Ngałang Sangdrol
Komisja Spraw Zagranicznych Kongresu USA, 10 marca 2004

Nazywam się Ngałang Sangdrol. Mam 27 lat. Od ósmego roku życia byłam mniszkš klasztoru Garu w Tybecie. W wieku lat 11 wraz z innymi mniszkami zaczęłam protestować przeciwko chińskim rzšdom w naszym kraju. Cztery lata póŸniej trafiłam do lhaskiego więzienia Drapczi, w którym spędziłam większš częœć życia. Przez 11 lat byłam torturowana i systematycznie maltretowana w więzieniu i podczas przesłuchań. W paŸdzierniku 2002 roku zwolniono mnie warunkowo za dobre sprawowanie – na dziewięć lat przed zakończeniem wyroku i na kilka dni przed spotkaniem prezydenta Chin z prezydentem Bushem na jego ranczu w Teksasie. Pięć miesięcy póŸniej wsadzono mnie do samolotu i wysłano na leczenie do Stanów Zjednoczonych. Ludzie, którzy widzieli, jak wchodzę na pokład, mówiš, że nie obejrzałam się za siebie. W zeszłym tygodniu, niemal dokładnie rok po wylšdowaniu na lotnisku Reagana, dowiedziałam się, że przyznano mi azyl polityczny.

Rozmiar: 81608 bajtów

Chciałabym zaczšć od podziękowania Państwu i, za waszym poœrednictwem, wszystkim Amerykanom, za to, co robicie dla narodu tybetańskiego. Dziękuję. Zaproszenie do wystšpienia w Kongresie Stanów Zjednoczonych jest dla mnie niewyobrażalnym zaszczytem. Dla Tybetańczyków to bardzo ważny dzień, bowiem 10 marca 1959 roku powstali oni przeciwko chińskim rzšdom w naszym kraju. Co rok Jego Œwištobliwoœć Dalajlama wygłasza w tym dniu orędzie do naszego narodu. W tym roku po raz pierwszy mogłam wysłuchać tego przesłania. Dziękuję wam za ten dar.

Od chwili przybycia do Stanów Zjednoczonych jestem pod ogromnym wrażeniem dobroci i solidarnoœci, jakš wielu Amerykanów spontanicznie okazuje Jego Œwištobliwoœci Dalajlamie i sprawie Tybetu. Potrzebuję czasu na dostosowanie się do nowej dla mnie atmosfery wolnoœci, ponieważ wychowywałam się w kraju autorytarnym, w którym wolnoœć można znaleŸć tylko we własnym sercu.

Moja obecnoœć tutaj jest dowodem na to, że kiedy Stany Zjednoczone domagajš się przestrzegania praw człowieka, uginajš się nawet potężne kraje. Na podstawie własnego, skromnego doœwiadczenia mogę powiedzieć, że strażnicy z Drapczi wiedzieli, iż moja sprawa jest przedmiotem zainteresowania społecznoœci międzynarodowej, i że ich stosunek do mnie uległ zmianie. Obchodzili się ze mnš ostrożniej. Nie ulega wštpliwoœci, że to z powodu międzynarodowej presji zwolniono mnie na wiele lat przed terminem.

Dowiedziałam się, że Phuncog Njidrol, mniszka, z którš odbywałam wyrok, została zwolniona 26 lutego 2004 roku na skutek konsekwentnych nacisków Stanów Zjednoczonych i innych wolnych państw na rzšd Chin. Mam nadzieję, że będę się z niš mogła wkrótce zobaczyć – że po raz pierwszy spotkamy się jako ludzie wolni.

Koledzy z International Campaign for Tibet przeczytali mi raport Departamentu Stanu o prawach człowieka w Tybecie. Kiedy słyszę o niesprawiedliwoœciach, które przysparzajš cierpień moim rodakom, przepełnia mnie żarliwe pragnienie uczynienia czegoœ, co mogłoby im pomóc. Mam nadzieję, że poczujecie Państwo również ich obecnoœć, gdy będę tu opowiadać o moich doœwiadczeniach. Moje przeżycia sš w dużej mierze również ich historiš.

Po raz pierwszy zatrzymano mnie w 1990 roku za udział w małej demonstracji, do której doszło w trakcie uroczystoœci przed pałacem Norbulingka w Lhasie. Byłam wówczas dwunastoletniš mniszkš. Modliłyœmy się o długie życie Jego Œwištobliwoœci Dalajlamy i domagałyœmy się wolnoœci w Tybecie. Za korzystanie z wolnoœci słowa przez dziewięć miesięcy więziono mnie, nie stawiajšc żadnych zarzutów, w areszcie œledczym Guca. Po zwolnieniu nie pozwolono mi wrócić do klasztoru.

W 1992 roku aresztowano mnie ponownie za udział w niepodległoœciowej demonstracji w Lhasie, w której uczestniczyły mniszki z Garu i kilku mnichów klasztoru Gaden. Skazano mnie na trzy lata Drapczi za „podżeganie do działalnoœci wywrotowej i separatystycznej”.

