Free
Tibet Campaign, ICT, Australia Tibet Council
Kate Saunders 29 stycznia 2004 Zmiany w departamencie odpowiadającym za dialog z Dalajlamą W Departamencie Pracy Frontu Jedności – strukturze partii, która odpowiada za “sojusz” z grupami takimi jak mniejszości etniczne, związki wyznaniowe i intelektualiści, oraz kontaktuje się z wysłannikami Dalajlamy – dokonano zmian personalnych. Obserwatorzy przyjęli je z zadowoleniem, ponieważ nowi członkowie nie mają doświadczeń, za sprawą których mogliby opowiadać się za prowadzeniem w Tybecie polityki twardej ręki. Tybet stanowi obecnie jedno z najważniejszych zadań Departamentu, gdyż sprawy Tajwanu powierzono innej strukturze. Zhu Xiaoming, były szef Biura ds. Narodowości i Religii, który lansował politykę partii w Tybecie podczas oficjalnych wizyt w Stanach Zjednoczonych i Europie, został niespodziewanie przeniesiony na “Uniwersytet Socjalistyczny” w Pekinie. Jego następcą został Chang Rongjun, odpowiadający wcześniej za kontakty partii z intelektualistami. Bihua, wicedyrektorka biura, która często uczestniczyła w dwustronnych rozmowach z zachodnimi rządami na temat praw człowieka, również opuściła Departament i została przeniesiona do pekińskiego Ośrodka Studiów Tybetańskich. Za zmianami personalnymi stoi zapewne uważana za protegowaną prezydenta Hu Jintao, z którym współpracowała w młodzieżówce KPCh, nowa szefowa Departamentu Liu Yandong. Według chińskich mediów Liu zastąpiła poprzedniego przewodniczącego Wanga Zhaoguo w grudniu ubiegłego roku. Jej pierwszym zastępcą został Zhu Weibi, były sekretarz Li Ruihuana, wpływowego członka Biura Politycznego, który uchodził za zwolennika reform i został zmuszony do przejścia na emeryturę przed objęciem przez Hu foteli pierwszego sekretarza partii i prezydenta ChRL. Trzy z pięciu wydziałów Biura ds. Narodowości i Religii, które podlegają obecnie Chang Rongjunowi, będą zajmować się sprawami tybetańskimi. Przeniesienie Zhu Xiaominga na Uniwersytet Socjalistyczny oznacza awans na wiceministra, ale odbiera mu wpływ na sprawy Tybetu. Podczas zagranicznych wizyt Zhu dał się poznać jako rzecznik twardej polityki wobec Tybetu i rozmów z Dalajlamą. W 2002 roku spotkał się z amerykańskimi ekspertami i wziął udział w konferencji tybetańskiej na Uniwersytecie Harvarda. “Uważam, że negocjacje – mówił – powinny dotyczyć przede wszystkim kwestii takich, jak porzucenie przez Dalajlamę i jego stronników niepodległościowych pretensji i działalności separatystycznej oraz ich przyszłego wkładu w zjednoczenie macierzy, narodową jedność i postęp, a nie politycznego czy prawnego statusu Tybetu. Tybet jest nieodłączną częścią Chin. (...) Co zdaniem Kongresu USA rząd Chin miałby negocjować z Dalajlamą? Status Tybetu, szeroką autonomię itp.? Wszystkie te zagadnienia nie podlegają negocjacjom”. W 2001 roku Zhu kierował grupą roboczą, która przygotowywała wizytę Hu Jintao w Lhasie z okazji 50. rocznicy “pokojowego wyzwolenia” Tybetu. W zeszłym tygodniu Lodi Gjari, specjalny wysłannik Dalajlamy, powiedział w Londynie, że “otwartość i szczerość” nowych przywódców Departamentu, z którymi spotkał się w maju zeszłego roku w Pekinie, zrobiły na nim duże wrażenie. Dodał jednak, że poważne rozmowy na temat Tybetu są jeszcze w powijakach. “Obecnie dla Tybetańczyków otwiera się okno możliwości – tłumaczył. – To chwila krytyczna. Dostrzegamy różnicę między rozmowami a negocjacjami. Kiedy Jego Świątobliwość Dalajlama poprosił mnie o włączenie się do tego procesu, powiedziałem jasno, że mogę uczestniczyć w jego pierwszym etapie, polegającym na nawiązaniu bezpośrednich stosunków z rządem Chin. Jesteśmy właśnie na pierwszym etapie. Proces ten nie jest ani łatwy, ani szybki”. Lodi Gjari powiedział również, że cieszy go wyłonienie “czwartego pokolenia” chińskich przywódców z Hu Jintao na czele oraz zmiany w elitach politycznych, których dokonano po X Ogólnochińskim Zgromadzeniu Przedstawicieli Ludowych w marcu zeszłego roku. Jego zdaniem podejście do sprawy Tybetu ma obecnie “charakter bardziej zinstytucjonalizowany i mniej personalny. (...) Nowi przywódcy są znacznie bardziej formalni. Już nie rozmawia się w kuchni i wszystko trwa nieco dłużej. Uważam, że [nasze relacje] będą dzięki temu bardziej stabilne i mniej zależne od kaprysów kilku osób”. |
|
|
|