Od chwili przybycia do Stanów Zjednoczonych jestem pod ogromnym wrażeniem dobroci i solidarnoci, jakš wielu Amerykanów spontanicznie okazuje Jego wištobliwoci Dalajlamie i sprawie Tybetu. Potrzebuję czasu na dostosowanie się do nowej dla mnie atmosfery wolnoci, ponieważ wychowywałam się w kraju autorytarnym, w którym wolnoć można znaleć tylko we własnym sercu.
Moja obecnoć tutaj jest dowodem na to, że kiedy Stany Zjednoczone domagajš się przestrzegania praw człowieka, uginajš się nawet potężne kraje. Na podstawie własnego, skromnego dowiadczenia mogę powiedzieć, że strażnicy z Drapczi wiedzieli, iż moja sprawa jest przedmiotem zainteresowania społecznoci międzynarodowej, i że ich stosunek do mnie uległ zmianie. Obchodzili się ze mnš ostrożniej. Nie ulega wštpliwoci, że to z powodu międzynarodowej presji zwolniono mnie na wiele lat przed terminem.
Dowiedziałam się, że Phuncog Njidrol, mniszka, z którš odbywałam wyrok, została zwolniona 26 lutego 2004 roku na skutek konsekwentnych nacisków Stanów Zjednoczonych i innych wolnych państw na rzšd Chin. Mam nadzieję, że będę się z niš mogła wkrótce zobaczyć – że po raz pierwszy spotkamy się jako ludzie wolni.
Koledzy z International Campaign for Tibet przeczytali mi raport Departamentu Stanu o prawach człowieka w Tybecie. Kiedy słyszę o niesprawiedliwociach, które przysparzajš cierpień moim rodakom, przepełnia mnie żarliwe pragnienie uczynienia czego, co mogłoby im pomóc. Mam nadzieję, że poczujecie Państwo również ich obecnoć, gdy będę tu opowiadać o moich dowiadczeniach. Moje przeżycia sš w dużej mierze również ich historiš.
Po raz pierwszy zatrzymano mnie w 1990 roku za udział w małej demonstracji, do której doszło w trakcie uroczystoci przed pałacem Norbulingka w Lhasie. Byłam wówczas dwunastoletniš mniszkš. Modliłymy się o długie życie Jego wištobliwoci Dalajlamy i domagałymy się wolnoci w Tybecie. Za korzystanie z wolnoci słowa przez dziewięć miesięcy więziono mnie, nie stawiajšc żadnych zarzutów, w areszcie ledczym Guca. Po zwolnieniu nie pozwolono mi wrócić do klasztoru.
W 1992 roku aresztowano mnie ponownie za udział w niepodległociowej demonstracji w Lhasie, w której uczestniczyły mniszki z Garu i kilku mnichów klasztoru Gaden. Skazano mnie na trzy lata Drapczi za „podżeganie do działalnoci wywrotowej i separatystycznej”.
W 1993 roku mojš karę podwyższono o szeć lat za nagranie pieni o Jego wištobliwoci Dalajlamie i wolnoci Tybetu. Nagrało je 14 mniszek. Tamę przemycono z Drapczi, by dodawała otuchy naszym rodakom. W końcu dotarła nawet za granicę. W 1995 roku Grupa Robocza ONZ ds. Arbitralnych Uwięzień orzekła, że jestem więziona bezprawnie, ponieważ ukarano mnie za korzystanie z prawa do swobodnego wyrażania opinii. Grupa Robocza zwróciła się do Chin o naprawienie tej sytuacji i stosowanie się do zasad Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, a oni zamiast tego podwyższyli mój wyrok.
W 1996 roku mojš karę podniesiono o osiem lat, oskarżajšc mnie o demonstrowanie w więzieniu. W 1998 roku po oskarżeniu kilkorga z nas o udział w protecie mój wyrok podwyższono po raz trzeci, tym razem o szeć lat. Moja łšczna kara wzrosła do 21 lat.
