Tybetu. (Dziennik Tybetański, 21 marca 1989)
Yan Ming Fu, przewodniczšcy Zjednoczonego
Frontu Chin [Front Jednoci] oskarża Dalajlamę o wysyłanie do Tybetu szkolonych
w Japonii terrorystów. Owiadcza, że włanie informacje o tym spisku były
przyczynš ogłoszenia stanu wojennego. Dodaje, że do Tybetu wysłano też
Europejczyków, którzy mieli zorganizować rozruchy. (Xinhua 21 marca 1989)
22 marca 1989
Generał Zhang Suoshang informuje delegatów
Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych (ZPL), że od wrzenia
1987 doszło w Tybecie do 21 demonstracji lub niepokojów. Generał (ówczesny
komisarz wojskowy TRA) mówi, że podczas marcowych rozruchów uzbrojeni
buntownicy zabili lub ranili ponad 40 policjantów. Trwajšce od 5 do 7
marca rozruchy spowodowały straty w
wysokoci ponad 10 milionów yuanów (1,25 miliona USD). (Zhongguo Xinwen
She; SWB 30/3/89)
31 marca 1989
Burmistrz Lhasy, Loga, mówi na konferencji
prasowej, że w cišgu pierwszych trzech tygodni stanu wojennego aresztowano
300 osób, z których ponad 80 proc. nie ukończyło dwudziestego roku życia.
(International Herald Tribune, 1 kwietnia 1989)
27 sierpnia 1989
Ngapo Ngałang Dzigme, Tybetańczyk stojšcy
najwyżej w hierarchii państwowej, (Powstanie stanowi punkt zwrotny w historii
Tybetu) mówi, że podczas rozruchów niektórzy policjanci łamali dyscyplinę
i, bez rozkazu, otworzyli ogień do niewinnych ludzi. (Dziennik Tybetański,
27 sierpnia 1989)
Padziernik 1989
Rozpoczyna się kampania przewietlania
i dochodzenia, wymierzona w Tybetańczyków podejrzewanych o poglšdy dysydenckie.
Operację nadzorować ma nowy departament, Biuro na rzecz Stabilizowania
Sytuacji, a Wyższy Sšd Ludowy TRA powołuje specjalny wydział dochodzeniowy,
w którego skład wchodzi policja TRA, lhaska policja
miejska, Wyższy Sšd Ludowy oraz lokalne policje dzielnicowe.
11 i 12 padziernika 1989
Spontanicznie zbierajš się mieszkańcy Lhasy,
by uczcić w tradycyjny sposób: palšc kadzidło (sang sol)
i rzucajšc w powietrze campę (lha gjal) przyznanie Pokojowej
Nagrody Nobla Dalajlamie. W zabawie uczestniczy ponad tysišc osób. Nie
ma jednoznacznie politycznych akcentów.
13 padziernika 1989
Najważniejsze departamenty rzšdu organizujš
zebrania, podczas których potępiajš przyznanie Dalajlamie Nagrody Nobla
i wspomniane uroczystoci. Służba bezpieczeństwa dostaje rozkaz aresztowania
osób rzucajšcych campę, gdyż dopuszczajš się one działalnoci kontrrewolucyjnej.
22 padziernika
BBC donosi, że przed paroma dniami Wang
Naiwen, rzecznik regionalnego BBP w Tybecie, powiedział Guyowi Dinmore
z agencji Reuters, że po marcowych demonstracjach aresztowano ponad 400
osób: 320 zwolniono, 63 osšdzono i skazano, a około 20 mniszek wysłano,
bez wyroku, do obozów pracy, w których spędzš do trzech lat.
25 padziernika 1989
Na ulice Lhasy wychodzi ponad tysišc osób.
Pochód prowadzi pięciu mnichów, którzy zostajš aresztowani i skazani, bez
procesu, na trzy lata reedukacji przez pracę. (Dziennik Tybetański,
18 stycznia 1990)
11 listopada 1989
W lhaski hotelu Sunlight rozpoczyna się
szkolenie dla tysišca ledczych, którzy prowadzić będš operację przewietlania
i dochodzenia.
30 listopada 1989
Ngałang Phulczung, trzydziestoletni lider
grupy mnichów z Drepungu, którzy przygotowali Drogocennš Konstytucję,
zostaje skazany na 19 lat więzienia. Mnichów, którzy napisali jeden z najważniejszych
dokumentów politycznych w najnowszej historii Tybetu projekt konstytucji
demokratycznej, władze nazwały szumowinš kół religijnych.
5 grudnia 1989
Ponownie ogłasza się zakaz lha
gjal (rzucania campy) i sang sol,
palenia kadzidła.
4 marca 1990
Przed Dżokhangiem pojawiajš się czołgi,
by zapobiec zamieszkom.
Kwiecień 1990
Na skutek kampanii dochodzeniowej i reedukacyjnej z klasztorów Drepung,
Sera i Ganden zostaje wydalonych 85 mnichów.
Około 150 mniszek musi wrócić do swoich rodzinnych wsi. Większoć z nich
spędziła w więzieniu od czterech do dziewięciu miesięcy po wydarzeniach
marcowych. Na znak protestu klasztory Sera i Drepung opuszcza wielu innych
mnichów.