W 1993 roku mojš karę podwyższono o szeœć lat za nagranie pieœni o Jego Œwištobliwoœci Dalajlamie i wolnoœci Tybetu. Nagrało je 14 mniszek. Taœmę przemycono z Drapczi, by dodawała otuchy naszym rodakom. W końcu dotarła nawet za granicę. W 1995 roku Grupa Robocza ONZ ds. Arbitralnych Uwięzień orzekła, że jestem więziona bezprawnie, ponieważ ukarano mnie za korzystanie z prawa do swobodnego wyrażania opinii. Grupa Robocza zwróciła się do Chin o naprawienie tej sytuacji i stosowanie się do zasad Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, a oni zamiast tego podwyższyli mój wyrok.

W 1996 roku mojš karę podniesiono o osiem lat, oskarżajšc mnie o demonstrowanie w więzieniu. W 1998 roku po oskarżeniu kilkorga z nas o udział w proteœcie mój wyrok podwyższono po raz trzeci, tym razem o szeœć lat. Moja łšczna kara wzrosła do 21 lat.

Od pierwszego zatrzymania chińscy urzędnicy używali różnych narzędzi tortur, żeby złamać mego ducha. Poddawano mnie fizycznym i psychicznym torturom, bym wyrzekła się Jego Œwištobliwoœci Dalajlamy i aspiracji mego narodu. Innych więŸniów politycznych i mnie rażono pršdem z rozmaitych pałek elektrycznych w najwrażliwsze częœci ciała, takie jak usta, pachy i dłonie. Okładano nas rurami, trzcinami i pałkami różnej wielkoœci oraz grubymi, skórzanymi pasami z ciężkimi klamrami. Byliœmy bici i kopani przez strażników, którzy ćwiczyli sztuki walki. Inne mniszki i mnie wieszano na długi czas za wykręcone na plecach ręce; kazano nam stać bez ruchu w palšcych promieniach słońca lub na mrozie i bito, gdy upadałyœmy z goršca lub wyczerpania. Kazano nam œcigać się dla rozrywki strażników; rzucano w nas kamieniami i bito, kiedy biegłyœmy zbyt wolno lub pomyliłyœmy słowa chińskich piosenek, do których œpiewania nas zmuszano. Tygodniami byłam więziona w karcerze, ponieważ nie godziłam się z kłamstwami i karami moich oprawców. Tortury i maltretowanie zaczęły się, gdy byłam trzynastoletnim dzieckiem, i trwały przez większš częœć mego pobytu w więzieniu.

W 1992 roku byłam œwiadkiem torturowania wszystkich innych więŸniów politycznych. W 1996 roku, gdy Phuncog Pemę i mnie wtršcono do małej celi, dowiedziałyœmy się, że więŸniów z oddziału pištego, między innym Ngałanga Phulczunga, torturowano tylko dlatego, że zwrócili się do wyższych urzędników w sprawie œmierci współwięŸnia, który zmarł na skutek tortur.

Chińczycy twierdzš, że Tybetańczycy korzystajš z wolnoœci religii, ale z raportu Departamentu Stanu wynika, że tak nie jest. Bo to nieprawda. W każdej chwili grożš nam przeœladowania za praktykowanie religii i wiarę w naszego duchowego nauczyciela. Nie możemy oddawać czci naszemu przywódcy Jego Œwištobliwoœci Dalajlamie, modlić się o jego długie życie ani praktykować zalecanych przezeń rytuałów. To ogromnie smutne, że jak wynika z raportu Departamentu Stanu, władze chińskie rozbijajš oœrodki naszej religii i kultury w Khamie, we wschodnim Tybecie, którym do tej pory udawało się unikać brutalnych represji wprowadzonych wczeœniej w większoœci regionów naszego kraju. Władze chińskie atakujš buddyzm tybetański wszelkimi dostępnymi œrodkami i z każdym dniem roœnie zagrożenie dla naszej drogocennej, jedynej w swoim rodzaju kultury.

Nie zdziwi Państwa, gdy powiem, że w więzieniach sytuacja jest jeszcze gorsza, ponieważ tam nie ma żadnych praw. Ludzi karano w nich już za samš modlitwę, gdyż więŸniom nie wolno praktykować religii. Pięć mniszek z klasztoru Szugseb – Palden Czedak, Dzigme Jangczen, Łoser Czokji, Jangzom i Czimi Dekji – odliczało kiedyœ w Drapczi mani na zrobionych z ciasta różańcach. Kiedy się to wydało, zostały pobite przez strażników. Kazano im biegać wokół dziedzińca, dla „zachęty” ciskajšc w nie kamieniami, a na koniec, by upokorzyć je jeszcze dotkliwiej, zmuszono do zjedzenia różańców.