Od pierwszego zatrzymania chińscy urzędnicy używali różnych narzędzi tortur, żeby złamać mego ducha. Poddawano mnie fizycznym i psychicznym torturom, bym wyrzekła się Jego wištobliwoci Dalajlamy i aspiracji mego narodu. Innych więniów politycznych i mnie rażono pršdem z rozmaitych pałek elektrycznych w najwrażliwsze częci ciała, takie jak usta, pachy i dłonie. Okładano nas rurami, trzcinami i pałkami różnej wielkoci oraz grubymi, skórzanymi pasami z ciężkimi klamrami. Bylimy bici i kopani przez strażników, którzy ćwiczyli sztuki walki. Inne mniszki i mnie wieszano na długi czas za wykręcone na plecach ręce; kazano nam stać bez ruchu w palšcych promieniach słońca lub na mrozie i bito, gdy upadałymy z goršca lub wyczerpania. Kazano nam cigać się dla rozrywki strażników; rzucano w nas kamieniami i bito, kiedy biegłymy zbyt wolno lub pomyliłymy słowa chińskich piosenek, do których piewania nas zmuszano. Tygodniami byłam więziona w karcerze, ponieważ nie godziłam się z kłamstwami i karami moich oprawców. Tortury i maltretowanie zaczęły się, gdy byłam trzynastoletnim dzieckiem, i trwały przez większš częć mego pobytu w więzieniu.
W 1992 roku byłam wiadkiem torturowania wszystkich innych więniów politycznych. W 1996 roku, gdy Phuncog Pemę i mnie wtršcono do małej celi, dowiedziałymy się, że więniów z oddziału pištego, między innym Ngałanga Phulczunga, torturowano tylko dlatego, że zwrócili się do wyższych urzędników w sprawie mierci współwięnia, który zmarł na skutek tortur.
Chińczycy twierdzš, że Tybetańczycy korzystajš z wolnoci religii, ale z raportu Departamentu Stanu wynika, że tak nie jest. Bo to nieprawda. W każdej chwili grożš nam przeladowania za praktykowanie religii i wiarę w naszego duchowego nauczyciela. Nie możemy oddawać czci naszemu przywódcy Jego wištobliwoci Dalajlamie, modlić się o jego długie życie ani praktykować zalecanych przezeń rytuałów. To ogromnie smutne, że jak wynika z raportu Departamentu Stanu, władze chińskie rozbijajš orodki naszej religii i kultury w Khamie, we wschodnim Tybecie, którym do tej pory udawało się unikać brutalnych represji wprowadzonych wczeniej w większoci regionów naszego kraju. Władze chińskie atakujš buddyzm tybetański wszelkimi dostępnymi rodkami i z każdym dniem ronie zagrożenie dla naszej drogocennej, jedynej w swoim rodzaju kultury.
Nie zdziwi Państwa, gdy powiem, że w więzieniach sytuacja jest jeszcze gorsza, ponieważ tam nie ma żadnych praw. Ludzi karano w nich już za samš modlitwę, gdyż więniom nie wolno praktykować religii. Pięć mniszek z klasztoru Szugseb – Palden Czedak, Dzigme Jangczen, Łoser Czokji, Jangzom i Czimi Dekji – odliczało kiedy w Drapczi mani na zrobionych z ciasta różańcach. Kiedy się to wydało, zostały pobite przez strażników. Kazano im biegać wokół dziedzińca, dla „zachęty” ciskajšc w nie kamieniami, a na koniec, by upokorzyć je jeszcze dotkliwiej, zmuszono do zjedzenia różańców.
Choć próbowano uniemożliwić nam praktykowanie religii, Drapczi stało się naszym klasztorem. Więzienni strażnicy byli nam guru. Budda nauczał, że wróg jest najlepszym nauczycielem, ponieważ dopiero w obliczu okrucieństwa można sprawdzić skutecznoć praktyki rozwijania współczucia wobec wszystkich istot. Wraz z innymi mniszkami piewałam pieni o radoci, jakš budzi w nas sposobnoć pogłębiania współczucia podczas tortur. Żadne cierpienia nie złamały naszego ducha. Nigdy nie utraciłymy wiary w przywództwo Jego wištobliwoci Dalajlamy ani w moc naszych duchowych zobowišzań.