28 kwietnia 1990
W Lhasie odbywa się wiec, nazwany roboczym
zebraniem w sprawie rozbicia kryminalistów. Czterdziestu trzech Tybetańczyków
zostaje publicznie upokorzonych i pouczonych. (Radio Lhasa 29/4/90; biuro
nasłuchu tybetańskiego rzšdu na wychodstwie)
30 kwietnia 1990
Anonimowy dostojnik partyjny stwierdza, że walka między wywrotowym a antywywrotowym nie zakończy się z uchyleniem stanu wojennego. Partia i rzšd muszš pozostać nieugięte w swojej woli walki. Z wrogimi elementami musimy rozprawić się żelaznš pięciš ludowej dyktatury demokratycznej, dodaje. (Lhasa TV 30/4/90)
O północy zostaje formalnie uchylony stan
wojenny.
5 maja 1990
Spiker Telewizji Lhasa odczytuje tekst
rozporzšdzenia miejskiego BBP z 30 kwietnia 1990, które przypomina wszystkim
mieszkańcom, że wszelkie zgromadzenia publiczne wymagajš zgodny odpowiednich
władz. Wszelkie niepokoje tłumione będš siłš. Rozporzšdzenie upoważnia
policję do bezwzględnego reagowania na działalnoć, która godzi w system
socjalistyczny, ma na celu podzielenie
macierzy lub podkopuje jednoć narodowoci. (SWB 7/5/90)
18 maja 1990
Telewizja Lhasa podaje, że dwaj Tybetańczycy,
Migmar Taszi i Dała, zostali skazani na karę mierci za próbę ucieczki
z więzienia. (SWB 22/5/90)
25 maja 1990
Na ulicach Lhasy pojawiajš się plakaty, które grożš odwetem za stracenie Migmara i Dały: 17 maja zostali straceni Tybetańczycy Migmar Taszi i Dała. (...) Naród tybetański zniósł cierpliwie to i wszystko, co działo się wczeniej, ponieważ pamięta słowa Jego wištobliwoci, który każe nam żyć w pokoju i nie krzywdzić innych. Ale skoro Chińczycy opacznie rozumiejš tę cierpliwoć i bezporednio lub porednio nastajš na życie tybetańskich bojowników o wolnoć, których trzymajš w swoich więzieniach, chińscy władcy dowiedzš się wkrótce, co to znaczy oko za oko. Żaden Tybetańczyk nie zapomni o swoich korzeniach. Odpowiedzialnoć za skutki spadnie na ciebie, chiński najedco. Niech będzie to dla ciebie ostrzeżeniem.
[Podpisano:] Naród tybetański, 25 maja 1990 [TIN Doc1(GG)]
Nie wiadomo o innych ulotkach lub plakatach,
w których grożono by stosowaniem przemocy.
4-9 czerwca 1990
Podczas konferencji regionalnej na temat
nauk politycznych i prawa, sekretarz Hu Jintao mówi, że sytuacja w Tybecie
jest dobra. Niemniej uchylenie stanu wojennego w Lhasie nie oznacza końca
walki z separatyzmem: [Przed nami] jeszcze trudniejsze zadanie: utrzymanie
równowagi społecznej po uchyleniu stanu wojennego. (SWB 12/6/90)
23 sierpnia 1990
Minister Bezpieczeństwa Państwa Jia Chungwang
uznaje sytuację w Tybecie za stabilnš, dodajšc, że trzeba jednak zauważyć,
iż działalnoć konspiracyjna (...) narodowych separatystów (...) stanowi
nadal poważne zagrożenie. (SWB 28/8/90)
25 padziernika 1990
Tybetański dostojnik Dziampel Szerab wygłasza
przemówienie na forum lokalnej OLPKK z okazji otwarcia jej III Zjazdu.
Tybet nie jest już niestabilny. Stopniowo powraca spokój po uchyleniu
stanu wojennego, owiadcza.
Punkt zwrotny w historii Tybetu
Powstanie w Lhasie, które wybuchło 10 marca 1959 roku, było punktem zwrotnym w historii Tybetu. Tysišce Tybetańczyków wyszły na ulice, manifestujšc bezprecedensowš jednoć w walce z władzami chińskimi. Zajcia sprowokowała pogłoska, że Chińczycy chcš uprowadzić Dalajlamę. Wokół jego rezydencji w pałacu Norbulingka zgromadził się tłum, aby go chronić.
Powstanie, które trwało niemal dwa tygodnie, położyło kres zabiegom chińskiego rzšdu centralnego, który próbował zjednać sobie tybetańskie elity i stopniowo wprowadzać reformy socjalistyczne. 23 marca, w dzień po odzyskaniu kontroli nad miastem przez Armię Ludowo-Wyzwoleńczš, nad pałacem Potala po raz pierwszy załopotał czerwony sztandar Chińskiej Republiki Ludowej.
Powstanie wybuchło 10 marca. Pięć dni wczeniej, po Wielkim więcie Modlitwy (Monlam Czenmo), Dalajlama zgodnie z wiekowš tradycjš przeniósł się z zimowej rezydencji w Potali do Norbulingki. 10 marca miał wzišć udział w przedstawieniu teatralnym w koszarach AL-W. Poproszono go, by nie towarzyszył mu zwyczajowy orszak. Młodzi dostojnicy, którym nie udało się skłonić Dalajlamy do zrezygnowania z wizyty, obawiali się, że Chińczycy mogš spróbować uprowadzić go do Pekinu, gdzie łatwiej byłoby nim manipulować. Rozpucili więc pogłoskę, że Chińczycy chcš porwać Dalajlamę. Nie ma żadnych dowodów, które wskazywałyby, że Chińczycy planowali takš akcję. 10 marca przed Letnim Pałacem zgromadził się jednak ogromny tłum Tybetańczyków, pragnšcych chronić swego politycznego i duchowego przywódcę.