Choć próbowano uniemożliwić nam praktykowanie religii, Drapczi stało się naszym klasztorem. Więzienni strażnicy byli nam guru. Budda nauczał, że wróg jest najlepszym nauczycielem, ponieważ dopiero w obliczu okrucieństwa można sprawdzić skutecznoœć praktyki rozwijania współczucia wobec wszystkich istot. Wraz z innymi mniszkami œpiewałam pieœni o radoœci, jakš budzi w nas sposobnoœć pogłębiania współczucia podczas tortur. Żadne cierpienia nie złamały naszego ducha. Nigdy nie utraciłyœmy wiary w przywództwo Jego Œwištobliwoœci Dalajlamy ani w moc naszych duchowych zobowišzań.

Głęboko porusza mnie zainteresowanie, jakie okazała mojej sprawie społecznoœć międzynarodowa, ponieważ jest zwykłym człowiekiem. Jestem prostš, jedzšcš campę Tybetankš, którš popchnęły do zrobienia czegoœ symbolicznego potworne czyny Chińczyków. Uczyniłam to, co zrobiłby każdy członek społecznoœci, której odebrano godnoœć i szacunek. Serce każdego Tybetańczyk kraje się, gdy słyszy oskarżenia pod adresem naszego niezrównanego przywódcy Jego Œwištobliwoœci Dalajlamy i gdy odbiera się nam nasze fundamentalne prawa. Sytuacja polityczna w Tybecie i represyjna polityka władz nie pozwalajš jednak Tybetańczykom na okazywanie prawdziwych uczuć. W naszych ciałach płonie ogień, ale nie oœmielamy się pokazać dymu.

Jak już mówiłam, nie mam wštpliwoœci, że zostałam zwolniona i odzyskałam wolnoœć dzięki zainteresowaniu społecznoœci międzynarodowej. Uczšc się korzystać z owej wolnoœci, wcišż niepokoję się o los wielu tybetańskich więŸniów politycznych. Proszę was, dobrych ludzi, byœcie pomogli im odzyskać wolnoœć. Chciałabym, żebyœcie pamiętali szczególnie o dwóch kobietach, z którymi byłam więziona w Drapczi – o Pekji i Namdol. Bardzo niepokoi mnie stan ich zdrowia; wzywam was o doprowadzenie do ich jak najszybszego zwolnienia.

Niepokoi mnie również los byłych więŸniów, na przykład Phuncog Njidrol, których po zwolnieniu czeka bardzo trudne życie. Po wypuszczeniu z więzienia, choć wolna od krat, byłam odcięta od społecznoœci tybetańskiej. Byłej więŸniarce politycznej prawo zakazuje powrotu do klasztoru, nie mogłam też znaleŸć żadnej pracy. Były więzień polityczny nie może nawet zamiatać ulic. Bez pomocy rodziny nie miałabym gdzie mieszkać i co jeœć ani nie mogłabym liczyć na opiekę lekarskš. Niemal wszyscy byli więŸniowie zmagajš się z podobnymi problemami; żyjš w cieniu, bez żadnego wsparcia. Wielu musi żebrać. Wielu ryzykuje życiem, uciekajšc z Tybetu w poszukiwaniu jakiejkolwiek nadziei na przyszłoœć. Ci ludzie poœwięcili tyle dla wolnoœci i płacš za to najwyższš cenę. Proszę was również o zainteresowanie się ich losem.

Kiedy przybyłam do Stanów Zjednoczonych, moim największym marzeniem było ujrzenie Jego Œwištobliwoœci Dalajlamy. Nie umiem opisać radoœci, jakš dało mi zobaczenie Jego Œwištobliwoœci w dobrym zdrowiu i otrzymanie jego błogosławieństwa. Codziennie modlę się, by zabiegi Jego Œwištobliwoœci Dalajlamy o rozwišzanie problemu Tybetu przyniosły rezultat. Zastosuję się do każdej rady Jego Œwištobliwoœci, bym mogła w jakkolwiek sposób przysłużyć się spełnieniu jego życzeń tyczšcych słusznej sprawy Tybetu. Tybetańczycy w Tybecie niecierpliwie czekajš na dzień, w którym dane im będzie zobaczyć godny i wolny powrót ich ukochanego przywódcy do naszej ojczyzny.

Jako Tybetanka jestem głęboko wdzięczna Stanom Zjednoczonym za popieranie wysiłków Jego Œwištobliwoœci Dalajlamy, których celem jest wynegocjowanie rozstrzygnięcia sprawy Tybetu. Wzywam Państwa do kontynuowania owego poparcia. Jego Œwištobliwoœć Dalajlama jest jedynš osobš, którš Tybetańczycy darzš wiarš i wiernoœciš – i naszš jedynš nadziejš na wolnoœć w Tybecie.

Dziękuję za możliwoœć wygłoszenia oœwiadczenia na forum Kongresu Stanów Zjednoczonych. Mam nadzieję, że moje słowa przyczyniš się do czegoœ.

Raporty HFPC TCHRD TIN Inne Teksty Strona główna