Głęboko porusza mnie zainteresowanie, jakie okazała mojej sprawie społecznoć międzynarodowa, ponieważ jest zwykłym człowiekiem. Jestem prostš, jedzšcš campę Tybetankš, którš popchnęły do zrobienia czego symbolicznego potworne czyny Chińczyków. Uczyniłam to, co zrobiłby każdy członek społecznoci, której odebrano godnoć i szacunek. Serce każdego Tybetańczyk kraje się, gdy słyszy oskarżenia pod adresem naszego niezrównanego przywódcy Jego wištobliwoci Dalajlamy i gdy odbiera się nam nasze fundamentalne prawa. Sytuacja polityczna w Tybecie i represyjna polityka władz nie pozwalajš jednak Tybetańczykom na okazywanie prawdziwych uczuć. W naszych ciałach płonie ogień, ale nie omielamy się pokazać dymu.
Jak już mówiłam, nie mam wštpliwoci, że zostałam zwolniona i odzyskałam wolnoć dzięki zainteresowaniu społecznoci międzynarodowej. Uczšc się korzystać z owej wolnoci, wcišż niepokoję się o los wielu tybetańskich więniów politycznych. Proszę was, dobrych ludzi, bycie pomogli im odzyskać wolnoć. Chciałabym, żebycie pamiętali szczególnie o dwóch kobietach, z którymi byłam więziona w Drapczi – o Pekji i Namdol. Bardzo niepokoi mnie stan ich zdrowia; wzywam was o doprowadzenie do ich jak najszybszego zwolnienia.
Niepokoi mnie również los byłych więniów, na przykład Phuncog Njidrol, których po zwolnieniu czeka bardzo trudne życie. Po wypuszczeniu z więzienia, choć wolna od krat, byłam odcięta od społecznoci tybetańskiej. Byłej więniarce politycznej prawo zakazuje powrotu do klasztoru, nie mogłam też znaleć żadnej pracy. Były więzień polityczny nie może nawet zamiatać ulic. Bez pomocy rodziny nie miałabym gdzie mieszkać i co jeć ani nie mogłabym liczyć na opiekę lekarskš. Niemal wszyscy byli więniowie zmagajš się z podobnymi problemami; żyjš w cieniu, bez żadnego wsparcia. Wielu musi żebrać. Wielu ryzykuje życiem, uciekajšc z Tybetu w poszukiwaniu jakiejkolwiek nadziei na przyszłoć. Ci ludzie powięcili tyle dla wolnoci i płacš za to najwyższš cenę. Proszę was również o zainteresowanie się ich losem.
Kiedy przybyłam do Stanów Zjednoczonych, moim największym marzeniem było ujrzenie Jego wištobliwoci Dalajlamy. Nie umiem opisać radoci, jakš dało mi zobaczenie Jego wištobliwoci w dobrym zdrowiu i otrzymanie jego błogosławieństwa. Codziennie modlę się, by zabiegi Jego wištobliwoci Dalajlamy o rozwišzanie problemu Tybetu przyniosły rezultat. Zastosuję się do każdej rady Jego wištobliwoci, bym mogła w jakkolwiek sposób przysłużyć się spełnieniu jego życzeń tyczšcych słusznej sprawy Tybetu. Tybetańczycy w Tybecie niecierpliwie czekajš na dzień, w którym dane im będzie zobaczyć godny i wolny powrót ich ukochanego przywódcy do naszej ojczyzny.
Jako Tybetanka jestem głęboko wdzięczna Stanom Zjednoczonym za popieranie wysiłków Jego wištobliwoci Dalajlamy, których celem jest wynegocjowanie rozstrzygnięcia sprawy Tybetu. Wzywam Państwa do kontynuowania owego poparcia. Jego wištobliwoć Dalajlama jest jedynš osobš, którš Tybetańczycy darzš wiarš i wiernociš – i naszš jedynš nadziejš na wolnoć w Tybecie.
Dziękuję za możliwoć wygłoszenia owiadczenia na forum Kongresu Stanów Zjednoczonych. Mam nadzieję, że moje słowa przyczyniš się do czego.