Na Barkhorze rozpoczęła się demonstracja poparcia dla Dalajlamy i niepodległoci Tybetu. Tłum atakował tybetańskich i chińskich urzędników. Manifestacja przerodziła się w masowy protest przeciwko chińskim rzšdom w Tybecie.
Przez tydzień Armia Ludowo-Wyzwoleńcza
nie podjęła żadnych kroków w celu stłumienia protestu, jednak 17 marca
zaczęła ostrzeliwać miasto i dokonała pierwszych aresztowań. 20 marca AL-W
otrzymała rozkaz przejęcia kontroli nad miastem, na którego wykonanie potrzebowała
dwóch dni. 23 marca w pałacu Potala wcišgnięto
na maszt flagę ChRL. 28 marca rada państwa ogłosiła rozwišzanie lokalnego
rzšdu tybetańskiego. Zdymisjonowano 18 wysokich urzędników, którzy uciekli
z Dalajlamš. Panczenlama zastšpił nieobecnego Dalajlamę na stanowisku przewodniczšcego
[Komitetu Przygotowawczego] Tybetańskiego
Regionu Autonomicznego; wiceprzewodniczšcym mianowano Ngapo Ngałanga Dzigme,
jednego z sygnatariuszy Siedemnastopunktowej Ugody. (89-letni dzi Ngapo
nadal piastuje honorowy urzšd wiceprzewodniczšcego Ogólnochińskiej Ludowej
Politycznej Konferencji Konsultacyjnej.)
Xinhua, rzšdowa agencja prasowa, podała 28 marca, że po powstaniu aresztowano
ponad cztery tysišce rebeliantów. Przed końcem 1959 roku AL-W kontrolowała
już cały Tybet centralny oraz tybetańskie regiony Khamu i Amdo (przyłšczone
póniej do prowincji Qinghai, Gansu, Sichuan i Yunnan).
Wczesnym rankiem 17 marca w pobliżu rezydencji Dalajlamy wybuchły dwa pociski [modzierzowe]. Wieczorem Dalajlama, przebrany za żołnierza, uciekł z Norbulingki i przedostał się do bazy partyzantów z Khamu w prefekturze Lhokha (Shannan). 30 marca 1959 roku przekroczył granicę z Indiami. Większoć partyzantów z Khamu w tym Gonpo Taszi, przywódca Czterech Rzek, Szeciu Pasm, największej organizacji ruchu oporu również zdecydowała się na opuszczenie kraju. (Gonpo przekroczył granicę 28 kwietnia 1959.) Tybetańscy uchodcy kontynuowali walkę partyzanckš z bazy w [nepalskim] Mustangu do 1974 roku. Po 17 marca w lad za Dalajlamš poszło ponad 80 tys. Tybetańczyków.
W latach 50. rzšd Chin sięgał po wiele pragmatycznych i przekonujšcych metod, by zjednać tybetańskš ludnoć i jej liderów. Chińscy przywódcy uznali, że Tybet centralny (tradycyjnie nazywany U-cangiem) powinien być traktowany inaczej, niż pozostałe regiony ChRL. Obrano tu politykę stopniowych reform społecznych i gospodarczych, które nie burzyły tradycyjnego stylu życia Tybetańczyków. W 1951 roku rzšd Chin i tybetańscy dostojnicy (między innymi Ngapo Ngałang Dzigme) zawarli Siedemnastopunktowš Ugodę, która gwarantowała Tybetowi autonomię, poszanowanie religii i istniejšcego systemu politycznego itd., ale i legitymizowała chińskie rzšdy w Tybecie. Po podpisaniu Ugody armia chińska przerwała operacje militarne i zaczęła zabiegać o wsparcie elit rzšdzšcych oraz budować infrastrukturę. Chińczycy zrozumieli, że nie pozyskajš społeczeństwa, póki nie uzyskajš poparcia rzšdu Tybetu a przede wszystkim Dalajlamy. W centralnym Tybecie próbowano więc, do pewnego stopnia, uprawiać dyplomację.
Niemniej w tybetańskich regionach Khamu i Amdo stosowano bardziej agresywnš strategię, która bezporednio zagrażała tradycyjnemu stylowi życia oraz pozycji, jakš od wieków zajmowały klasztory w społeczeństwie tybetańskim. Obszary te nie były objęte postanowieniami Ugody, realizowano więc tu takie same reformy, jak w całych Chinach. W 1954 roku, pięć lat po utworzeniu Republiki Ludowej, przystšpiono do reformy rolnej, zagrażajšcej ekonomicznemu zapleczu klasztorów, a rok póniej zaczęto osiedlać koczowników. Wszystko to doprowadziło do wybuchu powstania w Khamie i Amdo. Informacje o reformach, które narzucano na tych terenach, docierały do U-cangu wraz z ogromnš falš uchodców, uciekajšcych z Khamu i Amdo. Wielu uchodców znalazło schronienie w Lhokha, gdzie zorganizowali się w Cztery Rzeki, Szeć Pasm. W centralnym Tybecie chiński rzšd starał się postępować bardzo ostrożnie i nie wkraczać w kompetencje Dalajlamy i jego rzšdu. W 1959 roku, mimo braku jednoci wród Tybetańczyków z różnych regionów, antychińskie nastroje były już bardzo silne w całym kraju. Obawa o bezpieczeństwo Dalajlamy stała się katalizatorem powstania przeciwko chińskim rzšdom.
