International Campaign for Tibet (ICT) 
18 listopada 2004

Ngałang Sangdrol przed Komisją ds. Chin Kongresu USA

Dziękuję za możliwość poinformowania Komisji o stanie wolności religii w Tybecie. To dla mnie zaszczyt, że mogę się Państwem podzielić moimi refleksjami w imieniu własnym i ICT.

Walka Tybetańczyków jest walką o naród i jego prawo do zachowania oraz kultywowania własnej tożsamości, religii i kultury. Od czasu inwazji komunistycznych Chin i zajęcia przez nie Tybetu nasz naród mężnie przeciwstawiał się niszczeniu naszego kraju, religii i dziedzictwa kulturowego.

Buddyzm tybetański jest podstawowym, integralnym składnikiem naszej tożsamości i zawsze zajmował centralne miejsce w społeczeństwie tybetańskim. Dla Komunistycznej Partii Chin wierzenia religijne są najpoważniejszym problemem w Tybecie – przede wszystkim za sprawą ścisłego związku między buddyzmem a tożsamością Tybetańczyków. Partia jest zaskoczona niemożnością odciągnięcia Tybetańczyków od wierzeń religijnych, a zwłaszcza ich wiernością Jego Świątobliwości Dalajlamie. Problem ten ma charakter nie tylko ideologiczny, ale także polityczny i strategiczny. Strach przed tybetańskim pragnieniem oderwania się od Chin i zdestabilizowaniem regionów granicznych sprawia, że partia jest niezwykle wyczulona na wszystko, w czym widzi „infiltrację” zewnętrznych, „wrogich” sił antychińskich.

W lipcu International Campaign for Tibet przedstawiła raport poświęcony wolności religii w Tybecie. Wynika z niego, że mimo kosmetycznych zmian władze chińskie nie zmieniły stanowiska wobec osób praktykujących religię w Tybecie.

Po liberalizacji, która miała miejsce w połowie lat osiemdziesiątych – stwierdza ICT – władze chińskie usiłowały na wiele sposobów ograniczyć rozwój religii w Tybecie. Obradujące w 1994 roku III Forum poświęcone polityce wobec Tybetu przyniosło drastyczne restrykcje wobec życia religijnego. Wytyczne Forum świadczą o poważnym zaniepokojeniu partii – wynikającym z przeświadczenia, że religia jest ściśle powiązana z ruchem niepodległościowym – niezmienną popularnością buddyzmu tybetańskiego. Zaaprobowano, na najwyższym szczeblu, zwiększenie inwigilacji i kontroli nad klasztorami. Przy okazji poszerzono kompetencje struktur administracyjnych, które miały odtąd zajmować się nie tylko edukacją polityczną i donoszeniem, ale także pełnić rolę służby bezpieczeństwa. III Forum zleciło podjęcie następujących kroków we wszystkich instytucjach religijnych:
- zbadać poglądy polityczne każdego Komitetu Demokratycznego Zarządzania i mianować do nich tylko „patriotycznych” duchownych,
- egzekwować zakaz wznoszenia budowli religijnych bez zezwolenia władz,
- egzekwować limit liczby mnichów i mniszek w każdej świątyni,
- zobowiązać każdego mnicha i każdą mniszkę do zadeklarowania bezwzględnego poparcia dla rządów partii komunistycznej i integralności „macierzy”,
- zobowiązać mnichów i mniszki do „politycznego odcięcia się grubą kreską od kliki Dalaja” – innymi słowy, do formalnego przeciwstawienia się Dalajlamie i jego dążeniom. Zwiększenie restrykcji na terenie Tybetu stanowiło element nowej polityki Chin wobec religii. Atak na klasztory łączył się również z szerszą kampanią zwalczania tybetańskiej opozycji, którą realizowano przy pomocy propagandy, reedukacji, przepisów administracyjnych, kar i coraz bardziej wyrafinowanych środków bezpieczeństwa. Religia stała się przedmiotem ataku, ponieważ to właśnie ona, i kultura, odróżnia Tybetańczyków od Chińczyków. Dopóki Tybetańczycy zachowują swą unikalną religię i kulturę, dopóty nie da się ich nazwać „Chińczykami”.

Moi rodacy manifestowali, głównie pokojowo, sprzeciw wobec nowej polityce Chin wobec religii w Tybecie. Setki osób trafiły za to do więzień. Brałam udział w demonstracjach przeciw władzom chińskim od trzynastego roku życia, ponieważ chciałam zaprotestować przeciwko odbieraniu Tybetańczykom podstawowych praw, w tym także wolności religii. Do wściekłości doprowadzało mnie również – jak każdego Tybetańczyka – znieważanie przez władze chińskie naszego duchowego i politycznego przywódcy, Jego Świątobliwości Dalajlamy. Po zatrzymaniu otrzymałam kilka wyroków i spędziłam 12 lat w budzącym grozę lhaskim więzieniu Drapczi.

Dzieliłam los więzionych i torturowanych za kratami mniszek. Wiele z nich straciło w więzieniu życie. Te, którym udało się uniknąć śmierci, stały się w gruncie rzeczy żywymi trupami, choć formalnie opuściły mury więzienia.

Ja miałam szczęście, ponieważ społeczność międzynarodowa, w tym Kongres i Administracja Stanów Zjednoczonych, konsekwentnie przypominała o mnie władzom chińskim. Dzięki łasce mego przywódcy Jego Świątobliwości Dalajlamy, rządowi tybetańskiemu i aktywnej pomocy amerykańskich polityków cieszę się dziś wolnością. Choć bardzo ją sobie cenię, pamiętam przecież o losie moich rodaków, zwłaszcza więźniów. Korzystając ze sposobności, wzywam rząd Stanów Zjednoczonych do zrobienia wszystkiego, aby niewinni Tybetańczycy, którzy są więzieni i torturowani li tylko za korzystanie z należnych im praw politycznych, mogli odzyskać wolność.

