Zagłada kolejnego klasztoru we wschodnim Tybecie
W kilka miesięcy po zrównaniu z ziemią
tysięcy domów w kompleksie Larung Gar władze chińskie przystąpiły do niszczenia
Jaczen, innego wielkiego obozowiska klasztornego we wschodnim Tybecie.
Skala zniszczeń przywodzi na myśl tylko czasy rewolucji kulturalnej.
Jaczen. Tyle zostało z należących do mniszek chatek. Fot. © ITC. |
Do 10 października, na rozkaz władz okręgu
Peljul, w położonym na południowy zachód od Kandze (chiń. Garze) i na wschód
od Peljul (prowincja Sichuan) klasztorze Jaczen Gar zrównano z ziemią ponad
800 chat mnichów i mniszek.
Według czterech mniszek, które uciekły z Tybetu po zburzeniu ich kwater, kilkuosobowe grupy robocze z Peljul pojawiały się w klasztorze od lipca do pierwszych dni września. Urzędnicy sporządzali szczegółowe notatki i mapy monastycznego obozowiska, położonego na odludnych pastwiskach Tromthar. Na początku września chińscy urzędnicy zaczęli malować na ścianach wielu domów znak chai (“zniszczyć”). W tym samym czasie przedstawiciele władz okręgu Peljul kazali mnichom, mniszkom i świeckim zebrać się przed główną świątynią. Zebranych poinformowano, że w Jaczen mogą zostać tylko wybrani duchowni z Peljul. Ci, których domy oznaczono znakiem chai, mieli własnoręcznie zburzyć swoje kwatery. W razie odmowy – obwieszczono – dom zniszczy specjalna grupa robocza, a koszty (200 yuanów, czyli 25 USD) pokryją właściciele. |
Na początku września wywieszono obwieszczenie:
“Podczas szczegółowych badań, których celem było otoczenie opieką i chronienie
klasztoru, grupy robocze wytyczyły dopuszczalne granice części mieszkalnej.
Kwatery [duchownych], znajdujące się poza wyznaczoną linią, muszą zostać
zburzone do 15 września. Jeżeli [mieszkańcy] nie zrobią tego w terminie,
Ludowy Rząd Okręgu Peljul wyburzy domy
siłą i, zgodnie z obowiązującymi przepisami, podejmie kroki prawne wobec
osób, które nie zastosowały się do niniejszego polecenia”.
“Powiedzieli, że mamy same
zburzyć własne domy – mówi mniszka, która studiowała w Jaczen pięć lat
– a jeśli tego nie zrobimy, zjawi się policja i skonfiskuje nasze rzeczy.
Większość mniszek zniszczyła chatki, zawalając gliniane ściany. Wszystkie
strasznie płakałyśmy, ale co było robić? Gdybyśmy odmówiły, pobiliby nas
i wszystko zabrali. Na wiecu przed świątynią powiedzieli,
że jeśli zburzymy domy, będziemy mogły zatrzymać cały dobytek. (...) Bałyśmy
się, że nas aresztują, jeśli nie zburzymy domów z wymalowanym znakiem”.
Nadzorowane przez urzędników mniszki własnoręcznie zburzyły 400 domów.
“Grupy robocze wybrały wariant stopniowego niszczenia różnych części kompleksu – twierdzi chiński mnich, który skontaktował się z ICT po powrocie w rodzinne strony w południowo-wschodnich Chinach. – Na pierwszy ogień poszły kwatery mniszek z Pema Khandro Ling. Zburzono tam jakieś czterysta domów. Potem zniszczono Deczen Tahlho Ling, na stoku, za główną świątynią. To z kolei teren mnichów. I oni, jak przedtem mniszki, musieli zawalić ściany swoich chat”. |
Niebieskie chai – “zniszczyć”. Tego domu z pewnością już nie ma. Fot. © ITC. |
Kompleks Jaczen rozciąga się na położonych na wysokości około 4.000 m n.p.m. łąkach i pastwiskach regionu, tradycyjnie nazywanego Jaczen i należącego obecnie do okręgu Peljul prowincji Sichuan. Duchowni mieszkali tu w glinianych chatkach, wzmacnianych kawałkami drewna, które przynosili z oddalonego o jakieś 50 kilometrów lasu. Jako opału używali suszonego łajna jaków. W tej okolicy jedynym źródłem elektryczności są małe, spalinowe generatory.
“Chatki, które wznosili dla siebie mnisi i mniszki, składają się z maleńkiej celi medytacyjnej (służącej też za sypialnię) i paleniska. Ci duchowni byli dla mnie prawdziwymi ascetami. Zdecydowali się na życie na potwornym odludziu, bez żadnych udogodnień cywilizacyjnych, całkowicie poświęcając się modlitwie i medytacji. Jaczen do takie miejsce, z którego wszędzie jest daleko”, powiedział ITC zachodni turysta, który odwiedził klasztor na początku roku.
Trzy tysiące duchownych z Jaczen – prowadzonych
przez głównego nauczyciela, lamę ze szkoły njingma, Aczuk Khenpo Rinpocze,
i kilku innych khenpo – koncentrowało się przede wszystkim na medytacji.
Wydaje się, że dziś w obozowisku pozostało około 1.500 mnichów i mniszek.
Tradycyjnie w połowie października większość adeptów z Jaczen rozpoczynała
trzymiesięczne ścisłe “odosobnienie”, poświęcone medytacji i kontemplacji.
Cytowana już mniszka uważa, że wyburzanie
chat i najścia grup roboczych zakłócą ten rytuał.
Jaczen w zeszłym roku, kiedy jeszcze budowano tu domy. Ten akurat zburzono we wrześniu jako jeden z pierwszych. Fot. © ITC. |
W Jaczen studiowało też około 150 Chińczyków,
Tajwańczyków i Singapurczyków (podobnie jak w Larung Gar byli tu nauczający
po chińsku tybetańscy lamowie). Władze kazały im opuścić kompleks na początku
września.
“Mnisi i mniszki z innych [niż Peljul] okręgów oraz duchowni chińscy muszą opuścić klasztor, wrócić w rodzinne strony i zerwać wszelkie kontakty z Jaczen. Mają na to czas do 15 września 2001. Wobec osób, które nie zastosują się do niniejszego polecenia, Ludowy Rząd Okręgu Peljul podejmie bezzwłocznie kroki prawne, zgodnie z wytycznymi Komitetu ds. Religii Prowincji Sichuan oraz przepisami meldunkowymi” – stanowi cytowane wcześniej rozporządzenie. “Władze powiedziały nauczycielom z Larung Gar i Jaczen, że nie wolno im nauczać wadżrajany [wydaje się, że w tym kontekście termin ten oznacza po prostu buddyzm tybetański] Chińczyków, ani udzielać nauk w Chinach – twierdzi chiński lekarz, który po wydaleniu z Larung Gar przez cztery miesiące studiował w Jaczen. – Nam z kolei mówili, że Chińczykom nie wolno studiować ani słuchać nauk tybetańskich lamów. Do zamieszkiwanych przez Tybetańczyków regionów przyjeżdża coraz więcej Chińczyków, ale władze nie chcą, by utrzymywali oni jakiekolwiek kontakty z tybetańskimi lamami. Rząd zdaje sobie sprawę z prostego faktu: im więcej osób wierzy w Buddę, tym więcej osób czci Dalajlamę. Czy to chińscy, czy to tybetańscy buddyści zagrażają więc ich wizji jedności macierzy”. |