Powstanie położyło kres umiarkowanej polityce chińskich władz w Tybecie. Dalajlama i większoć członków jego rzšdu wybrał wygnanie, trudno więc było zabiegać o ich względy. Zastšpiono ich rzšdem prochińskim, a władze centralne, wspierane przez AL-W, przejęły pełnš kontrolę nad regionem. W trakcie powstania i bezporednio po nim zginęły tysišce ludzi. Tysišce innych aresztowano i, bez procesu, wtršcono do więzień. Tybetańczycy, którzy mieszkajš obecnie za granicš, mówiš o maltretowaniu więniów, straszliwych warunkach i głodzie, które kosztowały życie tysięcy osób wtršconych do więzień i obozów pracy. Chińczycy twierdzš, że tybetańskie klasztory i dzieła sztuki zniszczono póniej, w okresie błędów i wypaczeń rewolucji kulturalnej (1966-76). Z wiarygodnych raportów wynika jednak, że większoci zniszczeń dokonano pod koniec lat 50. i na poczštku 60., gdy Chińczycy tłumili powstanie i rozprawiali się z oddziałami powstańców z Khamu.
Tybetańczyk z Lhokhi, który spędził trzy
lata w więzieniu i dwadziecia lat w obozach pracy za udział w powstaniu,
mówi, że choć Chińczycy wkroczyli do Tybetu po to, by wyzwolić jego mieszkańców,
nie zrobili tego. Chińczycy powtarzali, że kraj jest bardzo zacofany i
że chcš mu pomóc, ale nas trudno oszukać. Przez dziewięć lat próbowalimy
stawić im czoło. Kiedy zorientowali się, że nie przekonajš nas swojš politykš,
posłali na nas wojsko. Kiedy zabili już wszystkich, których chcieli zabić,
i wsadzili do więzień tych, których chcieli w nich zamknš, ogłosili, że
dokonało się pokojowe wyzwolenie Tybetu. Faktycznie ta pokojowoć objawiała
się salwami artyleryjskimi i bombardowaniami z samolotów.
Fragmenty opowieci syna tybetańskiego
dostojnika, który miał 15 lat, gdy aresztowano go w 1959 roku. Następne
22 lata spędził w więzieniach.
19 marca 1959 roku aresztowano mnie z ojcem, który uczestniczył w Zgromadzeniu Narodowym rzšdu tybetańskiego w lhaskim Szol (u podnóża Potali). Miałem wtedy piętnacie lat. Wraz z ponad tysišcem Tybetańczyków, zatrzymanych w tym samym czasie, przewieziono nas do Bhu-zhur, majštku jednej z arystokratycznych rodzin. Spędzilimy tam jednš noc, otoczeni przez uzbrojonych żołnierzy.
W sumie musieli tam trzymać około czterech tysięcy więniów. Następnego dnia znalazłem się w grupie około dwóch tysięcy Tybetańczyków, których przeniesiono do Norbulingki, letniej rezydencji Jego wištobliwoci Dalajlamy, gdzie umieszczono nas w kwaterach straży pałacowej. Spędziłem tam 26 dni. Przesłuchiwano nas, pytano o powstanie. Chińczycy mówili: Jeli powiecie prawdę, okażemy wyrozumiałoć. Mówcie więc wszystko, niczego nie tajšc.
Wszystkich Khampów zabrano do więzień w Khamie, a mieszkańców Lhasy i okolic przeniesiono do oddalonego o 25 km na wschód od Lhasy Ngaczen Lhogkhang [elektrownia].
Normalnie pracowalimy osiem godzin dziennie, ale jeli wydarzyło się co nieprzewidzianego nawet dwanacie. Władze zmuszały więniów do współzawodnictwa. Z jedzeniem nie było le, dostawalimy trzy posiłki dziennie. Budowalimy kanały i tamę, by uruchomić elektrownię na rzece Cangpo.
Więniowie, którzy nie mogli znieć ciężkiej pracy, odbierali sobie życie, rzucajšc się do rzeki. Poraniłem sobie plecy od noszenia wiklinowych koszy z ziemiš. Od kopania miałem rany na rękach. Sam też próbowałem się utopić. Grupy więniów wysyłano też do pracy na pobliskich wzgórzach. Kiedy zasypało tam czternacie osób. Na własne oczy widziałem, jak lawina kamieni zabiła dziewięciu Tybetańczyków. Spędziłem tam 11 miesięcy. W tym czasie przy budowie elektrowni zginęło lub odebrało sobie życie jakie 30-35 osób. Kilka osób, które upokorzono na thamzingach, czyli wiecach walki, postradało zmysły. (...)
[Autor relacji zostaje przeniesiony do nowego oddziału dla więniów, którzy sprawiajš kłopoty. Po siedmiu miesišcach trafia do lhaskiego więzienia BBP (które obecnie znajduje się na wschodnich rubieżach miasta i nazywa się Guca), w którym spędzi rok.]
Tu wielu umarło z głodu. W 1961 roku zaczęło brakować jedzenia. Zaczęto dawać mškę z gjadam [fasola], do której nie bylimy przyzwyczajeni.