Ze swojej strony staram się robić wszystko, by nagłośnić ich sytuację. Po przybyciu do Stanów Zjednoczonych dowiedziałam się o przepisach Konstytucji Chińskiej Republiki Ludowej, które gwarantują wiele praw mieszkańcom tego kraju, w tym także więźniom. Ze zdumieniem odkryłam, że nawet tak represyjny system, jak ten, który obowiązuje dziś w Chinach, powinien zapewnić mi różne prawa – między innymi do obrońcy i sprawiedliwego procesu. Ani mnie, ani żadnej z moich koleżanek z więzienia nie tylko nie zagwarantowano takich praw, ale nawet nas o nich nie powiadomiono. Staram się więc teraz lepiej zrozumieć chińskie prawo, aby stać się skuteczniejszą rzeczniczką tybetańskich więźniów politycznych.

Zapoznałam się z raportem Komisji z 2004 roku, w którym znalazły się wzmianki o sytuacji w Tybecie. Autorzy raportu słusznie stwierdzają, że choć w konstytucji i innych przepisach ChRL, choćby w Ustawie o Autonomii Regionalnej, mówi się o wolności religii i innych swobodach, w praktyce Tybetańczycy poddawani są wielu restrykcjom. Niedawno, na przykład, usłyszałam, że chińscy urzędnicy oświadczyli, iż w Tybecie nie ma formalnego zakazu posiadania i wystawiania na widok publiczny zdjęć Jego Świątobliwości Dalajlamy. Twierdzili, jak cytowały media, że Tybetańczycy po prostu nie chcą wystawiać zdjęć Jego Świątobliwości. Urzędnicy ci nie tylko nie mają pojęcia o uczuciach Tybetańczyków, ale ich słowa świadczą o braku szacunku dla religijnych praw naszego narodu. Tybet opuściłam ledwie przed rokiem i po prostu wiem, że gdyby nie jawne i zawoalowane naciski polityczne, niemal wszyscy Tybetańczycy mieliby na ścianach portrety Jego Świątobliwości. My, Tybetańczycy, jesteśmy dumni z naszego duchowego i doczesnego przywódcy, a nasza wiara i szacunek wobec Jego Świątobliwości są niewzruszone. Niestety, większość decyzji tyczących narodu tybetańskiego, podejmują nie Tybetańczycy, ani nawet nie urzędnicy tybetańscy, lecz chińscy liderzy z Pekinu.

Popieram zalecenia Komisji z tegorocznego raportu, w którym stwierdzają Państwo, że „przyszłość Tybetańczyków, ich religii, języka oraz kultury zależy od uczciwych i sprawiedliwych decyzji politycznych, które przynieść może jedynie dialog. Do dialogu takiego niezbędny jest Dalajlama. Prezydent i Kongres powinni nadal wzywać chiński rząd do podjęcia prawdziwych rozmów z Dalajlamą lub jego przedstawicielami”.

Ponieważ Komisja ta została powołana w celu monitorowania sytuacji w Chinach i przedstawiania rekomendacji politycznych rządowi Stanów Zjednoczonych, proszę o wzięcie pod uwagę następujących problemów.

  1. Sprawa Tenzina Delka Rinpocze jest niezwykle pilna, ponieważ istnieje możliwość, że rząd Chin straci go po upłynięciu okresu zawieszenia wykonania kary śmierci, czyli w przyszłym miesiącu. Rząd Stanów Zjednoczonych powinien interweniować, by uratować przed egzekucją tego niewinnego lamę.
  2. Sprawa Panczenlamy ma dla narodu tybetańskiego wagę największą. Nadal nie mamy żadnych konkretnych informacji o miejscu pobytu i losie XI Panczenlamy Genduna Czokji Nimy. Stany Zjednoczone powinny wywierać na Chiny presję, aby dopuściły one do Panczenlamy niezależnych obserwatorów, którzy sprawdzą, czy ma się on dobrze i czy trzymuje wykształcenie religijne.
  3. Szczególnie bliska jest mi sytuacja tybetańskich więźniów politycznych, ponieważ do niedawna byłam jedną z nich. Wzywam rząd Stanów Zjednoczonych do wywierania nacisków na Chiny w celu zwolnienia wszystkich tybetańskich więźniów politycznych. Co więcej, Chiny powinny przywrócić prawa tym działaczom, którzy zostali z więzień zwolnieni. Wielu z nich mówiło mi, że są prześladowani nawet za murami więzienia.
  4. Wreszcie, jedyną metodą skutecznego rozwiązania problemu wolności religii w Tybecie jest znalezienie rozwiązania politycznego problemu Tybetu. Stany Zjednoczone powinny aktywnie wzywać rząd Chin do podjęcia prawdziwych rozmów z przedstawicielami Dalajlamy, które doprowadzą do wynegocjowania takiego rozwiązania.
Na koniec pragnę podziękować rządowi i mieszkańcom Stanów Zjednoczonych za pozytywną rolę, jaką odgrywają w nagłaśnianiu problemu Tybetu, i za wspieranie Jego Świątobliwości Dalajlamy w poszukiwaniu sprawiedliwego rozwiązania kwestii Tybetu.

Taszi delek – i dziękuję. ]

Raporty HFPC TCHRD TIN Inne Teksty Strona główna