Choć w mojej sprawie prowadzono już ledztwo szeciokrotnie, władze chińskie jeszcze raz kazały mi wyznać całš prawdę. Powiedziano mi, że to moja ostatnia szansa. Obiecywali nawet, że w nagrodę polš mnie do dobrej szkoły. Po tygodniu wezwano mnie do komendantury. Władze najwyraniej uznały, że skoro nie mam im nic nowego do powiedzenia, należy mnie wreszcie skazać. W wyroku napisano, że podżegałem Tybetańczyków, porównujšc politykę chińskich komunistów do mokrej skórzanej czapki, która schnšc z czasem się skurczy. Że uczestniczyłem w powstaniu, domagajšc się niepodległoci Tybetu. Że byłem wród osób, które wzywały do nieskładania broni. I że próbowałem uciec z Tybetu, ale zostałem zatrzymany przez AL-W. A więc, choć młody i nieuzdolniony, jest gorszy od swego ojca w kontrrewolucyjnym zacietrzewieniu. Skazuje się go na dziesięć lat więzienia i ciężkich robót oraz pozbawia praw publicznych na cztery lata, brzmiała konkluzja. (...)
[Po wyroku autor wraca do Ngaczen, gdzie wielu więniów jest już wycieńczonych z głodu. Po czterech miesišcach zostaje przeniesiony na rok do cegielni w Netang tu również panuje głód.]
Potem przewieli mnie do Lung Czrang [oddział rolniczy] w Phenpo. Przez następnych pięć lat pracowałem na polu. Trzymali tu około 300 więniów. Uprawialimy głównie dro [pszenica]; codziennie dawali nam jednš gjama i dwa sangi (około 650 g) campy i czarnš herbatę. Niektórzy zjadali wszystko na niadanie i przez cały dzień chodzili głodni.
We wszystkich obozach pracy dzień roboczy powinien trwać osiem godzin, ale często w imię nadzwyczajnych okolicznoci wydłużał się do dziesięciu. Po pracy władze codziennie organizowały wiece, na których nas indoktrynowano i krytykowano elementy kontrrewolucyjne.
Najgorszy był doroczny wiec podsumowujšcy. Wszyscy bali się go bardziej niż najcięższej pracy. Podczas takiego wiecu dokonywano egzekucji, torturowano i wymierzano kary za przewinienia popełnione w cišgu roku. Więniowie, którzy zasłużyli na uznanie władz, mogli liczyć na złagodzenie, a ci, którzy nie zjednali sobie sympatii Chińczyków na podwyższenie wyroku. Taki wiec z reguły trwał miesišc, a nawet półtora miesišca. W tym okresie więniom odbierano paski, sznurówki itd.
[Po wybuchu rewolucji kulturalnej autor zostaje przeniesiony do Poło w południowo-zachodnim Khamie (należšcym do TRA), a potem, latem 1967, do więzienia Phamo Czrang w Njingtri (Lingzhi). 19 marca 1969 zostaje formalnie zwolniony, ale spędza w obozie jeszcze cztery lata, gdyż był skazany na czarnš czapkę. W grudniu 1972 zostaje ponownie aresztowany za napisanie listu, w którym krytykował władze.]
Zdarto ze mnie ubranie, skuto łańcuchami i zwišzano nylonowym sznurem. Sprawiało to nieznony ból. W więzieniu Njingtri torturowano mnie niemal codziennie przez cały rok. Większoć czasu spędziłem w karcerze. Byłem cišgle przesłuchiwany, bity i torturowany. Do dzi mam blizny po tym nylonowym sznurze.
Zwolniono mnie pod koniec grudnia 1973. Z więzienia wyszedłem jednak dopiero w 1981 roku. Przez te trzy lata cinałem drzewa na wzgórzach Njingtri. W tym oddziale trzymano około 600 więniów.
Najgorsze przeżycie w więzieniu? Więzień,
który pracował w kuchni, tak bał się thamzingu, że wskoczył do kotła
z wrzšcš wodš. Oskarżono go o niegospodarnoć. Szło o jaki mieszny
kawałek masła. To było w 1973, gdy zamknęli mnie po raz drugi. Jak już
mówiłem, wielu ludzi odbierało sobie życie.
Poniższe dokumenty prezentujš chińskš wersję
wydarzeń. Pełny tekst tego raportu zamieszczono w A Poisoned
Arrow: The Secret Report of the 10th Panchen Lama, Appendix
B9, TIN 1997.
Komunikat o rebelii, Agencja New China
[NCNA, wersja angielska, Pekin, 28 marca 1959]
Wbrew woli narodu tybetańskiego, zdradzajšc macierz, lokalny rzšd tybetański i spiskujšca z imperializmem reakcyjna klika z wyższych sfer, utworzyły grupę bandytów, którzy 19 marca, nocš, zaatakowali zbrojnie lhaski garnizon AL-W. 22 marca, wykonujšc rozkaz stłumienia rebelii, bohaterskie oddziały AL-W doszczętnie rozbiły siły buntowników. Obecnie AL-W, wspierana przez patriotów z kręgów wieckich i religijnych, niszczy grupy bandytów w innych regionach Tybetu.
Premier Zhou Enlai stanšł na straży narodowej jednoci, wydajšc 28 marca rozkaz, w którym nie tylko nakazuje Dowództwu Tybetańskiego Okręgu Wojskowego i Armii Ludowo-Wyzwoleńczej całkowitš likwidację rebelii, ale i rozwišzuje odpowiedzialny za jej wszczęcie tybetański rzšd lokalny, którego funkcje powierza Komitetowi Przygotowawczemu Tybetańskiego Regionu Autonomicznego.
Zbrojna rebelia lokalnego rzšdu tybetańskiego i reakcyjnej kliki wyższych sfer rozpoczęła się 10 marca. Tego dnia Dalajlama planował udział w przedstawieniu teatralnym, które miało odbyć się w audytorium Dowództwa Tybetańskiego Okręgu Wojskowego AL-W. Propozycja ta wyszła od samego Dalajlamy, który również osobicie wyznaczył tę datę. Jednak zbuntowana klika zaczęła rozpuszczać szalone pogłoski, że Dowództwo Tybetańskiego Okręgu Wojskowego zamierza uwięzić Dalajlamę. Majšc już pretekst, wszczęli zbrojnš rebelię: uwięzili Dalajlamę, wznosili hasła, takie jak Precz z Hanami! i Niepodległoci dla Tybetu, zabili Kanczunga Sonama Ciaco [Khunczug Sonam Gjaco] przeciwnego rebelii tybetańskiego urzędnika z Komitetu Przygotowawczego Tybetańskiego Regionu Autonomicznego, ranili Sampo Cełong-Rentzena [Sampho Tenzin Dhondup], zastępcę dowódcy Tybetańskiego Okręgu Wojskowego i wielu innych. Uzbrojeni rebelianci otoczyli sztab Tybetańskiego Okręgu Wojskowego Armii Ludowo-Wyzwoleńczej oraz biura rzšdu centralnego w Lhasie.
(...) Między majem a czerwcem ubiegłego roku, na polecenie tybetańskiego rzšdu lokalnego i reakcyjnej kliki z wyższych sfer, zbuntowani bandyci zaatakowali Czamdo (chiń. Qamdo), Tengczen (Dinching), Nagczu (Naqu) i Lhokha (Shannan), niszczšc linie komunikacyjne, plšdrujšc, gwałcšc, podpalajšc i mordujšc. Podnieli rękę na przedstawicieli i siły wojskowe Centralnego Rzšdu Ludowego. Centralny Rzšd Ludowy, w duchu narodowej jednoci, wielokrotnie zalecał lokalnemu rzšdowi tybetańskiemu ukaranie elementów wywrotowych oraz przywrócenie spokoju społecznego. Jednak rzšd lokalny i reakcyjna klika z wyższych sfer uznały wielkodusznoć rzšdu centralnego za oznakę słaboci. (...) Skoncentrowawszy w Lhasie poważne siły kontrrewolucyjne, 10 marca wszczęli zbrojnš rebelię, otwarcie depczšc Siedemnastopunktowš Ugodę.
Po wybuchu rebelii Dalajlama trzykrotnie słał listy do przedstawiciela Centralnego Rzšdu Ludowego w Tybecie, w których pisał, że został pojmany przez reakcjonistów i że robi, co w jego mocy, by powstrzymać nielegalne poczynania reakcyjnej kliki. Przedstawiciel rzšdu centralnego przyjšł te zapewnienia z radociš i wyraził nadzieję, że lokalny rzšd Tybetu skoryguje błędnš postawę i wywišże się z obowišzku stłumienia rebelii.
Jednak elementy reakcyjne nie tylko nie okazały cienia skruchy, ale postanowiły zwiększyć zasięg rebelii. Uprowadziwszy Dalajlamę, 19 marca przypuciły atak na stacjonujšce w Lhasie oddziały Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. Nie było już nadziei na pokojowe rozwišzanie. Reakcyjne siły Tybetu postanowiły wkroczyć na drogę swej własnej zagłady.
20 marca o godz. 10.00 oddziały Tybetańskiego Okręgu Wojskowego Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej otrzymały rozkaz ukarania kliki zdrajców, którzy dopucili się ohydnych zbrodni. W cišgu dwóch dni Armia Ludowo-Wyzwoleńcza, wspierana przez patriotycznych mnichów i wieckich Tybetańczyków, doszczętnie rozbiła siły rebeliantów w Lhasie. Do 23-go pojmano ponad cztery tys. rebeliantów i skonfiskowano osiem tys. sztuk broni, 81 lekkich i ciężkich karabinów maszynowych, 27 modzierzy, szeć lekkich armat i dziesięć milionów sztuk amunicji. Poddało się wiele otoczonych przez nasze wojska oddziałów rebelianckich.
Błyskawiczne stłumienie rebelii w Lhasie pokazało, że zdradziecka klika skazana jest na zagładę, a przed tybetańskim ludem otwiera się wietlana przyszłoć. (...) Rzšd centralny polecił oddziałom Armii Ludowo-Wyzwoleńczej stanšć ramię w ramię ze wszystkimi Tybetańczykami, którzy nie brali udziału w rebelii, otoczyć ochronš gospodarcze, religijne i polityczne kręgi Tybetu, szanować przyzwyczajenia, obyczaje i wierzenia religijne ludnoci lokalnej, chronić klasztory lamajskie, instytucje i zabytki kultury oraz stać na straży interesów ludu i porzšdku społecznego. Co się tyczy jeńców i wrogów, którzy sami złożyli broń, niedopuszczalne jest szukanie na nich odwetu, ranienie lub upokarzanie.
Aby całkowicie zniszczyć zbuntowanych bandytów, Rada Państwa nakazała stacjonujšcym w Tybecie oddziałom Armii Ludowo-Wyzwoleńczej przejęcie kontroli wojskowej nad różnymi regionami [kraju]. Zadania Komitetów Kontroli Wojskowej to: stłumienie rebelii; ochrona ludu i przestrzegajšcych chińskiego prawa cudzoziemców; utworzenie z upoważnienia Komitetu Przygotowawczego Tybetańskiego Regionu Autonomicznego i Dowództwa Tybetańskiego Okręgu Wojskowego Armii Ludowo-Wyzwoleńczej struktur administracyjnych różnych szczebli w Regionie Autonomicznym; zorganizowanie uzbrojonych oddziałów samoobrony, w których skład wejdš patriotyczni Tybetańczycy i które zastšpiš starš, składajšcš się z trzech tys. żołnierzy, całkowicie przegniłš, bezużytecznš w walce i, jak się okazało, reakcyjnš armię Tybetu. (...)
Ponieważ Dalajlama, przewodniczšcy Komitetu Przygotowawczego Tybetańskiego Regionu Autonomicznego, jest nadal więziony przez rebeliantów, Rada Państwa postanowiła, że jego obowišzki [czasowo] przejmie Panczen Erdeni [X Panczenlama], obecny wiceprzewodniczšcy [KPTRA]. Ponadto Rada Państwa mianuje wiceprzewodniczšcymi żywego buddę Pebalę Czoliehnamdzie [Phagpalha Gelek Namgjal] oraz Ngapo Ngałanga Dzigme, tybetańskich członków Stałego Komitetu Przygotowawczego Tybetańskiego Regionu Autonomicznego. Ngapo jest obecnie pierwszym sekretarzem. Natychmiast po przywróceniu porzšdku powołane zostanš wszystkie szczeble lokalnych struktur administracyjnych Regionu Autonomicznego, które sprawować będš władzę autonomicznš.
Obecnie kontrolę sprawujš równolegle [struktury] autonomii i Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. Po stłumieniu rebelii i przywróceniu porzšdku autonomia będzie stopniowo zastępować kontrolę wojskowš.
Rebelia sił reakcyjnych i jej stłumienie
otwierajš nowy rozdział w historii Tybetu. Nie ulega wštpliwoci, że imperialici
i reakcja głęboko pomylili się w ocenie sytuacji w Tybecie. Wzniecona przez
nich rebelia nie tylko nie doprowadziła do rozbicia macierzy i regresji
Tybetu, lecz wzmocniła i skonsolidowała narodowš jednoć, przyspieszajšc
nieuchronnš zagładę sił reakcyjnych, proces demokratyzacji Tybetu
oraz ponowne narodziny ludu tybetańskiego.
(od jego utworzenia do zlikwidowania baz partyzanckich w Mustangu)
1954
Reforma rolna w Khamie i Amdo. Zorganizowany
ruch oporu powstaje pod koniec roku. Władze próbujš konfiskować broń, co
zwiększa tylko zaciekłoć protestów.
1955-56
Wysoka fala kolektywizacji w Chinach.
Mniejszoci narodowe (z wyjštkiem Tybetu centralnego) majš przejć takie
same reformy socjalistyczne, jak całe Chiny.
1955
Reformy demokratyczne w Khamie i Amdo. Pierwsze próby osiedlania koczowników.
1955-56
We wschodnim Tybecie sporadyczne protesty
przeradzajš się w powstanie. Władze uciekajš się do coraz intensywniejszych
rodków przymusu. Dochodzi do coraz częstszych ataków na chiński personel
i placówki. W Khamie wybucha powstanie Kanding (Dharcedo), które zostaje
stłumione w 1956. Chińczycy bombardujš klasztory, w których szukajš schronienia
powstańcy i uchodcy. Walki toczš się już w całym wschodnim Tybecie. W
centralnym Tybecie i Indiach pojawiajš
się pierwsi uchodcy.
1956
Poczštek zaangażowania CIA.
Luty-marzec 1956
Podczas Wielkiego więta Modlitwy (Monlam
Czenmo) w Lhasie pojawiajš się antychińskie plakaty i ulotki.
1956
Dalajlama składa wizytę w Indiach z okazji
2500. rocznicy urodzin Buddy. Władze chińskie obawiajš się, że może nie
wrócić do Tybetu. Niektóre kręgi tybetańskiej diaspory liczš, że zostanie
w Indiach, zacznie zabiegać o wsparcie społecznoci międzynarodowej, zwłaszcza
Stanów Zjednoczonych, i odrzuci Siedemnastopunktowš
Ugodę.
Marzec 1957
Dalajlama wraca do Lhasy. Rzšd Chin zawiesza
wprowadzanie reform. Częć chińskich przywódców krytykuje szowinizm kadr
Han w Tybecie.
Maj 1957
Grupa kupców z Khamu, w tym Gonpo Taszi, sponsoruje rytualne modlitwy
o
długie życie Dalajlamy. We wszystkich regionach Tybetu zbiera się datki
na złoty tron, który ma zostać ofiarowany Dalajlamie.
Lipiec 1957
W Norbulingce odbywa się uroczysta ceremonia
ofiarowania złotego tronu Dalajlamie. Ceremonia ma znaczenie religijne
i polityczne. Ofiarodawcy stanowiš najważniejszš grupę w ruchu oporu.
Koniec 1957
Khampowie zaczynajš atakować chińskie garnizony
i ekipy pracujšce przy budowie dróg.
1957-58
W Chinach rusza kampania walki z prawicowymi odchyleniami. Umiarkowani
przywódcy w Tybecie, którzy ostrzegali przed szowinizmem Hanów, zostajš
oskarżeni o podsycanie nacjonalizmu.
Poczštek 1958
Ponad 15 tys. rodzin uchodców szuka schronienia
w Lhasie i jej okolicach. Wielu kieruje się do Lhokhi, gdzie powstaje największa
organizacja ruchu oporu Cztery Rzeki, Szeć Pasm. Zrzesza głównie Khampów,
na jej czele stoi Gompo Taszi.
Lipiec 1958
CIA organizuje pierwsze zrzuty broni dla
powstańców.
Poczštek 1959
W całym Tybecie dochodzi do wystšpień przeciwko
chińskim rzšdom.
Luty-marzec 1959
Wielkie więto Modlitwy (Monlam Czenmo),
podczas którego Dalajlama składa publiczny egzamin na tytuł gesze [doktor
filozofii buddyjskiej].
3 marca 1959
Wyrocznia Neczung mówi, że Dalajlama powinien
pozostać w Lhasie.
5 marca 1959
Ostatni dzień Monlamu. Dalajlama przenosi
się do pałacu letniego, Norbulingki.
7 marca 1959
Dalajlama godzi się na udział w przedstawieniu
teatralnym w Sztabie Głównym AL-W, które ma odbyć się 10 marca.
9 marca 1959
Dalajlama ogłasza, że wemie udział we
wspomnianym przedstawieniu. Dochodzi do nieporozumień protokolarnych
Dalajlama ma być sam, bez straży przybocznej oraz tradycyjnego orszaku
urzędników i ministrów. Urzędnicy niższego szczebla, powołujšc się na słowa
wyroczni, obawiajš się, że Chińczycy
mogš uwięzić Dalajlamę i np. zmusić do wzięcia udziału w zjedzie Ogólnochińskiego
Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych, który ma odbyć się w kwietniu w
Pekinie. Bezskutecznie namawiajš Dalajlamę do odwołania wizyty w Sztabie
Głównym. Rozpuszczajš pogłoski, że
Chińczycy planujš porwanie Dalajlamy.
10 marca 1959
O 10 rano przed Norbulingkš gromadzi się
tłum Tybetańczyków, którzy żšdajš widzenia z Dalajlamš. Tłum atakuje tybetańskich
urzędników podejrzewanych o prochińskie sympatie. Sampho, jeden z sygnatariuszy
Siedemnastopunktowej Ugody piastujšcy wysokie stanowisko w Tybetańskiej
Komisji Wojskowej, pojawia się przed Norbulingkš w mundurze AL-W i zostaje
zaatakowany. Inny dostojnik, Khunczug Sonam Gjaco, który ma na sobie chiński
uniform, zostaje pobity na mierć.
Demonstranci przenoszš się do centrum miasta. Mniejsza grupa zostaje pod
Norbulingkš. Tłum wznosi barykady na drogach do letniego pałacu.
12 marca 1959
W Szol, wiosce u podnóża Potali, zbiera
się około 50 tybetańskich urzędników, którzy popierajš powstanie. Mianujš
się Zgromadzeniem Ludowym. Przez Lhasę przetacza się demonstracja kobiet.
Kaszag zezwala na wydawanie broni z arsenałów rzšdowych.
13 marca 1959
W Szol gromadzš się tysišce Tybetańczyków.
Mówcy krytykujš Chińczyków i domagajš się przywrócenia niepodległoci Tybetu.
Tłum żšda wypowiedzenia Siedemnastopunktowej Ugody.
17 marca 1959
Chińska armia ostrzeliwuje na postrach
kilka punktów w miecie. Rankiem dwa pociski wybuchajš obok Norbulingki.
Wieczorem Dalajlama potajemnie ucieka z pałacu.
20 marca 1959
AL-W dostaje rozkaz odzyskania kontroli nad miastem.
20-22 marca 1959
W miecie trwajš walki.
23 marca 1959
Nad Potalš pojawia się chińska flaga. Chińskie
media donoszš, że nad miastem łopoce na wietrze chiński sztandar, symbol
wiatłoci szczęcia, witajšc nowe narodziny tego starożytnego miasta.
[SWB 1959, nr 859, s. 2]
28 marca 1959
Chiński rzšd wydaje owiadczenie podpisane przez premiera Zhou Enlaia, w którym stwierdza, że rebelia przekreliła Siedemnastopunktowš Ugodę. Lokalny rzšd Tybetu zostaje rozwišzany.
Dalajlama uzyskuje potwierdzenie, że rzšd Indii gotów jest udzielić mu azylu. Premier Jawaharlal Nehru podejmuje tę decyzję wbrew radom wielu członków swego rzšdu.
Tybet opuszcza przywódca powstańców Gonpo
Taszi.
30 marca 1959
Dalajlama przekracza granicę Indii.
1960
AL-W odzyskuje kontrolę nad całym terytorium
Tybetu. CIA pomaga Tybetańczykom w założeniu baz partyzanckich w Mustangu.
1960-62
Ponad 150 Tybetańczyków zostaje przeszkolonych
w bazach CIA w Stanach Zjednoczonych.
1965
CIA informuje Tybetańczyków, że fundusze
na tę operację będš stopniowo ograniczane. W 1968 roku wycofuje się całkowicie.
1973
Rzšd Nepalu domaga się, by Tybetańczycy złożyli broń i zlikwidowali bazy w Mustangu.
Dalajlama wydaje polecenie złożenia broni
partyzantom z Mustangu. Zbrojny ruch oporu przestaje istnieć.